To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto - "Owoce i warzywa"

Anonymous - 29 Grudzień 2014, 15:01

Zgodnie z obietnicą złożoną samemu sobie do tej pory siedział cicho i obserwował, w dalszym ciągu opierając się o ścianę. Dee Dee pewnie nie zwracała na niego większej uwagi, mógł więc sobie pozwolić na śledzenie wzrokiem poczynań jej cienia; pomimo iż Eliot najwyraźniej postanowił udawać, że nic nie widzi. Po jakimś czasie - kiedy cień zdecydował się zatrzymać w mniej więcej jednym miejscu - dla odmiany usytuował wzrok na jego właścicielce i bracie.
Mogło się wydawać okrutnym, że widząc panikę dziewczyny, nie spróbował w żaden sposób pomóc bratu ją uspokajać czy w jakikolwiek inny sposób załagodzić sytuację, ale prawdę mówiąc - taką całkowicie szczerą prawdę - nie bardzo go to póki co obchodziło. W którymś momencie wyłapał spojrzenie Eliota, w odpowiedzi na które jedynie wzruszył ramionami. Nawet, jakby chciał - on też nie wiedział, co zrobić i nie widział innego rozwiązania, jak po prostu przeczekać efekt działania tych magicznych cukierków. Będzie musiała jakoś to znieść.
Nie, żeby w pewnym momencie nie zrobiło mu się jej trochę szkoda i nie zaczął się niepokoić. Zupełnie przestał zwracać już uwagi na wariujący dzień, teraz przyglądając się Eliotowi i Dee Dee, która najwyraźniej zaczęła się dusić. Po tym niespodziewanym dlań obrocie sprawy zaczął się nawet martwić o jej zdrowie - psychiczne czy fizyczne, to chyba teraz nie miało znaczenia; oba mogą ucierpieć.
- Em... - zaczął niepewnie, jeszcze niezupełnie wiedząc, co dokładnie chce powiedzieć. Ale chyba - w końcu - dotarło do niego, że to nie jest sytuacja, w której może sobie pozwolić na obrażanie się. - ja m-mogę do kogoś zadzwonić, jeśli będzie trzeba. Ty się lepiej nią zajmij.
Niewielka reakcja, ale zawsze coś, mógł dalej stać pod ścianą niewzruszony. Patrzył prosto na Eliota, niepewnie czekając na to, co się teraz stanie. Właściwie rozmowa z rodzicami mogłaby pozwolić dziewczynie się uspokoić - przynajmniej zdaniem Dakoty.
A jeśli brat miałby stąd pójść i zabrać Dee Dee gdziekolwiek, to mało prawdopodobne, że Dakota tak po prostu tutaj zostanie. Zapewne powlecze się za nimi.

Anonymous - 29 Grudzień 2014, 16:16

Dziewczyna tylko zaśmiała się chrapliwie
- I co jej powiesz?! Reniu, twoja córa znów widzi dziwne rzeczy!- krzyknęła przerażona, zsuwając się na ziemię, bo jej nogi nie mogły już unieść całego tego ciężaru, jakim jest zeschizowana Dee.
Duszności nie ustępowały. Nie mogły po tak krótkim czasie. Wyciągnęła drugi lek i zaciągnęła się, tak jak to zrobiła chwilkę temu z pierwszym inhalatorem.
- N-nie! Zaraz...prze-jdzie... - dodała po chwili, kuląc się i opierając rękami o ziemię, by nie paść na nią jeszcze bardziej- czyli na płasko.
W takich momentach jak ta rodzinka rzadko kiedy słała ją do szpitala. Jakoś wszyscy zgodnie woleli wszystko przeczekać. I to zamierzała też zrobić Dee.
Jednak w obecnych, niesprzyjających warunkach psychologicznych, trudno było jej się uspokoić, co na pewno by odrobinkę pomogło.
Uspokój się, do jasnej cholery ty ludzka spierdolino. Otworzysz oczy i nic tam nie będzie, rozumiesz? - krzyczała w myślach i delikatnie otworzyła oczy.
Na pierwszy rzut oka, oczywiście, nie zauważyła go, bo jej oczy skierowane były w stronę ziemi. Jednak gdy podniosła głowę okazało się, że... cóż, obraz dalej jest.
Był mniej straszny. O ile można tak nazwać cień, który do złudzenia przypomina ciebie.
Wiszącego za szyję.
Cień uśmiechał się do niej szyderczo, unosząc się nad ziemią i symulując wiszenie. Nawet huśtał się delikatnie, jak w zwyczaju mają dopiero co powieszone ciała.
Co jak co, ale mimo tego że wizja siebie jako wisielca chodziła niejednokrotnie Dee po głowie, tak zobaczenie tej wizji było więcej niż przerażające.
Ale nie krzyknęła. Jej oczy znów się zaszkliły i nie odrywała wzroku od Cienia Wisielca. Zaczęła po prostu szeptać coś do siebie w jakimś obcym języku.
- Sancte Michael Archangele, defende nos in proelio...
No tak. Egzorcyzm prywatny po łacinie zawsze spoko.

Eliot - 29 Grudzień 2014, 19:07

- Bardziej coś raczej w stylu "Reniu, twoja córka dusi mi się na podłodze pomiędzy fasolką szparagową a ziemniakami" - powiedział i automatycznie drgnął w jej stronę, kiedy osuwała się na ziemię. Przykucnął przy niej i położył jej rękę na ramieniu. Odwrócił głowę do brata.
- Dakota, dzwoń po... - urwał i spojrzał na Dakote. - Przecież ty nie masz telefonu - powiedział z konsternacją.
- Czekaj, weź mój tele-- - urwał, bo przecież on też nie posiadał telefonu. I tak zresztą nie znał numeru na pogotowie. Podstawy bhp nie znalazły się nigdy na jego liście wiedzy niezbędnej do przeżycia w Świecie Ludzi. Nie planował żadnych bliższych kontaktów z instytucjami ludzkimi na wypadek, gdyby czepiali się o jakieś dokumenty (generalnie wszystkie miał - podrobione bo podrobione, ale za to jak profesjonalnie!) czy szczegółowe ludzkie sprawy o których pojęcia nie miał najmniejszego. Ale wracając do telefonu - machnął na to ręką stwierdziwszy, że nie ma co robić jeszcze większego zamieszania z czekaniem na karetkę i zgłaszaniem sytuacji i stresowaniem tym Dee. Chciał po prostu wyjść stąd. Może cień uzna to za koniec psikusowej zabawy i da sobie już spokój.
W każdym razie, łatwiej będzie jak pojadą taksówką. Szczęśliwie koło deptaka gdzie warzywnik stał był niewielki zajazd taksówek, które bardziej niż chętnie zawiozą ich na miejsce za odpowiednią sumę.

- Dominica?... - zmartwił się widząc co wprawia cień i jak to wpłynęło na Dee. Czy ona... odmawiała modlitwę? Po łacinie? Eliot rozpoznał język tylko dlatego, że miał za sobą niezliczoną ilość oglądniętych horrorów i thrillerów, gdzie łacińskie egzorcyzmy, zaklęcia i inne teksty często były w tym właśnie języku odprawiane. W Krainie Luster nie było jakoś nigdy problemu z językami.
Nie miał pojęcia jak miałoby to pomóc, jako że nie był szczególnie zapoznany i przekonany religiami i bóstwami Świata Ludzi (choć nigdy nie zaprzeczał istnieniu elementu boskiego w obydwu krainach), więc zaryzykował przerwanie rytuału Dee.
- Skarbie - zaczął spokojnie do niej przemawiać, ale ona nie zwróciła na niego uwagi. Kontynuował pomimo tego.
- Wezmę cię teraz i zabiorę do szpitala, oddychaj, spróbuj... spróbuj... ignorować to co widzisz, dobrze? Proszę cię, wszystko będzie dobrze - powiedział jej co zamierza zrobić, żeby nie wprawiać ją w zamieszanie i nie przestraszyć, kiedy będą zmieniać lokacje. Wstał i dwie torby z warzywami wcisnął Dakocie w dłonie. Warzywa dla państwa Jekyll dziś na koszt firmy. Spod lady złapał klucze, wypchnął brata na zewnątrz wciskając mu je w dłonie, wrócił i wziął Dee na ręce i wyszedł. Kiwnął Dakocie, żeby zamknął sklep i ruszyli na miejsce docelowe. Do szpitala! Pewnie zanim tam dotrą młodej już przejdzie, ale co jeśli nie? Lepiej na zimne dmuchać, niech się zajmą tym jej zaostrzeniem astmy. Nich dadzą jej coś na uspokojenie. Medycyna Świata Ludzi to wprawdzie nie magia i porządne ziołolecznictwo Krainy Luster, ale Eliot dostatecznie ufał technologii i chemii, żeby zaufać szpitalowi. Gorzej tylko z ludźmi, którzy tą cudowną techniką operowali. Z nimi może być nieco gorzej. Ale nie miał zamiaru czekać, aż z Dominicą będzie gorzej.


<wszyscy zt -> tutaj>

Soph - 17 Kwiecień 2015, 19:45

Usilne, wwiercające się w czaszkę wycie mogłoby przyprawić o permanentny ból głowy gdyby nie fakt, iż nie do końca je słyszeliście. Głowa pusta i lekka jak balon z helem, wypełniona kłębem waty, która tłumi dźwięki jeszcze nie boli. Ale zacznie, bez obaw.
Zacznie, bo gaz, który jakiś zadowolony klient podłożył pod sklep, był wyjątkowo złośliwy, choć niekoniecznie toksyczny. Aż dziw, że nic gorszego od utraty przytomności się nie stało, prawda?
Osoba, która wezwała odpowiednie służby - zaraz po wejściu do warzywniaka, potknięciu się o trójkę leżących ludzi i wyczuciu niecodziennego zapachu - stała teraz w drzwiach i rozmawiała z ratownikiem medycznym. Strażacy kończyli właśnie zabezpieczać teren zdarzenia taśmą, zaś medycy zapakowali waszą trójkę w karetkę i przewieźli do szpitala.


Spokojnie, jedynie na kilka godzin, w celu sprawdzenia parametrów życiowych i zrobienia podstawowych badań.
Lunatycy w szpitalu, again <3

Dzięki za fabułę. Spodobało mi się strasznie zupełne negowanie zaproszeń MG przez Eliota, bo było poparte ciekawymi argumentami. W nagrodę dostaje Kosmatą Broszę, którą wręczył mu podczas wsadzania do karetki ratownik, mówiąc że leżało na podłodze sklepu gdy ich zbierali i pewnie wypadło mu z kieszeni.
Nadto akcja Dee Dee z gaśnicą! Szkoda, że jej nie wykorzystałaś, chętnie bym to zobaczyła.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group