To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Lewitujące Osiedle - Podstawa kolca

Noritoshi - 31 Lipiec 2014, 08:30
Temat postu: Podstawa kolca
Ten wielki, czarny kolec u dołu jest niewyprofilowany, tworząc coś na kształt swojej podstawy. Z góry nie bardzo jest co tutaj znaleźć: suche, nierówne skały, jakieś proste rośliny, albo nawet tylko protisto-podobne organizmyw śladowych ilościach. Kiedyś się tutaj osiedliła garstka bezdomnych, zdanych na życzliwość losu. Zaśmiecili ten skromny teren, ale w końcu prawowici mieszkańcy kolca zrobili z nimi porządek, strącając ich ze swojego osiedla. Z kolei od spodniej części miejsce to daje znacznie większe możliwości. Tak, można wbrew grawitacji spacerować tutaj, tylko że czym bardziej tego chce spanikowana osoba, tym większe ma szanse, że spadnie - taka złośliwość rzeczy martwych. I tak właśnie, mamy tutaj martwą naturę - ponownie ujrzymy skały, lecz tym razem ciekawsze minerały je budują: różnobarwne, niczym malowane tęczą. Po ich środku znajduje się turkusowe w swoim kolorze jezioro, o którym niektórzy sądzą, że jest głębokie aż do samego czubka kolca. Inni zaś sugerują, że to tylko głupia iluzja tego miejsca. Skąd wzięły takie domysły? Cóż, od wielu lat woda z tego jeziora nieustannie... nieustannie traci się w taki sposób, jakby odtwarzać w tył proces padania deszczu. Zamiast woda skapywać do jeziora, ucieka z niego. I nieustannie tyle samo jej się tutaj znajduje. Były próby zbadania głębokości jeziora, ale zakończyły się fiaskiem, bo ledwo pięć metrów pod powierzchnią jeziora rozciąga się gigantyczne pole zielonkawych i błękitnych roślin glono-podobnych, dzielnie i walecznie blokujących dostęp do niższych partii jeziora. Może czegoś strzegą?.. Nie wiem
Mieszkańcy tego kolca, a dokładniej niektórzy z nich, lubują w uprawianiu leżingu nad brzegami tych wód.




Anna otworzyła drzwi i została wchłonięta przez różnice ciśnienia w ogromną przestrzeń. Ujrzała krwawe niebo, zaczęła się kręcić w powietrzu we wszystkich kierunkach, przemykając przez obłoki chmur, aż w końcu została wgnieciona w skałę, ale o dziwo bez większych obrażeń, kilka metrów od brzegu jeziora.
Powiedzmy, że wprawieni lunatycy potrafią korzystać z lasu drzwi, bo nigdy nie wybierają tych środkowych jeśli nie zamierzają latać sobie w złowrogiej przestrzeni, zdani na jej kaprysy.
Nie wiem, czy chciałaby się podnosić. Czuła się przygnieciona do skał, zmuszona do przytulenia ich. Gdyby spojrzała ku, jakby myślała, górze, ujrzałaby, prześwitujące między kłębkami chmur, połacie zielonkawego terenu, będącego jedną z części Ogrodów Strachu.
Zwariować idzie. A woda niemrawo kołysała się, kusząc ją swoim leciutkim szumem.
Jest na skale, nad nią są chmury, a nad nimi zielone tereny. I odległość między jedną połacią terenu a drugą wyrazić można w około siedmiu kilometrach. A po drzwiach przez które wpadła, nie ma śladu.
Może jest w niebie?

Anonymous - 31 Lipiec 2014, 15:43

Dobrze byłoby zaznaczyć, że Anna nie przeszła przez drzwi. W momencie, gdy je otworzyła, po prostu została wciągnięta na drugą stronę. Było to niespodziewane, dlatego wydostał się z jej ust krzyk. Był on krótki gdyż spowodował go chwilowy szok. Anna skupiła się na tym, by mogła sprawować kontrolę nad własnymi ruchami, a nie nad krzykiem, który by i tak jej nie pomógł. Kalejdoskop czerwieni, a przy tym brak orientacji, gdzie się znajduje i brak panowania nad swoimi ruchami... Nie była osobą, która kiedykolwiek skakała z samolotu (wyczynowo!) Nie miała więc wystarczającej wiedzy, żeby chociaż jej ciało nie kręciło się we wszystkie strony.
Uderzyła głucho o ziemię i krzyknęła z bólu. Nie ruszała się przez kilka minut. Była przytomna, ale wszystko ją bolało. Ba! Paliło, szczególnie ta rana postrzałowa. Czy aby przypadkiem niczego sobie nie złamała? Nie chciało jej się ruszyć. Takie leżenie mimo wszystko było przyjemne.
Musiała w końcu kiedyś się ruszyć - spróbowała więc. Sprawiło jej to ból, ale usiadła. Z trudem, ale udało jej się. Rozejrzała się. Roślinność, która wydała jej się normalna, żadnych zwierząt, a obok było małe jeziorko. Jeziorko, z którego kapała woda.
Że co?
Zaczęła uważnie obserwować powierzchnię wody. Czasami kropelki wody podnosiły się same ku górze. Jakby ktoś nagrał deszcz i cofał taśmę - to był właśnie taki efekt. Swoje oczy skierowała ku górze w chmury. Dziwne to było zjawisko, woda powinna spadać właśnie z chmur, a nie do nich. Powoli się przesuwały, ale w końcu Anna mogła zorientować się, że zasłaniały one dziwne kształty. Przypomniała sobie zarazem, że znajduje się w innym wymiarze, więc wszystko jest możliwe, więc nie zdziwiłaby się, gdyby istniała tam jakaś inna lokacja. Zignorowała więc ten fakt. Doczołgała się do jeziorka. Woda była przejrzysta i ujrzała swoją... niezbyt czystą twarz. W okolicy ust była zaschnięta krew, a reszta twarzy była umorusana brudami świata - błotem, kurzem i strach pomyśleć czym jeszcze.
Nie zastanawiając się nawet, czy woda ma specjalne właściwości, włożyła swoje dłonie i obmyła je. Nie zraziło jej to, że była ona lodowata. Pochyliła się i to samo zrobiła ze swoją twarzą. Było to przyjemne uczucie, szkoda, że nie pozbywające się bólu, który odczuwała.
Powróciła do obserwowania otoczenia. Nie miała zielonego pojęcia gdzie się udać. Może lepiej było zostać w tamtym korytarzu? Być może, ale pani Anna nie zamierzał żałować swoich decyzji. Zaobserwowała coś ciekawego. Nie widziała, żeby ląd szedł gdzieś dalej, za horyzont.
To jakaś platforma.
Wstała i powolnymi kroczkami doczłapała się do krawędzi platformy. Spojrzała w dół, ale w jej kierunku zmierzała wielki głaz. I kolejne. przeleciały nad nią i leciały ku górze. Wkrótce zobaczyła też inne, lecące w różnych kierunkach. Miały one płaskie podstawy, możliwe, że spełniały jakby rolę środku transportu.
Co zadziwiające, Anna nie przejmowała się takimi dziwnymi zjawiskami. Wręcz przeciwnie. W Szkarłatnej Otchłani czuła się jak u siebie w domu. Nie to co w Świecie ludzi.
- I co ja mam teraz zrobić? - zapytała samą siebie, rozglądając się jeszcze raz po otoczeniu. To była jak pułapka. Nie uśmiechało jej się wskakiwać na te latające głazy, bo nie miała pewności, że spełniają rolę przemieszczania się pomiędzy różnymi lokacjami.

Noritoshi - 3 Sierpień 2014, 02:25

Nie, nic jej się nie stało w kwestii dorobienia sobie nowych ran, ale stare dały o sobie na pewien czas znać. Woda jej nie szkodziła, no może poza tym, że była bardzo chłodna: około sześć stopni Celsiusza to najwięcej, co termometr mógłby pokazać. Powietrze było trochę cieplejsze, bo mierzyło jedenaście.
Te skały lewitują po swoich orbitach, ale czasem siebie nawzajem wytrącają i wtedy zmierzają w inne miejsca, inne lokacje tego świata. Lisek może wykorzystać ten fakt, obserwować je i wskoczyć na taką, która będzie sunęła w sobie tylko wiadomym kierunku. Może też celowo wytrącić jedną ze skał i skierować ją w zamierzonym kierunku. Wspinaczka ku dole platformy, a więc ku górze kolca, jest możliwa, ale dość niebezpieczna. W tym stanie jest szczególnie ryzykowna, bo nie ma Anna dobrej sprawności.
Do znudzenia panowały tutaj cisza i spokój. Nie zapowiadało się nawet na ciszę przed burzą.
Czerwone obłoki chmur sunęły sobie w tej sporej przestrzeni, ukazując fragmenty ogrodu. Może gdyby uważniej tam popatrzyła, dojrzałaby ruch na trawie, kilkoro istot człekokształtnych... Ale raczej nie ma lunety w oku.

Anonymous - 3 Sierpień 2014, 17:51

Anna nie mogła dostrzec żadnych istot w krainie, którą widziała za chmurami. Na lewe oko nie widziała - naukowcy kompletnie spaprali robotę. Wcześniej, czyli przed operacją, widziała słabo, ale jednak.
Tak więc Anna kilka minut przesiedziała trzy metry od krawędzi obserwując te głazy. Niektóre wzajemnie się rozbijały, a inne ulatywały w różnych kierunkach, znikając za chmurami. Wpadła na pewien pomysł. Doczłapała się do końca platformy i wychyliła się. Leciała ku niej dość spory głaz, z płaską platformą. Jego kierunek loty był tak bliski obiektu, czyli w tym wypadku kolca, że Anna mogłaby go dotknąć.
Zmaterializowała swoją lewą dłoń w nóż i przejechała nim po drugiej. Po chwili kropelki krwi spadły w otchłań. Gdy głaz się zbliżył, Anna dostatecznie blisko przystawiła swoją dłoń, by ten nosił ślad jej krwi. Cofnęła się znowu i obserwowała go. Leciał ku górze, tam gdzie zdawało jej się widzieć inną krainę. Wkrótce zniknął w chmurach.
Siedziała i czekała. W tym czasie, w którym czekała na planowany powrót głazu, napiła się jeszcze wody z jeziora. Nie wiadomo przecież, kiedy natknie się na źródło wody. Wyczyściła też swoją prawą dłoń, a lewa znów powróciła do pierwotnego stanu. Zawiesiła też Bursztynowy Kompas na szyi i schowała pod swoim uniformem z MORII. Wybuchła w niej chęć przebrania się. Najlepiej w czarną, gotycką sukienkę.
Coś odlatywało z góry. Z radością zauważyła, że to ten sam. Poleciał on w dół, ku ostrej końcówki kolca. I czekała znowu, aż przyleci. W tym czasie przywołała Rosettę. Gdy już go zauważyła i był blisko, skoczyła i swoją kosę wbiła w platformę. Trzymała się niej, by nie spaść.
Wolała zaryzykować i dojść gdzie indziej, niż kisić się na tej nudnej lokacji.

[z/t]



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group