To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Rdzawa Kamienica - "Czarny Jednorożec"

Anonymous - 6 Styczeń 2013, 23:01

Kotka zajęła wskazane miejsce i starała się słuchać uważnie nieznajomego ignorując syczący jej w głowie głos. Czyżby na nią czekał? Jednak powodu dowiedziała się już po chwili. Mimo, że nie zrozumiała całego sensu przez straszny ból głowy wiedziała o co chodzi. Momentalnie drgnęła, do teraz wpatrzona w własne nogi spojrzała na nieznajomego. Tego było dla niej samej dość, nie mogła teraz ożywić tych wspomnień, bo wybuchnie.
-Dobrze, powiem ci jednak pozwól mi wyjść...jeśli nie chcesz skończyć cały w krwi tych ludzi i swojego przyjaciela wypuść mnie.
Dziewczyna trzęsła się jak narkoman, odstawiony prochów. Jej głos bym lekko zachrypnięty. Czuła jak ją rozrywa od środka, a przez ten zaduch nie potrafiła się skupić. Miała akta w swojej szafce, nawet nie tylko swoje, mogła mu je pokazać. Dla Kotki nie było to nawet tak dawno, jednak w tym stanie mogła by nie powstrzymać tej bestii. Nie potrafiła się nawet spokojnie ruszyć, odurzający zapach drażnił i rozjuszał ją. Zastanawiała się, co może jej pomóc, jak może sobie powadzić bez rozlewu krwi. Nie wiedziała, nie umiała znaleźć rozwiązania. Dopiero doszło do niej, że tępo wpatruje się w nieznajomego naprzeciw niej wpadła na pomysł. Przecież bestia się go boi, możliwe, że nie straciła do końca panowania tylko dlatego, że jest blisko niego. Otworzyła lekko usta w zdziwieniu i w jednej chwili doskoczyła do mężczyzny przytulając się do niego. W tym samym momencie poczuła skurcz swoich mięśni, gotowych do ucieczki. Mimo wszystko powstrzymała się mocniej przytulając się do niego i wbijając sobie pazury w nadgarstki. Parę minut musiała tak stać zanim skurcz mięśni ustał, a bestia w niej schowała się ze strachu głęboko w jej ciele. Puściła mężczyznę i odsunęła się trochę opierając zakrwawione ręce o stół. Nadal oddychała głęboko, lecz już się nie trzęsła. Otwarła usta by coś powiedzieć, lecz szybko je zamknęła czując w ustach krew i żółć, możliwe, że były tam też resztki z jej obiadu. Z niesmakiem przełknęła zawartość i odetchnęła. No tak, przez taki skurcz zawartość jej żołądka chciała wyjść na spacer.
-Wybacz za to, jednak już się uspokoiłam i możemy rozmawiać.
Kotka wróciła na swoje miejsce ignorując ból i ostry zapach krwi, oraz rany na jej dłoniach.

42 - 7 Styczeń 2013, 00:58

Nieznajomy nawet nie drgnął kiedy dziewczyna doskoczyła do niego by go uścisnąć. Podświadomie wyczuwając jej intencje pozwolił jej na to nie ruszywszy się z miejsca, trwając w bezruchu, sztywno jak automat i obdarzając ją nikłym zapachem ozonu który roztaczał.

- Dodgson nie jest moim przyjacielem.- Odrzekł sucho.- A rozlew krwi nie byłby tutaj wskazany. Nie jest przypadkiem, że ta gospoda została zbudowana w tym a nie innym miejscu. Nie tak głęboko pod nami znajduje się cała olbrzymia sieć jaskiń i katakumb które zamieszkują stworzenia o których nie śniło się nawet mieszkańcom tego świata. Relikty dawnych czasów zmuszone zniknąć z powierzchni. A także potomstwo istot z przeciwnej strony wciąż aktywnych portali się tam znajdujących.
Wiesz na czym polega największy problem z portalami droga Lucky? -Spytał nagle po raz pierwszy od początku ich spotkania i introdukcji zwracając się do niej aliasem.

- Nie służą one tylko przechodzeniu przez nie i tym samym translokacji. W każdej chwili musimy liczyć się z faktem, że COŚ może przez nie WYJŚĆ.- Wyjaśnił niemal natychmiast nie czekając na odpowiedź dziewczyny.

- I czasami owe istoty wychodzą z portali, śmiało zapuszczając się w wyższe rejony piwnic zanęcone przez świeżo utoczoną krew wsiąkającą w deski podłogi. A loszek Dodgsona wcale nie należy do najwyżej usytuowanych i znajduję się niebezpiecznie blisko sieci podziemnych jaskiń z którą jest połączony kilkoma nie tak znowu wąskimi korytarzami...

- A odkąd poleciłem aktywować jeden z portali i zamknąć drzwi gospody dla opuszczających ją...- Podjął po chwili by ponownie zawiesić głos w stosownym momencie.- Wiele nieładnych stworzeń błąka się tuż przy powierzchni wypatrując najmniejszej tylko sposobności by nasycić palący ich trzewia głód. Tedy nie dawałbym im jej zbyt szybko. Przynajmniej jeszcze nie teraz. - Dodał uśmiechając się lekko i nieznacznym ruchem głowy wskazując w kierunku szynkwasu. Dodgson widząc to aż podskoczył w miejscu co pozwalało przypuszczać, że to właśnie w tamtej okolicy ukryte było wejście do podziemi lub wyjątkowo martwił się o swoje beczki również znajdujące się nieopodal.

- Dlatego myśl moja córko. Myśl dla mnie i przywołaj wspomnienia ze świata ludzi. Bądź mi kluczem i bramą.

Anonymous - 7 Styczeń 2013, 20:39

Kotka słuchała uważnie każde jego słowo, a przynajmniej starała się skupić na tym, jednak zbyt wiele rzeczy jej nie pasowało. Często zapuszczała się w te rejony Krainy Luster, a nic nie zwróciło nawet jej najmniejszej uwagi. Nawet teraz nie potrafiła nic wyczuć dziwnego, oprócz tej dziwnej aury jej nieznajomego. Nie rozumiała też, co jej wspomnienia ze świata ludzi mają z tym wspólnego. Co ONA ma z tym wspólnego? I dlaczego jej wspomnienia z laboratorium mają pomóc temu człowiekowi, właściwie nie człowiekowi, tylko temu czemuś. Wyciągnęła papierosy z kieszeni i zapaliła jednego zdenerwowała.
-Czego ode mnie oczekujesz do cholery?! Nie wiem jak mogę ci pomóc, nie wiem nic to TYM co znajduje się pod podłogą i chyba nie chcę wiedzieć. Wiesz co, chyba mnie z kimś pomyliłeś, nie wiem niczego co może ci pomóc. Życie spędziła w izolacji, nie wiem nic o świecie ludzi!
Mówiła zdenerwowana energicznie gestykulując. Nie chciała sobie za nic przypominać tych lat, szczególnie teraz, gdy i tak ostatnio źle się czuła. Nawet gdy była sama przeszkadzały jej te wspomnienia, za nic nie chciała tego teraz. Rzuciła niedopałek na podłogę i zaś wyciągnęła paczkę ze spodni patrząc na jej zawartość.
-Pieprzyć to.
Powiedziała do siebie i zapaliła kolejnego papierosa opierając się o krzesło i odsuwając je do tyłu, tak że stało na dwóch tylnich nogach. Miała nadzieje, że powód tego mężczyzny był dostatecznie dobry by ją tak męczyć.

42 - 9 Styczeń 2013, 00:51

- Twoja wiedza o świecie ludzi nie interesuje mnie w najmniejszym stopniu. Zwłaszcza, że śmiem twierdzić iż sam posiadam wystarczającą aby w nim przeżyć. - Odparł powoli nie dając po sobie poznać najmniejszych choćby oznak znużenia. - Pragnę wyłącznie odrobiny twoich wspomnień. Jakkolwiek kuriozalnie to zabrzmi ale w aktualnych warunkach, dzięki samemu faktowi ich szczegółowego przywołania przez ciebie uda mi się dostroić do miejsca w które pragnę... W które MUSZĘ się udać. Sam impuls, bodziec mnemiczny.

- A także twoja obecność.- Dodał powoli podnosząc się zza stolika i stając tuż obok lekkim skinieniem głowy dając krótki sygnał Psiemu Synowi wciąż czuwającemu przy drzwiach.
- Mogę dostać to czego pragnę w dalece bardziej nieprzyjemny i inwazyjny sposób. A mimo to decyduję się na nawiązanie dialogu i kooperację biorąc pod uwagę twoją godność i charakter. Bądź na tyle roztropna aby to docenić i wykaż się dostateczną spolegliwością. A potem...- Urwał gwałtownie wyciągając w kierunku dziewczyny dłoń w skórzanej rękawicy.- ... potem już nigdy mnie nie zobaczysz. A przynajmniej nie w tym wcieleniu.- Dodał wypowiadając ostatnie zdanie ledwie słyszalnym szeptem.

Anonymous - 9 Styczeń 2013, 14:33

Kotka słuchała go uspokajając się powoli. Kiedy skończył nie ruszyła się z miejsca, za to zaczęła mówić spokojnym, wyoranym z emocji głosem.
-Nie wiem, w czym mogą ci pomóc wspomnienia z miejsca, które już nie istnieje. Jednak wszystkie moje wspomnienia leżą zamknięte w małej metalowej skrzynce w pewnym domu w ludzkim świecie. Nie namówisz mnie też nigdy czymś tak ulotnym jak obietnica. One po prostu nie istnieją...
Urwała na chwilę zostawiając tlący się niedopałek na stole i podnosząc się z miejsca. Odsunęła się trochę od stoku, w głąb sali i stanęła wyprostowana, z dumnie podniesioną głową w stronę Nienazwanego, tak jakby sama chciała dodać sobie tym odwagi.
-Moja godność, mój charakter...śmieszne, szczególnie, że wypowiedziane, przez osobę, która mnie nie zna. By powiedzieć, o mojej przeszłości, muszę właśnie schować dumę.
Powiedziała to ironicznie z grymasem na ustach przypominającym półuśmiech. Zdjęła z siebie prochowiec spuszczając go na ziemię, co wywołało cichy pomruk zaciekawienia na sali. Nieśpiesznie zaczęła rozpinać guziki koszuli, nadal mówiąc spokojnym głosem.
-Jeśli mój największy sekret i moja są ci potrzebne do dostania się gdzieś, przynajmniej powiedz mi gdzie i w jakim celu.
Po tych słowach materiał bluzki spadł na ziemię ukazując ciało dziewczyny i jak do tej pory schowaną parę białych skrzydeł, które wyprostowała.
-Proszę, one są moimi wspomnieniami, reszta to krew, ból, krzyki i zimno stołu operacyjnego. Było nas wielu, kiedyś, jednak każdego roku, było coraz gorzej. Więcej bólu, więcej wysiłku, więcej operacji, więcej lęku i strachu...jedyne raz, wyszliśmy na słońce, była nas wtedy trójka. Później byli słabi, potrzebowali słońca, musiałam ich chronić, obiecałam sobie to. Jednak było za późno, słabych się zabijało, nie byli potrzebni, traktowano ich jak szczury i faszerowano chemikaliami, bardziej niż wszystkich. Kiedy już myślałam, że nie wytrzymam zdarzył się wypadek, uciekliśmy wszyscy, walczyliśmy z nimi, była krew i zwłoki, krzyki dużo krwi i krzyku...
Kotka na chwilę urwała i zasłoniła sobie pół twarzy rękami, zasłoniła się skrzydłami, przed ludźmi z reszty sali, czując jak wszystkie blizny, liczne ślady po igłach i nożach są bardziej widoczne. Przypomniało jej się, jak uciekali i po jej twarzy, spłynęła łza, którą szybko wytarła dalej mówiąc spokojnym głosem.
-Rozdzieliliśmy się, walczyłam, by się z nim znowu spotkać, lecz nie widziałam go od tego czasu ani razu. To później dużo czasu minęło zanim wróciłam do świata ludzi.

42 - 9 Styczeń 2013, 20:34

- Moja dzielna dziewczynka.

Odezwał się w końcu chrapliwy głos nieznajomego pośród głuchej ciszy jaka nagle zapadła a kościste ramiona przygarnęły ją w ojcowskim uścisku. Trwało to chwilę, krócej niż cztery uderzenia serca. Wtedy to do środka przez dziury wypalane w grubych, szczelnie skrywających okna zakurzonych zasłonach wdarło się światło.

Eksplozja pomarańczowej jak żar z pieca do topienia stali jasności rozświetliła wnętrze gospody skąpanej dotychczas w półmroku. Oślepieni i zdezorientowani nagłym rozbłyskiem bywalcy i moczymordy zerwali się ze swoich miejsc by co rusz wpadając na siebie nawzajem, tłukąc naczynia i obalając krzesła zacząć się czołgać w kierunku wyjścia.

Bezimienna istota wypuściła dziewczynę z objęć i odrzucając kaptur obróciła swe oblicze ku znajdującej się za oknem jasności, bezkresnej i nieprzeniknionej jak ocean płynnego metalu.

-Lux pereptua. Oznajmił cicho rozpościerając ramiona pozwalając by gorejący blask ogarnął go całkowicie. Stary wełniany płaszcz który miał na sobie począł nieznacznie dymić delikatnym i bezwonnym jak para dymem. Pod wpływem silnego blasku jego źrenice samoistnie zwężyły się w pionowe szparki.

I właśnie wtedy zauważył brodatego obdartusa który niezgrabnie sunie na czworakach po podłodze zaledwie dwa metry od niego.

Błyskawicznym, przypominającym bezwarunkowy odruch kopnięciem wymierzonym w odsłonięty brzuch, posłał łachmaniarza na pobliską ścianę na której to zatrzymał się gwałtownie rozbijając głowę i przerywając tym samym strumień krwawych wymiotów który ciągnął się za nim jak warkocz komety znacząc podłogę śladem juchy zmieszanej z cuchnącą treścią żołądka.

Dodgson z siłą i sprawnością o którą nikt nie podejrzewałby wysuszonego dziadygi skręcił kark pierwszemu z uciekinierów który podnosząc się na klęczki próbował dosięgnąć skobla u drzwi. Bezwładne ciało legło u progu jak szmaciana lalka a szeroko rozwarte oczy nieboszczyka obserwowały jego własne plecy w niemym wytrzeszczu.

- ACHERONT! POMÓŻ MI TY ZDRADZIECKI SKURWYSYNU!- Zawył gospodarz dobywając zza paska fartucha kuchenny nóż o szerokim ostrzu by przy pomocy gwałtownych wymachów utrzymywać na dystans prącą ku wyjściu ciżbę.

Anonymous - 9 Styczeń 2013, 21:11

Kotka poczuła na sercu dziwny ucisk, kiedy ten ją przytulił, jednak było to coś innego. Mimo wszystko nie zamierzała się tym przejmować obserwując jego poczynania. Nie wiedziała czemu, lecz to co się dzieje jakoś ją nie dziwiło, po prostu czuła, że tak ma być. A może zaufała Nienazwanemu? Wieczna Światłość, chyba sobie kpił, światło jest tylko złudą, a jego dobro fantasmagorią wymyśloną przez ludzi.
-Tenebris interioris morionem...obiecaj, że to nasze nie ostatnie wspomnienie w tym wcieleniu.
Spojrzała na dziadka, starającego się, by nikt nie wyszedł i składając na plecach skrzydła podeszła spokojnie do niego depcząc po ciałach przestraszonych ludzi.
-Odpocznij sobie starcze, powinieneś być już na emeryturze.
Kotka zamknęła oczy, a jej ciało zaczęło się zmieniać przy akompaniamencie przestawianych kości i wielkim bólu. Kiedy otworzyła oczy wyglądała jak kocia odmiana wilkołaka z filmów. Jej nos się spłaszczył, a twarz przypominała koci pysk z dwoma wielkimi kłami. Nogi, już bez butów i ręce wyglądały identycznie jak wielkie tygrysie łapy, porośnięte białym futrem w czarne paski. Kotka opadła na cztery łapy i z głośnym złowrogim miauknięciem rzuciła się na pierwszego człowieka, który już się podnosił, by starać się dosięgnąć drzwi. Rozerwała mu szyje i klatkę piersiową ostrymi pazurami, przez salę, przebiegły okrzyki przerażenia, kiedy bestia, którą się stała dziewczyna. Ta włożyła pysk do rany i wygryzła kawałek mięsa z klatki piersiowej. Jakieś dwa metry od niej usłyszała krzyk przerażenia, młodego chłopaka, który na czworakach odsuwał się przodem od niej próbując się schować. Jednym susem bestia doskoczyła do niego i wbiła mu łapę w bok przebijając się na drugą stronę. Jeszcze głośniejsze krzyki ogarnęły salę, a ona wbiła kły w szyję chłopca zgniatając mu aotre, z tętnic wytrysnęła czerwona cieć, którą kot przez chwilę lizał.
Wyglądała jak dziecko, które trafiło do sklepu z zabawkami, mogąc się nimi bawić i je z przyjemnością niszczyć. Doskakiwała po poklei do ludzi rozszarpując ich, łamiąc kończyny i rozgrywając mięśnie zębami.

42 - 13 Styczeń 2013, 04:23

- Staruszku? Na emeryturze?!- Warknął rozeźlony sugestią Psi Syn wyskakując w szybkim wypadzie i tnąc na odlew nożem najbliżej stojącego delikwenta prosto przez oczy. - Durna smarkulo, zabijałem jeszcze nim ty... Och, for the fuck's sake! - Przerwał zdanie gwałtownie wypowiedzianym przekleństwem widząc nagłą przemianę dziewczyny w lykan... A może raczej w felikantropa.

Wrzaski umierających, wściekłe parskanie rozjuszonego kota, klątwy Dodgsona, trzask rozbijanego szkła, głuchy odgłos uderzających o podłogę ciał.

I śmiech.

Górujący nad wszystkimi innymi dźwiękami, rozdzierający hałas desperacki i nieprzerwany śmiech człowieka obłąkanego. Jak zew o północy, jak wrzask berserkera. Głos wiodący w symfonii strachu i makabry.

Głos który zamilknął nagle kiedy odsłonięte kły wgryzły się w gardło ostatniej stojącej na nogach ofiary rzezi.

Nieznajomy oderwał usta od szyi długowłosego wyrostka plując ciemną tętniczą krwią która oblepiała mu całą brodę i przód starego wełnianego płaszcza. Pierwotne, atawistyczne instynkty wymuszały na nim różne nieprzyjemne odruchy. Szczęśliwie zwierzyny było zbyt mało by zdążyły się one na dobre uaktywnić.

Przybysz o oczach upiora i Psi Syn długo patrzyli jak młodzik rozstaje się z życiem. Jak charczy i pluje krwią ryjąc butami o wyślizgane deski podłogi. Kiedy w końcu znieruchomiał a jego spojrzenie utraciło świadomość obydwaj mężczyźni ryknęli serdecznym śmiechem przerywając kłującą uszy ciszę która nagle zapadła.

- Bądź przeklęty Władco Szarańczy. -Powiedział w końcu Dodgson.
- Bądź przeklęty Psie Rzeźnika. -Odparł mu nieznajomy. - Zajmiesz się...?
- Jak zwykle.- Uprzedził pytanie chowając nóż za pasek fartucha.
Obcy bez słowa schylił się w kierunku jednego z ciał chwytając je w kostce i nie przerywając chwytu wyprostował się.

- Kici kici koteczku.- Przemówił do smukłej bestii o potężnych kłach na której sierści parowała jeszcze krew. - To jeszcze nie koniec. Viens avec moi ma chatte. W dół, schodami śliskimi od krwi. Visita interiora terrae.

Z tymi właśnie słowami nieznajomy ruszył w stronę szynkwasu i ukrytej za nim klapy w podłodze, wlokąc za nogę wypatrzonego trupa.

- Wracaj!- Krzyknął za nim jeszcze Dodgson. - Wracaj do piekła które cię poczęło i zrodziło!

- Wracać do piekła?- Nieznajomy szczerząc zęby bardziej niż był w stanie zazwyczaj uchylił klapę wrzucając trupa w ciemną otchłań. - Kiedy ja je właśnie opuszczam Kubusiu. - Dodał natychmiast po czym podążył śladem staczających się po schodach zwłok.

Anonymous - 13 Styczeń 2013, 11:14

Kotka osiadła sobie na podłodze z krwi i jak grzeczny kotek zaczęła się czyścić z krwi, liżąc swoją łapę. Kiedy nieznajomy ją zawołał, spiorunowała go spojrzeniem, mimo, że wiedziała, że to na niego nie podziała. Podniosła się z zamkniętymi oczami wracając do swojej ludzkiej formy i syknęła na niego, mimo to ruszyła za nim.
-Nie jestem twoją własnością sukinsynu!
Rozejrzała się jeszcze po izbie i ze świstem wciągnęła powietrze do ust po czym zachichotała wesoło, jakby była to dla niej dobra zabawa. Słysząc wzmiankę o piekle uśmiechnęła się i spojrzała na staruszka.
-Spokojnie, to nie on tylko ja jestem z piekła.
Posłała mu przy tym uśmiech szaleńca, a iskierki w jej oczach tańczyły szczęśliwe widząc taką ilość krwi. Jednak ruszyła w ślad, za swoim przewodnikiem, po mokrych, śliskich i zimnych drewnianych stopniach, które trzeszczały, jakby zaraz miały się pod nią załamać. Czuła ciarki na plecach, lecz spokojnie szła w nieznane nie zadając pytań. Korciło ją, aby się o coś zapytać, jednak milczała, wewnątrz czuła, że nieznajomy sam z siebie udzieli jej wyjaśnienia, jeśli będzie to potrzebne. Z każdym postawionym krokiem zagłębiali się w większe ciemności, coraz niżej w głąb piwnicy. Ciekawość kotki także wzrastała bardzo szybko z każdym krokiem, jednak uparcie nic nie mówiła.

Anonymous - 13 Styczeń 2013, 13:28

Można by pomyśleć, że śpiew, który się wydobywał prawdę mówiąc znikąd, należy do anioła, który w jakiś sposób spadł z niebios i teraz stąpa po ziemi. Przez ciało pewnie przeszły też i ciarki, kiedy dźwięki przestały być realne do wypowiedzenia przez jakąkolwiek osobę, były tak wysokie. Jednak osoba, która śpiewała, okazała się dziesięcioletnim dzieckiem, ubrane w dość dziwne, lateksowe ubranie w srebrnym kolorze. Stało sobie i obserwowało dwójkę... istot, bo ludźmi ich nazwać nie można było. Nie tylko wizualnie. System jej powiedział. Na jej twarzy malował się szeroki uśmiech, który wyglądał całkiem niewinnie, jak to u dziecka. W oczach kryła się chęć do zabawy. Nudziło się biedulce!
Podeszła do dwójki nieznajomych, choć pewnie matka ją uczyła, żeby nie zadawać się nieznajomymi, a ta to zignorowała, miała gdzieś nauki rodzicielki. Spoglądała z dołu na dziwnego pana, który wyglądał, według niej, jak rozkładające się ciało. Ale bajer! Nie wiedziała, że żywe trupy istnieją... choć pewnie z istnienia jej rasy też pewnie nikt sobie nie zdaje sprawy. Jest ich mało, to fakt, ale nadal są!
- Dzień dobry!- zaśpiewała, a na jej twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech, o ile to jest możliwe.- Kim pan jest?- Zapytała. Zignorowała całkowicie dziewczynę, która ją nie interesowała w żadnym stopniu. Była aż do bólu przeciętna w opinii dziewczynki.

42 - 13 Styczeń 2013, 15:12

Tak tedy oboje szli w niemal zupełnym milczeniu. Bezimienny przybysz prowadził ich wąskimi, ciemnymi korytarzami o wilgotnych ścianach pokrytych solnymi wykwitami samemu nie odzywając się prawie wcale. Jego mowa ograniczała się wyłącznie do prostych, lapidarnych komunikatów.

"W lewo."
"Uwaga, niski strop."
"Nie dotykaj ścian."

Rzucał okazjonalnie nie odwracając się nawet ku podążająca za nim dziewczyną.
Przez całą drogę pogwizdywał niefrasobliwie i wesoło. Nie dość, że było to kompletnie nie na miejscu to jeszcze czynił to ostentacyjnie głośno tak by echo niosło melodię przez tunele. Szedł i pogwizdywał w zadowoleniu, zupełnie jak człowiek który wraca wcześniej do domu po skończonej pracy. Szedł i pogwizdywał a głowa wciąż wleczonego za nim trupa podskakiwała rytmicznie na kamieniach i załomach skalnych.

"Mmm..."

Zamruczał nagle zatrzymując się na skrzyżowaniu kilku korytarzy. Mrużąc żółte, przekrwione oczy wychylił się zza rogu spoglądając w głąb jednej z odnóg. Coś zasyczało w ciemnościach a jaskinie wypełnił przytłumiony fetor zbliżony do smrodu wilgoci. Nieznajomy bez jakiegokolwiek komentarza puścił trzymanego trupa i pociągnął dziewczynę za sobą.
Schodzili głębiej, w dzikie i zapuszczone obszary które coraz bardziej różniły się od opustoszałych korytarzy na górze. Co rusz coś przemykało im pod stopami albo z głośnym szelestem czy łopotem przelatywało pod sklepieniem, wysoko nad nimi.
Rzeźba ścian jaskini przyjmowała coraz to bardziej fantazyjne i groźne kształty a rzucające cienie fosforyzujące kryształy wtopione gdzieniegdzie w strop tylko potęgowały to wrażenie.

Widok ciepłego i obcego w świecie jaskiń światła ogniska natychmiast przyciągnął waszą uwagę.

- I zostawiłeś tyle tego? Zmarnowałeś towar?!- Rozległ się pośród ciszy skrzekliwy głos dobiegający z końca właśnie przemierzanego przez was korytarza.
- Wyciąłem tylko co cenniejsze eksponaty. Resztę odsprzedałem tanio młodemu Berty'emu, wywalił za chlew na gnojowicę. Użyźni mu glebę.- Odpowiedział mu inny, równie skrzekliwy.
- Nasz pozyskany z mozołem towar utopiłeś w gównie?! Trzymaj mnie ktoś bo kurwa nie zdzierżę i powieszę go na własnych jelitach! Czemuś barani łbie poszedł do doktorów zamiast do kapitana!? U niego byś nie straci...
- A właśnie, że bym stracił! Bo ten twój zakichany kapitan postanowił płacić teraz OD GŁOWY! W dodatku teraz kiedy obławy ustały płaci ze swoich więc jest mniej chętny do opróżniania kiesy.
- Jak tak to insza inszość. Ale to co zostało mogłeś z powodzeniem opchnąć u rzeźnika albo w psiarni, jestem pewien, że dostałbyś co najmnie...


- Cześć chłopaki.- Wychrypiał niespodziewanie nieznajomy wchodząc w światło ogniska i wyłaniając się z mroku. Siedzące przy rozpalonym stosie drewna krótkie, czarne sylwetki poderwały się nagle z miejsc porywając leżące obok arbalety.

- Jeżeli twoje intencje są równie paskudne co twoja morda to dobrze ci radzę, zabieraj się stąd.- Oznajmił pierwszy cień.
- Chyba, że chcesz połknąć kulkę.- Dodał drugi mierząc mu prosto w twarz.
- Jeśliś jednak uczciwy wędrowiec albo zwykły szaleniec któremu życie się nadto znudziło to jazda przed siebie i ani myśl tutaj wracać. Zresztą nas i tak już nie będzie.

Nieznajomy w odpowiedzi uśmiechnął się delikatnie po czym odparł.

- Dietrich i Vasermiller. Jak zawsze gościnni. Co to, nie poznajecie starego kompana?

Cienie spojrzały po sobie po czym wystąpiły nieco do przodu, tak, że nawet kotka której dotychczas widok przysłaniał nieznajomy mogła dokładniej ich zobaczyć.
Dwie niemal identyczne postacie zakutane szczelnie w wyskubane płaszcze z czarnych piór , o identycznie bladych dłoniach trzymających identyczne arbalety.
Jedyna różnica polegała na wydrążonych czaszkach które osłaniały ich głowy. Pierwszy jegomość, nazwany Dietrichem miał na sobie pozbawioną szczęki czaszkę jakiegoś rosłego humanoida podczas gdy ten drugi- Vasermiller, dźwigał na karku czerep ogromnego ptaka.


- Nie przypominam sobie...- Warknął pierwszy wciąż trzymając gotowy do strzału arbalet.- ...abyśmy się znali mościwy. Gadaj tedy co...
- Wiedeń.- Odparł krótko obcy.
- O kurwa! Trupioskrzydły?!
- Tak, to ja.
- Twoja twarz...
- Przewróciłem się pod prysznicem.
- Jasne. Śmiało zachodź do ogniska, pogwarzymy sobie trochę.

- A ta? To co za jedna? Twoja?- Spytał w końcu Vasermiller wskazując na kotkę znajdującą się nieco dalej za nieznajomym. - Porusza się bez szmeru ni szustu, wiedziałeś, że za tobą podąża?

- Wiedziałem. I nie jest moją własnością, toć to na strasznego sukinsyna bym wyszedł gdyby tak było w istocie.
- Mimo wszystko... Za ile sprzedasz mi jej uszy?
- Nie są na sprzedaż.
- Aha, w takim razie niech też zasiądzie przy ogniu. Zjesz razem z nami?- Zaproponował dziewczynie skinięciem wskazując Dietricha montującego prowizoryczny rożen.

Anonymous - 16 Styczeń 2013, 19:43

Plebejskie MG nie jest godne urozmaicenia fabuły szanownego Szlachcica, dlatego też proszę Lucky o potraktowanie mojego wcześniejszego postu tak, jakby go nie było.
42 - 16 Styczeń 2013, 20:41

"Plebejskie MG" ma iście wielkopańskie zapędy i lubi bez zapowiedzenia ingerować w zamkniętą całość fabularnych wątków graczy byle tylko udowodnić swoją przydatność w pełnionej przezeń randze.

Tak się składa, że Szanowny Szlachcic nie ma nic przeciwko urozmaicaniu założonych przez niego tematów, niemniej jednak uważa, że byłoby wskazanym robić to w stosownym czasie i cyrkumstancjach (ew. po krótkim skonsultowaniu). Nie mam obowiązku ani potrzeby godzić się na podobne zabiegi i bycie uszczęśliwianym na siłę.

Melanie napisał/a:
(...)dlatego też proszę Lucky o potraktowanie mojego wcześniejszego postu tak, jakby go nie było.


Lucky została już przeze mnie wcześniej poinstruowana w tym względzie, niemniej jednak dziękuję.

Sam natomiast chciałbym prosić osobę o odpowiednich uprawnieniach o usunięcie postów "plebejskiego MG" z tego tematu jak i mojego własnego a aktualnie pisanego żeby oszczędzić reszcie graczy widoku tego szczeniackiego focha oraz jego ostentacji.

Anonymous - 18 Styczeń 2013, 23:17

Kotka szła spokojnie za nim, a jej źrenice rozszerzyły się przez ciemność panującą w koło tak bardzo, że jej oczy wyglądały jak wielkie czarne punkty ze złotymi obwódkami.
Ciekawa była dlaczego jej towarzysz tak się raduje, jednak nie śmiała się zapytać. Słuchając jego pogwizdywania szła wpatrując się w jego plecy, jakby to one miały by dać jej odpowiedź.
Mimo wszystko z każdym postawionym krokiem czuła się coraz spokojniejsza, jakby wszystko z niej uleciało, wszystkie emocje, które są w niej tak zawsze żywe i widoczne, nawet jeśli są tylko sztuczne, wspomnienia, te dręczące ją obrazy i ciągła otaczająca ją krew, jej kocia natura, która cały czas łaknęła więcej cierpienia i śmierci innych ludzi. To wszystko, przez co czuła się zniewolona znikało, topniało w niej jak śnieg na wiosnę. Za miast tego w jej wnętrzu zagościła pustka, której dawno nie czuła. Jej oczy straciły ten charakterystyczny blask, a ona sama nie zastanawiała się nad niczym.
Pociągnięta, przez swojego towarzysza nic nie powiedziała pozwalając się prowadzić. Rozglądała się na boki, a dzięki swoim kocim oczom widziała bardzo dobrze zmieniający się wygląd piwnicy, w której się znajdowali.
W końcu zobaczyli ognisko, kotka chociaż ogarnięta dziwnym spokojem odruchowo stała za swym towarzyszem trochę się nawet za nim chowając. Widać się znali, jednak dwie siedzące przy ognisku postacie bardzo ją zainteresowały. Dziewczyna przysłuchiwała się ich rozmowie i nie odezwała się też gdy zaczęto zwracać się do niej. Zwyczajnie nie było takiej potrzeby gdyż zanim zdążyła się odezwać, lub nawet otworzyć usta Nienazwany wybraniał ją.
Przez parę chwil stojąc tak z nieznajomymi czuła się przy nich malutka, i krucha. Nigdy jej się to nie zdarzyło i było to dość dziwne odczucie. Spojrzała najpierw na nieznajomą i niepodobną do niczego jej znanego istotę swoimi pustymi złotymi oczami, po czym puściła swojego towarzysza i z lekkim skinieniem głowy podeszła bliżej do ogniska. Kucnęła przy nim wpatrując się ślepo w płomienie i trawione przez nie drewno. Ciepło przyciągało ją łapczywie swoim istnieniem, jakby wołało ją. Usiadła na ziemi wsłuchując się z przymkniętymi powiekami w głos tego miejsca.

42 - 19 Styczeń 2013, 03:33

Przez dłuższą chwilę cała kompania siedziała w milczeniu wsłuchując się w trzask płomieni i melodię cichej, monotonnej piosenki nuconej w obcym języku przez Dietricha w trakcie obracania sprawionej półtuszy nad ogniem.

- Vor dem Wald im tiefen Tal.
Tandaradei!
Lieblich sang die Nachtigall.


- Mięso po tej stronie ma już więcej niż dosyć.- Zauważył w końcu Vasermiller wyrywając wszystkich z zadumy.

- Ich kam gegangen... o żesz gamratka jego mać!- Dietrich momentalnie urwał zaśpiew obracając rożen szybkim skrętem obu dłoni.
- Mało by brakowało a przypaliłbym dobre mięsko. Tutaj w niższych szybach ciężko cokolwiek zabić, że nie wspomnę o przyrządzeniu... Jak nie jadowite to ohydne w smaku.

Nienazwany bez słowa uniósł jedną brew w pytającym grymasie twarzy.

- Szczura upolowalim!- Wyjaśnił mu nie bez wyraźnego zadowolenia Dietrich. - Ale nie bojajcie się o nic, to zdrowy dorodny olbrzymi szczur jaskiniowy. Tu na dole nie ma pcheł a sam skurwiel jest na tyle przemyślny by nie tykać złej padliny.
- Prawda. Kiedy wyczują najmniejszą ilość trucizny w ochłapie bez namysłu go zostawią. Zupełnie jak szczury z powierzchni.- Wtrącił Vasermiller poprawiając węgle ogniska przy pomocy sękatej lagi.
- Tyle, że te tutaj rozmiarowo sięgają nawet sążnia i są w stanie zeżreć całego psa bez większego wysiłku.- Zachichotał Dietrich. - Ale poza tym stanowią zdrową i pożywną strawę.
- Chociaż nieco łykowatą. - Mruknął Vasermiller po czym starając się przybrać uprzejmy ton głosu zwrócił się do dziewczyny. - Kicia zje szczura?



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group