To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Herbaciane Łąki - Polowanie na Avi (Enkil)

Enkil - 4 Grudzień 2015, 17:08

Nie było mowy, aby zbiorowisko nie zwróciło mojej uwagi, tym bardziej, kiedy padły słowa „wołać straże”. Chyba nikogo nie zdziwi, że dla ludzi wywodzących się z mojego fachu nie były to słowa miłe do posłyszenia i wzbudzały mimowolny niepokój. Dostrzegłem wśród tłumu znajomą twarz jednego z tych, za którymi podążałem. Chłopak był sam i ewidentnie miał kłopoty, po reszcie bandy nie było śladu. Czyżby okazali się sprytniejszymi niżeli sądziłem. Piękny przykład lojalności i braterstwa w bandzie… pomyślałem, po czym jeszcze, jako chmura dymu sunąłem w stronę tłumu. Nagle przybrawszy materialną postać wybiłem się z gąszczu ludzi na sam przód zbiorowiska. Mogłem posłyszeć groźby rzucane w stronę chłopaka to właśnie one podsunęły mi pewien pomysł. Nie siląc się na grzeczności odepchnąłem od siebie ludzi stojących mi na drodze w końcu znajdując się przy chłopaku jak i woźnicy.
-Pan raczy pozwolić, że się nim zajmę, znam jego rodziców i osobiście dopilnuję by ostał nauczkę za to, co zrobił, choć jak widzę pewna kara już go spotkała.
Przeniosłem spojrzenie na chłopaka, spojrzenie, któremu nie było prawa się sprzeciwić. Zdecydowanie wzywanie tu straży było mi nie na rękę to też wolałem sam zająć się sprawą. Pytanie tylko czy młody będzie chciał współpracować do wyboru miał perspektywę mnie bądź strażników, kto był gorszy? Młody na pewno wiedział, że kłamię i że do rodziców go nie zabiorę, miałem wobec niego inne zamiary.
-Jeśli poniósł Pan znaczące straty proszę o podanie mi swego mienia a zadbam o to by otrzymał Pan rekompensatę, jeśli to jednak sprawa strat moralnych mogę tylko zapewnić że wobec tego młodzieńca zostaną wysnute konsekwencje. A teraz…
Zwróciłem się do chłopaka spoglądając na niego z powagą. Wyprostowałem się, po czym zrobiłem kilka kroków do przodu stając tuż przy chłopaku i kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Przeproś Pana a potem idziemy. Możesz iść, prawda?

Mari - 7 Grudzień 2015, 15:11

Zdenerwowany mężczyzna popatrzyła krzywo na Cienia. Nie dość, że ten pojawił się znikąd to jeszcze do tego mówił, że zna rodziców bachora? Coś mu tu nie pasowało, ale przynajmniej nie wyglądał na zbyt miłego.
-
Dobrze - powiedział w końcu - ale dopilnuj pan, żeby porządnie złoili mu skórę. Za dużo straciłem przez niego.
Po tych słowach popchnął się chłopaka na mężczyzną i poszedł zająć się swoim wozem.
Dzieciak był bardzo przestraszony. Stał i płakał. Nie opierał się, jeśli Cień kazał mu gdzieś iść. Mocno kulał, chodzenie sprawiało mu trudność ale widać było, że nie ma zamiaru kombinować. Nie tylko dlatego, że nie był w formie. Coś musiało się stać w trakcie wypadku, że nie chciał uciekać.
Chłopak był cichy. Wyraźnie na kogoś zdenerwowany. Ale grzecznie szedł na Enkilem.
-
I co teraz mi zrobisz? - zapytał tylko, gdy zniknęli z pola widzenia innych ludzi. Jednak nie było to pytanie złośliwe czy bezczelne. Raczej wyglądało to na zwykłe pogodzenie się ze swoim losem.

Enkil - 7 Grudzień 2015, 22:06

Skinąłem tylko głową i uśmiechnąłem się gorzko na znak zrozumienia, po czym chłopakowi nakazałem iść za sobą. Miłym zaskoczeniem okazało się to, że jako oprawce wolał jednak mnie niżeli woźnicę i straż. Jeszcze bardziej dogodnym był fakt, że młodzian wyraźnie już pogodził się z swym przykrym losem a przez to był potulny niczym baranek idący nieświadomie na rzeź. Tak jak najbardziej mi to odpowiadało. Kiedy chłopak w końcu odważył się odezwać a na dodatek pozostaliśmy już bez zbędnych świadków powiodłem ku niemu szkarłat swego spojrzenia. Uśmiechnąłem się nieznacznie, po czym odparłem.
-To już zależy wyłącznie od Ciebie a dokładniej tego czy będziesz mi pomocny.
Zatrzymałem się i ponownie przyjrzałem chłopakowi, przez chwilę kalkulując, do jakiego poziomu groźby powinienem się posunąć, w końcu jednak uznałem to za zbyteczne, chłopak i tak już sprawiał wrażenie załamanego.
-Mówiąc wprost chcę byś zaprowadził mnie do waszej siedziby… kryjówki. Jeśli to zrobisz to na tym skończy się Twoja rola, będziesz mógł odejść. Więc jak ? Zrobisz to czy jednak wolisz zmusić mnie do użycia bardziej przekonywujących argumentów?

Mari - 12 Grudzień 2015, 23:30

Chłopak stał chwilę bardzo niepewnie. Widać było, że w jego głowie rozgrywa się konflikt. W końcu jednak westchnął i spojrzał Cieniowi w jego szkarłatne oczy. Sam zaś posiadał wzrok bez emocji, bez wyrazu.
-
Dobrze pomogę Ci - powiedział w końcu - zaprowadzę Cię ale proszę obiecaj mi jedno...
Tu zawiesił się i rozejrzał uważnie. Jakby upewniając się czy aby na pewno nikt ich nie widzi, czy nikt ich nie podsłuchuje. Chwycił szybko Enkila za rękę i odciągnął w pobliskie zarośla ( ile mu się to udało) i tam wyjaśnił czemu go zostawili. Jeśli jednak Cień nie dał się nigdzie zaciągnąć, chłopak milczał chwile po czym bardzo cicho zaczął opowiadać. Cały czas się nerwowo rozglądając i uważnie nasłuchując.
Okazało się, że jako jedyny z bandy nie posiadał jeszcze żadnych mocy. Nie odkrył ich w sobie. Tak przynajmniej wszyscy myśleli. A skoro ich nie ma to nie szkoda go zostawić na pastwę rozwścieczonego właściciela wozu. Chłopak jednak potrafi widzieć tych, którzy są niewidzialni oraz określać trasę jaką przeszli.
-
Słyszałem, że mają przenieść Avi w inne miejsce. - wyszeptał - Nie do tej bazy, którą znam tylko do głównej, do której dostęp mają tylko wybrani.
Chłopak zawsze był najlepszy w tropieniu ale bez mocy i tak był dla reszty nic nie wart. Cóż. Ich strata.
-
Jeśli ich znajdziemy obiecaj mi, że ich nie oszczędzisz.

Enkil - 23 Grudzień 2015, 12:24

Stałem niewzruszony na próby zmiany miejsca. Nie uznałem by tak owa była konieczną. Prychnąłem tylko cicho słysząc o tym, że mam coś dzieciakowi obiecać… Zmarszczyłem tylko gniewnie brwi, lecz mimo wszystko wysłuchałem tego, co miał do powiedzenia. Kiedy mówił przyglądałem mu się dokładnie, zastanawiając się czy nie jest to łgarstwo z jego strony. Gdyby chłopak mnie oszukał, to mówiąc krótko jego przyszłość widniałaby w barwach czerni i szkarłatu. Zamyśliłem się na chwilę nad tym, co właśnie zostało mi przekazane. Z kieszeni czarnego płaszcza leniwym ruchem wydobyłem paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Kiedy pojedynczy tytoniowy wyrób przemycony z ludzkiego świata tkwił już zaciśnięty między mymi wargami podpaliłem go wówczas i zaciągnąłem się dymem. Pozwoliłem, aby przyjemna acz toksyczna substancja rozgościła się przez chwilę w moich płucach, po czym z błogością wypuściłem dym tworząc przed sobą nie małą szarą chmurę.
-Mówisz nie okazać litości… Zawiść lubi się człowiekiem karmić, ja zaś jej głodnej od siebie nie odsyłam.
Ponownie uczyniłem przerwę, aby po raz kolejny móc cieszyć się tytoniowym wyrobem. Co przykre coraz trudniej było mi dostać w sklepach swoją ulubioną markę. Parę lat temu nie było to problemem, teraz zaś wiązało się z wycieczką od sklepu do sklepu a kiedy już natrafiło się na ten godziwie wyposażony, zwykło się wykupić cały dostępny nakład.
-Wiec jednak, że jeśli komuś już poskąpię litości to nie przez Twój kaprys, lecz dla własnej satysfakcji. A co więcej mogłoby i tyczyć się to Ciebie, więc nie denerwuj mnie chłopcze i prowadź.
Ponagliłem go do ruszenia, sam zaś kończąc papierosa odrzuciłem na ziemię peta przydeptując go podeszwą buta.

Mari - 27 Grudzień 2015, 12:06

Chłopak zakasłał kilka razy, gdy drażniący dym z papierosów dotarł do jego nosa. Spojrzał krzywo na Cienia jednak po chwili rozejrzał się i wskazał mu odpowiedni kierunek. Co chwila jednak się uważnie rozglądał za równo po ziemi jak i po niebie. Nigdy nie wiadomo skąd nadejdzie jeden ze szpiegów bandy.
Po drodze wyjaśnił Enkilowi jak wygląda ta kryjówka. Że wejście jest umieszczone w starym spróchniałym pniu. Po zejściu na dół znajdują się tunele. Każdy prowadzi do innej części i wszędzie są strażnicy. Oczywiście nie ma tam żadnych dorosłych.
-
Nie jestem pewien gdzie dokładnie ukryli Avi ale domyślam się, że gdzieś niedaleko komnaty naszego szefa. Czasami ma dziwne pomysły.
Droga do bazy była długa. Młodzian prowadził Enkila coraz do dziwniejszymi drogami. Raz między budynkami, raz w gęste krzaki.
Po jakimś czasie mogło się wydawać, że się zgubił gdyż coraz częściej się zatrzymywał i rozglądał jakby próbując sobie przypomnieć drogę. Rozglądał się przy tym nerwowo i zerkał niepewnie na swojego towarzysza.
Widocznie był nowy i nie do końca jeszcze opanował trasę prowadzącą do ich bazy.
Po dłuższym czasie jednak odetchnął z ulgą. Dotarli do omówionego wcześniej pnia i o dziwo nikt go nie pilnował.
Chłopak podszedł do wejścia i zajrzał w dół.
-
To tutaj. Teraz jednak trzeba zacząć uważać. Oni są naprawdę walnięci.

Enkil - 27 Grudzień 2015, 13:10

Powoli zaczynałem tracić cierpliwość, obieraliśmy coraz to dziwniejsza tracę miałem wrażenie, że ten dzieciak zupełnie nie wie gdzie mnie wlecze. Jeśli coś kombinował to kiepsko skończy… gotowym urządzić go tam by matka miała problem z jego rozpoznaniem. Moje nieprzychylne spojrzenie na pewno nie ułatwiało mu zadania. I tak jednak mi się poszczęściło, śladów było niewiele i łatwo stapiały się z resztą zwłaszcza między uliczkami. Po drodze zdarzyłem wypalić jeszcze dwa papierosy, musiałem oszczędzać, ponieważ w paczce zostały już tylko cztery.
Gdy w końcu dotarliśmy do celu podróży wyszczerzyłem zęby w zadowolonym uśmiechu.
-No… dobra robota jednak na coś się zdałeś.
Na swój sposób pochwaliłem smarkacza, po czym zacząłem czujnie rozglądać się po otoczeniu. Może i to była tylko zgraja młokosów ale w stadzie i szczury a u nas Rawnary bywają uciążliwe. Zerknąłem na dzieciaka z ukosu, kiedy dał mi ostrzeżenie.
-A jak jest z Tobą? Ty taki nie jesteś skoro się z nimi trzymasz?
Sięgnąłem do torby, z której wydobyłem krótki nóż i wsunąłem go w rękaw płaszcza. To na razie powinno wystarczyć a w razie konieczności zawsze mogę przyzwać coś z cienia.
-Teraz znikaj stąd, zrobiłeś co miałeś i nie wracaj.
Tym razem to ja ostrzegłem go krótko, po czym wkradłem się do wnętrza siedzimy, najchętniej zmieniłbym się w dym ale nie było to jeszcze możliwe. Kierowałem się wedle wskazówek dzieciaka, rozglądając się zarówno za szczeniakami jak i avi.

Mari - 27 Grudzień 2015, 13:26

Chłopak chciał coś powiedzieć na temat tego czemu dołączył do bandy jednak nie zdążył. Nóż zamknął mu usta, a ostrzeżenie brzmiało naprawdę poważnie. Dlatego tylko skinął głową i szybko uciekł do domu. Miał nadzieję, że potem banda nie będzie się nim już interesowała.
Gdy Enkil wszedł do środka nie zobaczył nikogo. Dopiero po pokonaniu paru zakrętów zobaczył młodych strażników. Nie wyglądali na zbyt silnych, a tym bardziej odważnych gdyż jak tylko zobaczyli intruza to uciekli w głąb tunelu. Przeciwnego do tego, którym zmierzał Enkil.
Na początku było łatwo, jednak im głębiej się zapuszczał tym więcej młokosów spotykał. Część z nich uciekała. Część gapiła się zszokowana, że ktoś z dorosłych znalazł ich kryjówkę. Jednak zdecydowana większość postanowiła bronić ich skarbów. Nie byli jednak zbyt wielkim wyzwaniem dla wprawionego w boju Cienia.
Po kilku minutach spaceru z licznymi małymi przeszkodami Enkil mógł w końcu usłyszeć, że zbliża się do celu swojej podróży. Z głębi ciemnego tunelu rozbrzmiewały wystraszone głosy avi oraz śmiechy młodzików, którzy krzyczeli na ptaszki i chyba się nimi bawili, sądząc po błaganiach i wyzwiskach małych bestii. Idąc wzdłuż tego ciemnego tunelu dotarłby w końcu do wielkiego oświetlonego pomieszczenia. Podłoga przyozdobiona była kolorowymi piórami i jakimiś czerwonymi plamami. Dzieciaki faktycznie bawiły się ptaszkami i rzucały nimi jakby to były tylko puchate kuleczki.
Właśnie dobierały się do pięknego niebieskopiórego samca. Wyraźnie większego od pozostałych, który dziobał i drapał ze wszystkich sił swoich oprawców. Starał się też bronić swoich towarzyszy.
Banda nie zauważyła jednak jeszcze, że mają gościa, zbyt zajęta swoimi sprawami.

Enkil - 28 Grudzień 2015, 01:12

Początkowo bardziej z przyzwyczajenia niż konieczności skradłem się i przemykałem wśród korytarzy, jednak widząc jak banda młokosów ucieka na sam mój widok uznałem to za zbędne a nawet w pewnym stopniu komiczne. Przestałem uparcie się skradać jednak dalej zachowałem czujność i starałem się nie czynić niepotrzebnego hałasu. Od czasu do czasu parę bardziej opornych młodzików musiało dostać po łbie, aby wiedzieli gdzie jest ich miejsce, ale co to był za wysiłek? Więcej razy muszę namachać się pięściami podczas treningu z workiem bokserskim niżeli tu… na dodatek teraz musiałem jeszcze dawkować swoją siłę. Młokosom może i należało się solidne lanie, ale nie mogłem ich przy tym pozabijać, dlatego wiele wysiłku wkładałem w kontrolowanie własnej siły.
Swoją drogą przyznać trzeba, że hultaje nieźle się tutaj urządziły… Ciekawe od jak dawna działa ta ich klika. Siedzibę mieli nie jedną, hierarchia ustalona oraz zapewne szereg równie idiotycznych rozrywek, co ganianie za avi. I gdzie są rodzice tych małych oszołomów? Gdybym sam w ich wieku myślał o podobnych sposobach na urozmaicenie sobie czasu to dziadek albo ojciec dosłownie wybiliby mi to z głowy. Ale, z kim się tu porównywać, wszak moja rodzina była jedną z bardziej poważanych wielu rzeczy zwyczajnie nie wypadało robić. Rodzina… ciekawe jak tam sobie radzili, od dawna nie miałem już kontaktu choćby z młodszym rodzeństwem. Nie czas jednak było teraz na snucie sentymentów….
Właśnie zbliżyłem się do miejsca gdzie znajdował się mój cel, w oddali słyszałem już znajome i drażniące głosiki oraz piski maltretowanych bestii. Poprawiłem skórzane rękawiczki, jakie miałem na dłoniach, moje usta wykrzywiły się w wyjątkowo paskudnym wręcz demonicznym uśmiechu. Stając w przejściu zaklęsnąłem dwukrotnie w dłonie, aby zwrócić uwagę zebranych.
-Hej szczyle… Koniec waszej zabawy teraz zacznie się moja…
Oznajmiłem złowrogo po czym wyciągnąłem przed siebie rękę, po podłodze zatańczyły cienie, które przylgnęły do mnie a następnie zmaterializowały się w długi czarny kij, podobny do tych wykonanych z bambusa. Pierwotnie miała być to kosa ot dla efektu grozy, ale, po co bawić się w jakieś cyrki. W między czasie zauważyłem całkiem ładną bestię, zdawała się harda jak na małą ptaszynę. Ten avi wpadł mi w oko, co nie było bez znaczenia, bo przecież z całej tej przygody nie miałem zamiaru wracać z pustymi rękoma.
Jeśli pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy posiadało jakieś drzwi to teraz zatrzasnąłem je z hukiem, jeśli zaś ich nie było to jedynie starałem się by moje ofiary nie uciekły bez solidnego oberwania kijem. Oj tak po tym zostaną solidne siniaki! Podczas zabawy starałem się nie zahaczyć o żadną klatkę czy ptaka.

Mari - 28 Grudzień 2015, 12:23

Długo nie zorientowali się, że ktoś ich obserwuje. Byli za bardzo pochłonięci zabawą, a ich strażnicy nie byli zbyt inteligentni gdyż zamiast pobiec do szefa to uciekli z bazy.
Wszyscy równocześnie podskoczyli gdy usłyszeli głośne klaskanie. Gdy zorientowali się co, a raczej kto wydaje te odgłosy, stanęli jak wryci. Jakim cudem ktoś znalazł ich tajną bazę, a tym bardziej odważył się do niej wejść.
Po chwili oszołomienia wszyscy rzucili się po swoje bronie, zostawiając Avi w otwartej klatce, przez to te, które dały radę, zaczęły kłębić się pod sufitem i atakować dzieciaki na tyle, na ile mogły sobie pozwolić te puchate kulki. Można było odnieść wrażenie, że kobaltowy ptaszek nimi dowodzi.
Ci którzy nie uciekali w popłochu przed Avi ruszyli na nieproszonego gościa. Wywijając swoją wątpliwej jakości bronią i krzycząc przy tym głośno. Chyba nasłuchali się za dużo zmyślonych historii śpiewanych przez jakiś bardów czy innych muzyków ulicznych. Padali dość szybko i płakali jak małe dzieci u stóp Cienia. Reszta chciała uciekać wgłąb jedynego tunelu, przy wejściu do którego stał czerwonooki.
Jeśli Enkil liczył na coś więcej to się doczekał. Szef bandy okazał się być bardziej doświadczony w walce od całej reszty. Chwycił swoje dwa miecze i ruszył sprawnie na intruza. Walcząc bardzo zaciekle. Może nawet zostawiając my jakieś zadrapanie jeśli Enkil go nie docenił.
Walka jednak nie trwałą zbyt długo i również on poległ.
Widząc to Kobaltowy avi zapiszczał i usiadł Cieniowi na ramieniu. Nie wyglądało na to aby chciał stamtąd się ruszyć. Pozostałe ptaszki dalej kłębiły się pod sufitem nie do końca wiedząc jak mają uciec i czekając aż ich przywódca pokaże im drogę.
-
Proszę wyprowadź nas stąd - powiedział tylko niebieski Avi, siedzący na ramieniu Cienia.

Enkil - 28 Grudzień 2015, 22:10

Rozejrzałem się po pomieszczeniu z pogardą zatrzymując spojrzenie na kilku młokosach, które jeszcze nie zdołały pozbierać się z podłogi. Z niezadowoleniem zerknąłem też na swoje ramię i rozcięty płaszcz, może nawet i własną skórę, ale to mnie nie martwiło, szkoda mi było jednak jednego z ulubionych płaszczy. Na ziemi walało się jeszcze więcej piór, bestyjki miały swój udział w tej niby walce. Z zaskoczeniem zerknąłem na kobaltową ptaszynę, która usiadła na moim ramieniu, no proszę czyżby wzajemny magnetyzm?
Czułem satysfakcję z tego, że sprałem tym dzieciakom skórę, bardziej jednak była to zemsta za zadrwienie ze mnie, choć fakt napaści na avi też mnie zirytował. Oby tylko te kolorowe ptaszki nagle nie utożsamiły mnie sobie z jakimś wielkim wybawcą, do którego będzie można się zwrócić z każdym kłopotem, tak dobrze nie będzie. Kiedy kobaltowy avi odezwał się do mnie wzruszyłem tylko ramionami dodając.
-A, co mi tam…
Po tych słowach powędrowałem w stronę klatek i zacząłem je wszystkie mozolnie otwierać. Rozejrzałem się też po salce czy na podłodze wśród piór nie wala się też jakaś ranna bestyjka. Skoro jednej już pomogłem to nie będzie mnie wiele kosztować by pomóc i drugiej. Jeśli jednak żadnego rannego stworzenia nie znalazłem to ruszyłem spokojnie w stronę wyjścia, kierując się taką samą drogą, jaką tu przyszedłem. Rozglądałem się za potencjalnymi agresorami, jeśli trzeba interweniowałem, jeśli nie dawałem po prostu uciekać tym małym kretynom, bo co mnie oni obchodzili? I tak byłem dla nich łaskawy, nikt nie musiał zbierać zębów z podłogi, a mogli.
Już po chwili znalazłem się na zewnątrz, miałem już dość tych wszystkich pisków i szczebiotów.

Mari - 29 Grudzień 2015, 01:20

Enkil nie znalazł żadnych rannych ptaszków na podłodze "sali tronowej". Wszystkie były na tyle sprawne, że potrafiły o własnych siłach wylecieć z kryjówki.
W drodze do wyjścia kolorowa gromadka napotkała jeszcze kilku maruderów, którzy w większości chyba byli niedoinformowani, że coś się stało i albo patrzyli ze zdziwieniem na czerwonookiego mężczyznę albo próbowali go atakować. Jednak jak można się domyśleć nie stanowili oni większej przeszkody dla cienia.
W końcu udało im się wszystkim wydostać. Ogromna kolorowa chmura wyleciała ze starego pnia jak obłok pary. Wszystkie wesoło krzyczały i szczebiotały. Dziękowały Enkilowi i wróciły na swoją polanę. Jednak nie wszystkie. Na ramieniu Cienia nadal siedział kobaltowy Avi.
-
Dziękuję Ci za pomoc - powiedział piskliwym głosikiem - czy w ramach wdzięczności mógłbym Ci towarzyszyć w dalszych podróżach? - dopytywał się. Jednak zanim otrzymał odpowiedź, zadeklarował, że jeśli się nie zgodzi to ten będzie za nim wszędzie latał i przeszkadzał mu w pracy. Ot taki wredny ptaszek.
A z resztą czy właśnie tego konkretnego Avi nie upatrzył sobie wcześniej Enkil? W końcu udało mu się zrealizować swój cel mimo dość irytujących komplikacji.
Wraz z kobaltowym Avi na ramieniu, Enkil ruszył w swoją drogę, pozostawiając norę młodzików za sobą.


ZT Enkil + Avi



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group