To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Lewitujące Osiedle - Pałac von Traümen

Anonymous - 13 Maj 2015, 21:28


Ogień... Tańczył. Widząc jego hipnotyzujące pląsy można było usłyszeć muzykę, której nie było, dostrzec uroczystość, która mogła wydarzyć się setki mil stąd, tysiące lat temu, ale jednak wciąż będącą tu i teraz - zapisaną w ogniu. Kolejne podskoki, szemranie spalanego drewna, a ogniste figurki stawały się coraz wyraźniejsze, łączyły się w pary i dawały występ popisując się tańcem przywodzącym na myśl bardzo, bardzo odległe i stare święto.

Aż w pewnym momencie kominek im nie wystarczył. Kolejne figurki go opuszczały. Kolejne pary zaczęły przemierzać oba pokoje, poszerzając zakres swoich pląsów. Skakały niby ludzkie, a jednak wciąż z ognia, duże i nie duże. Jaki wzrost im pasował? Kilka do kilkunastu centymetrów. Każda para inna, ale jakby miały jeden cel - otoczyć swoim tańcem fotele.

W wypadku Didime nawet więcej, gdyż kilka z mniejszych par wskoczyło na jej zmarznięte ręce. Przyjemne ciepło rozchodziło się po nich, a płomyki pląsały i wkrótce ciepło przenikało dziewczynę całą... A później zamieniło się w ból, pieczenie, oparzenia. Nie bez kozery mówi się nie igraj z ogniem a tutaj proszę, cudne igraszki. Czasami piękno bywa zabójcze, o czym sama białowłosa powinna doskonale wiedzieć.

Tańczące ogniki były iście hipnotyzującym widowiskiem. Nim się zdążyliście wszyscy zorientować dotarły prawie do połowy pokoju. Co gorsza, choć na początku wcale się na to nie zapowiadało, ogień wraz z kolejnymi parami zaczęło rozprzestrzeniać się coraz dalej po pokoju, zajmując szybko znaczną jego cześć.
Ale drzwi i czerń za nimi wciąż czeka. Kusi chłodem ale straszy mrokiem. Nic nie blokuje do nich przejścia, ale czy przypadkiem nie są nazbyt oczywiste? Zupełnie jakby ktoś chciał wam powiedzieć, że macie właśnie tam iść i pogrążyć się w zakamarkach zamku... A może to tylko nagła paranoja związana z znalezieniem się w sytuacji która nie powinna mieć miejsca?
Ogień tańczył, zbroje błyszczały, zawartość półki nad kominkiem po prostu istniała a kobieta na obrazie uśmiechała się tajemniczo, jak jej to twórca przykazał...

Anonymous - 15 Maj 2015, 20:17

Svart skinął głową, gdyż nie wiedział do końca jak ma odpowiedzieć dziewczynie. Miło? Niemiło? Było raczej neutralnie, z początku wręcz negatywnie, lecz z czasem nieco się ociepliło. W końcu znał ją od paru godzin.
Przez chwilę wpatrywał się w czubki własnych butów. W prawdzie to nie był pewien, która jest godzina, ani jaka pora dnia. Pomieszczenie to nie było wyposażone w okna, co napawało mężczyznę niesamowitym niepokojem. Był pewien, że nie było to spowodowane niedopatrzeniem architekta, czy też ekstrawagancją właściciela. Brak okien był jak najbardziej zamierzony. Pytanie, w jakim celu?
Od dawna wiadomo, że Kapelusznicy słyną ze swych hucznych przyjęć, ale żeby żaden z gości nie zwrócił uwagi na ten mankament? Nie napomniał gospodarza? Nie zwrócił mu uwagi, że taka klitka nie jest ani przytulna, ani praktyczna? A może znajdowali się pod ziemią? Ta myśl jedynie podkręciła, rosnący już niepokój.
Jeśli to prawda, to rzeczywiście lepiej, żeby znaleźli wyjście, tym bardziej, że właściciel nie spieszył się z powrotem. Naiwnym byłoby myśleć, że wróci prędko i że rzeczywiście z czymś „lepszym”. Widząc Kapelusz, Svart był pewien, że nic dobrego go nie spotka. Nie sceptyczny, nie był pesymistą. Może był trochę zgorzkniały, ale co z tego, jeśli ma rację?
Zszedł na ziemię, słysząc trzaskanie płomieni w kominku. I nie tylko. Zauważył, że ogień być może również nie lubił tego pomieszczenia i postanowił się wydostać. Na ich nieszczęście, spacer iskier szybko rozprzestrzenił się po całym pokoju.
W takich chwilach praktyczne są okna…- pomyślał mężczyzna. Jednak ten żałosny humor wcale nie odzwierciedlał jego stanu. Svart nienawidził ognia. Co dzień przeklinał słońce i wszelkie jego ziemskie kuzynostwo, które uderzało w ziemię podczas burzy.
Serce zaczęło mu uderzać jak oszalałe, a Parasolnik czuł ścisk w klatce piersiowej, który absolutnie uniemożliwiał zwymiotowanie śniadania. Zacisnął zęby, a usta wygięły się w długą, wąską linię. Rękojeść parasolki trzymał tak mocno, że palce skryte w rękawiczkach zrobiły się białe. Plecami tak bardzo przybliżył się do ściany, że czuł jakby łopatki miały ją zaraz przebić.
Poczuł jakby znienawidzony piorun przeciął jego kręgosłup na pół, zaczynając swoją podróż w lewej dłoni. Spojrzał na rękę z pokorą niczym zwierzę potraktowane pastuchem.
Nie śmiał nawet wymówić imienia swojej parasolki, która nie pierwszy raz musiała przywołać go do porządku. Zagryzł zęby, chwycił Joannę za rękę i wybiegł z pomieszczenia kierując się prosto w mroki korytarza.

Rello - 17 Maj 2015, 21:51

Jakie są prawdziwe zamiary Kapelusznika? Czy chciał nam zapewnić niezapomniane przeżycia sprowadzając nas tu? Chyba właśnie do takich można zaliczyć to, co właśnie mogliśmy obserwować, bal ognistych tancerzy. Z początku ten występ był intrygujący i magiczny jednak płomienie stały się zachłanne, kominek przestał im wystarczać, jako parkiet, tancerze przenieśli swe pląsy na podłogę, dywan i pobliskie meble. Szybko poczułam, że mimo swej magicznej natury ogień nie zatracił swych właściwości, żar, jaki poczułam na skórze, gdy jedna z par przemknęła koło mojej kostki sprawił, że wycofałam się w pośpiechu i przeniosłam pełne niepokoju spojrzenie na swego towarzysza. Z zdenerwowania zaczęłam przygryzać dolną wargę, ponownie szmaragdowe tęczówki w pośpiechu przemierzyły po wnętrzu pokoju. Nic się nie zmieniło, oczywiście nie licząc artystycznej wersji pożaru jak się tu rozwijała, dalej jednak jedyna droga ucieczki, jaka nam pozostawała to drzwi prowadzące do…? Tego jeszcze nie wiedziało żadne z nas, jednak sytuacja najwyraźniej chciała w nas obudzić ducha odkrywców.
-Myślę, że kot wiedział, co robić wynosząc się stąd… proponuję by pójść w jego ślady.
Tak zmiana miejsca to dobry pomysł! W moich planach na przyszłość nie ma punktu pt „Poczuć się jak czarownica palona na stosie”… a tu robi się zdecydowanie za gorąco. Ogień się rozprzestrzeniał i kto wie ile czasu zajmie mu wydostanie się z pokoju….
-Uciekajmy stąd, trzeba kogoś znaleźć i powiedzieć, co się tu dzieje…
Czułam jak serce bije mi szybciej a poziom adrenaliny rósł równie szybko co temperatura w pokoju… Czy to co się działo mogło być winą tej dziwnej książki? Czy powinniśmy ja tu zostawić? Mogła dać jakaś wskazówkę czy raczej zapoczątkować falę kolejnych kłopotów? Stres sprawiał że ciężko było mi zebrać myśli… Chciałam się uspokoić, otuchy szukałam w spojrzeniu Szarego, jednak i tam dało się dostrzec niepokój.

Anonymous - 13 Czerwiec 2015, 14:54

Patrzyła jak otumaniona na palący się bandaż oraz poparzone dłonie.
Powinnam coś zrobić, prawda?
Przejąć się, pisnąć, czy coś. Ale czemu nie mam na to ochoty? Spojrzała na pięknie tańczące pary. To uczucie, gdy ogień tańczy piękniej niż ty kiedykolwiek. Poruszał się z taką gracją, finezją, a ona? Jak jakieś zwierzę. Jak... dzik? Bo na pewno nie jak dostojny lew czy zgrabny kot.
Może nie poruszała się jak kot czy lew. I może teraz była mocno otumaniona. Ale tak szybkiej reakcji Svart na pewno się nie spodziewał.
Ból, jaki przeszył ją, gdy chwycił jej dłoń, jak i złamanie bariery nietykalności, którą Didime tak mocno pielęgnowała sprowadziły ją na ziemię.
Trudno, żeby ją nie sprowadziły. W końcu Svart chwycił ją za poparzoną i rozciętą, krwawiącą dłoń, którą próbowała kilka godzin temu prowizorycznie zszyć zwykłą nitką i igłą.
- Puść mnie! - warknęła odruchowo, patrząc na niego z obłędem w oczach i wyrywając się z uchwytu. Jej źrenice zmniejszyły się, a ona pokazała zęby. Ale tylko na kilka sekund. Po chwili bowiem wargi zakryły zęby, a źrenice poszerzyły się. Ona natomiast cofnęła się w ogień.
Rozejrzała się gwałtownie po pomieszczeniu, prawdopodobnie dopiero teraz zdając sobie sprawę co tak naprawdę się dzieje. Ogień. Wszędzie ogień. Jak pięknie.
Nie, Joaśka, ogarnij się.
Zerknęła na kominek, sprawcę tej sytuacji, a raczej na rzeczy stojące na nim. Szkatułka, z której kapelusznik wyciągnął leki. Obok obraz Da Vinci przeszywał ją wzrokiem.
Zdjęła obraz i przewiesiła w drugą stronę, wcześniej upewniając się że na pewno nic tam nie ma. Nienawidziła jej wzroku.
Następnie szybko doskoczyła do kominka, chwyciła szkatułkę, wskoczyła na fotel i przewracając go, znalazła się koło Svarta. Dlaczego na fotel?
A myślisz że jej buty są jakoś nadzwyczaj trwałe? Podłoga to lawa, więc parzy stopy.
- Kurwa, jakbym nie mogła zginąć przez zamarznięcie. - westchnęła i skinęła głową na Svarta
- No ruszaj się! Ty chyba nie chcesz zginąć? i pobiegła w stronę drzwi.

Anonymous - 8 Lipiec 2015, 11:50


Niezdecydowanie Revi i Szarego sprawiło... Że niespodziewanie zapadła się pod nimi podłoga. Tak, jakby siedzieli akuratnie na dwóch, tylko czyhających na otwarcie się klapach. Jednak, pomimo, że siedzieli na fotelach to tylko oni tam wpadli, bez żadnej zawartości. No, poza tym, że do dziury wraz z Revi wpadła książka, którą jeszcze chwilę temu czytała.
Lecieli szybko i dość kręto w swoich dwóch, czarnych dziurach, czasami obijając się o ściany, czasami lądując na ostrych zakrętach, które były wręcz jak zjeżdżalnie, bez większego składu i ładu, nie wiedząc co się dzieje ani dlaczego. Jedyny plus był taki, że co najmniej ogień za nimi nie podążył, a ten, który gdzieś lekko zaprószył się na ich ubraniach czy włosach, wypalając drobne dziury zdążył zgasnąć od zbyt wielkiego pędu.
W końcu dość twardo wylądowali w jednym miejscu. Na ich szczęście ziemia zachowała się jak guma i nie zrobili sobie większej krzywdy niż podczas szalonego pędu ku dołowi. A gdzie wylądowali? Tuż przed zamkiem, który poznali w swojej opowieści. Wokół panowała noc w ciemnym odcieniu szkarłatu, i ani jedna żywa dusza nie zakłócała wszechobecnej ciszy.

Ogień więcej nie poparzył Didime, za to obraz zaśmiał się szaleńczo, gdy był zdejmowany i odwracany. Niestety, gdy bardzo ładnie starała się przeskoczyć przez pokój przy użyciu fotela potknęła się i szkatułką uderzyła dość mocno o stolik. Coś na wieczku pękło, ale nic się nie rozpadło ani nic wielkiego się nie stało, więc mogła bez obaw kontynuować bieg i wraz z Svartem kontynuować szaleńczą ucieczkę z tego piekła.
Czarny korytarz zachowywał się podobnie jak dziury Revi i Szarego, jednak tutaj co najmniej mogli kontrolować to, że biegną i jak szybko biegną, a gdy zobaczyli coś odrobinę jaśniejszego w pobliżu mogli zacząć zwalniać i może jakoś udało im się nie wbiec wprost na swoich jeszcze nie znajomych towarzyszy niedoli.

W końcu cała czwórka stała przed zamkiem von Traümen, najpewniej ciężko dysząc po tych przygodach, poparzonym mniej (w przypadku Svarta, Revi i Szarego) lub bardziej (czyli w wypadku Didi, która miała poparzenia ciągnące się po prawie całe ręce, spalony bandaż i lekko zwęglone włosy bliżej ręki, nie wspominając o małych dziurkach wypalonych w ubraniu). I na pewno nie mieli pojęcia, co się właśnie stało. Ale to nic! Chwileczkę później w powietrzy pojawiły się dwie postaci, mężczyźni których spotkali i którzy ich tutaj przywiedli.
- Nudni jesteście - powiedział jeden.
- Mieliśmy ochotę na więcej zabawy - dodał drugi.
- Zawiedliście nas, to przykre.
- Możecie sobie iść, zabierzcie swoje rzeczy czy co tam chcecie i nie wracajcie tu więcej.
- Miłej nocy
- zakończył pierwszy, nie dając nikomu czasu na wetknięcie się pomiędzy tą rozmowę, po czym obaj zniknęli.
Na odchodne jeszcze przenieśli was, wraz z rzeczami które mieliście bliżej bramy, tak, że wystarczyłoby kilka kroków, by dostać się na wysepkę, która najpewniej zaraz będzie odpływać w kierunku innych części Szkarłatnej Otchłani.


//Jako iż Szary się nie pojawia, a to się wszystko ciągnie to was wypuszczam i dziękuję za sesję. c:

    NAGRODY:

Cytat:
Dla Revi: Księga Magicznych Opowieści, której treść zmienia się za każdym je otwarciem. Większość opowieści, jakie możesz tam odnaleźć to opowiastki krążące po Krainie Luster czy też Szkarłatnej Otchłani, jednak w ramach urozmaicenia twoja postać może tam też znaleźć to, co się działo/dzieje na wyzwaniach z tego miesiąca (czyli lipca), jednak by nie było tak prosto wszelacy bohaterowie jakich tam wyczytasz nie będą mieć pokrycia z oryginalnymi, choć ich przygody będą prawdziwe. C:

Dla Didime: Szkatułkę Bez Dna jednak zepsutą wersję. Działa na takiej zasadzie jak Bezdenna Sakwa, jedna z racji uszkodzenia, którego nabawiłaś się w ostatnim poście jedyne co szkatułka robi to przyjmuje obiekty i nie za bardzo chce je oddawać. Aczkolwiek, gdybyś kiedyś zechciała, to jest możliwość fabularnego naprawienia przedmiotu w innej MGowanej sesji.

Dla Svarta: Bursztynowy Kompas, który leży sobie koło ciebie w miejscu, gdzie przeteleportowali was kapelusznicy. Wystarczy się schylić i go podnieść. c:

Rello - 10 Lipiec 2015, 11:55

Czas nie był naszym sprzymierzeńcem, płynął nieustanie a z jego upływem ogniści tancerze pochłaniali coraz większą przestrzeń pokoju. Szary chyba był w szoku, dlatego tym bardziej poczułam na sobie ciężar odpowiedzialności, aby jakoś nas wydostać z tych kłopotów. Ruszyłam w stronę chłopaka chcąc złapać go za rękę i pociągnąć za sobą jednak w tej chwili stało się coś, czego nie mogłam w żaden sposób przewidzieć. Podłoga zapadła się pod nami obojgiem, pochłonęła nas ciemność. Czułam na sobie pęd powietrza, zaczęłam krzyczeć ze strachu, ponieważ zupełnie nie wiedziałam, co się dzieje oraz obawiałam się spotkania z ziemią. Obudziły się moje wspomnienia, które ukształtowały się jeszcze, kiedy byłam częścią snów Aarona, kiedy odgrywałam scenę śmierci Camill. Bałam się wysokości, bałam się takiego końca… i mimo że w snach ginęłam w ten sposób już wiele razy to teraz spadałam naprawdę w realnym świecie, tym, na którego scenariusz nie mam wpływu i nie mogę go zmienić wedle swej woli. Czułam łzy napływające mi do oczu, serce zaś biło jakby zaraz miało wyrwać się z mojej piersi. Bałam się… ostatni raz bałam się tak mocno podczas ucieczki przed cienie, teraz zatracona w mroku nie wiedziałam, co mnie czeka…. Żałowałam swojej decyzji oraz tego, że wplątałam w to wszystko Szarego. Zamknęłam oczy, do których stale napływały łzy i skrzyżowałam ręce na wysokości twarzy, teraz nie byłam w stanie zrobić nic więcej. Spadanie w końcu dobiegło końca a moje ciało nieprzyjemnie spotkało się z ziemią, jednak nie przyniosło to tego, czego się spodziewałam, czyli śmierci… przyniosło za to wiele zadrapań i nieprzyjemnie poobijane ciało. Dosłownie moment po tym jak wylądowałam na ziemi poczułam jak coś uderzyło mnie w głowę, kiedy w końcu odważyłam się otworzyć oczy zobaczyłam przed sobą tą podejrzaną księgę… Podnosząc się z podłogi poczułam kolejne obrażenie, drobne poparzenia, jakie spowodował kontakt z ogniem. Fartuszek i biała bluzka miały w sobie wypalone dziury, podobnie jak i czarne zakolanówki ale to nie było teraz ważne. Zobaczyłam przed sobą pałac a kiedy rozejrzałam się wokół spostrzegłam, że poza mną i Szarym była tu jeszcze jedna nieznana mi para. Nie odzywałam się, ale widziałam, że musiały ich spotkać podobne nieprzyjemności, sądząc po śladach działalności ognia. Nie miałam czasu by przyjrzeć się im dokładniej lub spytać czy wiedzą, co tu się właśnie wydarzyło, bowiem przed nami pojawiły się właśnie dwie postacie, z czego jedną bez problemu mogłam rozpoznać. Z osłupieniem wsłuchiwałam się w ich wypowiedzi, mój strach i przerażenie powoli przeradzały się w złość i to nie tylko na ową dwójkę, ale również na własną naiwność… Pozwolić się porwać całkiem obcemu kapelusznikowi i jeszcze wciągnąć w to wszystko Szarego. Zagryzłam dolną wargę i zapuściłam głowę w dół, przycisnęłam książkę mocniej do piersi, czując jak ciepłe łzy spływają mi po policzkach. Kiedy w ogóle podniosłam książkę? Sama nie wiedziałam, byłam jeszcze w zbyt dużym szoku. Miałam ochotę wykrzyczeć swą złość, Kapelusznicy zabawili się naszym kosztem, jednak nie mogłam się otrząsnąć… Gdy kapelusznicy zniknęli a my pojawiliśmy się przed pałacową bramą odważyłam się aby podnieść spojrzenie na Szarego.
-Ja…ja…przepraszam, że Cię w to wciągnęłam, naprawdę mi przykro….
Szybko przetarłam ręką zapłakane oczy i posłałam chłopakowi rozżalone spojrzenie.
-Moje towarzystwo i naiwność najwyraźniej jest źródłem kłopotów, dlatego będzie lepiej jeśli już pójdę… przepraszam.
Po tych słowach nie zastanawiając się długo po prostu pobiegłam przed siebie znikając wszystkim z oczu. Biegłam i miałam ochotę się gdzieś schować zapaść pod ziemię aby tylko nikt mnie teraz nie oglądał, nie wiem nawet gdzie się kierowałam… nie znałam tej krainy.
z.t

Anonymous - 31 Lipiec 2015, 18:13

Biegła, nawet nie bardzo myśląc. Wszystko robiła na wyczucie, pokładając swoje życie w wyczulonym instynkcie. Kątem oka zerkając co chwilę na Svarta, który na krótką chwilę stał się częścią stada.
Nie miała może niezmierzonych pokładów siły. Bo była zmęczona, głodna, a ból wcale nie był taki delikatny. Był okropny, uderzał do głowy, denerwował, zaćmiewał. Ale biegła. W stronę światełka na końcu tunelu.
Wpadła na kogoś. I nie była w stanie stwierdzić kto to był gdyż zanim wyhamowała, i wyprostowała po kilku sekundach. To był chyba ten dziwny chłopak i... co oni w ogóle tu robili?! Kim oni są?!
Spojrzała na Svarta, szukając jakby odpowiedzi na nie wypowiedziane pytania, ale ku jej zdziwieniu ktoś postanowił się pojawić.
Z początkowym zdziwieniem słuchała tego, co mówili dziwni arystokraci, ale z biegiem wydobywających się z ich ust słów zdziwienie powoli zmywane było przez złość.
Wiedziała od początku! Taki dobry! Samarytanin w rzyć chłędorzony, pomóc chce! On pomoże! Kurwa mać!
Niczym zdążyła się powstrzymać chwyciła kamień i rzuciła w stronę gospodarzy, ale na sekundę przed dolotem owi zniknęli. Niech to.
Zaklęła wiele razy, głośno i soczyście, na tyle że ptaki z pobliskich drzew uznały że nie chcą słuchać i odleciały. Do tego chodziła w kółko, próbując się uspokoić. Oddychała głęboko, patrząc na ludzi, w ziemię, na drzewa...
Młoda dziewczyna poszła w swoim kierunku. Został Svart i ten obcy.
Rozglądnęła się po okolicy. Gdzie ona w ogóle była?! I gdzie Tyzyfone?!
Mała Tyzyfone wyszła z kieszeni jej płaszcza, wyglądając lekko przestraszona. Jakie szczęście że na czas schowała się, inaczej musiałaby ją teraz szukać Bóg-wie-gdzie!
- Jakie szczęście że nic ci nie jest...- powiedziała, wyciągając rękę w jej stronę, na którą mała wróżka wskoczyła.
Wtedy Joanna wyciągnęła niepewnie poparzoną rękę i delikatnie pogłaskała istotkę po głowie. Co dziwne na jej twarzy nawet pojawił się uśmiech. Na ułamek sekundy była po prostu dziewczynką która cieszy się że jej pupilkowi nic się nie stało. Tak po ludzku.
Podniosła rękę, by Tyzi usiadła na jej głowie, a sama patrząc na Svarta zdjęła swój, a właściwie jego płaszcz i podeszła do niego. Na odległość wyciągnięcia ręki.
- Teraz tobie się przyda. - powiedziała, oddając mu odzienie. Jemu w tej koszulinie będzie zimno. Mimo wschodzącego już słońca.
Uniosła lekko kącik ust i skinęła mu głową na pożegnanie, po czym odwróciła się i ruszyła. Gdzie? Przed siebie. Nie wie gdzie jest, a jej dom jest tam, gdzie ona sama.

(zw, chyba że ktoś będzie chciał coś jeszcze od niej)



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group