To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Mroczne Zaułki - (Opuszczony) magazyn MORII

Cariati - 9 Marzec 2013, 12:26

Życie dziewczyny ostatnio zdecydowanie stało się bardzo nudne. Dosłownie nie wiedziała czym się zająć. Nie chciała wrócić do Krainy Ludzi, nie miała po co, zaś jeśli już brała się za jakąś robotę, za nowe dzieło, to od razu przestawała, ponieważ od dłuższego czasu cierpiała na ewidentny brak weny twórczej. Nie miała również ochoty na zwykłe czynności, które zazwyczaj odrywały ją od rzeczywistości i czuła się naprawdę błogo. Na przykład granie na skrzypcach, zawsze jak miała styczność z tym instrumentem zmieniała się w inną osobę, a na dodatek niejednokrotnie się uśmiechała. Dlatego też służba lubiła doby, gdy po większości korytarzach rozchodził się łagodny dźwięk skrzypiec. Za to nie cierpieli dni jak czarnowłosa właśnie była znużona, na dodatek dręczył ją niedobór snu. Nie mogła zasnąć sama z siebie, po prostu w nocy godzinami wpatrywała się w sufit bez najmniejszego sensu. Toteż brała często niezbyt mocne leki nasenne. Wówczas była praktycznie ciągle podirytowana, co oznaczało, że służba musi być bardzo ostrożna, ponieważ najmniejsza błahostka mogłaby spowodować wielki wybuch złości. Całymi godzinami krążyła po różnych pokojach, bibliotece, jadalni, oczywiście z naburmuszoną miną i tylko wszystkim przeszkadzała. Ależ było to dla niej oczywiste, iż może tak robić, bo to ona ma zły humor, dlatego też musi sobie znaleźć jakieś ofiary. Najczęściej padło na niedoświadczone służki, które po wszystkim z płaczem biegły do dalszej pracy, na dwór, lub do ich własnych przydzielonych pokoi. Jednak po tym wszystkim o wiele lepiej się czuła, aczkolwiek nie na długi okres. Albowiem po kilku godzinach złość wracała. Wtedy też zamykała się w pokoju, lub po prostu wychodziła z domu, żeby sobie pospacerować po miejscach gdzie zbytnio nie ma ludzi albo właśnie do specjalnie zaludnionych rynków, czy sklepów. Tak też zrobiła tego dnia. Ostatnio zaczęła jej również dokuczać migrena, na szczęście nie była zbyt mocna, chociaż najmniejszy pisk, krzyk czy coś innego sprawiał, że ból się nasilał. Dlatego też postanowiła iść w bardziej wyciszone miejsce, może nawet opustoszałe, ale przede wszystkim takie, które sama lubiła. Plątała się po krętych uliczkach, a najmniejsza usłyszana rozmowa doprowadzała ją do szału. Gdy jakieś rozbawione dziecko w nią wleciało Cariati dosłownie wybuchła. Okrzyczała je na wszelakie sposoby, jednak zachowując umiar. Kilkoma słowami, nie przeklinała je na różne sposoby, ani nie używała niestosownych wyrażeń. Nie chciała aby zapadła w jego pamięci, bo dzieci raczej zapamiętują osoby, które niechybnie były dla nich złe. A takie uwagi, które nie koniecznie były miłe, skierowane do tego bachora, czarnowłosa starała się dobierać i żeby wbrew pozorom choć trochę wyszły normalnie. Pod koniec swojego kazania młody chłopczyk miał łzy w oczach. Ophelia powiedziała ciut drętwym głosem.
- No, już.. uważaj na siebie.
Jej kroki stawały się szybsze, jednak nadal były ciche. W pewnym momencie odwróciła się by sprawdzić czy chłopiec nadal tam stoi, ale tak jak przypuszczała nie było już go tam. Zapewne pobiegł nadal się bawić z innymi dziećmi, lub prosto do mamy podzielić się z nią nowym przeżyciem. Miała już dość, więc zaczęła biec. Na początku truchcikiem, który i tak był w miarę szybki, jednakże nie tak, jak zaczęła biec w normalnym tempie, który dla innych był zdecydowanie nieosiągalny dla oczu. Dzięki swojej mocy w trymiga znalazła się obok magazynu. Nie znajdowała się przed głównymi drzwiami, tylko gdzieś z tyłu. Często już tutaj bywała i to właśnie zazwyczaj tędy wchodziła do budynku, dzięki niewielkiej dziurze, która osiągała z jeden metr szerokości, zaś wysokości zaledwie dwa. Weszła przez nią bez problemu, nawet nie ubrudziła swojej sukienki, tylko do tej pory jej buciki troszkę się zabrudziły. Wiedziała, iż w magazynie unoszą się tony kurzu i brudu, ale jej to nie przeszkadzało. Rozejrzała się po pomieszczeniu, po czym szybko skierowała się do jednej z porcelanowych lalek. Za każdym razem gdy przychodziła do magazynu nie przestały ją zachwycać. Kucnęła na nóżkach, tak że końcówki sukienki dotykały brudnej ziemi. Wskazującym palcem oczyściła jej szklane oczy. Wyciągnęła chusteczkę z niewielkiej kieszonki, którą miała na lewej piersi i zaczęła oczyszczać zabawkę. Nie wiedziała jak ktoś mógł zostawić takie dzieło na pastwę losu. Pełna przekonania, że jest tutaj całkiem sama, chwyciła lalkę w ręce aby rozpocząć maniakalne ścieranie kurzu. Nawet nie wiedziała kiedy, ale zaczęła cicho nucić krótką melodyjkę (aczkolwiek, jej nucenie nie było idealne, czy nawet dobre), która roznosiła się echem po całym budynku.

Anonymous - 23 Kwiecień 2014, 01:01

Lavenne ostatnio czuła się coraz lepiej. Ktoś obcy rzekłby, że jej stan psychiczny nadal jest masakryczny, ona jednak widziała poprawę. Już od jakiegoś czasu nie miała ochoty nikogo zaatakować, nawet małej. W jej życiu zdarzyło się to już trzy razy, kiedy po prostu wyciągnęła sztylet i wbiła go w serce komuś nieznajomemu, na ulicy, tak po prostu. Ofiara umierała, bliscy płakali, a wszystko przez to, co działo się w jej głowie. Zanim jeszcze stała się opętańcem, była miłą i życzliwą osobą, całkiem normalną. Nie doceniała jednak swojego życia, uważała że gorzej być nie mogło. Kiedy znalazła się w krainie luster zrozumiała, że kiedyś to była istna bajka. Może była samotna, mieszkała z ciotką która jej nie kochała. Wtedy jednak z jej pleców nie wyrastały nietoperze skrzydła, nie dotknęła jej anielska klątwa a jej psychika nie była tak zryta. Jednak oprócz dodatkowej części ciała dostała przeróżne lęki. Gdy spotkała senną zjawę, chłopaka, na którego mówiła Bezimienny, poczuła się trochę lepiej. On też miał problemy, został wyrzucony z czyjegoś snu, nikt go nie chciał. Był odrzucony, zapomniany i podobnie jak ona - samotny. Rozumieli się, jednak to nie wystarczyło żeby jej pomóc. Odeszła, bo bała się, że coś mu zrobi. Nigdy nie wybaczyłaby sobie, że go skrzywdziła. Mieszkała w jakimś starym domu, uważała że powinna tkwić w samotności, odizolowana od ludzi, których się bała, a oni uważali ją za inną, wytykali palcami. Los jednak chciał inaczej. Nietoperz od jakiegoś czasu zaczęła służyć pani Montefiere. Uznała, że może jeśli będzie miała jakieś konkretne zajęcie, jej stan się poprawi. Wcześniej siedziała całe dnie w ruinie, którą nazywała domem i nic nie robiła. Jadła raz na dzień, jak nie mniej, przez co była jeszcze chudsza niż kiedyś. Gdy zaczęła pracować, trochę się poprawiło. Nadal nie było wspaniale, ale przez przebywanie z innymi istotami mniej się ich bała oraz, co już wspominałam, nie miała ochoty nikogo atakować. Ciągle miała swoje humory, co często mogło wprawiać w niezadowolenie jej panią, jednak zapewne nigdy się ich nie pozbędzie.
Jako że była jej osobistą służką, to ją zawsze wysyłano, gdy chodziło o jakieś ważniejsze sprawy. Tym razem Ophelia dość długi czas nie wracała do jej posiadłości. Wszyscy się zmartwili, Lav także. Mimo, że tylko dla niej pracowała, w jakiś sposób przywiązała się do jej osoby. Gdy podjęto dyskusję, kto poszedłby jej szukać, wybrano właśnie ją, zresztą się z tego nawet cieszyła. Radował ją fakt, że zrobi coś pożytecznego, martwiło to, że pewnie kogoś spotka. Mimo niedogodności, podjęła się poszukania swojej pani. Znalazła ślady, które zostawiały jej obcasiki. Rozpoznała je i zaczęła podążać ich śladem. Nie miała pewności, że należą do niej, ale tak czuła.
Idąc śladami Cariati, co chwilę zajęło, doszła do miejsca, z którym wiązały się jej najgorsze wspomnienia. Mroczne zaułki... to tutaj stała się opętańcem, tu jej życie legło w gruzach. Nienawidziła anielskiej klątwy, tego, co z niej zrobiła. Według siebie, była potworem. Wahała się chwilę, czy na pewno iść dalej, lecz zdecydowała się to zrobić. Doszła do jakiegoś opuszczonego magazynu. Ophelia weszła do budynku dziurą, Blair zrobiła podobnie. Ledwo co się przecisnęła, głównie przez swój wzrost i skrzydła. Od razu, gdy tylko wcisnęła się do środka, w powietrze wzbiły się kłęby kurzu. Zakaszlała cicho, po czym zaczęła lustrować wzrokiem pomieszczenie. Zauważyła dziewczynę, gdy się przyjrzała widziała też, że ta coś trzyma. Słyszała ciche nucenie, które według niej pięknie brzmiało, mimo że brakowało mu trochę do ideału. Stała chwilę przy ścianie, obserwując bacznie marionetkarkę, po czym wzbiła się w powietrze na metr wysokości i podleciała do niej, machając skrzydłami. Była to jedna z niewielu rzeczy, które doceniała w swojej rasie. Niestety, mogła latać tylko na krótkie dystanse, co jednak wychodziło jej całkiem nieźle.
Wylądowała z gracją, po czym ukłoniła się nisko przed kucającą Montefiere. Na twarzy Nietoperza widać było zaniepokojenie, ale też radość, że pani się odnalazła. Uśmiechnęła się lekko, w miarę możliwości, co na jej wiecznie smutnej twarzy dziwnie wyglądało.
- Och, tu pani jest - powiedziała. - Bardzo się martwiłam, czy pani się nic nie stało. Postanowiłam więc panią znaleźć.
Nie wspomniała ani słowem o fakcie, że wysłanie jej tutaj nie było tylko jej decyzją. Stwierdziła jednak, że skoro tu przyszła, to Cariati może myśleć, że zrobiła to z własnej woli. W sumie tak było, to nie jej wina, że reszta służby także chciała ją tu wysłać.
Gdy stała obok niej, czekając na odpowiedź, widziała co ta trzyma w dłoniach. Nie zdziwiła się, że oczyszcza ona lalkę. Była marionetkarką, miała więc prawo kochać te porcelanowe przedmioty i wcale się temu nie dziwła. Ta, którą trzymała była bardzo ładna, co zauważyła nawet Blair. Ophelia wytarła ją z kurzu i można było ujrzeć, jak dokładnie została wykonana.
Lavenne westchnęła cicho, ciekawe, jak jej pani zareaguje na jej przybycie tutaj.

Aaron - 24 Czerwiec 2016, 20:45

Oni potrzebowali miejsca, które pozwoli im być blisko i pozostać niezauważonymi. Oni - istoty zza Bramy, które przyszły tu, choć nie miały prawa, które zasiały chaos, mieszając ciekawość z chciwością.
Po wojnie minęło wiele lat, a pragnienia nie uległy zmianie - wciąż tu przychodzą, szukają, poznają. I znaleźli miejsce, które od lat przestało być odwiedzane. Postanowili ulokować się w miejscu równie ciemnym, co ich intencje. Mroczne Zaułki mają sławę w całej Krainie, są siedliskiem Cieni, a teraz Moria zalęgła się tu jak robak w śliwce, będąc jak sęk w pięknym hebanie.
Przynosili sprzęt turami, co parę dni, zawsze w ciemnościach, dwójkami bądź pojedynczo. Nadchodzili z różnych stron, w ciągu kilkunastu dni zapełniając parę kątów opuszczonego magazynu, który obserwowali od miesięcy.
Zgromadzili broń, amunicję i jedzenie. Zalęgli się w małych pomieszczeniach magazynu, które bez pomocy oświetlenia są pełne ciemności. Kilka analogowych kamer obserwuje wszystkie wejścia do wewnątrz hali, a kilkoro ludzi zawsze jest obecnych we wspomnianych, ukrytych pomieszczeniach. Zmieniają się co jakiś czas, przynosząc nowe zapasy żywności. Jak cienie, niepostrzeżenie chcą się tutaj zadomowić. Mieć centrum dowodzenia w Krainie Luster.
Od parunastu dni im się to udaje.
Ich celem jest przeniesienie się do podziemnych korytarzy i utorowanie sobie do nich drogi pod powierzchnią. Ale póki co gnieżdżą się w ciasnych ścianach. Od czegoś trzeba zacząć...



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group