To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Kal’Amanhar - Krypta pośród Miasta Ciosanych Skał

Aaron - 12 Listopad 2015, 19:42
Temat postu: Krypta pośród Miasta Ciosanych Skał
Jeszcze w czasie biegu po mieście, czarne chmury wróżyły załamanie dotąd słonecznej pogody.
Napotkali na swojej drodze stworzenia, których obyczaje Kotka zdążyła już poznać wcześniej - teraz jednak było ich jednak więcej, co najmniej czterej rozwścieczeni strażnicy tych skał. Ucieczka przed nimi wmusiła w końcu konfrontację, w której zmuszeni byli do rozdzielenia się, lecz także i do współpracy. Lunatyk zdołał telekinezą dźwignąć jeden z bloków i zmiażdżyć nim bestie zwabioną przez Straszkę. Ona z kolei w międzyczasie zadbała o wyeliminowanie z walki drugiej bestii, po czym dołączyła do mężczyzny, ostatecznie unikając starcia z pozostałymi bestiami.
Pytanie tylko, czy uciekły, czy też na swoją ofiarę planują coś lepszego od dalszej walki we dwójkę.
Zarówno Anastasia jak i Eliot zostali zmęczeni tą walką. Drobne skaleczenia były jedynymi ich ranami.


Wnętrze krypty ukazało ciemność, a przekroczenie jej progu nałożyło się wraz z pierwszym wstrząsem. Nie był to jednak jakiś rodzaj mechanizmu obronnego, który zostałby nieodpowiedzialnym krokiem aktywowany, a efekt działających w centrum i wnętrzu wyspy mocy.
Rzucone na kryptę światło pozwoliłoby odkryć spory dół biegnący środkiem i wąskie przejścia po obu jego stronach. Chłodny wiatr bił z wnętrza, był wręcz lodowaty. Gdyby Kejko była tutaj, poznałaby tę aurę, wiedziała, że tu także dzieje się coś niedobrego. Obecni tu jednak nie mieli podstaw sądzić, że coś jest inaczej niż być powinno. Jednakże, jak znaleźć tutaj to, czego potrzebowali? Ukryte było to po drugiej stronie pomieszczenia, w skrzyni zamkniętej na szyfr, którego konstrukcja jest bardzo leciwa, lecz nie ma się pewności, czy nie jest chroniona jakimś zaklęciem. Wskazówki do szyfru można znaleźć w dole, lecz co tam czyha na poszukiwacza skarbów?
Z pewnością coś więcej niż twarde lądowanie na skale i ciemność wokoło.
Ponownie wstrząsnęło, wyspa po prostu pływała! Dla Eliota koszmar ze statku powracał i nie zapowiadało się na to, aby te znikąd zjawiające się efekty miały przestać się dziać.
Z zewnątrz docierał do nich szum ulewnego deszczu, któremu towarzyszyły grzmoty.


Pozbawieni równowagi, wpadli do środka - zostali rozdzieleni i zepchnięci do dolnego poziomu krypty. Kto? Dwie dowolne istoty z ich całej czwórki.
Tam, w dole, istnieją cztery posągi. Ich ilość oraz oznaczenia wymalowane na pancerzach są odpowiedzią na szyfr ze skrzyni. Symbole te przypominają chińskie znaczki, a na skrzyni znajdują się cztery pokrętła na których można owe symbole wybierać. Piąte z kolei pokrętło to liczba (odpowiadająca liczbie posągów), ukazana za pomocą ilości kropek na każdej z przekręcanych blaszek.

Te cztery posągi to nie byle kamień.
Reagują na każdy najmniejszy nawet ruch, a przy pierwszym ożywiają. Ogon przedstawianych stworzeń ma długość ponad metra i wygląda jak smoczy. Skrzydła z kolei są nietoperze, wyrastające z ciała okutego metalowym, grubym pancerzem. Paszcza wężowa, o potężnych kłach wystających poza obrys gęby. Z ciała wyrasta też kilka par płetw: na pysku, ogonie, skrzydłach oraz spomiędzy płatów pancerza. Potrafią szybko się po lodzie poruszać, równowagi łatwo nie gubią, kły zdolne są roztargać kończynę, a swoim ciężarem z łatwością powalić intruza.
Podłoga jest śliska niczym lodowisko. Właściwie to jest takim lodowiskiem. Powietrze arktyczne, a jego ruch sugeruje, że gdzieś nieopodal prowadzi droga ku jeszcze niższemu poziomowi, wiele niższemu...
I ten chłód z sekundy na sekundę się umacnia.


Po zebraniu naczyń znajdujących się w skrzyni, której niewłaściwa próba otwarcia skończy się dotkliwymi poparzeniami, droga do centrum wyspy nie będzie łatwa, ale o tym... będzie w następnym poście.


  • Kolejka: bez znaczenia.
    Choć na wypadek gdybyście się nie mogli dogadać kto pierwszy odpisuje, kolejka jest wówczas taka jak kolejność waszych ostatnich postów.
    Dokonanie jakiegoś aktu, ekhm, sabotażu(?) mile widziane, mrrr <3
  • Kto wpadł do środka?
    Pierwszy odpisujący sobie wybierze, kto/co.



Anastasia - 19 Listopad 2015, 14:36

Niestety podróż powrotna, tym razem do krypty nie minęła tak lekko i przyjemnie, jakby kotka zakładała. I wcale nie chodziło tutaj o samego Eliota, bo on grzeczniutko na króliku za nią podążał, ale o stwory wcześniej już zapoznane z właścicielką puchatego ogona. Jak się okazało, musieli zwołać swoich kolegów, bo i liczebność ich wzrosła dwukrotnie. To wcale nie pocieszało, nawet jeśli i Anastazja nie była tym razem wyłącznie z Cesetem, choć jej kły szczerzyły się w szerokim uśmiechu. Rzeczywiście musieli współpracować, więc bawiło ją to, ile udręki oboje będą zmuszeni podczas wyprawy znieść, jednak dobrze się stało, że mniej więcej znali swoje moce, wiedzieli do czego drugie mogłoby się przydać i pokonanie części strażników przyszło im bez większego trudu. Bo kto by się przejmował jakimiś lekkimi ranami, kiedy cały świat stoi w obliczu zagrożenia?! Hah, dobre…
W każdym razie reszta stworzeń uciekła, przerażona ich potęgą i rażona blaskiem świetności, a to dało idealną okazję do wejścia w głąb jaskini, gdzie Hebi wyzbyła się myśli o walce i ewentualnych nieprzyjemnościach ze strony zbiegłych przeciwników.
- Odważny, nya. – Mruknęła słodko, gdy Eliot zdecydował się ruszyć pierwszy. Zaraz za mężczyzną (czy też jego królikiem – nie wiem jaka tam kolejność) puściła Schedela, po czym sama zamknęła sznureczek. Tym sposobem Lunatyk nie musiał się obawiać o tyły!
Szkoda tylko, że cała ta kapłanka nie uprzedziła ich o tym, co może czekać wewnątrz. Skoro wiedziała, gdzie szukać przedmiotów, powinna także znać i tę jaskinię. Bo gdy tylko weszli do środka ziemia zatrzęsła się, a kotka na chwilę przystanęła, rozejrzała dookoła, choć musiała nieco zaczekać nim wzrok przyzwyczai się do panujących ciemności i postara wychwycić odrobinę jakiegokolwiek źródła światła, pozwalającego dostrzec więcej. Jednak wyglądało na to, że konstrukcja ma się dobrze, nie zapada się, znikąd nie zostali zaatakowani setkami ostrzy lub też nie uruchomili żadnej podziemnej zapadki. Może konsekwencje będą czekały ich dalej? No nic, ruszyła dalej, ostrożnie stawiając kroki, ale im głębiej się zanurzali, tym chłodniejsze powietrze oplatało jej ciało, a przecież nie była ubrana na zimowe wyprawy, dlatego oplotła się ogonem, jak najszczelniej potrafiła, co jak się później okazało nie było rozważnym pomysłem…
- Mam nadzieję, że tamta kotowata daje sobie radę z kapryśnymi wymysłami organizatorów. Po jaką cholerę w ogóle tu przychodziłam? – Ucieszyła się, że udało jej się schować w suchym miejscu, nim, jak dotarło do kocich uszu, się rozpadało, jednak zadowolenie minęło, gdy wpadła na zatrzymanego w miejscu Ceseta, któremu najwyraźniej ta wypowiedź się nie spodobała. - Och, skarbie, nie chodzi mi przecież o ciebie. Jesteś najlepszym, co mogło mnie wśród mokrej wody spotkać, nya. – Wyminęła bestię, ale zboczenie z wydeptanej ścieżki skończyło się tym, że jedna stopa została postawiona na skałce, co spowodowało zachwianie równowagi, na domiar złego zostało to spotęgowane kolejnym wstrząsem, a przez skrępowane ogonem ciało nie udało jej się na czas złapać czegoś, co skutecznie zapobiegłoby spadnięciu, bo jedyne co zdążyła zrobić, to nieudolne chwycenie znajdującego się na trasie lotu futra Reille i pociągnięcie go za sobą. Jak się okazało wcale nie upadli na ziemię tego samego poziomu, a o jeden niżej, spadając przez dziurę, która akurat musiała być w tym nieszczęsnym miejscu. Co za niesprawiedliwość! A mógł przecież zlecieć Eliot!
- Świetnie, mam nadzieję, że jesteś z siebie dumny! – Warknęła niezadowolona do Eliota, gdy rozmasowywała obity łokieć, na który upadła. Wtedy także w pierwszej kolejności uderzył w nią przerażający ziąb, którego u góry zdawała się doświadczać tylko w niewielkim ułamku, a później dźwięk poruszających się ciężkich cosiów. Nie miała pojęcia, co się dzieje, ale podejrzewała, że stwory sprzed groty weszły do niej innym wejściem.
Natychmiast znieruchomiała chcąc obmyślić jakikolwiek plan działania, a jeśli jednocześnie królik był tak łaskaw się nie poruszać, to Anastasia mogła zaobserwować, iż również zmierzające na nią kroki ucichły. Pułapka? Coś knują... Machnęła ogonem – znów kroki, przestała – one także. Do tej pory nie przyszło jej na myśl, kogo ma przed sobą, lecz wykluczyła już z listy strażników. Jedynym sposobem na przekonanie się, było oświetlenie pomieszczenia, ale potrzebne do tego rzeczy miała schowane w plecaku, co oznaczało, że musiała się ruszyć.
- Króliczku, bądź tak łaskaw i postaraj się nie ruszać, dobrze? W przeciwnym wypadku może nas spotkać szereg niespodzianek. Hej, Panie Magiczny! – Dodała głośniej, starając się przy tym nie ruszać żadną częścią ciała, co na oblodzonej powierzchni graniczyło z cudem. - Zdaje się, że mamy tu małą awarię, nya, ale idź z Schedelem i szukajcie, czego nam potrzeba. – O wyjście będzie martwić się później.
No dobra. Na trzy. Raz, dwa... Odskoczyła gwałtownie w tył, jednocześnie grzebiąc w plecaku w poszukiwaniu krzesiwa, co miało zapewnić jej równoczesne oddalenie się od wroga i wydobycie potrzebnej rzeczy, marnując przy tym jak najmniej ruchów. A kiedy wylądowała ze zdobyczą, podpaliła bandaże umieszczone na płaskim kamieniu, by zobaczyć w co się wpakowała.
Rzeczywiście, nie były to potwory z labiryntu, choć nie wiedziała które z nich wyglądały okropniej. Co gorsza udało im się podejść naprawdę blisko kotki, dlatego z ulgą odetchnęła, że pomyślała o skoku w tył. W tym jednak można było doszukać się i pozytywów, których wagi Hebi jeszcze nie mogła dostrzec. Bowiem miała idealne spojrzenie na nich całych, łącznie z malunkami, które zostały umieszczone na pancerzach. Przyjrzała im się, zapewne większość zapamiętała, ale dopiero jeśli Eliot wspomniałby, że dziwaczny szyfr w skrzyni się znajduje, mogłaby skojarzyć, że są one odpowiedzią. W przeciwnym razie traktowała je bardziej jak podział na rangi lub takie kapryśne nazewnictwo.
Tak czy siak, musiała dalej działać. Bo było tu coraz zimniej, a przecież nie mogła zacząć cała dygotać. W przeciwnym wypadku, musiałaby uciekać korytarzem prowadzącym do… nie-wiadomo-gdzie. Czy to głupi pomysł?

Eliot - 28 Listopad 2015, 23:37

Starał się usilnie nie zwracać uwagi na dyskomfort i mdłości, które nachodziły go na chwilę za każdym większym trzęsieniem wyspy. Nie wiedział, że choroba morska miała jakieś znaczenie przy trzęsieniach ziemi, nawet jeśli było to z powodu pływającej wyspy - dopóki jego mózg przez zmysł wzorku nie zdawał sobie sprawy o zachwianiu równowagi, wszystko powinno być w porządku, ale najwidoczniej tak nie było. Stąpał ostrożnym krokiem przed siebie wzdłuż tunelu krypty, jednym tylko uchem łapiąc słowa kotki, ani razu nie komentując, bardziej zafrasowany sobą i swoim miejscem w tej niezapowiedzianej, nieprzyjemniej przygodzie. Szczerze mówiąc, w pierwszej chwili nawet nie zwrócił uwagi na brak towarzystwa z tyłu. Nie zdając sobie nawet z tego sprawy przyśpieszył już wcześniej korku, bo zdawało mu się, że widzi coś na końcu krypty, w głębi pomieszczenia. Kiedy odwrócił się żeby zwrócić uwagę Anastazji na to co coś, jej już nie było. Tak samo jak jego puszystego przyjaciela, co akuratnie bardziej go zmartwiło. Zamiast nich, jego wzrok napotkał jedynie Schedela pochylającego łeb (łby?) w dziurę w posadce, którą Eliot wcześniej ominął bez problemu swoimi zazwyczaj o wszystko potykającymi się stopami. Uznał to za wysoce podejrzane, że to nie jemu zdarzyło się tu wpaść. Karma działa, bitch!, mógłby złośliwie pomyśleć. Ale ponieważ nie był złośliwą osobą, a nawet więcej, ponieważ był osobą całkiem miłą osobą, nachylił się koło bestii i na złorzeczenia stracho-kotki spytał krótko:
- W porządku? - Echo jego głosu spłynęło w dół krypty. Przez chwilę rozważał zejście na dół, ale jej kolejne słowa powstrzymały go od tego.
- Tak zrobię. - Dał jej znać, zgadzając się z jej propozycją i kiwnął na bestię Hebi, bestie z prawdziwego zdarzenia, sto procent bestii z czaszkowymi łbami zawieszonymi na karku którymi pożywiał się na ludzkich ciałach, mając nadzieję, że nic z charakteru nie przejęła od swojej właścicielki. Już tęsknił za puszystymi uszami Króliczastego, mając nadzieję, że wobec niego Anastazja będzie bardziej łaskawa niż wobec jego właściciela.

Bez wahania jednak odszedł od dziury, wracając do tego co wcześniej zauważył. Dziarskim krokiem, starając się przy okazji nieco rozgrzać, przeszedł odległość dzielącą go od skrzyni. Kucnął przy niej z zamiarem otworzenia i zbadania zawartości, ale napotkała go niemiła niespodzianka.
- Cudownie - mruknął do siebie. Fikuśne zabezpieczenie z pięcioma pokrętłami i znakami nic mu nie mówiącymi. Przez chwilę kontemplował zagadkę starając się przyglądnąć symbolom. Rozejrzał się dookoła siebie sprawdzając czy gdzieś w tym pomieszczeniu nie znajdzie kodu czy pomocy w tej zagwozdce. Poza chłodem, bestią i ogólnym wnętrzem długo przez nikogo nie odwiedzanej krypty nic nie zwróciło na razie jego uwagi.
Wrócił szybko do dziury, jako że dalszej drogi za skrzynią nie było, która mogłaby ewentualnie łączyć jego poziom z tym do którego wpadła Anastazja. Słysząc hałas z dołu pośpiesznie nachylił się w czerń tunelu.
- Jest tu skrzynia. Zamknięta. Potrzebuję kodu, ciąg czterech symboli, ostatnia luka to kropki, chyba symbolizujące ilość. Coś ci to mówi? Co jest tam na dole? - spytał starając się mówić wyraźnie i głośno, żeby nie było żadnych zakłóceń z powodu odległości czy przez hałas z dołu. Nadstawił ucha na możliwą odpowiedź.

Anastasia - 30 Listopad 2015, 14:54

Na szczęście Eliot nie sprawiał większych problemów, kiedy kotka przedstawiła swój plan działania. Miała nadzieję, że w mig upora się z odnalezieniem przedmiotów, a przede wszystkim nie napotka żadnych absorbujących przeszkód, które zatrzymają go na dłużej niż powinny, przez co ona trwałaby tak jak kamienna rzeźba.
No, tego oczywiście nie zamierzała. Obmyślała już sobie plan awaryjny, zakładający rzucenie królika jako ofiarę dla posągów, podczas gdy ona mogłaby szybko uciec korytarzem lub też spróbować zaczepić schowaną w plecaki linę o jakieś głazy znajdujące się na piętrze wyżej. Albo zawoła Ceseta i on jej z pewnością pomoże. Bo miał dobre serduszko, tak?
Jedno skazywało ten plan na porażkę już od samego początku, a mianowicie to, że Anastasia nie poświęciłaby ot tak bestii. Jej właściciela owszem, ale nie samego zwierza. Dlatego musiała z niego zrezygnować głowiąc się nad zniszczeniem przeciwników.
Chłód w korytarzu coraz mocniej jej doskwierał, aż żałowała, że tylko na ogonie i uszach porośnięta jest przyjemnym, grubym futrem, które dawało tym częściom odpowiednią ciepłotę. Bardziej koci Dachowcy na pewno lepiej by to znieśli. Odsłonięte uda raz po raz lekko zadygotały, jednak miała nadzieję, że nie zwróci to większej uwagi rzeźb, bo w przeciwnym wypadku… Zaraz. Przecież z taką łatwością mogła je od siebie odciągnąć!
- Kici, kici, maleństwa, mogłybyście mi pomóc, nya. – Rzeczywiście po tych słowach kilka niewyraźnych miauknięć rozległo się u góry, a z czasem nabierały na sile. Hebi nie uniosła głowy, ale była przekonana, że cztery pokiereszowane łebki zaglądają w dziurę. Cztery – idealnie po jednym na każdego przeciwnika, jeśli tylko zechcą się rozdzielić. Chwilę później cztery małe ciałka zeskoczyły na poziom Straszki, a posągi powinny zareagować na ich ruch. - Nie dajcie się złapać, uważajcie na siebie. Zabierzcie ich w głąb korytarza, przy okazji sprawdzając co kryje się w jego dalszej części. Kiedy znajdziecie drogę powrotną, mam nadzieję, że przekażecie mi tę informację. – Zombie-kociaki ruszyły biorąc na siebie kamiennych strażników, bo ze strony Hebi i Reille nie było wciąż żadnych ruchów, na które mogłyby zareagować. Dopiero, gdy usłyszała, że dźwięk jaki wydawały przy poruszaniu wystarczająco się oddalił, w zasadzie na tyle, że nie było go już słychać, odetchnęła z ulgą i przestała trwać w nienaturalnej pozie.
Podeszła do królika, pogłaskała go za uchem, o ile się jej dał, choć przecież nie miała złych zamiarów i dodała otuchy słowami.
- Już dobrze, nya, świetnie się spisałeś, już możesz zacząć się ruszać. Niedługo się stąd wydostaniemy. – Słysząc warknięcie Schedela, tym razem bez oporów zerknęła na miejsce, z którego dobiegał. Później usłyszała głos Eliota, jednak gdy ostatnie jego słowa zrozumiała jako „Co jest tam matole?”, wiedziała, że ani trochę nie zamierza mu pomagać. A niech wszyscy pomrą przez cholerny brak współpracy! Zastanowiła się jednak nad swoim położeniem, a następnie zaczęła analizować dane przekazane przez mężczyznę. Czy te dziwne szlaczki na pancerzach miały być odpowiedzią? W takim razie, całe szczęście, że wcześniej zapamiętała ich wygląd, nim posłała w siną dal. - A ja potrzebuję stąd wyjść. Widzisz, chyba oboje mamy coś, co nam się przyda. Nyahaha. Na obecną chwilę jest tu dość bezpiecznie, jednak wcale nie musi to długo potrwać. Posłuchaj, Panie Magiczny, były tu cztery kamienne rzeźby, które miały na sobie dziwne symbole. Być może, nya, to one są rozwiązaniem szyfru. Ale w zamian chcę, abyś mnie stąd wyciągnął – wiem, że potrafisz! Krzesła same nie latają, a przynajmniej nie w Świecie Ludzi. Podsumowując. Wyciągnij najpierw swojego Reille, bo jeśli coś pójdzie nie tak, sama sobie poradzę. – No miała dobre serduszko! - Później mnie, nya. Ewentualnie, jeśli będziesz zbyt zmęczony rzucę ci linę i z Cesetem mnie wciągniecie. Potem udamy się do skrzyni sprawdzić jej zawartość. – W zasadzie nie rozumiała skąd nagle wziął jej się dryg do układania planów, jednak uroki manipulacji ludźmi zazwyczaj sprawiały, że nawet te chybione wprowadzała w życie.
Nasłuchiwała czy rzeźby nie wracają w międzyczasie czekając aż Eliot wykona powierzone mu zadanie. Jeśli nadużywanie mocy nie pozwoliło mu już wyciągnąć nią Anastasi, ta jak wspominała, rzuciła linę wyciągniętą z plecaka, którą powinien bez problemu w ciemnościach chwycić jednym z pysków Schedel i wraz z pomocą Lunatyka, przetransportować kotkę na górę. Wtedy też, zgodnie z obietnicą, najpierw opisała słowami jakie symbole widziała, dokładnie w takiej kolejności, w jakiej widniały na przeciwnikach, a później udając się razem do skrzyni i korzystając z drobnego źródła światła jakie dawało jej kolejne mini ognisko z bandaży, wskazała odpowiednie na szyfrze. Zdając się na to, iż ostatnia liczba rzeczywiście powinna być ilością odpowiadającą posągom, wszystko powinno pójść dobrze, a skrzynia się otworzyć.
Jeśli tak było, jeśli w niej właśnie znajdowały się potrzebne przedmioty, to zapewne razem i ostrożnie wrócili w drogę powrotną. Jeśli nie, musieli szukać dalej.

Aaron - 15 Grudzień 2015, 12:40

Martwe kociaki przyciągnęły uwagę posągów, ale pamiętajmy, że są drobne, a ich przeciwnicy uzbrojeni i opancerzeni. Poza tym, im wszystkim doskwiera ciemność. Kiedy jednak chłód się namnożył, a lodowa posadzka zajaśniała, kociaki nie miały już szans z obdarzonymi tak wzrokiem jak i reagowaniem na ruch, posągami - padły jeden po drugim. Wyciągnięta w pośpiechu lina przez Anastasię dopiero za drugim razem została pochwycona przez pysk Schedel. Wydostając się, oberwała bronią jednego z posągów i z jej łydki uleciała krew. Cięcie poważne, choć z czasem się zabliźni... o ile dotrzyma się mu pomocy medycznej.
Puchaty królik skazany był na.... uciekanie albo pozostanie w miejscu. Jego białe futro miało to do siebie, że jaśniejący, srebrzysty lód zlewał się z nim. Posągi poszukiwały go, ale niebawem się na niego natkną, a wtedy żadne kicnięcie nie pomoże.
Anastasia zapamiętała, lecz nie na tyle dobrze, aby pamiętać ostatni wzór - na pokrętłach wszystkie wyglądały podobnie. Kilkuminutowa batalia z kombinowaniem w końcu pozwoliła otworzyć skrzynię. W środku jednak uderzająca pustka zwiastowała ich porażkę. I kiedy najpewniej z rozgoryczenia któreś z nich zamierzało zrzucić skrzynie, mogli odkryć, że posiada ona podwójne dno. Odnaleźli naczynie przypominające kształtem połówkę kulistej fiolki, z długą i kręconą szyjką, zwieńczoną drewnianym korkiem. Wypełniona była dwiema niemieszającymi się substancjami - zielonkawą i czerwonawą, w równych proporcjach. Wraz ze szklanym naczyniem, znajdowało się także okrągłe szkło, którego forma zdawała się przypominać ukształtowanie wyspy - to wywnioskowali między innymi po umieszczonych centralnie graniach. Całość była jedną szklaną masą, a jedyne co mogli z obiema rzeczami zrobić, to wylać miksturę na szklistą mapę. Najlepiej, aby poczynili to od spodu, bo tam substancje połączą się w żółte kropki, prezentując współrzędne listów. Jak się okazuje, jeden był zaczepiony o gałązkę drzewa, jednego z wielu, które Anastasia mijała przed wejściem do Miasta. A drugi na łagodniejszym zboczu skalnego zbocza, otaczającego wokoło miasto. Pewnie kolejne dwa byłyby po drugiej stronie wyspy, ale oszczędzę wam wydłużania fabuły.


Połączone fragmenty dały następującą treść listu:

Kto zanurzy się w odmętach morza wielu łez
I dłonie jego będą rządne i mordercze,
I splatać jego duszę będzie do ziemi więź,
Przywróci wyspie klątwę i życie przedwieczne.

Jeśli Upiór ten swój upór zbryzga zachłannością,
Do przebudzenia sprowadzi pradawne duchy.
Ściągnie wyspa rozbitków, przyjrzy się ich kościom,
Poskromi ich mądrość i skosztują swojej juchy.

Wtenczas przybędą na wyspę bestie znad morza,
Gatunki te zaprowadzą przeklęty chaos.
Człekokształtnemu nadejdzie pomoc z przestworza
I posłucha Upiora lub wyspie odda ciało.

Pierwsza uwolni drapieżny, demoniczny mrok,
Tylko druga pozwoli wyspie utonąć w dole.
Pierwsza przywróci zapieczętowany urok,
Druga zagarnie wszelkie istnienia w niewolę.

Dwie możliwości - ich skutki będą poważne,
A o dziejach wyspy opowie tylko jedna księga.

Jeśli spotkałeś lub spotkałaś Upiora i Gwiazdę,
Zabij ich, a będzie cię pradawna siła dosięgać!


Ostatnie dwa wersy burzyły wcześniej ułożoną całość, ostatnie dwa zdawały się dawać trzecią opcje, ostatnich dwóch adresatami mogli być... oni.

    Kolejka:
  • Anastasia, Eliot

Anastasia - 15 Grudzień 2015, 21:06

Mała żyłka na czole zaczęła jej intensywniej pulsować, gdy okazało się, iż Eliot wcale nie jest taki skory do współpracy, jak to się na samym początku wydawało. Anastasia nie wiedziała, czy w ten sposób planuje się odegrać za wszystko, co wydarzyło się w domu Amelii, czy może to taki chwilowy kaprys, ale też nie było czasu się nad tym rozczulać. Na całe szczęście pozostawał jej Schedel, który swoją pomocą, jak tylko potrafił, służył, za co ta była mu niezmiernie wdzięczna. W przeciwnym wypadku zapewne mogłaby się pożegnać z wyjściem na powierzchnię lub zrobieniem tego w jednym kawałku. Jak się okazało, te cholerstwa były nie tylko sprytne, lecz także sprawne, co szybko okazały unicestwieniem zombie kociaków. Tego jednak kobieta już nie zauważyła, gdyż przecież na dole panowały ciemności. Dopiero dźwięki wracających kroków uświadomiły ją w jak bardzo beznadziejnym położeniu się znajduje.
Eliot miał działać, nie działał. Ceset w końcu chwycił linę i zaczął kotkę wciągać, jednak na tyle późno, że nie obeszło się bez szwanku. Mocne szarpnięcie na łydce poskutkowało głośnym sykiem oraz zwiększoną irytacją, która poniekąd nie miała prawa się w niej zbierać. Ale nawet bez emocji, wiedziała, co ją denerwuje i jakie zachowania należy ukrócić. Dlatego, gdy tylko znalazła się na górze, z pięściami wystartowała do Eliota mając zamiar obić mu twarzyczkę za absolutny brak pomocy.
- Idioto, miałeś go wyciągnąć, nyah! Na co czekasz?! – Fuknęła ostro, ale królik chyba zaczął radzić sobie sam, bo zaalarmowane posągi i jego chciały dopaść, więc oddalał się od nich nie mając oparcia w towarzyszach.
Hebi tylko wychyliła głowę do przepaści, prawie ponownie do niej wpadając, choć trzymała się mocno. Chciała wypatrzeć futrzastego, jakimś cudem mu pomóc, zrobić cokolwiek w przeciwieństwie do tego… sadysty! Nawet jeśli sama znęcała się co niemiara na ludziach, dla zwierząt miała serce. Olbrzymie, jak dla nikogo. Jednak żadna z jej mocy tu nie mogła pomóc, a tylko jej krzyk rozpaczy rozniósł się po tunelu.
- Ucieknij, wiem, że dasz radę! – Zwierzę było sprytne, w końcu magiczne. Miała nadzieję, że nie polegnie niczym jej stworki… A niesmak malujący się na twarzy, choć niedostrzegalny dla towarzysza, był jak najbardziej odczuwalny. I dawała mu o tym znać w każdym najmniejszym geście czy słowie. Właściwie… Teraz nie był jej już potrzeby. Nie chciała z nim współpracować, niech go szlag!
- Żałuję, że nie ty tam wpadłeś. – Nawet nie zaszczyciła go spojrzeniem, gdy na chwilę przycupnęła na ziemi, by polać ranę wodą utlenioną, przyłożyć do niej skrawek bandaża oraz przylepić go dla pewności plastrami. To powinno na razie wystarczyć. Nie miała pojęcia czym została zraniona ani też czy nie wystąpią późniejsze komplikacje, ale teraz musiała działać.
Gdyby nie to, że Eliot posiadał przy sobie wszystkie skrawki listów, zabiłaby go na miejscu. Hmm. Ale to nie było złe rozwiązanie, kto zabroni trupowi coś podkraść?
Po kilku głębszych wdechach, nadszedł czas na walkę ze skrzynią. Z jednej strony wydawała się być prosta, z drugiej… Może przez ciemności, może przez irytującą sytuację przed chwilą, ostatni symbol nie pasował, nie był tak, jak zapamiętała – a naprawdę była przekonana, że wie! Jednak jeśli był to jedyny problem w szyfrze, to po kilku próbach mechanizm musiał puścić.
I tak też się stało. Skrzynia została otworzona, ale kotka nie marnowała póki co więcej materiałów do palenia. Dłonią wymacała, że była ona pusta w środku. Żartujesz sobie, prawda? Ale nie było tak łatwo, o nie. Kotka nie odpuszczała. Nie po to pchała się znów w głąb wyspy, dała zranić i łaziła z tym bucem, żeby wrócić z pustymi rękoma! Choćby miała zniszczyć skrzynię, coś wartościowego z niej wyciągnie!
Zaczęła ją macać, badać, najpierw ostrożnie, tak na wszelki wypadek, a docierając do drugiego dna, ani trochę nie była zdziwiona. Wszędzie musiały pojawiać się utrudnienia. Chwyciła w dłonie zdobycze, mogąc już wyczuć, że jedno jest nietypową fiolką, chyba nawet z płynem, a drugie czymś okrągłym o nieregularnej powierzchni.
Nie było czasu kombinować w ciemnościach. Zawróciła wołając za sobą Ceseta do początku jaskini, lecz nie wychodząc z niej. Chodziło tylko o to, żeby uzyskać nieco światła słonecznego. Gdy udało się je uzyskać, wtedy lepiej przyjrzała się zdobyczom. To miało coś wskazać?
Jeśli Eliot nie chciał brać w tym udziału – to znaczy, pomóc – chwilę się nagłowiła, nim zdecydowała się wylać ciecz na szkiełko. Dopiero wtedy, gdy substancja wskazała dwa miejsca, Hebi pomyślała, że może być to mapą wyspy. W zasadzie… By się zgadzało, droga jaką przebyła, miejsca które zapamiętała miały swoje odwzorowanie.
Ze zranioną nogą ciężej było się poruszać, jednak Schedel wciąż chętnie oferował swoją pomoc, chyba sam mając dość tej farsy.
- W zasadzie nie musisz się w to bawić, nya. Oddaj skrawki i wracaj, jeśli masz zamiar mi przeszkadzać. – Powiedziała stanowczo. Nieważne co zadecyduje, ona ruszy do po resztę papierków.
Szczęście w nieszczęściu, że nie były one daleko ani rozrzucone po całej wyspie, a gromadziły się w okolicach skalnego miasta. Ostrożnie wysunęła się z krypty, obserwując czy nie zgromadzili się gdzieś strażnicy, a jeśli droga była czysta, to kierowana przez swoją mini mapkę, gnała w odpowiednich kierunkach, tym razem nie pierwszą lepszą drogą, a raczej przemyślaną, bo ze szkła mogła przecież wyczytać, gdzie powinna się udać, by nie nadkładać a szybko trafić do celu.
Poza tymi stworami z labiryntu nie przypominała sobie groźniejszych stworzeń na swojej drodze, więc jeśli nie niedogodności terenu, to nic więcej nie powinno jej przeszkadzać. Nie powinno, nie znaczy, że nie będzie. Ale starała się wszelkie trudności pokonać, bo czuła się coraz bardziej zmęczona. Zastanawiała się także jak poszło drugiej kotowatej, czy już na nich czeka na miejscu, czy może dalej zmaga się z wyznaczonym zadaniem. Może źle się podzielili? Teraz nie było już odwrotu. Mknęła przed siebie, docierając po kolei do dwóch miejsc, pewnie spędzając chwilę nad tym, aby znaleźć skrawki. Nie chciała jednak zatrzymywać się nigdzie dłużej niż to konieczne, a jeśli udało już się zebrać brakujące, odebrała – siłą lub po przyjacielsku, ważne, że skutecznie – już zgromadzone od Pana Magicznego i połączyła w sensowną całość, aby móc przeczytać treść listu.
Przeczytała raz, drugi, trzeci. Co to miało znaczyć? Wyglądało na to, że sytuacja znów się skomplikowała, a Topielica mając mętlik w głowie, nie była w stanie jasno sprecyzować swojego zdania na ten temat. Ze zmarszczonymi brwiami wpatrywała się w treść, jakby oczekując, że sama do niej przemówi i podpowie, co robić. Ale przeklęte literki milczały.
Kim był Upiór? Zaraz… Pradawna siła? Ten kto ich zabije, otrzyma taką moc? Było to kuszące, nie ma co ukrywać, lecz zachwianie tej równowagi, gdy jedna osoba będzie w garści trzymać cały świat, nie było rozsądne. Nie mogli do tego dopuścić, więc czy to znaczyło, że powinni przypilnować Kapłanki, aby nic jej się nie stało? No a ten drugi?… Może jednak powinni zginąć?
- To zbyt dużo, jak na moją decyzję, nya. Wracajmy. – Raczej skierowała te słowa do bestii niż do Eliota. A no niby jak on by miał za nimi podążać bez królika?! Znaczyło to, że chyba musiał wcześniej oddać skrawki i znaleźć sobie inne, mniej lub bardziej pożyteczne zajęcie. I dobrze.
Anastasia postanowiła schować całą przepowiednię i również wybierając najkrótszą drogę wrócić na środek wyspy. Jeśli będzie tam Kejko, z nią na spokojnie porozmawia. Ta dziewczyna wydawała się mieć olej w głowie. Zdecydowanie więcej niż Lunatyk.

Eliot - 21 Grudzień 2015, 19:20

Minęła chwila, druga, nawet trzecia i czwarta, a reakcji od strony Lunatyka nie było. Zamarł ze zgrozy, zrobiło mu się niedobrze od trzęsącej się wyspy, zasnął na stojąco, było mu już wszystko jedno, a może miał coś lepszego do roboty niż pomaganie wiecznie na niego złej kotce, cholera go wie, zaciął się, a akcja płynęła bez niego dalej. Kotka wydostała się sama, agresywnie, zresztą jak zawsze, naskoczyła na niego, nic w tym nowego czy dziwnego, pokrzyczała sobie, wylała dającą się już teraz wszędzie w krypcie do wyczucia niechęć do Eliota, którą ten bardzo starannie zignorował, bo co innego z tym zrobić. Miał zresztą pilniejsze rzeczy do zrobienia. Odepchnął ją od dołu, a żeby ją cholera jasna, czy ona implikuje że to jego wina, czy jej się wydaje, że go nie obchodzi los bestii?
Kiedy Hebi zajęła się swoją raną i skrzynką, a on w tym czasie usiadł na skraju tunelu prowadzącego w dół. Wziął linę której wcześniej używała kotka, bawiąc się nią w dłoniach w zastanowieniu jak mógłby wykorzystać ją w akcji ratunkowej. Odłożył ją jednak na bok, a to co spuścił w dół, to własne słowa - instrukcja dla Króliczastego, wedle której miał postępować. Od momentu pierwszego poruszenia zyska uwagę przeciwników, dlatego nie może się zatrzymywać i musi kicać na tyle szybko na ile lodowa powierzchnia mu pozwoli. Przy wylocie musi wykonać najdłuższy skok jaki potrafi, nawet pomimo wiedzy, że nie sięgnie na tyle wysoko, żeby wykicnąć z lodowej pułapki. Ale kiedy przy soku zyska energię kinetyczną, Eliot złapie go telekinezą, nie całościowo, ale na tyle, żeby pchnąć go od dołu i pociągnąć do siebie jednocześnie.
Było już po wszystkim, plan wykonany z sukcesem, kiedy Hebi skończyła zabawę z płynami i butelką, i zwróciła się do niego. Oddał skrawki bez oporów, z krzywym uśmiechem.
- Baw się dalej, przeczekam imprezę. - Na twarzy tylko śladowe ilości znużenia, ciężko stwierdzić co było tego przyczyną - kotka, wyścig, zamieszanie, marnowanie swojego czasu i energii na ten bałagan, który ktoś wyżej zadecydował, że mają go posprzątać. Na ich nieszczęście, sprzątanie nie było domeną Eliota i nie miało się zmienić w najbliższych czasach.
I jak powiedział, tak zrobił. Skoro skrawki były już w posiadaniu Anastazji, tak on wrócił z królikiem do docelowego miejsca, skąd przyszli, nie interesując się jak mógłby teoretycznie jeszcze pomóc przy tym wszystkim. Rola obserwatora bardzo mu odpowiadała, nie chciał się do tego więcej mieszać. Mało brakowało, a ta wędrówka kosztowała by go głowę Puszystego, nie chciał ryzykować czegokolwiek innego.


Stało się tak jak napisano tu i w poście powyżej.
Anastasia oraz Eliot z/t
~Aaron



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group