To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Kryształowe Pustkowie - Odcięta kopalnia

Kessler - 25 Wrzesień 2017, 01:40

Ciekawe, jak bardzo ludzie po tamtej stronie różnią się od istot, które przebywają u nas. Wydaje się, jakbyśmy pochodzili od jakiegoś pierwotnego konceptu, większość przynajmniej. No z pewnością nie są to kompletnie obce biologicznie potwory. Z tego, co się orientował, nawet krwawią tak jak niektórzy od nas. Ale żeby widzieć tak człowieka z tamtej strony? Przebadać go? Zobaczyć, czy reaguje na ból tak samo jak my, czy przeżywa emocje tak samo jak my? Za dużo pytań, domysłów. A tu chodzi tylko o wykonanie celu. O pozbycie się szkodników. I tak miał zamiar ich traktować. Bez litości, bez zbędnych dyskusji.
Na słowo "czytam" Kesslerowi zapaliła się lampka. Już miał zamiar z grzeczności rzucić tekstem, aby to pożyczył mu jakieś ciekawsze pozycje o świecie ludzi, gdyby takowe posiadał, ale znowu zdał sobie sprawę, że to nie towarzyskie spotkanie przy kawce i ciasteczku, tylko zwykła misja.
Zainteresowała go bardzo mocno wiedza Keera na temat świata ludzi. Interesował się nimi, szczególnie, że w kilku aspektach wydawali się dużo bardziej rozsądni i "do przodu" w stosunku do lokalnej ludności. Szczególnie pod względem astronomii. Ta nauka szczególnie nie była zbyt lubiana w Krainie Luster; oczywiście Marionetkarz nie twierdził tego ze względu na robienie ankiet wśród ludności, gdzie na temat gwiazd padała wymijająca odpowiedź; raczej trudno mu było dorwać jakieś normalne pozycje, które by chociaż w minimalnym stopniu naukowo podchodziły do tematu. W większości wypadków był to zwyczajny bełkot, niepodparty obserwacjami.
- Taa, ta. Ja tam się na kopalniach w ogóle nie znam. Mam tylko nadzieję, że nie dostanę kamieniem w głowę, a potem nie zdołam uciec przed zawalającą się kopalnią. - rzucił. To było w pewnym sensie przerażające. Marsz wgłąb kopalni, bardzo zepsutej kopalni, która w każdej chwili mogła się zawalić. Jedno to teoretyczna natychmiastowa ucieczka, drugie to faktyczne wycofanie się tak, aby nikomu z drużyny nic się nie stało. I pomyśleć, że tutaj kiedyś mnóstwo ludzi regularnie schodziło w te podziemia, aby pracować. Długość życia była skrajnie niska - a to musiało być przygnębiające, biorąc pod uwagę długość życia Lustrzan -, praca ciężka, a bogactwo, które się wydobywało, szło od razu do innych rzemieślników pracujących w znacznie lepszych warunkach. Wspaniała praca. Ciekawe, czy ktoś wpadł na pomysł, aby tworzyć coś w rodzaju marionetkogórników. Wzruszył ramionami.
Pałasz. Użyteczne narzędzie. Jednakże jeśli uzbrojenie tamtych dzikusów jest takie, jak mówili, to broń biała zdaje się zupełnie bezużytecznym kawałem metalu. Ciekawe, jak myśmy niegdyś wygrali z nimi wojnę...
Aż nastało rozwidlenie. Spojrzał na Keera, jak gdyby oczekiwał odpowiedzi na to, gdzie pójdą. Zobaczył, jak towarzysz na coś patrzy. Ślad butów. Przyjrzał się im, przystawił pochodnię, aby lepiej widzieć. Zastanowił się, ile ich może być, a po chwili pomyślał, czy Gawain myśli o tym samym. Spojrzał na niego, by wymienić się wzrokiem.
- Myślę, że powinniśmy udać się bezpieczniejszą drogą. Prawdopodobnie tą, którą się udali. Tak przynajmniej widać po butach. I bądźmy ostrożni. No i w końcu obyśmy natrafili na coś, co wygląda, jakby podtrzymywało większą część kopalni niż tylko kawałek tunelu. Jesteśmy blisko, czuję to. - powiedział. Głęboko nie weszli. Nie widać jakichś pułapek, nic raczej nie przemawiało za zasadzkami. Zbliżali się do tamtej zacnej grupy. Ciekawe, czy tamci spodziewali się przysłania agentów z Krainy Luster. Przyjrzał się drugiej drodze, która wydawała się znacznie bardziej niebezpieczna. Pokiwał głową, dając do zrozumienia, że lepiej tą bardziej niebezpieczną drogą nie iść. Przemówiły do niego argumenty Keera. Pokazał pochodnią bezpieczniejszą drogę i zaczął iść w tamtą stronę.
- Wyjaśniliśmy sobie kwestię górnictwa. Moją ciekawość wzbudza teraz to, czy dobrze znasz naszych przeciwników. Ludzi, mieszkańców tamtej strony. Wiesz o nich coś poza tym, że podobno są tacy, jak my, krwawią tak, jak my, jedzą, wydalają, kochają i zdradzają? - zapytał, z pogardą wymawiając końcówkę zdania. Z drugiej strony był nimi zaciekawiony. I tak pogarda biła się z ciekawością dotyczącą tej drugiej kultury.
Marionetkarz spojrzał na lisa. Zastanawiał się, czy obecność zwierzęcia im w jakikolwiek sposób pomoże. Nie jest to przecież pies myśliwski. Szedł do przodu, ale spoglądał co chwilę na stworzonko.

Anonymous - 25 Wrzesień 2017, 11:43

W głowę Joego wcisnęły się obawy, najgorszy wróg sukcesu. Nie minęła jedna czwarta misji, a on już stracił znaczną część swojego asortymentu. Pomruk kolejnej bestii nie zwiastował niczego dobrego. Jednak jesli ten potwór jest tak samo opasły jak jego martwy kolega i jednocześnie się oddalał - Nie był w stanie ich pożreć. Wiele rzeczy Steeler przeżył w tym świecie, jednak nigdy nie zdarzyło mu się ujrzeć bestii pożerającej górników dupą. I Kraina Luster cechowała się jakimiś zasadami jeśli chodzi o anatomię zwierząt.
No kochani, wleczemy się jak te małe glutowate stworzonka ze skorupami. — Powiedział pełen animuszu. Nie miał najmniejszego zamiaru dać się powstrzymać marnym obawom, ani tym bardziej jaskiniowym monstrom. Przecież w życiu mierzył się z o wiele gorszymi rzeczami. Wściekłą Mittwoch na ten przykład. Żadne zło tego świata nie mogło się równać z tą diablicą podczas furii bardziej morderczej niż bojowy szał Śpiocha. — Jak będziemy tu stali to znajdziemy co najwyżej własne truchła.
Wiedział, że jego towarzysze potrzebowali chwili, by się zastanowić nad wyborem ścieżki. On nie miał takich problemów. Stwierdziwszy, że pomyślą nad tym trudnym wyborem już w drodze, ruszył do jednego z prowadzących w dół korytarzy. Tego, który wyglądał na wytrzymalszy. Wolał zminimalizować ryzyko pogrzebania ich żywcem przy następnym spotkaniu z pożerającym zwierzem. Koniec końców cenił swoje życie.

Charles - 25 Wrzesień 2017, 13:20

Team MORIA

"Śpioch" - "cenić swoje życie". Nie wiem dlaczego, ale te słowa obok siebie zdają się być dla mnie dość abstrakcyjne. Ale nie mnie oceniać jego wybory. Najwidoczniej nie chciał czekać, aż cała grupa zdecyduje gdzie iść za niego (i chwała Panu, ponieważ zależy mi na jego i tylko jego decyzjach!) i samemu ruszył w kierunku, który wydał mu się odpowiedni. Zaraz jednak dogonił go Titus, który złapał go za ramię:
- Hej, gdzie ty się wybierasz? Nie było takiego rozkazu, gdzie mamy iść! A jak tak bardzo chcesz się rozdzielić, to trzeba było to zgłosić. Ja mogę iść z tobą.
I teraz pytanie - wracać się do McAlistaira i słuchać opieprzu, że poszedł sobie gdzieś bez słowa, czy też tylko z Titusem iść dalej Albo pójść i poprosić o możliwość rozdzielenia się. Mieli trzymać się w końcu razem... ale to nie daje ani trochę adrenaliny. A głąb korytarza zachęca zimną ciemnością i dziwnym, nienaturalnym zapachem, lekko słodkim i mdlącym, a zarazem dymnym, jak palone drewno i przyprawy. Kadzidło? Skąd kadzidło tutaj, na dole?

Team Czarna Róża

Obaj panowie doszli do sporej jaskini, której podłoga zawalona była trupami dziwnych, małpo podobnych istot, potłuczonych niczym porcelana, które pokrywały całą przestrzeń i ciężko było się pomiędzy nimi poruszać. Ich wnętrzności wypełnione były drobnymi kryształkami. Coś musiało skrystalizować ich ciała od środka. Był to z pewnością niepokojący obraz. Nie mogli zrobić tego ludzie... prawda? Kto wie, jaką bronią dysponują? A może w tych opuszczonych korytarzach znajduje się coś jeszcze. Coś dużo straszniejszego...
Idąc dalej, mniej więcej po połowie godziny spokojnego kroku, gdzie ich drogę rozświetlałyby typowe dla kopalni Świetliste Grzyby, których znający się na aptekarstwie i zielarstwie Gawain zdążył się już naoglądać w księgach, doszliby do kolejnej większej sali, podłużnej i najwyraźniej służącej za część administracyjno-użytkową. Z lewej i z prawej umieszczono otwarte przejścia do dalszych pomieszczeń, zaś przed nimi znajdowała się ciężka, drewniana brama, stojąca otworem. Za nią widać było naturalnie wyglądającą jaskinię, wilgotną i zimną. Woda skapywała po wyrzeźbionych na podobieństwo kory drzewnej ścianach, wypełniając malutkie jeziorka, które odbijały światło grzybów, malując świetliste wzory na wszystkim wokół. Mogli iść dalej, oczywiście, choć... czy warto? To było chyba główne i jedyne wejście, które dałoby się odciąć. Ale tamci ludzie z pewnością by to przeżyli, kto wie, może znaleźliby alternatywną drogę...

Gawain Keer - 29 Wrzesień 2017, 16:28

Póki co, szanowny pan Kessler okazywał się być bezproblemowy i kompromisowy. Niby to dobrze. Miło się gada i spaceruje, ale Gawain nie był teraz ani miły, ani gadatliwy. W zasadzie brakowało mu w Danielu tej agresywnej iskry. Nie chodziło o brak przekleństw czy mocniejszych określeń. Odrobinę bał się, że Kessler może ukrywać coś przed nim i SCRem. Coś, co z biegu dyskwalifikowałoby go z tej misji. Bo wysoki się denerwował. I jak Cień tak na niego spoglądał, zorientował się, że im wyższym się jest, tym strop jest bliżej głowy. Może miał delikatną klaustrofobię czy co. Słabo go znał i próbował rozgryźć, ale tak to już było z nowopoznanymi osobami.
Zaśmiał się krótko i gorzko na stwierdzenie Kesslera - Kamień w głowę! To byłoby... łaskawe ze strony losu. - dodał. Śmierć zawsze przychodziła nagle. Ani się obejrzysz i cię nie ma. A jeśli Gawain mógłby wybierać, to zdecydowanie wolałby najpierw dostać kamieniem i zemdleć niż godzinami walczyć o dostęp do powietrza, przekopując kamienie lub szukając innego wyjścia.
- Żebyś się nie zdziwił. Dopiero cośmy weszli. - łypnął na niego wyciągając kartkę i węgiel, którym coś tam nabazgrał. Wolał się nie zgubić, a nie wiedział w jakim stanie będzie, gdy przyjdzie im stąd wyjść. Nie zawsze można było liczyć na jasność własnego umysłu i kto wie, ta karteluszka może jeszcze się im przyda.
Szedł i wytężał wzrok, choć pochodnia nieco go drażniła. Trudno było zobaczyć coś poza świetlistym kręgiem. Przez chwilę wsłuchiwał się kopalnię. Nie słyszał kolejnych eksplozji. Stare konstrukcje dawały o sobie znać trzaskiem, jakiś kamień obił się o drugi. Nie chciałby tu pracować. Ciemność to jedno, ale ile tu musiało być pyłu. Ilu zmarło tutaj przed nimi w mniej heroiczny i ryzykancki sposób? Ciszę przerwał głos Kesslera. - Czy dobrze... każdy jest inny. Musiałbyś tam być. Widzieć ich machiny, broń, technologię. Wszystkiego musiałem nauczyć się od nowa. Nabrałem tam pokory. - zaczął. Filozoficzny ton, w którym Daniel utrzymywał swoje dyskusje i jemu się odrobinę udzielał. - Ty na przykład... mógłbyś spokojnie ujść za człowieka. Z tym, że oni nie mają mocy. W ogóle nie mają magii, chyba że jakiś Lustrzak coś do nich przywlókł lub zostało nam to wykradzione. Bestii też tam nie ma, ale i z tym ludzie sobie poradzili. Sami stali się wystarczająco groźni. - mówił raczej spokojnie. Ludź czy nie, jeden pies. Każdy mógł być taki, jak to opisywał Daniel. - Co do MORII. To pewnie żołnierze. Ewentualnie mają ze sobą jakiegoś speca lub badacza, ale szczerze w to wątpię. I mam nadzieję, że mają tylko podstawowe wyposażenie. Czyli jakiś karabin i pistolet. Właśnie, żebyś pamiętał. Nie muszą zbyt często ładować broni, więc jeśli oddadzą jeden strzał, a potem nic, to się nie wychylaj. To dla zmyły lub oszczędności amunicji, ale nie kupi ci czasu. Makówkę przerobią ci na sito. Dosłownie. Hmm... co jeszcze. Jakiś nóż, może granat, choć tutaj to byłoby prawdziwe szaleństwo. - wzruszył ramionami i już miał znów zamilknąć, gdy zauważył jak Daniel gapi się na czworonożnego rudzielca. - Co jest? Zastanawiasz się po kiego diabła przywlokłem tu Furora? - zapytał, ale nie oczekiwał odpowiedzi. - Potrafi zniknąć. I mnie również. A ludzie mają słaby węch i... Kurwa. - ostatnie słowo wypowiedział nagle i ostro. Byli teraz w dużej pieczarze. Coś, czym była usłana przypominało małpy. Cała połać martwych, zimnych i nadźganych kryształowym świństwem nieznanego pochodzenia. Ani mu się śniło ich dotykać lub ruszać, a o mało w nie wdepnął w jedną z nich. Trzymał Furora blisko siebie, by nie przyszło mu do głowy podgryzanie stworzeń. Może czegoś się nażarły albo zachorowały. - MORIA raczej nie ma takich rzeczy... ale z nimi nic nie wiadomo. - powiedział cicho z wyraźnym niepokojem. Szedł ostrożnie między nimi. Wszystkie skończyły tak samo. Skrystalizowane i w nienaturalnych pozach jakby ktoś nimi rzucił. Co było najdziwniejsze, nie było krwi. - Chodźmy stąd na wypadek, gdyby to nie była MORIA. Wygląda jak... jad. Jak u żmii. Wiesz, krew zamienia się w galaretę, a ta tutaj akurat w kryształy. - dodał jeszcze i machnął ręką na Daniela. Chciał iść dalej i wykonać zadanie, zamiast zajmować się fauną Kryształowego Pustkowia.
Przestało być tak płasko. Robiło się chłodniej i zdecydowanie wilgotniej. Za to było też jaśniej, gdyż mrok nagle ustąpił przed niebieskimi i zielonymi grzybami. Keer podszedł do bliżej. To bez wątpienia Świetliste Grzyby. - Gaś tę pochodnię. - powiedział zadowolony. - Na razie starczy nam to i nie będziemy tak zwracali na siebie uwagi. - dodał wyciągając sztylet. Chwilę oglądał grzyby, a było w czym wybierać, bo rozrosły się odrobinę. Istotną sprawą była ich świeżość. Stare szybko zamieniłyby się w wygibastego, mokrego flaka. Odciął im po dorodnym grzybie i jeszcze kilka mniejszych, które schował do plecaka. Zawsze mógł pociąć je na kawałki i rzucić, by zobaczyć jak wygląda niepewny teren przed lub pod nimi. Schował nóż i ruszył dalej. Teraz widział o wiele więcej. Światło grzybów nie migotało, było stale takie samo, odporne na podmuchy powietrza i wodę. Mimo swojego wzroku był pewien, że jego towarzysz dobrze widzi, gdzie stąpa.
- To Świetliste Grzyby. Używa się ich zamiast pochodni. Można je zbierać i sadzić. Niewymagające w uprawie w warunkach takich jak te. Wilgotno, stała temperatura i brak światła. - wytłumaczył wiedząc, że Daniel woli o czymś gadać, a Cieniowi pogawędki o jego zainteresowaniach nigdy nie przeszkadzały. Wręcz przeciwnie. Lubił dzielić się swoją wiedzą, jeśli umysł rozmówcy był chłonny i otwarty. Poza tym, co to za wiedza? Świetliste Grzyby w zasadzie nie nadawały się do niczego innego. Zwykła ciekawostka.
Widząc, że korytarz się kończy, zaczął stąpać ostrożniej i ciszej, a Furor trzymał się bliżej ścian. - Sprawdźmy czy ktoś jest w domu... - szepnął zarówno do siebie, jak i do Daniela. Metodycznie i powoli przeszukał pomieszczenia. Pusto i cicho. I nie wyczuwał też, żeby ktoś śnił. Tylko kurz i pył. Jakieś przegniłe koce, zardzewiałe kajdany, więcej grzybów, żadnych innych wyjść poza bramą. Szybko wyciągnął z kieszeni odrobinkę wymięty papier i dorysował pomieszczenia starając się zachować ich proporcje. - Daniel... - zwrócił się do towarzysza - moglibyśmy to wysadzić... - rozpoczął swoją myśl zerkając na bramę i chowając swoją prowizoryczną mapkę - Tyle, że gówno wiemy w jakim stanie jest kopalnia i jakie wyposażenie mają ludzie. Dalej pozostałyby im szyby wentylacyjne lub inne wyjścia. Mogły nawet powstać nowe. To nie jedyni złodzieje na przestrzeni lat jacy tu byli. Potomkowie górników spokojnie mogliby się tu odnaleźć i takie wyżłobić. - myślał głośno, nie chcąc zostawiać niczego przypadkowi. Poza tym był tu z Kesslerem. Obaj odpowiadali za siebie nawzajem. - I wolałbym mieć pewność, całkowitą, że nie żyją. - wcisnął mapkę do kieszeni.
Wysadzenie kopalni początkowo wydawało mu się dobrym pomysłem, ale im dalej szli tym bardziej skłaniał się ku drugiej opcji. By znaleźć i zwyczajnie zlikwidować cele. Ewentualnie zastawić na nich jakąś pułapkę, jeśli istniałaby taka możliwość. - Chodźmy dalej - rzucił patrząc w kierunku bramy.

Anonymous - 1 Październik 2017, 19:25

Kurwa, poważnie? — Przez głowę Ironmana przemknęła myśl z prędkością myśli. W jego przypadku była to zawrotna prędkość. Gdyby tyle zastanawiał się nad swoimi czynami chociażby kilkanaście chwil temu, gdy gonił ich ten przeklęty potwór nie byłoby problemu. Nie byłoby ich. W polu nie liczyła się bowiem roztropność i rozbijanie wszystkiego na najdrobniejsze elementy. Takie atomizowanie bardzo szybko może obrócić atomizującego w kupkę atomów, w której raczej żadna myśl się już nie narodzi. Odwrócił się i zaczął zmierzać ku reszcie zespołu.
Nie było też rozkazu, gdzie mamy nie iść. — Odpowiedział sucho. — Stanie w miejscu chuja nam da.
Nie był na tyle głupi, by iść samotnie, gdy mógł podróżować z drużyną. Nie mieli komunikacji, nie mieli szans by przeżyć. Koniec końców tylko on miał w sobie tyle samobójczej odwagi, by czynić niemożliwe. On nazywał to 'byciem dobrym żołnierzem'. Od tego był front, by na nim umierać. Tym lepiej, jeśli umierającą stroną okaże się ta stojąca naprzeciw niego. Dobra passa jednak zawsze może się skończyć. Nietrudno było się domyślić, że berserker z siekierą nie miał zbyt wiele szans w starciu wręcz z monstrum szerokości całej jaskini. Powróciwszy do McAlistara zapytał dbając o to, by jego głos był znudzony.
Zadecydowaliście się już? Tam na dole czuć zapach dymu, osobiście wolałbym pozbyć się niewygodnych świadków.

Kessler - 2 Październik 2017, 09:59

Rozejrzał się po jaskini i westchnął cicho. W końcu weszli do pomieszczenia większego niż ciasne korytarze. Spowodowało to, że poczuł spokój ducha oraz pewną przyjemność w środku. Większość woli, aby faceci byli jak najwyżsi, aby byli tyle wysocy, ile się da. A taki wysoki może przecież łatwo walnąć głową w sufit, uderzyć się, gdy przechodzi do innego pokoju. Służba w kawalerii i marynarce raczej wykluczona. Jest i więcej wad. Na szczęście było też sporo korzyści, ale o nich już Marionetkarz nie pomyślał.
Duże, spore pomieszczenie. Ciekawe jak dawno temu szli tędy Obcy. Jak szybko szli, czy się zastanawiali, ile ich było. Czy są zmęczeni. Zagubieni? Pozorne drobne fakty, ale jeden po drugim, zebrane do kupy, mogłyby dać już przewagę tym, co ich śledzą. Ich znajomość bardzo odpowiadałaby Marionetkarzowi.
Wtem zaczął się wykład Gawaina o ludziach. Daniel nadstawił uszu, skupił się na jego opowieści. W końcu sam pytał, niegrzecznie byłoby z jego strony teraz to zignorować. Podrapał się po swędzącej szyi i obrócił głowę lekko w stronę Keera, by go lepiej słyszeć.
Po pierwszych zdaniach wyobraził sobie wielką cywilizację, utopię wręcz, gdzie istnieją maszyny, technologia i broń, których to nie można sobie w żaden sposób wyobrazić. I różnice te są tak ogromne, tak przytłaczające, że trudno je wszystkie pojąć umysłem. Są masywne na tyle, żeby kogoś zupełnie nieogarniętego przykryć swą wielkością.
Z drugiej strony jeśli to miałaby być utopia, to dlaczego w ogóle interesują się tak bardzo Krainą Luster? Chcą nas podbić, wykorzystać, poużywać sobie? Przejąć magię, której tam brak? A może ich utopia jest utopią zbudowaną na piramidzie z czaszek? Zbudowana na podbojach, żelazie, krwi i pocie. I my będziemy mieli stać się kolejnym trupem przytrzymującym ludzki tron. Taka wizja zdecydowanie nie podobała się Kesslerowi, chociaż z drugiej strony wyraził swój podziw wobec nich. Do realizacji ich planów dopuścić jednak nie zamierzał.
- Za człowieka? To ci dopiero. Mało kto z jednej i drugiej strony wie o swoim istnieniu i jak to jest naprawdę, a tak niewiele różnimy się wyglądem. No, przynajmniej część stąd. Mógłbym uchodzić za człowieka pomimo tego, że nigdy tam nie byłem. I nie jest to byle jakie miejsce, a zupełnie inny świat.
Ciekawe, czy w takim razie ludziopodobni mieszkańcy KL są tak naprawdę mieszanką czegoś, co było tutaj bardzo dawno temu i tego co jest u nich. Albo...
- zrobił pauzę, schował buzię w płaszcz. Kaszlnął. Za dużo pyłu, pomyślał. - ... albo oni są mieszanką nas i tego, co było niegdyś u nich. Pewnie mają jakąś naukę o przeszłości. Jakąś genesocjonaukę. - głęboko się zastanowił. Wytarł ciutkę śliny, jaka pozostała na jego ustach po kaszlnięciu.
No i dotarło w końcu do Morii.
Przyjął do wiadomości uwagi towarzysza na temat broni, jakimi posługują się Ludzie. W końcu wypadałoby co nie co wiedzieć więcej o swoich wrogach. Niby opowiadano mu w kwaterze coś nie coś na temat ich zachowań i ekwipunku, nawet im wierzył, ale nie był do końca pewien. I ten tutaj powtarza to, słowo w słowo. Więc to prawda. Przynajmniej pozbyłem się już jakichś wątpliwości. To nie było demonizowanie...
- To w sumie bardzo przykre. - zaczął odnosić się jeszcze do słów o tym, że w świecie ludzi zbrakło bestii - Natura nie cierpi próżni. A skoro ludzie wytępili większość bestii, jakie u nich mieszkały, to sami musieli wypełnić tę lukę. Są owcami i wilkami zarazem. - rzekł. Starał się zrozumieć ich naturę i wyobrazić sobie to, jak mieszkają i jacy są. Miło byłoby ułożyć sobie jakiś jeden spójny obraz. Ale chyba takie wysiłki spełzną na niczym, jeśli sam tam nie pojedzie i nie zobaczy na własne oczy ich świata.
Zrobił słyszalne "mech".
- Moria, Moria, Moria. Wiele razy to słyszałem. W wojnie między światami jesteśmy chyba takim ich odpowiednikiem, co? Tylko dużo mniej chorym. - rzekł. Miał oczywiście na myśli eksperymenty ludzi, które wydają się być znane w niektórych środowiskach. Już miał dowiedzieć się na temat większych jeszcze możliwości lisa, gdy usłyszał przekleństwo towarzysza. I tak jak on zamierzał bezpiecznie przebyć to dziwne miejsce. Z identyczną podejrzliwością traktując zastane kształty. I równie powoli przejść obok dziwadeł.
Nie czekał więc długo, nie rozglądał się zbytnio. Po prostu wykonał rozkazy i szedł dalej.
Wtedy ujrzał grzyby, które przykuły jego uwagę. Tak jak wcześniej starał się nie rozglądać na lewo i prawo i podziwiać, jakie ciekawe rzeczy znajdują się w Kopalni, tak teraz, na rozkaz Gawaina zgasił pochodnie i wpatrzył się w fungusy.
I to takie świecące. Które mają jakiekolwiek zastosowanie. Gdy Keer skończył, Marionetkarz podskoczył do miejsca, w którym stał towarzysz i naśladując go zebrał kilka kawałków grzybów dla siebie. Ot tak, nie będzie gorszy!
Przy okazji nauczył się, że właściwie dzięki takim grzybom pochodnia i niebezpieczeństwo z nią związane nie są już tak zdradliwe. Będą dobrze widzieć, a nic przypadkiem nie wybuchnie, ani nie będzie tego charakterystycznego zapachu. Daniel myślał też o tym, aby pochodnia nie nabrała zbytnio wilgoci, która tutaj zdecydowanie panowała.
I skończył się w końcu korytarz. Dał iść dalej Keerowi, samemu się nie ruszał i czekał na to, co mu towarzysz powie. Na szczęście obyło się bez wrogów. I doszło do tego momentu, kiedy wedle planu należało coś zrobić, ale na myśl przychodziła inna, równie ciekawa alternatywa. Ciekawa i niestety bardziej ryzykowna. Daniel sercem zdecydowanie wolał wysadzić okolicę i dać nogę, ale przemawiał do niego pogląd towarzysza, że trzeba się upewnić, aby cele zostały zlikwidowane. Przeraziło go to trochę, a serce zaczęło bić jeszcze szybciej. Zdawał sobie sprawę, że wysadzenie tego miejsca byłoby takim zrobieniem roboty na odpierdol, takim 2+ w skali do 5. Ale zdawało się to wyjście najbezpieczniejsze. Zaczął w sobie rozważać obie opcje, zamilkł. Doszło zmartwienie o tym, że zostanie wzięty za zupełnie niezdecydowanego, a zdecydowanie, jak pisali Lustrzani autorzy, jest bardzo potrzebne, aby osiągnąć zwycięstwo nad wrogiem.
- Dobra, idziemy. - powiedział krótko. Trochę niezrozumiale. Wargi mu zaschły, serce biło mocniej. Powiedział to wbrew sobie. Starał się uspokoić. Najgorsze dopiero przed nimi. Poklepał się jeszcze lekko po miejscach, w których przygotował sobie broń. Tak dla uspokojenia.
- Mam nadzieję, że z całą tą przewagą w broni i technologii, damy sobie radę. I że nie ma ich zbyt wiele. - powiedział straceńczym głosem. A potem zirytował się swoim zachowaniem i poprzysiągł sobie, że już tak więcej się nie zachowa. To bardzo nieprofesjonalne z jego strony.
Rozejrzał się jeszcze raz po jaskini, a następnie utkwił wzrokiem w bramie. W tej bramie, za którą wszystko mogło się zdarzyć.

Charles - 2 Październik 2017, 17:22

Team MORIA

Jego towarzysz broni westchnął tylko i począł się wracać:
- Co nie zmienia faktu, że nie mieliśmy się rozdzielać. Pod żadnym pozorem. Wystarczyło powiedzieć - a ty żeś polazł przed siebie jak ciekawskie dziecko. - mruknął Titus, odprowadzając go z powrotem do pozostałych dwóch członków drużyny.
Kiedy usłyszał słowa Śpiocha, jego brwi uniosły się wysoko - nie zdążył nawet go opieprzyć. Wyglądał na skrajnie zszokowanego:
- Kopalnia miała być opuszczona. To martwe ciało sprzed paru chwil, teraz jakieś dymy... co tu się odpieradala?
Nagle do ich uszu doszło bardzo odległe echo, ciche i niewyraźne, przypominające męski głos, a może nawet dwa. Skąd dochodził? Chyba z tunelu, z którego przyszli. Ale za nimi znajdowało się sporo korytarzy, nie dało się stwierdzić, kto to powiedział i gdzie...
Wracamy się i likwidujemy? Idziemy dalej?

Team Czarna Róża

Drodzy panowie, to chyba zły czas na pogaduszki. W końcu zawsze ktoś może was usłyszeć, a echo potrafi nieść się daleko... Od jaskini za bramą odchodzą trzy tunele, a ślady w pyle znaczą środkowy.
Tutaj też przez dłużą chwilę nie działo się nic. Niebiesko-zielonkawe światło bijące z grzybów osłabło, przez co podróż sprawiała wrażenie płynięcia batyskafem po głębinie rowu mariańskiego - ciemno, zimno, i coraz głębiej, i głębiej. Panowie mogliby wyczuć dziwny zapach... jakby mułu. Bardzo delikatny. Tuż za zakrętem doszłaby do tego metaliczna woń krwi, jednak było za późno na ostrzeżenie:
Pod szerokim, grubym stalagnatem leżało martwe ciało. Ciało człowieka, lub lustrzanina wyglądającego jak człowiek, pozbawione nóg i bioder, z rozszarpanym brzuchem. Był to normalny trup a nie wypełnione kryształkami dziwadło, a konserwujący chłód tych sal nie dawał ocenić, od jak dawna tu leży. Odziany był w strzępy szat, które zdążyły kompletnie przesiąknąć krwią. Był to brodaty mężczyzna w sile wieku, mógł mieć z 50, może 60 lat. On również nie wyglądał na ofiarę ludzi z MORII, prędzej jakiejś lokalnej bestii. Mógł to być czarodziej, albo lustrzany naukowiec. I być może zabrzmi to sztampowo, ale naprawdę unurzanym w krwi palcem zdołał wysmarować wielkimi literami za sobą ostrzeżenie. Choć może nie było to ostrzeżenie, co ogólne słowo:
"PRZEBUDZI"
z czego I dość nagle urywało się w dół. Kto wie, może zamierzał napisać coś więcej? Stąd droga rozchodzi się w lewo i w prawo. A kolejnych śladów nie widać - może je coś zmiotło.

Gawain Keer - 2 Październik 2017, 19:16

Kessler. Dziwny był z niego gość. Rzucał się na każdą nowinkę jak dziecko. Naśladował go, wypytywał, ale jednocześnie w jego ruchach i słowach kryła się subtelna niepewność. I czasem pierniczył od rzeczy filozofując i snując teorie. Do kieliszka fajny był z niego kompan, ale kurde, to nie czas, ni miejsce.
Tego, co Daniel powiedział o MORII nie komentował, choć gdyby nie misja, to strzeliłby mu w pysk. I tak jego krew zagotowała się od tych słów. Porównywać SCR do tych szumowin! Ale po chwili Keer zorientował się, że jego rodzice niekoniecznie musieli być święci. Ojciec znikał czasem na parę lub kilka dni, że niby polował, a matka szykowała wtedy tyle bandaży, co dla całego oddziału Gwardzistów. Nieważne kto, jeśli ktoś by mu zagrażał, zrobiłby to samo co MORIA. Postąpiłby w identyczny sposób. Nie potrafił im wybaczyć, ale w pewien sposób ich rozumiał. Zaatakowali pierwsi, porywali, zabijali, grabili i boleśnie się przeliczyli. W swoich głowach mieli tysiące wymówek, może nawet wzniosłych idei. SCR też taki był, ale jak było naprawdę? Możliwe, że nie istniała żadna różnica pomiędzy jednym i drugim. Był świeżakiem w Czarnej Róży, nie jemu było to oceniać.
Jaskinia była cicha i urokliwa. Światło grzybów, mokre ściany i wypełnione czymś małe jeziorka. Gawain z chęcią rozbiłby tu obóz, ale mieli robotę. Poza tym gdzieś z tyłu jego głowy nadal tkwiły skrystalizowane małpiaki. - Niewykluczone, że kiedyś nasze światy były jednym. Podobieństwa odmówić nam nie można. - wrócił do poprzedniego tematu, gdy upewnił się, że nadal są sami. Daniel nagle zaczął brzmieć dość pesymistycznie. Nie było się co dołować. Trzeba działać. - Zabiorę cię tam kiedyś, jeśli obiecasz, że nie zagadasz mnie na śmierć - zaśmiał się krótko. Miał nadzieję, że to przyrzeczenie sprawi, że jego towarzysz pomyśli o tym, co czeka go po misji. Cały szeroki, wielki świat, tak słabo poznany. Oby to okazało się być dodatkowym motywatorem.
Widział, gdzie prowadziły ślady i nie miał zamiaru zastanawiać się nad tym, czy powinni wybrać inny korytarz. Równie dobrze mogli krążyć tak do usranej śmierci lub minąć się z żołnierzami. Szli przez dłuższą chwilę środkowym korytarzem, gdy Gawain nagle się zatrzymał. Mimo półmroku doskonale widział trupa i napis. Jak z taniego horroru, którego reżyserowi zabrakło pomysłu lub talentu. Z tym, że teraz nie przebywał w koszmarze Śniącego, który leżał w bezpiecznych objęciach ciepłej kołdry ani w sali kinowej. Byli w pozornie opuszczonej kopalni, a tutaj proszę. Nieboszczyk i to niekompletny. Dodatkowo dość nowy! MORIA robiła swoje chore eksperymenty, ale z tego co słyszał, to woleli żywe obiekty doświadczalne. No i rany były szarpane. Furor niepewnie powąchał ciało i cały się najeżył. Praktycznie przykleił się do nóg Gawaina, bo mały spryciarz wiedział, że w kupie siła. Podszedł do brodatego mężczyzny. Magus, szalony badacz. Raczej był sam, bo po co pisać coś, co mogliby opowiedzieć twoi towarzysze.
- Kessler. To coś może jeszcze żyć, może być tu tego pełno. - powiedział cicho - Więc morda w kubeł - dodał na zakończenie. Cholerne bestyje. Kwintesencja Kryształowego Pustkowia. Jeśli coś tu żyło, to najprawdopodobniej chciało zaprosić cię na kolację w charakterze dania głównego.
Grzybek nabił na hak, który zwisał na linie przytroczonej do plecaka, a następnie naciągnął kuszę i założył bełt. Sprawdził, czy ma wygodny dostęp do noża i sztyletu. Zastanawiał się, czy powinien nałożyć jakąś truciznę. No chyba! Wybrał paraliżującą. Skropił grot gęstą, ciemną cieczą. Pod światło dałoby się zauważyć, że nie jest całkowicie czarna. Delikatnie opalizowała różnymi kolorami.
Bardziej gotów być nie mógł, ale ślady urywały się w tym miejscu. Cień zaczął rozglądać się po okolicy w poszukiwaniu poszlak, nasłuchiwał odległego echa jakiejkolwiek obecności. Jebane korytarze! Ile jeszcze?! Spojrzał na Furora. Zwierzak pewnie będzie miał dość kopalni raz na zawsze, ale potrzebował go teraz. Wiadomo, że nie szli w przyjazne im miejsce. Gawain pociągnął Daniela za rękaw i odciągnął go kawałek najpierw odrobinę w prawy, a następnie w lewy korytarz, mając nadzieję, że lis wykaże zmianę w zachowaniu. Jeśli tak się stało, to Cień miał zamiar iść tam, gdzie Furor zwyczajnie się bał, lecz przed tym wyciągnął laskę dynamitu. Jedyną drogą pójdą, drugą wysadzą, pozwalając kamieniom ją zasypać.

Kessler - 2 Październik 2017, 21:28

Tak tak. Przybył właśnie w to konkretne miejsce w jednym, konkretnym celu, dla arcyksięstwa i spłacenia długów. Było to dziwne miejsce, kopalnia, w której niegdyś umierano i pracowano dla ogólnego dobrobytu. Czy też : dobrobytu kilku jednostek. Teraz pewna organizacja wysyła tu dwóch agentów, aby starli się z agentami innej organizacji. Tym jednak razem zapewne chodziło o dobrobyt Lustrzan, czyli wszystkich. Bo ludzie się akurat nie liczyli. Każdy powinien interesować się swoim światem i swoim ludem, a nie zastanawiać się nad losem wrogów. Altruistycznie chronić wszystkich czy egoistycznie po prostu spłacić swoje długi? Zastanawiało go tak naprawdę - gdyby ktoś kiedyś spytał go o motywacje, jakimi przyszło mu kierować w trakcie tej misji - co by takiej osobie odpowiedział. Czy było to jedno z wyżej wymienionych, czy jakiś inny powód, o którym nie myślał, czy może jakaś wielka mieszanka to tego, to tamtego. Teraz nie czuł zupełnie nic, a krtań zacisnęła mu się na tyle, że odechciało mu się gadać.
Słowa towarzysza uspokoiły go trochę, wizja poznania Świata Ludzi zaciekawiła go i skłoniła do tego, że jednak fajnie byłoby, gdyby udało się przeżyć. Nie był już tak pesymistycznie nastawiony, wiedział, że należy działać. Dlatego wytężył zmysły i uwagę, aby już - póki co - nie rozkojarzyć więcej zarówno siebie, jak i towarzysza. Gadanie było upierdliwe i w sumie miał tego świadomość, wolał jednak pozwolić sobie na mielenie ozorem aby się rozluźnić i odstresować się. Teraz, gdy zbliżali się do celu misji, wolał się już przymknąć. Zarówno z powodu strachu, stresu, skupienia się, jak i nawet rozkazu jego towarzysza. Czas działać, jak to mówią.
Szedł dalej za Keerem, aż w końcu dotarli do miejsca, w którym leżał trup, dosyć mocno zmasakrowany. Kiedyś rozważał, co by zrobił, gdyby ujrzał mocno zmasakrowane ciało i stwierdził sobie wówczas, że zbielałby i przeraził się. Teraz, w jaskini, gdy znienacka ujrzeli masakrę, nie było nawet czasu zastanawiać się nad tym, jak się zareaguje. Po prostu ujrzeli i już. I wydawało się, że będzie gorzej. Teraz, gdy już zobaczył, w sumie nie zareagował jakoś szczególnie. Wzruszyło go, ale niezbyt mocno. Wyszło jak wyszło, trup to trup, tylko trochę rozwalony. Ot, masa, już żadna żywa istota.
Spojrzał na trupa a następnie utkwił wzrokiem w towarzyszu, co dalej. Nie zamierzał już mówić. Komentarze byłyby zbędne.
/PRZEBUDZI/ pisane krwią. Wygląda to zupełnie jak z drastycznych i krwawych opowieści, legend czy klechd. Być może tajemnicza istota, która poluje na zapuszczające się tu żywe stworzenia? Krwawe znaki ostrzegawcze na ścianie? Cudownie. Ciekawe, czy poza dwoma grupami, jakie z pewnością tu są, nie ma jeszcze jakiegoś samotnego jeźdźca, który poluje na dwie niczego nie spodziewające się grupki. Oby nie.
Coś Kesslerowi jednak mówiło, że jednak tak.
Wiedział, że niedługo dojdzie do konfrontacji. Z tego powodu włożył rękę pod płaszcz, macając kształty - trucizny i oriony, których niedługo zapewne użyje. Stanął za Keerem, dał mu się poprowadzić.
Spojrzał na to, co robi. To na niego, to na lisa. Zastanawiał się, co chodziło mu po głowie. Rozglądał się po korytarzach. Serce zaczęło bić jeszcze szybciej. Co ty planujesz... co ty planujesz... - powtarzał sobie. Ujrzał dynamit. To chyba już... - dodał sobie. Cokolwiek się stanie, będzie po prostu naśladował Gawaina. Zawczasu jeszcze wziął drugą probówkę, która powoduje zmieszanie zmysłów, ich zwariowanie. Kolory zupełnie się zmieniają, zaczyna się słyszeć dziwne dźwięki. Trochę jak mieszanka gazu rozśmieszającego, silnych narkotyków i innych halucynogennych substancji. Wziął oriona do lewej ręki i lekko przechylił butelkę, delikatnie namaczając ostrza oriona owym specyfikiem. Następnie rękę trzymał tak, by w razie czego móc wykonać zamach i celnie trafić w przeciwnika. Stąpał powoli, starał się oddychać spokojnie. Był gotowy na wszystko.

Anonymous - 2 Październik 2017, 22:35

Wzruszył ramionami. Mówił o tym, co uświadczył. A McAlistair wciąż nie powiedział gdzie idą. Śpioch szanował go jako żołnierza. Szanował go jako przyjaciela, pomimo wszystkich rzeczy i osób które ich różniły i dzieliły. Nienawidził w nim tylko kilka cech, które sam w sobie już dawno zabił. Przede wszystkich nienawidził jego opieszałości i tego, że dawał się zaskoczyć. Muzycy, poeci, nauczyciele i inni dorośli często mówili młodemu Josephowi, że nic ich już nie zdziwi. Cały świat przyjmowali z zimną obojętnością i gotowością przystosowania się do sytuacji przynoszonych przez pędzący los. I choć ich mordy zamieniłyby się w tunele gdyby tylko ujrzeli czym zajmowała się MORIA, to po kilku latach na pewno znów z czystym sercem mogliby stwierdzić, że nic ich już nie zdziwi. Tym razem nawet mieliby rację. Przywódca drużyny miał taką wadę, że to, co Steeler zauważał i na co reagował w mgnieniu oka, on trawił kilka cennych sekund w swej głowie nim zrozumiał istotę sytuacji. I wciąż po tym robił wielkie oczy.
Dobrze wiesz jak to jest z Krainą Luster. — Powiedział spokojnie przyciszonym głosem. — I przycisz się na miłość Boską, bo zaraz stracę kolejny granat.
Tutaj nawet stare żołnierskie przysłowie się sprawdza. I z kija może wystrzelić śmiercionośny pocisk. — Zaczął myśl Ironman. Momentalnie jednak ją przerwał, usłyszawszy głosy. Podniósł zaciśniętą pięść, trzymając kąt prosty między łokciem i przedramieniem oraz między torsem a ręką. Znany wszystkim niemy sygnał do zamknięcia mordy i podniesienia karabinu. Następnie podniósł dłoń do ucha na moment na znak, że słyszy coś, czego słyszeć nie powinien. Oni zaś powinni zrozumieć migowy przekaz. Wytężył słuch, starając się rozróżnić głos, albo głosy. Policzyć źródła, wyłapać słowa. Dosłyszeć kroki, które też mógłby rozdzielić i policzyć. Wycelował prosto w ciemny korytarz z którego przybywały dźwięki. Wpatrywał się w ciemność i wyczekiwał. Był gotów strzelać do pierwszej istoty, którą zauważy wyłaniającą się z mroku. Tylko jeśli dźwięki ucichły lub zaczęły się oddalać odwrócił się i skinął głową na znak, że jest w porządku. Zaznaczył przy tym palcem by wciąż wszyscy byli cicho i co najwyżej szeptem podjęli decyzję. Po tym geście wróciłby do pilnowania wejścia nim ruszą dalej.

Charles - 4 Październik 2017, 18:59

Team oba, no nareszcie, na gacie mojej prababki

Furor naprawdę, ale to naprawdę nie chciał iść w lewo. Zaskomlał cichutko, ocierając się o nogi swego pana i kładąc uszy. Zapewne był to wyraźny znak, że to tam powinni się udać. I tak też zrobili.
Zbliżali się powolutku, mam nie szurając zbytnio w pyle zalegającym w jaskini. Minęli podczas drogi kolejne szczątki, szczątki zębatej bestii, malowniczo rozsmarowane po okolicznych ścianach i suficie. Tym razem z pewnością była to robota zuchów z MORII, jakaś mini eksplozyjka... oni też mają jakiś ichni dynamit. A ściężka staje się coraz ciemniejsza, kiedy przerzedzają się lśniące grzyby.

Śpioch siedział i czekał. Nie słyszał już więcej rozmów, co nie zmieniało faktu, że się nie przesłyszał, nie byli sami. To były wyraźnie dwa męskie głosy, które urwały się na chwilę obecną. Ana stanęła z lewej strony, Titus z McAlistairem z prawej. Cala czwórka wpatrywała się w wejście. Mijały minuty, żadnych dźwięków. Albo po prostu są bardzo cicho. Kto ich tam wie.

Krok za krokiem, dwie zamaskowane postaci zbliżają się do wylotu jaskini. Ostrożnie i cicho, nie wiedzą, czego się spodziewać. W odległości widać wejście do jaskini... i chyba jakąś postać. Czy to wróg? To na pewno wróg.

Żołnierze na pozycjach lekko opuszczają broń. Nie dzieje się nic. Może to znowu Jo świruje? Jego zmysł uratował im przed chwilą życie, nie wypada tak mówić... ale zarazem wszyscy wiedzieli o jego stanie. I nie do końca wierzyli mu, kiedy powtarzał raz za razem, że jest zdrowy na umyśle tak jak na ciele. Kiedy, i o ile zdadzą sobie sprawę z obecności dwóch agentów Czarnej Róży, Ana i McAlistair nie będą na to do końca gotowi, zareagują z opóźnieniem. Tylko Titus w pełni wierzył jego osądom.

No, panie Czechow. Pańska strzelba powieszona została parę ładnych postów temu. Czas na show.


(kolejność cementuje się - Najpierw Gaw, potem Kess, na końcu Śpioch)

Gawain Keer - 5 Październik 2017, 00:02

Na coś przydały się te godziny ślęczenia w lesie, śledzenia i obserwowania zwierzyny. Furor był głupszy. Nie potrafił mówić, racjonalne argumenty zwyczajnie do niego nie trafiały, a czas na tej ziemi wypełniał mu cykl jedzenia, spania oraz prokreacji. Za to pazurzasty kompan miał dobry nos, słuch ostry jak jego spiczaste, postawione do góry uszy oraz solidną dawkę instynktu samozachowawczego, którego nikt, kto znalazł się w tej kopalni, nie posiadał zbyt wiele. Wskazał im właściwą drogę. Gawain podrapał go za uszami, ale nie miał czasu na większy gest wdzięczności i czułości.
Furbo zresztą uspokoił się trochę, gdy zobaczył, że to, co wcześniej tak napawało go przerażeniem, nie żyło. Cień szczerze zazdrościł mu tej ignorancji, bo zagrożenie miało dopiero nadejść. Zmarszczył nos pod maską. Potworny odór! Co to do kurwy nędzy jest... a raczej było. Byli blisko, bo truchło było świeże. Korytarz wyglądał jak po ataku szalonego malarza. Takiego z tych, co to znają jedynie czerwoną farbę. Nawet zaschnąć nie zdążyło. Zęby były wszędzie, nieopodal utkwił kawałek szczęki. Rozerwany na strzępy. Gawain nie czuł się z tą myślą lepiej, ale przynajmniej dało mu to do myślenia. Najprawdopodobniej żołnierze mieli standardowy sprzęt i z tą nadzieją szedł dalej, wbijając spojrzenie w ciemność przed sobą.

Nagle kogoś zobaczył. Nie liczyło się, kim była osoba przed nim. Z tego, co było mu i Kessowi wiadomo, byli jedynymi agentami Stowarzyszenia Czarnej Róży w tej kopalni. Każda inna istota wchodziła tu na własną odpowiedzialność.
Keer wiedział, że gdy tylko zostaną dostrzeżeni korytarz najprawdopodobniej zostanie ostrzelany, a wtedy spadnie na nich grad kul. - To już - powiedział tylko, nie spuszczając postaci i grotu na kuszy z oczu. Jeśli zginę, to nie ja jeden - pomyślał jadowicie, pozwalając mocy go wypełnić, gdy celował i naciskał spust, by posłać bełt w kierunku widzianej przez siebie postaci. Trzaskowi cięciwy zawtórował gwizd, który Cień z siebie wydał dając znak Furorowi, choć w tym momencie każdy głośniejszy dźwięk zwróciłby uwagę przerośniętego lisa, który natychmiast znikł, tak jak jego właściciel. Trzydzieści metrów przed nami! - rzucił do Kesslera. Dobrze, że ludzie w większości nie gadali po lustrzanemu. Spierdalaj chłopie!
Miał teraz gdzieś, czy bełt w ogóle sięgnął celu. Musiał szybko wydostać się z korytarza. Przyklejony do ściany po swojej lewej, zaczął w te pędy biec w kierunku jaskini w poszukiwaniu jakiejkolwiek osłony.
Furor pewnie był daleko przed nim i jako bestia bał się tylko innych dziwów z Krainy Luster. Już raz uciekł dwunogom i zawsze rzucał się na nich wszystkich jak wściekły. Teraz, w obliczu zagrożenia nie powinno być inaczej.

Klątwa - 1/2
Niewidzialność - 1/3

Kessler - 5 Październik 2017, 21:58

Lis się boi. Czy to już? - zapytał sam siebie, w myślach. Słowa te, wypowiedziane we wnętrzu, wychodziły i trafiały do tej samej w istocie osoby. Było ciemnawo. Wyglądało to jak kropla, która spadła na podziemne jezioro; pobudziła je, powodując, że woda zaczęła drgać. Pytanie to było niczym ta kropla, która w ciemności i jeziorze wnętrza Marionetkarza zdawała się być jedynym dźwiękiem, który odbierał. Spadnięcie, bardzo znajomy odgłos uderzającej o taflę jeziora kropli, cisza i jedyny ślad, jaki pozostawiła, to chwilowe, acz intensywne drganie wody. Widziane jedynie z bliska, albo w całkowitym skupieniu i wytężeniu wzroku przy pomocy niewielkiej dawki światła. Nic więcej poza tym nie grało, nie wydawało dźwięków, nic w jego środku nie dawało czegokolwiek od siebie. Było niczym czarna dziura, która pochłania, a to, co wchłonęła, już nigdy nie miałoby wyjrzeć na zewnątrz. Jedni nazwaliby to wielką ciszą wewnętrzną, taka, która towarzyszy w istotom żywym tuż przed wielką rywalizacją, na której to zużyje się ogromną ilość tlenu, wypali się mnóstwo kalorii, a na koniec wypluje się płuca i będzie się mokrym od potu bardziej, niż ktoś, kto wychodzi właśnie z jeziora. Tak jakby organizm zamarł i czekał w napięciu te ostatnie 2-3 sekundy na dźwięk gwizdka, który spowoduje natychmiastowe poderwanie się sportowców do rywalizacji. Takie coś towarzyszyło Agentowi Morii właśnie teraz, tyle, że moment ten wydłużył się znacznie. Nie znał Gawaina tak, jak zna się znajomych, a tym bardziej nie wiedział nic o jego lisie. Ale właściciel sprawiał, że jest profesjonalistą, tym bardziej jeśli jego zwierzę tak się zachowuje, to zachowuje się tak własnie z powodu jakiegoś bodźca. Tu akurat rolę grał lęk, a lęk rzadko kiedy bywa irracjonalny, chyba, że jest spowodowany problemami psychicznymi. Daniel nigdy zaś nie słyszał, aby jakikolwiek lis kiedykolwiek miał problemy psychicznie, chociaż pewni znawcy mogliby twierdzić inaczej.
Milczenie, zarówno to rzeczywiste, jak i to będące we wnętrzu Marionetkarza, trwało.
Potem było wcale nie lepiej. Rozsmarowane szczątki sugerowały albo ogromne zezwierzęcenie agentów Morii, albo ich wielką, fizyczną siłę, czy moce. Jednakże z tego, co słyszał o ich świecie, ludzie wcale nie byli ani potężni fizycznie, ani nie posiadali magicznych zdolności. Ich siła brała się z technologii, którą zyskali przez śmierć i cierpienie ogromnej ilości istot. I to ta ich technologia doprowadziła do rozsmarowania tej bestii.
Zastanawiał się, ileż to jeszcze takich urządzeń posiadają w zanadrzu.
Czy to już? - znowu zadał sobie to pytanie. A milczenie przedłużało się, nawet zaczęło męczyć. Oddech też stał się taki jakiś bardziej płytki, cichy, jak gdyby przygotowywali się na zasadzkę. Gdyby jego wnętrze nie milczało, zadawało by sobie dziesiątki pytań, czy warto. Czy nie lepiej odwrócić się na pięcie i po prostu uciec. Czy warto ryzykować życiem z tymi, którzy potrafią zabić na odległość w sekundę, niezbyt się przy tym męcząc, powiedzmy.
Rozsmarowane zwłoki już w ogóle nie robiły wrażenia. Jedni albo drudzy będą w podobnym stanie, gdy to się skończy.
Ale jego wnętrze milczało i nie zastanawiało się nad tymi kwestiami. Nie myślało nawet o tym, ile oni już tu siedzą i ile stworów musieli pokonać, by tu przybyć. I jak bardzo są zmęczeni.
Czy to już nadszedł czas, aby odłożyć pióro, a wziąć do ręki miecz? Metaforycznie oczywiście. Negocjacje na nic się zdadzą, jedna grupa ma wyeliminować drugą. Bez litości? Nie ma miejsca na takie rozważania. Jest milczenie i czekanie na gwizdek.
Daniel Kessler, Marionetkarz z Herbacianych Łąk czekał na znak.
Kątem oka spojrzał na swojego towarzysza.
I dostał to, na co czekał. Odpowiedź na pytanie. Więc to już.
Usłyszał kuszę, a następnie informację "trzydzieści metrów przed nami". Ujrzał, co czyni jego kompan i postanowił to powtórzyć, tylko trzymając się drugiej strony ściany. W pewnych sytuacjach po prostu lepiej czynić tak, jak weterani. Wiedział też, że standardowo nie wygra z ich bronią i będzie musiał znaleźć sobie osłonę.
Spodziewał się długo nie szukać jakiegoś wypiętrzenia, czegoś, za czym można byłoby się ukryć. "Zużyta" i wyeksploatowana jaskinia z pewnością miała jakieś zakamarki. W wolnej ręce zaczął tworzyć kulę grawitacyjną, której niebawem nie omieszkał użyć.
Nie, żeby potykał się o kamienie czy coś, ale naprawdę starał się dobrze ukryć, a przynajmniej przykleić do ściany, znaleźć jakieś jego zagłębienia czy wklęsłości. Gdyby już widział coś, za czym można się ukryć, postanowił zamachnąć się jeszcze swoim orionem (wytężając wcześniej wzrok) w jakikolwiek obiekt przed nim, który wydawał mu się podobny do istoty ludzkiej. Gdy już uda się mu ukryć, druga ręka szukałaby kolejnej buteleczki, tym razem tej, która powoduje paraliż.
Mimowolnie, bez kontroli, ze stresu, czy też po prostu gdzieś ta zdolność i myśl zaświtała w jego głowie, uderzył gdzieś przed siebie swoją umiejętnością /rangowo-rasową/. Wiedział, że tam ktoś gdzieś jest, stoi czy siedzi i albo wie, albo nie wie o ich obecności. Ten ktoś ma swoje cele i ambicje. Marzenia. Umiejętność Niespełnionego Marzyciela mianowicie powoduje to, że ów jeden na raz cel widzi, jak jego marzenie zostaje zniszczone.
W co ja się wpierdoliłem.

Anonymous - 5 Październik 2017, 23:47

Zapadła cisza. Głosy, które były wyraźnie bliższe niż wcześniej zamilkły. Potwierdzało to jedynie obawy żołnierza. Ktokolwiek ich śledził, zdawał sobie sprawę z tego, że na nich czekali. Joe nie zastanawiał się nad tym dlaczego. Nie obchodziło go, kto ani co sprowadził na niego tą grupę liczącą od dwóch do czterech osób tak długo jak owa grupa żyła. Nie mnożył pytań ponad konieczność, a te które już zadał od razu filtrował i odrzucał niepotrzebne, pozostawiając je bez odpowiedzi. Ważnymi pytaniami tej chwili były: "Ilu ich jest?" i "Jak szybko potrafią dobrać nam się do gardeł?". Z jego obliczeń wynikało, że amunicji mu wystarczy nawet przy przyjęciu najgorszego z możliwych scenariuszy. Czwórka uzbrojonych żołnierzy była w stanie zalać korytarz gradem kul wystarczającym by zrobić sito z każdego kto miał nieszczęście znaleźć się w korytarzu.
Pierwszy szmer usłyszał nieco przed tym, jak rozpętał piekło. To jednak pominął. Równie dobrze mógł słyszeć echo. Jednak dziesięć dobrych sekund potem zdarzyło się coś, co niewątpliwie zdradzało przybyszy. Obraz, który widział załamał się na chwilę i rozpłynął, by powrócić zaraz potem do normalności. Śpioch nie mógł wiedzieć, kto i co mu uczynił, jednak wedle swej zasady, nie zajmował się pytaniami, kiedy przyszedł czas na strzelanie. Przekonany o obecności co najmniej jednego przeciwnika w zasięgu wzroku którego się znajdował, nacisnął spust. Z karabinu rozległa się seria huków. Z lufy poleciały pociski, przecinając w poprzek korytarz. W jego ślady poszedł natychmiastowo Titus, powtarzając dokładnie ten sam manewr. Reszta najwyraźniej wolała nie marnować amunicji, póki nie ujrzą przeciwnika w którego istnienie nie wierzą.
Nie musieli długo czekać aż uwierzą, gdyż jak na komendę z ciemności wyleciał bełt. Gdy tylko mężczyzna zobaczył ruch, zwalił się na ziemię i ponownie nacisnął spust, tym razem jednak kierując lufę dokładnie w tym kierunku, z którego nadciągało bezpośrednie zagrożenie. Pozbył się w ten sposób reszty magazynka. Zamiast jednak tracić czas na przeładowanie broni, lewą dłonią pochwycił siekierę i podniósł się do pozycji klęczenia na jednym kolanie. Znowu jego drużyna zareagowała z delikatnym opóźnieniem. Nie spodziewali się lecącego pocisku więc i na pewno ktoś z trójki stał się jego ofiarą. Idioci.

//Gwoli wyjaśnienia, dlaczego marzenie Śpiocha nie zostało zniszczone: Zgodnie z historią, charakterem i umiejętnością "Szaleństwo", Śpioch nie jest w stanie ujrzeć swoich marzeń w ruinie. Śpioch nie ma marzeń. Jest obdarty ze znakomitej większości tych części ludzkiej psychiki, które są pozytywne. Tak więc, Śpioch nie marzy, nie śni o lepszym świecie, nie wierzy w to że kiedykolwiek przestanie walczyć z Krainą Luster, ponieważ nie potrafi w to uwierzyć. Nie ma w jego umyśle niczego, czego wizualizację mogłaby zniszczyć moc Kesslera.

Charles - 6 Październik 2017, 21:54

Team oba (może przestanę to pisać, w końcu i tak kieruję to do wszystkich)

Taki karabinek FN 2000 to niezłe cacuszko. Belgowie dobrze wiedzieli, co gdzie powstawiać - szczególnie zaimponowała mi szybkostrzelność. 850 wystrzałów na minutę - to daje nam wystrzelenie 30 kulowego magazynka w niecałe dwie sekundy. 30 ślicznych, lśniących kul, które muszę zagospodarować. Plus 8 kul od Titusa, który przerwał ogień, widząc jak jego druh przeszedł w kucki, przygotowując się do manewru, którzy rosjanie określali jako "URRRAAAAAAAAA".
18 kul uleciało w powietrze, poodbijają się jeszcze trochę od ścian za nimi, trzy z nich wylądowały w pancerzu-mundurze kuloodpornym Gawaina, z czego jedna niebezpiecznie blisko szyi, kolejne dwa w pancerzu Daniela, jeden tuż przy jego stopie - cudem wbijając się w skórzany but i powodując przetarcie od pędu. Jeden bardzo ładnie przebił lśniący grzybek nabity na hak. Bestia mogła poczuć muśnięcie wiatru koło ucha i wystraszyć się... oby nie spanikował i nie spłoszył się odbierając swemu panu cenną niewidzialność... Jedna z nich trafiła Gawaina w lewe ramię, ostatnie dwa w udo po tej samej stronie ciała, mijając jednak tętnicę udową. Ból jest piorunujący, mógł stracić na chwilę równowagę, tracąc kolejne, cenne sekundy. Tylko nie krzycz, rudzielcu, jeszcze cię usłyszą. Ale nie tylko tyn go poczułeś - kiedy Śpioch postanowił przysposobić się do późniejszego boju z ukochaną siekierą, w jego ciele pojawiły się identyczne rany postrzałowe, z których ból razi jego ciało jak jasny pieron. Aha, i jeszcze jedno - headshotów nie stwierdzono.
Z bełtu oberwał McAlistair, którzy otrzymał ją dokładnie w ramię. Nie wiem jak dokładnie paraliżowałby ów jad, jednak jeśli działa dłużej niż natychmiast, to zdąży jeszcze wycelować w kierunku, z którego je otrzymał i otworzyć ogień. Niech Kessair uważa, szczególnie iż Ana, strzelając jako ostatnia, też nie będzie próżnować.
Śpioch skończył z 3 ranami Gawaina, Gaw wślizgnął się do sali z 3 ranami, o ile wcześniej nie krzyknął, Kess ma jedną quasi-ranę na stopie i perspektywę bycia zarąbanym-podziurawionym jak rzeszoto, jeśli tylko się zbliży. What's next? Kto dożyje kolejnego Halloween?



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group