To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto Lalek - Dworzec AKL

Kessler - 29 Październik 2018, 08:41

Znacząco ta wyprawa różniła się od pozostałych, w których przyszło mu uczestniczyć. A to zaś niezbyt mu pasowało, gdyż od zawsze czuł się człowiekiem działania, a nie mówienia. Wolał stroje praktyczne ponad wystawne; coś, co można byłoby bez najmniejszego żalu pobrudzić, popsuć, podrzeć, gdyby do tego doprowadziła go sytuacja. Dlatego pięknych strojów w swojej garderobie nie miał za wiele.
Był co prawda incydent z balem arystokratów, gdzie zachodziły co prawda pewne podobieństwa, ale tam przynajmniej mógł zniknąć wśród tłumu i zbytnio się nie pokazywać. Ta sytuacja będzie zgoła inna, tutaj będzie głównym graczem, albo przynajmniej pomocnikiem takowego.
Czuł się żołnierzem i to takim chłopsko-miejskim. Nigdy nie miał aspiracji, by wewnętrznie wejść gdzieś wyżej, by zmienić swoje usposobienie. Jak mu się wydawało, by do tego doprowadzić, musiałby albo posiąść wielką władzę, albo być wychowywanym od samego początku. Co do pierwszej, z pewnością nie prędko to nastąpi. A co do drugiej, było już na to zdecydowanie za późno.

W związku z tym wszystkim musiał ostatecznie skorzystać z usług krawców, których poleciła mu jego przyszła towarzyszka. Nie było to łatwe spotkanie, ale przynajmniej nie musiał finansować wszystkiego z własnej kieszeni. Zszyli coś, co można było nazwać "eleganckim' i co na Kesslerze mogło być postrzegane jako "przystające do pięknej damy".
Trudno mu było powstrzymać się od wdzięczności dla tych specyficznych artystów. Wydawali się trochę mało męscy, a ich ruchy były może zbyt wysublimowane, ale przynajmniej odjęli wiele problemów z głowy Marionetkarza. Nie musiał się martwić o to we własnym zakresie. Wystarczyło dać im pracować. to, jak szybko uwinęli się z mierzeniem rozmiarów Kesslera, przygotowaniem odpowiedniego kroju i wreszcie wykonaniem stroju. spowodowało, że był pełen podziwu. Specjalistę w swojej pracy aż pięknie oglądać.

Oczywiście poza załatwieniem stroju trzeba było się również oczyścić z brudów dni poprzednich. Nie obędzie się bez dobrej kąpieli i ogolenia się. W końcu wypadało jakoś wyglądać i być. Nie mógł przynieść wstydu damie, której będzie towarzyszył. Wypadałoby też, żeby i ona mogła znieść towarzystwo towarzysza.

Biały, elegancki i trochę przypominający wojskowy strój wystawny zestaw, który przyszło mu na siebie założyć trochę przeszkadzał, trochę ciągnął. Chłopak miał nadzieję, że ubranie się trochę rozciągnie i dopasuje. W końcu miał w nim spędzić co najmniej kilkanaście godzin, chyba że wydarzy się coś nieprzewidywalnego.

Tak oczyszczony, wystrojony Marionetkarz mógł udać się wreszcie na spotkanie do dworku, od którego to miejsca już miał podróżować razem z kimś innym. Jego planem było po prostu biernie znieść tę całą mękę, jaką mu przygotowano, ale zarazem bez okazywania bólu czy cierpienia. No i oczywiście trzeba było wyglądać. Z jednej strony milczący arystokrata towarzysz, a z drugiej ktoś, kto samą swoją obecnością wywołuje poddenerwowanie i niepewność wśród tych, którzy nie mają czystych intencji wobec Sił Ładu w Arcyksięstwie.

Słowa, które wypowiedziano do niego, cały czas tkwiły w jego głowie. "Nie potrzeba żołnierza, tylko kogoś, kto godnie będzie reprezentował autorytet tego, kto nas tam wysyła". Przyjął sobie to do serca, zacisnął zęby i obiecał sobie, że nie będzie narzekać.

Ze względu na to, że nie lubił się spóźniać, gdyż takie ekscesy w armii zawsze kończyły się nieprzyjemnym, dyscyplinującym ćwiczeniem, przybył dużo wcześniej. Stał w środku wewnętrznej powozowni Dworca, gdzie oczekiwał na tą, z którą miał jechać. Nie wiedział, którym środkiem transportu będą się przemieszczać, ale niedługo będzie mu dane się dowiedzieć. Gdy usłyszał z daleka, jak otwierają się kolejne drzwi, zdecydował się stanąć gdzieś w widocznym miejscu, by nikogo nie przestraszyć. Wiedział, jak czasami działa czynnik nagłego zauważenia czegoś, czego nie powinno być.
Zauważywszy znajomą twarz, ukłonił się nisko, spojrzał na nią i uśmiechnął się gorąco, a następnie podążył za kobietą w stronę karety. Nie miał ochoty na zdawkowe rozmowy, szczególnie, że będą mieli jeszcze sporo czasu w samym powozie, by wymienić się świeżymi informacjami i uwagami.

Soph - 13 Grudzień 2018, 22:09

Nie dane było jej w spokoju przypomnieć sobie poplątanej inkantacji zaklęcia ochronnego, bo sir Kessair dopadł jej już w połowie długości powozowni, znów zaskakując więcej niźli punktualnością. Podczas krótkiego marszu – mimo wysokich pantofli Esmé nie potrafiła poruszać się inaczej niż sprawnie – zerknęła na niego raz czy dwa, zastanawiając się czy niezaproponowanie pomocy w niesieniu jej podręcznych rzeczy ma traktować jako nietakt czy jednak uznanie dla niezależności jaśnie pani.
Podróż upływała im w podobnym co i uprzednio milczeniu – nieco niezręcznym, choć przecież szanowali swój czas i energię na tyle, by nie parać się rozmową o deszczu, który rozpadał się nad Miastem Lalek, chyba że Kessler podniósł jakiś temat – ale przecież nie wypadało jej otworzyć teraz grymuar i po prostu zanurzyć w lekturze. Czekała ich ledwo dwudziestominutowa podróż ku obrzeżom metropolii.
Przeniosła spojrzenie na przesłonięte muślinową firanką oszklone okno, obserwując kołyszący się w dole bruk i przemykające piękne kamieniczki. Za niedługo ustąpią bardziej ozdobnym, drewnianym posiadłościom i pałacykom, stojącym tutaj od kilkuset lat. Tak jakby fikuśność elewacji przekładała się na kunszt i umiejętności pomieszkującego tam Marionetkarza. W tłumie ciężko było wyłowić postaci inne niż humanoidy, a przecież gro z nich było Marionetkami, które można ukształtować na tyle różnych sposobów. Taka nastała w ostatnich dwóch dekadach moda, z tego co obserwowała – pokojowe czasy produkują towarzyszy i służbę, nie żołnierzy.
...Może to w pewnym sensie lepiej, pomyślała przelotnie, nim łagodną tak naprawdę hrabinę zagłuszyły głosy Folly i rebeliantki, którymi przecież była. Ironic.
Wreszcie zwróciła twarz ku towarzyszowi, przypominając sobie nie do końca pokojowe i nie do końca jeszcze wojenne zdarzenie, którego była świadkiem (i celem, jak się okazuje).
– Co byś zrobił, mości panie, gdyby zaadresowano do ciebie szkatułkę, prezent, który okazałby się strażniko- a więc zapewne także i hrabinożerny? Bo mam obecnie niemałą zagwozdkę. – Zmarszczyła brwi, a brzmiała jakby naprawdę pytała Marionetkarza o zdanie.

Kessler nie miał jednak zbyt dużo czasu na zwlekanie z odpowiedzią, gdyż niedługo później powóz nader gwałtownie szarpnął i znacząco zwolnił, a po chwili zupełnie stanął. Nim Esmé zdążyła powziąć jakieś kroki – a raczej wysłać sir Kessaira jak przystało na jakże ważną milady z obstawą – drzwiczki powozu otwarły się i stanął w nich ich brodaty stangret.
– Jaśnie pani, zator! – Nim zdążyła przedstawić mu zasadnicze znaczenie rzeczownika „zator” oraz jego potencjalne śmiertelne znaczenie, powożący kontynuował: – Protest! Istoty wyszły na ulice. – Zmarszczyła w niedowierzaniu brwi, ale mężczyzna w przemoczonym cylindrze był dobrze poinformowany. – Z powodu jakichś ciastek! – prychnął, a Esmé ponownie zmrużyła oczy, ale tym razem z wyraźnym rozbawieniem. Woźnica mógł zechcieć zobaczyć w tym drwinę, choć w rzeczywistości anarchistka była zachwycona owym śmiałym, społecznym powstaniem.
– Chcę to zobaczyć – oświadczyła, zerkając przelotnie na Kasslera, chcąc dostrzec jak odpowie na jej fanaberię. Nadal nie wiedziała, czy był świadom, że podróżuje z Przywódcą niesławnej Rebelii. Dała mu chwilę na reakcję – niech się przyzwyczaja do takich chwil – by następnie zacząć się zbierać do wyjścia na zewnątrz.
Dopiero przy następnym kontrolnym zerknięciu przez okno uświadomiła sobie, ze tłum jest niespokojny i to raczej nie z powodu zmoknięcia. (Biedna, nie wiedziała, że jest w okrutnym błędzie.) Miała jednak diabelską naturę i chciała zobaczyć to pospolite ruszenie oraz jego powód – nawet jeśli miałaby się nagle znaleźć w środku rozruchów. Rozruchy w Mieście Lalek. Coś posobnego. To mogłoby przypominać jedynie szarpaninę między dziewczynkami w basenie pełnym pianek; tak widziała zamieszki w wykonaniu cukierników.
Mocniej otuliła się futrzaną etolą, podała na zewnątrz pożyczoną od Agasharra parasolkę i machnęła na stangreta, by ją rozkładał, gdyż wychodzi.
Z Kessairem lub bez niego.

Mavet - 16 Grudzień 2018, 01:11

Mavet stał całkowicie bez ruchu pod ścianą przy jednej z podpór bocznego wejścia. Przez ten całkowity bezruch można go było przeoczyć. Potraktować jak część otoczenia - ostatecznie zazwyczaj tylko powyższe pozostaje w takim bezruchu. I to nie zawsze.
Dziewczyna miała jeszcze dwie minuty i dwanaście sekund zanim się spóźni na umówioną godzinę. Poinformował ją ledwie wczoraj i to wyjątkowo zdawkowo.
Minęła sekunda.
Oznacza to, że jest jeszcze sześć minut i osiemnaście sekund do odjazdu pociągu o ile nie będzie opóźnień.
Nawet jej nie wypatrywał. Nie powinien jej rozpoznać.
Przynajmniej o ile pamiętała, że ma nadal ćwiczyć co oznacza niemal ciągłe granie kogoś innego.
Dwie minuty i dwie sekundy.
Nie niecierpliwił się. Był tak cierpliwy jak cierpliwe może być cokolwiek co nie jest martwe. Zabójstwa to mało zabijania, a dużo czekania. Przynajmniej te ważne.
Wpadł na niego jakiś podpity jegomość.
Już chciał go zwyzywać gdy zobaczył szpon, który odsłonił rękaw, który lekko się przesunął przez impet uderzenia.
Szybko zmienił zdanie i zwiał.
Minuta i czterdzieści sześć sekund.

Zoya - 16 Grudzień 2018, 01:31

Dał jej ledwo kilka dni.
Kilka dni na znalezienie medyka, który naprawi jej obolałe ciało. Odwiedziła Klinikę na wzgórzu i oczywiście przyjęli ją, ale nie obyło się bez pytań. Musiała udawać kogoś kim nie jest, kłamać, opowiadać wymyślone historie o rodzinie, mamusi która ją tutaj wysłała a sama jest w pracy. Zwaliła wszystko na bójkę w parku, zwykłą walkę o dziewczynę.
O dziewczynę? No tak, w końcu w Klinice była pod postacią młodego chłopaka. Sztuczna powierzchowność ukryła prawdziwe obrażenia, badanie nie wykazało żadnych nieprawidłowości... A może domyślili się, że coś jest nie tak ale z grzeczności nie zadawali więcej pytań? Ich lekarz był dziwny, gapił się na nią swoimi zielonymi oczami, przewiercał ją i uśmiechał się sztucznie.
Ostatecznie ją wyleczył i opuściła przybytek. Nie chcieli wysokiej zapłaty, dobre i to.
Schwytaną mysz zostawiła w domu. Nasypała jej do pudełka górę jedzenia, dała miseczkę z wodą. Stworek powinien przeżyć te kilka godzin w samotności.
Wiadomość od Maveta pojawiła się nagle i była zdawkowa. Podał lokalizację i właściwie nic więcej. Ostrożności nigdy za wiele... Problem w tym, że Zoya nie znała Krainy Luster na tyle dobrze by bez problemu odnaleźć dworzec.
Początkowo kluczyła. Pod postacią mężczyzny średniego wzrostu i w średnim wieku o krótko przystrzyżonych czarnych włosach, pytała o drogę pamiętając o tym, by nie zdradzić akcentu. By wyglądać bardziej...magicznie, zmieniła kolor swych oczu na mocny fiolet a na jednym policzku utworzyła opalizujące łuski. Nikt nie odbierał jej w tej postaci jako kogoś podejrzanego, przecież wielu było takich, którzy jeszcze nie znali tego miejsca.
Na szczęście miejscowi byli dość pomocni - szybko znalazła się na dworcu. Zapełniony po brzegi spieszącymi przejezdnymi, pachnący smarem, jedzeniem i potem. Mimo pięknego wnętrza, nie podobało jej się tutaj.
Chwilę rozglądała się z zaciekawieniem, udając zagubionego turystę. Nie podziwiała widoków ani architektury, szukała jednej osoby.
Stał pod ścianą. Nieruchomy, milczący. Jak posąg. Stalowy strażnik, uruchamiany tylko w celach niszczenia. Zagłada, krocząca na dwóch nogach, skrywająca lico pod metalową maską.
Bała się go ale jednocześnie był tak przyciągający, że gdy tylko go ujrzała poczuła dreszcz ekscytacji. Już samo przebywanie w jego towarzystwie budziło w niej mocne, skrajne emocje. Chciała jednocześnie schować się do mysiej dziury ale i nie puszczać go, przylegając do niego całym ciałem.
Kiedyś jeszcze uda jej się zdjąć jego maskę. Ujrzeć prawdziwą twarz. Może zobaczy w jego oczach swoje odbicie i coś więcej? Może pozwoli jej się ucałować, spić gorycz z mocno zaciśniętych ust.
Przez chwilę patrzyła na niego z zainteresowaniem godnym zwykłego przechodnia. Jeśli udało jej się uchwycić jego spojrzenie, jej fioletowe oczy nie odwróciły się ani na chwilę. Łuski zamigotały kiedy mężczyzna ruszył w stronę peronu, który go interesował. Pociąg miał być lada chwila, a jeśli ma na niego zdążyć, musi już teraz udać się na właściwą platformę.

Mavet - 16 Grudzień 2018, 01:57

Zaczął mu się przypatrywać jeden facet. Już sam fakt, że ktoś się w niego wpatruje był dziwny.
Twarz nie pasowała do ubrań. Ubranie do postawy. Dobry, ale kostium. Można wiele ukryć za magią, ale nie można ukryć zachowania.
Mógł się mylić, ale obstawiał, że szansa jak cztery na pięć, iż to jego...
Podopieczna? W sumie chyba mógłby ją tak nazwać. Jakkolwiek dziwnie by nie brzmiało zestawienie tego terminu z jego osobą.
Która jak zwykle robiła wszystko po swojemu. A jeśli to nie ona to się spóźniała. Tak czy siak nie wykonała polecenia dokładnie.
Niesubordynacja bądź niedbalstwo są zaś nieakceptowalne. Inicjatywa i improwizacja wejdzie w jej repertuar o wiele później. Najpierw musi mieć podstawy.
Ruszył powoli za podejrzaną jednostką. Po chwili wahania wybrała odpowiedni peron co zwiększało szanse na to, że się nie mylił.
Już na peronie podszedł do niej i stuknął ją lekko acz stanowczo w plecy. Między łopatkami. Tam gdzie u dziewczyny znajdowałyby się rosnące i bardzo delikatne skrzydła.
Zapobiegawczo otoczył ich strefą ciszy.
Byłoby to potwierdzenie tożsamości i kara w jednym. Efektywne.
Gdyby się pomylił łatwo by to było zbyć jako zwykłą pomyłkę nieznajomego jako znajomego. Bezpieczne.

Wykupił cały przedział w pierwszej klasie. Prywatność cenił o wiele wyżej aniżeli oszczędności. Nie miał pożytku dla pieniędzy poza zwiększaniem skuteczności swoich działań. To było coś takiego. Długofalowego i raczej niepodobnego do niego, ale zawsze warto mieć alternatywy.
Nie znał się najlepiej na ludziach, ale miał wrażenie, że coś ciągnęło małą Zoy do niego. Reagowała zaskakującym entuzjazmem na wszystko co było z nim związane. I to całe przyczepianie się do niego przy każdej okazji.
Zdecydowanie było coś na rzeczy.
- Co zabrałaś ze sobą? - powiedział zamiast powitania i zamilkł w oczekiwaniu. Jego maska leżała na siedzeniu obok. Zasłonki były zasłonięte, a w przedziale panował półmrok.

Zoya - 16 Grudzień 2018, 02:14

Teatrzyk trwałby w najlepsze, gdyby Mavet nie dotykał mężczyzny z łuskami na twarzy. I nawet nie chodziło o taki zwykły dotyk - on szturchnął go, wcale nie lekko w plecy.
Zoya poczuła przeszywający ból który prawie zmiótł ją na kolana. Ugięła się jakby ktoś strzelił ją batem, pochyliła twarz zgrzytając męskimi, dużymi zębami i gdy uniosła na niego swoją twarz, mógł ujrzeć w jej oczach niezrozumienie. Fioletowe oczy mignęły na chwilę kolorami oczu dziewczyny a na policzkach pojawiły się charakterystyczne pasy. Ścieżki łez, które pozostawił jej kiedy ostatni raz widzieli się w czynszówce.
Zacisnęła usta tłumiąc krzyk i jęk. Bolało jak cholera, on wiedział gdzie uderzyć. A było to tym intensywniejsze, że zrobił to celowo. Zrobiło jej się straszliwie przykro bo o ile mogła zrozumieć przemoc dzięki której on osiąga spełnienie, tak teraz nie miało to sensu.
Grzecznie poczłapała za nim do przedziału, utrzymując swoją sztuczną postać. Starała się zachowywać normalnie ale plecy rwały ją niemiłosiernie. Dopiero gdy usiedli w pustym przedziale, zdobyła się na porzucenie maskarady.
Z usteczkami w podkówkę usiadła na jednej z kanap i podwinęła kolana pod brodę. Był obok i pragnęła jego bliskości ale nie mogła wybaczyć mu tego co zrobił przed chwilą.
Spuściła wzrok i wpatrywała się wilgotnymi oczami w podłogę. Może żałowała, że stawiła się we wskazanym miejscu? Nie tak wyobrażała sobie ich spotkanie.
- Pieniądze. - powiedziała cicho i zadrżała, jakby ze strachu - I nóż który mi dałeś. - dodała, nie zapominając o broni.
Mrugnięcie oczami sprawiło, że po policzkach pociekły łzy. Już sama nie wiedziała czemu znowu ryczy.
Chyba liczyła na coś więcej niż tylko bezsensowny ból.

Mavet - 16 Grudzień 2018, 02:29

Nie pozwoliłby jej upaść. Momentalnie gdy zauważył reakcję chwycił ją. Utrzymała się jednak o własnych siłach. Jak na coś tak małego była całkiem odporna.
Powróciły cechy jej wyglądu. Będzie musiał się spytać dlaczego.
Wysłuchał odpowiedzi. Pokiwał lekko głową na znak, że zrozumiał.
Zauważył, że płacze. Zrzucił winę na ból.
- Rozumiem, że boli. Jednak to była kara. Nie wykonałaś moich poleceń dokładnie. Niesubordynacja czy niedbalstwo - nieistotne. Pamiętaj o tym na przyszłość. - kara ma sens tylko wtedy kiedy karany wie za co jest karany. Prawie zapomniał wytłumaczyć swoje zachowanie. Nigdy nie musiał się tłumaczyć. To znaczy nigdy nie licząc jego Pani.
Nachylił się lekko i powiedział martwym głosem:
- Mam kolejne dwa pytania. Wtedy, na peronie straciłaś kontrolę czy zrobiłaś to celowo? Oraz co zapomniałaś zabrać? Ciekaw jestem czy się w ogóle domyślisz.
Odchylił się i spojrzał dziewczynie w oczy.
Jego ogon lekko bujał się w rytmie pociągu trochę pod nogami dziewczyny.
Zastanawiał się czemu teraz się do niego nie przykleja. Zrobił coś? Odwidziało jej się? Nie chciał zadawać pytania. Musiał się sam nauczyć, bo inaczej będzie miał problemy z kontrolowaniem dziewczyny.

Zoya - 16 Grudzień 2018, 15:45

Gdy się odezwał, poczuła się tak, jakby nie słyszała jego głosu od wieków. Szorstki, poważny, jakby trochę mechaniczny. Każde słowo było jak szorowanie drucianą szczotą o gładką powierzchnię tablicy szkolnej. Wiedziała jak brzmi ten dźwięk, bo pewnego dnia umazała taką tablicę markerem permanentnym. Tata nie był zły ale kazał jej pozbyć się tego za wszelką cenę. No i pozbyła się, ale przy okazji zniszczyła całą tablicę. Miała dobre chęci ale... No cóż. Miała dobre chęci.
Zacisnęła pięści słysząc jego wyjaśnienie. Naprawdę musiał ją karcić jak zwierzę? Nie wystarczyło powiedzieć, co jest nie tak? Przecież słuchała go jak diabeł grzmotu. Gdyby zdecydował się na słowną reprymendę może nawet podziałałaby mocniej niż kara cielesna.
- Zapamiętam. - powiedziała cicho, pociągając nosem.
Jest pewna zasada: nie bij psa zbyt często bo kiedyś się odgryzie. Oczywiście Zoya była zbyt mała i słaba by mu się postawić, ale jeśli on wywoła w niej nienawiść, nie będzie mógł liczyć na jej lojalność. Czym innym jest wywołanie strachu związanego z szacunkiem a czym innym panicznego lęku.
Był zrelaksowany. A przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Wysławiał się jasno, spokojnie. Jego ogon poruszał się, zdjął też maskę ukazując "twarz". Oczywiście wiedziała, że to nie jest jego prawdziwe lico.
Nie poruszyła się kiedy zadał jej pytanie. Odwróciła wzrok i wbiła go w okno, za którym krajobraz przesuwał się jak szalony. Nie przyznała się, ale to była jej pierwsza podróż. Czuła ekscytację ale i strach związany z czymś nowym. Do małego nie opuszczała Laboratorium - wszystko było dla niej nowe i nieco straszne. Zwłaszcza wtedy, kiedy nie miała wpływu na sytuację.
- Zrobiłam to celowo. - odburknęła nawet na niego nie patrząc - Mam też klucze do mieszkania. - dodała, odpowiadając na pytanie.
Unikała kontaktu. Sprawił jej niepotrzebny ból. I to wtedy, kiedy prawie zapomniała o tych cholernych kikutach.

Mavet - 17 Grudzień 2018, 22:50

- Dobrze to zapamiętaj. Nie chcę cię zbytnio uszkodzić, a nie wiem jak inaczej mógłbym cię ukarać. - sam karany nigdy nie był. Nie musiał być. Sam też nigdy nie karał inaczej niż mordując. Nawet tortury nigdy nie były karą. Były środkiem do celu.
- Dobrze. - po krótkiej chwili dodał - Inaczej mogłoby to sprawiać pewne problemy.
Wzmiankę o kluczach zignorował. Nie o to mu chodziło.
Nie oczekiwał po niej jeszcze zbyt wiele. Dopiero się uczyła. Dla jej własnego dobra jeśli okaże się pojętną uczennicą.
- Nie masz map. Nie oczekiwałem, że je będziesz mieć, ale powinnaś się nauczyć przewidywać prawdopodobne miejsca, w których się znajdziesz przy nawet niewielu informacjach. Jak choćby to, którędy jedzie ten pociąg. Następne kilka razy powinnaś o tym pomyśleć, ale nie będę wymagał dokładności. Jest jednak jedna ważniejsza rzecz. Nie wiesz gdzie trafisz. Nie wiesz na jak długo. Musisz być przygotowana. Są sytuacje gdzie złoto jest bezwartościowe. Do niedawna przebywałaś w mieście. W mieście pieniądze są użyteczne. W dziczy... - tu sięgnął po torbę spod swojego siedziska. Wiedział jaki przedział zamówił i kazał ją tam wcześniej umieścić. - W dziczy jednak cenniejsze może być jedzenie i woda. - Tu rzucił torbę dziewczynie. Znajdowała się w niej spora manierka wody. Suszone mięso. Suchary. Suszone owoce. Racje podróżne. - Czasami będziesz musiała za kimś podążać poza miasta. Musisz dbać o siebie, bo inaczej zawiedziesz.
Sięgnął po maskę i ją założył.
Pociągnął za łańcuszek przy drzwiach. Po chwili pojawił się chłopak z obsługi. Ostatecznie to była pierwsza klasa.
- Przynieś co ona będzie chciała jeść i pić. Dla mnie nic. - rzucił mu srebrną monetę. By się postarał i pośpieszył.

Zoya - 21 Grudzień 2018, 18:45

Popatrzyła na niego z ukosa. Rozumiała samą ideę kary, ale nie pojmowała dlaczego została ukarana w tak surowy sposób. Czy Mavet nie zauważył, że skrzydła były w tej chwili jej najsłabszą stroną? Wciąż rosły, nie prosiła nikogo o odcięcie... Cały proces bolał jak cholera, mimo to nie skarżyła się na głos. Co innego jednak, kiedy ktoś szarpnie ją za kikuta albo zdzieli we wrażliwe plecy.
Miała wziąć ze sobą mapy? Niby skąd? Nie wiedziała gdzie takowe można dostać, z resztą ostatnio była zajęta swoim zdrowiem. Jeśli faktycznie ma być użyteczna to musi być sprawna, prawda?
Nie skomentowała jego słów. Ostatecznie chyba miał rację. Chyba, bo przecież Zoya nigdy nie musiała walczyć o przetrwanie w terenie innym niż miasto. Mogła polegać na kradzieży dopóki w pobliżu byli mieszkańcy tego świata, ale jeśli ich zabraknie, faktycznie będzie miała problem.
Nie pytała też o cel podróży, bo mu ufała. Gdziekolwiek ją ze sobą zabierał, wiedziała, że będzie ciekawie. Nie znała Krainy Luster a zwiedzanie jej w jego towarzystwie było na swój sposób ekscytujące. Był szorstkim nauczycielem, ale pokazał już, że potrafi czerpać przyjemność z jej obecności. Sprawił jej co prawda ból ale... efekt był zadowalający. Jeśli tylko to daje mu satysfakcję, Zoya będzie mu pozwalać na wszystko.
Zamrugała słuchając co ma do powiedzenia i przyswajając informacje. Złapała bagaż ale nie otworzyła go, nie potrzebowała niczego sprawdzać bo z jego wypowiedzi wynikało co w nim schował. Spojrzała na torbę i przejechała dłonią po materiale. Uśmiechnęła się pod nosem. Troszczył się o nią.
Kiedy założył maskę ułożyła usta w podkówkę. Znowu ta maskarada? Mógłby wreszcie pokazać jej jak wygląda naprawdę... Spłoszyła się kiedy do ich przedziału zajrzał młodzieniec z obsługi. Spłonęła rumieńcem, bo miała wrażenie, że przygląda się jej i ocenia. Ocenia niespokojne oczy, wychudłe jeszcze ale zaczerwienione policzki, burzę blond włosów i rysy na buzi. Nie lubiła tego ale nie mogła się przemienić, bo wtedy zdradziłaby swoją moc.
Nie bardzo wiedziała o co mogłaby poprosić, ale na samą myśl o jedzeniu zaburczało jej w brzuchu. Była co prawda dorosłą pannicą ale nie potrafiła o siebie zadbać. Mavet dał jej pieniądze, ale i tak zapominała, że musi jeść. Było wiele ciekawszych rzeczy.
Poprosiła o jakieś danie obiadowe, właściwie jakiekolwiek. Do tego jakiś słodki napój. Podziękowała nawet nie patrząc na chłopaka i po jego wyjściu, spojrzała na stalowego.
- Dziękuję. - powiedziała uśmiechając się do niego nieśmiało i przysunęła się do niego.
Nie trzeba było długo czekać, przylgnęła go jego boku obejmując jego rękę i wtulając się w zimny metal. Brakowało jej bliskości. A on bardzo przypominał Jurija, był tak samo chłodny i nie mówił o swoich uczuciach.
Wierzyła, że jest dla niego ważna, inaczej nie dbałby o to by jadła, nie kupiłby jej ubrań i nie dał pieniędzy. Jeszcze nadejdzie czas, kiedy będzie mu przydatna, ale na chwilę obecną, kiedy nie miała żadnego konkretnego zadania, chciała zwyczajnie spędzić z nim czas.
Po kilku minutach, pewna, że chłopak z obsługi tak szybko nie wróci, wspięła się na kolana Maveta (o ile ten pozwolił) i uśmiechnęła się do niego słodko. Ta pozycja odpowiadała jej najbardziej.
- Wiesz? Byłam w tej Klinice. Wyleczyli mnie całkowicie! - pochwaliła się - Mają tam takiego dziwnego lekarza, który leczy dotykiem. Oczywiście nie dotykał mnie...tam. - dodała szybko i zrobiła oburzoną minę - Ale już wszystko mam sprawne. Jeśli chcesz...możemy... - przywarła do jego piersi jak zwierzę spragnione czułości i zamknęła oczy.
Chłodny pancerz Maveta po chwili lekko się nagrzał a ona poczuła się kochana.

Mavet - 2 Styczeń 2019, 08:58

Nawet on był w stanie zobaczyć, że wejście chłopca ją zaskoczyło. Zdecydowanie nie podróżowała dużo, a na pewno nie w takich warunkach. Jakkolwiek nie przeszkadzałyby mu warunki wagonu towarowego to zawsze korzystał z pierwszej klasy. Większa prywatność i w zasadzie każdy jego ważniejszy cel z niej korzystał. Dlatego był przyzwyczajony do takich warunków i brał je za oczywiste. Tak jak i obsługę.
Znowu się do niego przykleiła. Nadal nie był do końca pewien dlaczego tak robi. Skreślił już fakt, że może jej być wygodnie. Był świadom tego, że jest twardy i zimny. Dowiedział się jednak, że ludzie często dążą do fizycznej bliskości. Nawet nie chodziło o to, że nigdy tego nie widział. Po prostu go to nie obchodziło. Bo i po co? Najbliższy kontakt z nim zazwyczaj mieli kiedy ich patroszył.
Oczywiście wiedział co ona robiła. Obserwował ją. Nie cały czas osobiście, ale wiedział, że może stanowić potencjalne zagrożenie dla jego Pani. Będzie śledzona dopóki nie zyska pewności, że nie zdradzi go. Patrząc na jego znajomość ludzkich emocji i motywacji mogło to potrwać dość długo.
- Wiem. Dlatego zawsze się upewniam czy ktoś jest martwy. Mają tam za dobrych lekarzy.
Jak ma się pieniądze to można wszystko kupić. Dał też jasno do zrozumienia, że jeśli będzie miał wątpliwości co do prawdomówności to już nie będą się musieli już nim nigdy martwić.
Ani niczym innym.

Siedział w bezruchu aż przybył posiłek dla dziewczyny. Wjechał wózeczek, na którym stały zamówione potrawy. Jako, że nie było ono precyzyjne oznaczało to, że musieli trochę zgadywać co też dziewczynie posmakuje. Był to prosty kurs obiadowy. Za przystawkę robił faszerowany pomidor. Główne danie składało się z cynaderek jagnięcych w sosie śmietanowo-grzybowym i kluseczkami cieciorkowo-gryczanymi. Deser składał się z małej porcji creme brulee i dwóch czekoladowych trufli. Do picia miała dzbaneczek soku z owoców leśnych.
Chłopak sprawnie wprowadził wózeczek, który robił także za stolik. Zablokował go by się nie ruszał. Nalał pierwszą szklanicę soku, poinformował w jakiej kolejności powinien posiłek być spożywany, życzył smacznego i zniknął.
Jedzenie skrywało się pod kopulastymi przykrywkami z polerowanego mosiądzu, który błyszczał się jak złoto i wspaniale komponował się z wystrojem przedziału. Sztućce były oczywiście osobne do każdego dania. Czy dziewczyna będzie wiedzieć jak sobie z tym poradzić? Mavet je na pewno nie pomoże z tego prostego powodu, że sam nie jada.

Zoya - 2 Styczeń 2019, 13:06

Nachmurzyła się kiedy usłyszała jego słowa. Była pewna, że go zaskoczy. Chciała go zaskoczyć czymś, o czym wiedziała tylko ona! Ale najwidoczniej medycy z Kliniki są powszechnie znani.
Jego kolana nie były wygodne, nie były nawet ciepłe, ale były jego. Zoya uwielbiała wszystko, co jest z nim związane. Można powiedzieć, że zrodziła się w jej małej, niemądrej główce pewna obsesja.
Mavet strasznie przypominał jej Rosjanina, który ją szkolił, a w którym później zakochała się bez pamięci. Mimo, iż był zakuty w stalową zbroję, miał dziwną maskę i ogon, widziała wiele cech wspólnych. A może przypisywała je na siłę?
Teraz, gdy był obok, czuła się bezpieczna. Mimo, iż nie okazywał jej żadnych uczuć, wiedziała, że znaczy dla niego więcej. Chciała w to wierzyć.
Kiedy obsługa przyniosła jedzenie, blondynka posłała chłopakowi gniewne spojrzenie. Dlaczego im przerywał? Nie robili co prawda niczego niestosownego, ale Opętana zawstydziła się, kiedy do przedziału wjechał wózek, a wraz z nim pojawił się kelner.
Nie wiedziała, że wszystko co zobaczy obsługa pierwszej klasy, zostanie momentalnie zapomniane. Nie mogła o tym wiedzieć, przecież podróżowała pierwszy raz.
Odczekała aż wyjdzie i dopiero po tym zeszła z kolan Maveta i zainteresowała się zawartością półmisków. Uniosła przykrywkę skrywającą danie główne i... prawie zemdlała z rozkoszy, kiedy do jej nozdrzy dotarł przepiękny zapach.
Z trudem utrzymała ślinę wewnątrz ust, bo woń potraw była niesamowicie smakowita. Od razu też dało się słyszeć burczenie, dochodzące z jej brzucha.
Nie czekała na pozwolenie, bo pamiętała o tym, że Mavet nie je. Zastanawiała się czemu, ale nie zadawała pytań. Może nie lubił jeść w towarzystwie?
Na stoliczku leżało dużo talerzy nakrytych ładnymi, miedzianymi pokrywkami i cała masa sztućców. Od czego zacząć?
Zakłopotanie nie trwało długo, była zbyt głodna by się zastanawiać. Chwyciła pierwszy z brzegu widelec i zabrała się za pałaszowanie pomidora. Był przepyszny, o czym oczywiście nie zapomniała wspomnieć. Zamierzała też poczęstować mężczyznę, ale w ostatniej chwili zrezygnowała z zamiaru. Resztę warzywa zjadła w ciszy.
Patrzyła za okno. Świat mknął jak szalony, zostając w tyle. Jej pierwsza podróż, chociaż nie była specjalnie ekscytująca bo oprócz samej jazdy i jedzenia niewiele się działo, była bardzo przyjemna.
- Mavet? Co porabiałeś kiedy się nie widzieliśmy? - zapytała niewinnie, wkładając kolejny kęs o ust.

Mavet - 3 Styczeń 2019, 22:42

Mimo niewątpliwej niepraktyczności jaką jest konieczność spożywania posiłków w miarę możliwości regularnych interwałach czasowych Mavet zauważył, że ludzie potrafią czerpać niewątpliwą przyjemność w tym koniecznym do utrzymania się przy życia akcie. Tak jak jeszcze był w stanie ogólnie określić wartość odżywczą posiłku to smak pozostawał daleko poza jego pojmowaniem. Był świadom, że to jeden ze zmysłów, ale to by było na tyle.
Dziewczyna nie omieszkała go poinformować, że posiłek w istocie jej smakuje. Była ona jednak na tyle ekspresywna, że nawet bez tego raczej by się domyślił tego faktu.
Padło pytanie, które go wcale nie zaskoczyło lecz, na które nie miał specjalnej chęci odpowiadać. Może to brzmieć zaskakująco, ale Mavet nigdy nie musiał kłamać. Czasami po prostu prawdy nie mówił (bo nic nie mówił). Jeśli mówił, że urwie komuś rękę jeśli ten nie będzie współpracował to dokładnie to miał na myśli.
Na pewno nie powie, że ją śledził. Po pierwsze jest to o wiele łatwiejsze gdy cel nie wie. Po drugie raczej nikt nie lubi być śledzony, a chciał by mu ufała - wtedy by o wiele łatwiej było z niej korzystać.
Zdecydował się na prawdę. Nie całą, ale prawdę.
- Przygotowywałem ten wyjazd. To nie będzie wycieczka krajoznawcza choć jak znajdziesz na to czas to możesz też i to robić.
Spodziewał się, że już się zapyta o to co zaplanował, ale nie. Co doskonale także pokazywało, że wcale jej nie zna. Wiedział o niej tylko niezborne fragmenty nie dające sensownego poglądu na całość.

Zoya - 17 Styczeń 2019, 22:11

Rozmowy z Mavetem zawsze były ciężkie, dlatego, że był wyjątkowo małomówny. Zoya też nie mówiła wiele, ale kiedy już zaufała drugiej stronie na tyle, by prowadzić swobodną rozmowę, poruszała przeróżne tematy.
Jego zwyczajnie była ciekawa, bo nie wiedziała o nim nic. Lubiła jego obecność, zwłaszcza kiedy poświęcał jej swoją uwagę. Mogłaby iść za nim do końca świata.
Jadła spokojnie, przeżuwając każdy kęs i rozglądając się dookoła. Wnętrze wagonu było ładne, przestronne i czyste. Nie przywykła do luksusów dlatego każda z tych rzeczy była dla niej trochę zbędna. Gdyby miała sama umeblować sobie mieszkanie, miałaby w środku tylko łóżko, biurko, może jakąś szafę. I tyle!
Odleciała myślami na chwilę do swojego lokum i małego lokatora, który zamieszkał z nią od niedawna. Tycimyszka była jeszcze nieufna, ale nie uciekała tak często jak na początku. Zoya traktowała ją dobrze, karmiła tym, co jedzą myszy (podsłuchała rozmowę kilku istot w sklepie zoologicznym) i maluszek rósł. Uszy razem z nim, co było nawet urocze.
Spojrzała na Maveta kiedy wyjaśnił co robił. Jak zwykle powiedział niewiele, Rosjance było mało. Zmarszczyła swoje jasne brewki i odsunęła puste naczynia, bo właśnie skończyła jeść.
- Gdzie jedziemy? - zapytała wprost i zbliżyła się do niego, łaknąc jego kontaktu. Trochę żałowała, że musiała dopominać się o atencję, wolałaby gdyby on sam się nią zajął.
Przesunęła dłonią po jego udzie, jakby chciała go pogłaskać. Hormony buzowały w młodziutkiej kobietce, nikt nie powinien się więc dziwić, że tak bardzo chce dotyku mężczyzny, który postanowił się nią zająć.

Mavet - 25 Styczeń 2019, 22:23

- Na Odwrócone Osiedle. - odpowiedział krótko i zwięźle na zadane pytanie. Ostatecznie nie była to tajemnica.
Przysunęła się jeszcze bliżej choć z pozoru zdawało się to niemożliwe.
Na ruch jej ręki po jego nodze spojrzał z konsternacją. Co to miało znaczyć?
To było coś innego niż to całe przytulanie.
Ciekawe czy jest jakaś książka, która opisuje podstawowe interakcje międzypersonalne. Ostatecznie każdy uczy się tego jako dziecko więc nikomu by nie była potrzebna, ale widział już kilka całkowicie w jego mniemaniu bezcelowych książek.
Ułatwiłoby mu to rozumienie tej dziwacznej dziewczyny. Nadal nie mógł pojąć dlaczego przy ich pierwszym spotkaniu nie salwowała się ucieczką.
Lubiła jak odwzajemnił uścisk więc może...
Przejechał tępą stroną szpona po zewnętrznej części jej lewego uda.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group