To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Siedziba Organizacji MORIA - Labolatorium Apryline Moss

Vega - 5 Lipiec 2015, 12:37
Temat postu: Labolatorium Apryline Moss
Poprzedni właściciel, również kobieta, przez kilkanaście miesięcy użytkowała to laboratorium. Po kilku tygodniach, Vega została nowym właścicielem, a los poprzedniczki został dla niej nieznanym. Nie, czekaj, nie Vedze - tutaj jest ona znana jako Apryline Moss i tym też nazwiskiem opatrzone są wejściowe drzwi.

Pierwszego dnia pobytu zastała tutaj spory nieład. Luzem zostawione, niejasne zapiski, chaos w narzędziach, w większości opróżnione z próbek lodówki, poprzewracane na regale książki, kilka osobistych rzeczy typu ubrania (m.in. jakieś skarpetki pod łóżkiem wraz z kolonią bakterii) oraz plakaty jakichś japońskich bohaterek mang. Wyglądało to tak, jakby w pośpiechu zabrano to, co ważne, a resztę zostawiono i niech się nowy właściciel martwi. Pfff, martwi, oj nie, nie w tym wypadku - Apryline spokojnie, z dnia na dzień, porządkowała to miejsce i w około 67,43792% jej się to powiodło.

Główne pomieszczenie posiada spore biurko i stół operacyjny. Pod ścianami ustawione są przeróżne urządzenia, z których kilka wciąż pozostaje dla właścicielki tajemnicą. Obecne na wysokim regale książki (w większości przyniszczone) zostały uporządkowane alfabetycznie. Jest tu też kilka małych pomieszczeń, służących za zaplecza i magazyny, doskonale z pustostanem zaprzyjaźnionych.
Prywatny zakątek, czyli mała stancja z miniaturowym zapleczem gastronomicznym (głównie mikrofalówka, zlew i kilka talerzy), wersalką i komodą, nie gości Apryline zbyt często - bynajmniej nie są powodem te ściany wylepione kolorowymi plakatami - musi często bywać w domu, zajmować się tym bardziej bezpiecznym życiem, stwarzać pozory wciąż zwykłego, szarego (różowego?) obywatela.

Vega - 15 Listopad 2015, 17:18

Apryline zapoznała się treścią książek (oczywiście nie czytając ich wszystkich od deski do deski) i uprzątnęła wszystkie przedmioty, zaprowadzając totalny porządek. Zapoznała się z obsługą ustawionych tu urządzeń i właściwie nie było już dla niej tajemnic.

Zebrane ślady po Dumie - krew, zdjęcie częściowego odcisku jego buta i włos z bluzki - umieściła w pojemnikach na nie przeznaczonymi. Zabraną z fabryki tablicę do wywoływania duchów umieściła pod światłem, pokryła odpowiednim proszkiem i zebrała odciski palców. Te z kolei odbiła na odpowiednim arkuszu i umieściła wraz z resztą w jednym z regałów zamykanych na kod, oznaczając literką "L" - od Lunatyk.
Załatwiła sobie spokojny sen... nie, nie był spokojny - powrócił koszmar związany z wywoływaniem duchów w fabryce. Ocknęła się nagle, powstając do pionu. Skorzystała z łazienki się tu znajdującej, małej acz własnej, przebierając się w czyste ubrania.
Zamierzała zrealizować powierzone jej zadanie. Po drodze zjadła szybkie śniadanie, będąc pełną energii.

z/t

Vega - 16 Listopad 2015, 23:59

Kto widział Vegę na korytarzu, znaną tutaj jako Apryline Moss, pewien mógł być jej determinacji, wygrywanej donośnym stukotem butów po metalowej podłodze i niemal mechanicznej postawie, zmierzającej w konkretnym kierunku. Pod ręką trzymała plik papierów, z twarzy zgarniała ciemne okulary, puszczając pojedyncze włosy w ruch, a grymas twarzy zwiastował natłok roboty na najbliższy tydzień. A może i nawet miesiąc.
Wkroczyła do gabinetu, zwalając dotychczas spoczywające notatki na biurku i kładąc tam nowe. Wstawiła wodę na mocarną kawę, rzuciła grube ubranie w kąt, zostając w koszulce i spodenkach. Rozłożyła notatki na stole, wyciągnęła duży arkusz papieru i naszkicowała ich ustawienie po krawędziach białej, gładkiej przestrzeni, usilnie próbującej zawinąć się w rulon, którym przed chwilą było. Baza pomysłów przesypała się do myśli, zagłuszając ich spokój, a ten dostarczała jej myśl o tym, że za kilka lub kilkanaście godzin wróci do domku.

Tak zaczynał się pierwszy dzień wielkiej pracy i równie podobnie wyglądały kolejne - tyle, że zmęczenie rosło wykładniczo, lecz weekendami spadając do zera z racji wypoczynku w ramionach ukochanego. W domu bywała niewiele, w pracy tyle, ile musiała. Była zamknięta w ramach czasu, pogrążona w obowiązkach. Raccoon niewiele jej widywał, nie zawsze wracała na noc. Czuła, że grabi sobie, że rzuca światło podejrzeń, wymyka mu się spod kontroli. Może być pewna, ze wkrótce czeka ją poważna rozmowa. Jedna z kolejnych, jak wtedy, gdy wybyła na długie tygodnie do prac archeologicznych.
Każdej jednak nocy starała się być przy nim, obiecywać poprawę i dawać mu radość swoją szczęśliwą twarzą, szukając jednocześnie snu w jego objęciach, podtrzymując ogień ich domowego ogniska, które miało nigdy nie zgasnąć. Gdyby mogła, pracowałaby w domu, a gdyby to, albo tamto… Kiedyś odwdzięczy mu się za te trudy, będzie musiała się odwdzięczyć.

Wróćmy do brulionu. Miała koncepcję - naszkicowała z wyraźnym beztalenciem swoją postać i wstawiła na przedramię przerośnięty, em, zegarek?, mający stanowić jej projekt. Od niego rozchodziły się w lekkim bezładzie dźwiękowe fale, starające się zapełnić pustą przestrzeń, na którą napływały fale z innego źródła. Po jednej na siebie naszły, a miejsce to oznaczyła hasłem "Bingo!".
Aktywne wyciszanie dźwięków, mogących stanowić inkarnację hipnozy.
Ale do bingo droga jeszcze daleka, na razie posiada tylko teorię. W tym jednak miejscu rozgrywać ma się kluczowa rola, a jej realizacja umocni pozycje Gwiazdki nad magicznymi istotami. Ta wizja napełniała Vegę blaskiem jak gdyby zebranym z towarzyszącej jej w imieniu ciała niebieskiego.
Zebrała wiele faktów dotyczących dźwięków - pracowała nad tym przez parę dni, przeglądając obecne postępy nauki w tej dziedzinie. Zebrane wnioski doprowadziły ją do poważnych prób skonstruowania urządzenia, wychwytującego wybrane z otoczenia dźwięki i negujące je. Apryline zamierzała poprzeć to pomiarem parametrów pracy serca, które uznała za pomoce w ustalaniu, czy obecnie ciało podlega hipnozie.
Podstawowy element hipnozy to chwilowe zawieszenie się organizmu w wykonywanej czynności, na rzecz bycia poddanym nieswojej woli i rozpoczęcia czynności sprzecznych z leżącymi dotąd w geście zaatakowanego. Czym większa zmiana, tym groźniejsza hipnoza, lecz gdy do zmiany dojdzie, na neutralizacje jest za późno. Dlatego pierwsza, choćby najmniejsza wątpliwość w postępowaniu, może być wystarczającą przesłanką do aktywacji systemu, jego pracy od teraz.
Zamówiła pokaźny karton różnych urządzeń, mających służyć do budowy prototypu. Pośród personelu MORII, zwróciła się do obeznanego w elektronice jegomościa z prośbą zaprogramowania mikroprocesora wedle szczegółowej listy funkcji - tę rozpisała na wspominanym brulionie.

Upakowała w prototypowej skrzyni mikrofony, głośniki, monitory funkcji życiowych, kontroler, panel do obsługi, wyświetlacz i trochę kabli. Zaprosiła poprzedniego pomocnika do testów. Te polegały na mówieniu do Vegi z pewnej odległości różnych słów, a urządzenie, ustawione przed nią, miało za zadanie wyciszać ten monolog. Testy pozwoliły zwiększyć skuteczność urządzenia, lecz poważny problem, który im nieubłaganie towarzyszył, dotyczył dużego przedziału częstotliwości ludzkiej mowy. A magiczne być może korzystały z innej… Podjęli się próby zapisywania w pamięci urządzenia próbek głosów dla konkretnych osób - wówczas skuteczność urządzenia była niemal natychmiastowa. Z czasem urządzenie zdolne było do rozpoznawania nowych głosów i na tej podstawie zwiększało ich bazę. Wszystko było projektowane od podstaw, gdyż podstawowym założeniem była praca w terenie, w środowisku nierozłącznym od chaosu jego dźwięków. Miało tez działać błyskawicznie.
I teraz kolejnym elementem było sprawdzenie urządzenia w działaniu w terenie - kiedy towarzyszy mu harmidery silników, otoczenie leśnej dziczy czy też natłok ludzi na chodniku. Kolejne poprawki w systemie, przy którego programowaniu pracowało już pokaźne grono osób, pozwoliło zamknąć w obudowie wielkości małego telefonu: kontroler z mikrofonami, głośnikami i miernikiem pulsu. Dodano także czujniki poruszania się ciała – głównych partii mięśni oraz powiek. Urządzenie wykrywało też kluczowe słowa, mogące snuć podejrzenia o próbie aktywacji hipnozy, a także reagowało na nagle pojawiający się, melodyjny głos. Do urządzenia dołożono też słuchawkę z mikrofonem, jako dodatkowe udoskonalenie działania. Pasek od zegarka pozwolił na komfortowe używanie urządzenia. Problem był jeszcze jeden - czy moc hipnozy głosem działa tak, jak założyła w swoich notatkach Apryline? Miała dar przeczucia, który i tutaj mógł zadziałać. To może zweryfikować tylko posiadanie takiego obiektu w szeregach cyrkowców, co stanowi zadanie a dla zespołu naukowców za owe obiekty odpowiedzialnych.

Po miesiącu wyczerpujących prac, przekazała Cecylie na biurko prototyp urządzenia (wielkości smartwacha), pokaźną dokumentację, raport ze spotkania z rogatą panną od hipnozy (nagłe oczarowanie śpiewem, pod którego wpływem wycofała się z walki i wróciła skąd przybyła), listę wykonanych prac przez członków organizacji, założenia jakie spełnia prototyp (wychwytywanie zmian w organizmie oraz pojawiania mowy w otoczeniu, na czego podstawie ustala, czy należy dialog zakłócić, tzn. aktywnie wyciszyć), wyniki przeprowadzanych testów (w dużej mierze pozytywne), schemat konstrukcyjny tegoż urządzenia i filmy na pendrive, prezentujące skuteczne działanie urządzenia w różnych warunkach. Całość została odpowiednio opakowana i opisana, a Apryline Moss była główną wykonawczynią i kierowniczką zespołu pracującego nad tą bronią.


Vega - 15 Kwiecień 2016, 20:18

Rozmyślała o powrocie do ukochanego, lecz przed tym chciała coś zrobić. Żyje, jest dobrze, nikt ich, ma nadzieje, nie śledził. Kocha to poczeka, ona musi coś załatwić. Choć smartfon łapał już zasięg, nie zamierzała odbierać jakichkolwiek telefonów. W kiepskim stanie, tak zdrowotnym jak i psychicznym, jechali przez las w kierunku kompleksu MORII. Droga dłużyła się jej, ale przynajmniej psychika zdołała znaleźć punkty podparcia, miewała się z czasem coraz lepiej.
Weszła do podziemnego bloku organizacji.
W pierwszej kolejności zażądała pomocy medycznej. Po krótkim oczekiwaniu, dwójka naukowców załadowała ją na wózek inwalidzki i skierowała do bloku operacyjnego, w którym dokonano prześwietlenia rentgenowskiego, stwierdzono złamanie z przemieszczeniem i założono gips. Czasu tego nie traciła i przemyślała dokładnie po raz wtóry misję dla Dumy, z której zleceniem trochę już zwlekała. Częściowo miała to rozplanowane, teraz potrzebowała tylko dopełnić formalności i pozbyć się ewentualnych luk.
Po ponad godzinie spędzonej na salach medycznych, pozwolono jej skierować się do swojego laboratorium. Musiała wypełnić raport zarówno z udzielonej pomocy jak i wezwania ochrony i pomyślała, że musi wyjawić całą prawdę, między innymi dlatego, że policja i tak na miejsce została wezwana (słyszała syreny). W razie czego, organizacja się za nią wstawi, wyczyści ją z ewentualnych podejrzeń. Musiałą tylko samej nie zachowywać się podejrzane, lecz to nie było absolutnie takie proste.
Udała się do swojego laboratorium i pozostawiła wszystkie elementy, które znalazła w budynku. A były to fioletowy lis, pilniczek, lornetka i spinacze. Przebrała zniszczone i przepocone ciuchy na nowe, które rozmiarowo jak i stylowo nie bardzo były jej po drodze. Planowała wziąć prysznic, ale nie bardzo widziała siebie w akcji z jedną, sprawną ręką. Choć na środkach przeciwbólowych, to i tak wystarczająco była przemęczona, by nie chcieć dokładać sobie dodatkowej roboty.
Spisała w raporcie swoje uprowadzenie i przetrzymywanie, lecz pominęła rozdział o głupich braciach i rannej kobiecie, krzyczącej o pomoc.
Przepisała raz jeszcze wytyczne dla Dumy, sprawdziła sprzęt i umieściła wszystko w pudełku. Udała się do pomieszczenia z bronią. Potrzebowała spluwy.

z/t

Vega - 28 Kwiecień 2016, 12:08

Pieszo pokonała całą drogę do organizacji, nie idąc wcale drogą na skróty. Ociężałe myśli spowalniały ją, nie umiała myśleć o czymkolwiek innym. Zabrała z domu gnata, zaś ubrana była najzwyczajniej, niby na sportowo. Miała także swoją wyjątkową broń, na ten moment schowaną w czarnym plecaku. Jeszcze przed wyjściem z domu przeszło jej przez myśl, aby pobiegać, ale chęci opuściły ją wraz z zastaniem promieni słońca.
Dotarłszy do organizacji, zapoznała się z raportami w sprawie poszukiwań cyrkowych tworów. Nie miała sił na pracę, ale wiedziała, że musi coś zacząć robić, a nie tkwić ciągle w jednym punkcie. Co sobą teraz reprezentuje? Wrak kosmiczny?
Udało jej się wizualnie doprowadzić do stanu normalności.
Przewertowała wiele stron raportu kilkukrotnie. Spojrzała na grafik i zobaczyła, że niejaki Simon Quinn został niedawno przypisany do tej pracy. Postanowiła popracować z nim wspólnie nad tą sprawą. Skontaktowała się z nim przez wewnętrzną sieć i poprosiła o towarzystwo w sprawie poszukiwań Cyrkowca-Ludojada. Ustaliła miejsce spotkania na południowo-wschodniej stacji, obsługiwanej jedynie przez linię B1. Zebrała raporty i informacje o Cyrkowcach dotąd wiadome dla wszystkich z organizacji. Sprawdziła magazynki swojej broni i skierowała się na stacje metra.
Zejście do podziemi zdawało się być idealnym lekiem na to bezustannie świecące na powierzchni słońce.

z/t



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group