To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Dyniowe Miasteczko - Mały Ryneczek.

Anonymous - 24 Styczeń 2013, 14:11

W sumie panicz miał stuprocentową rację nazywając Amadeusza "ignorantem ze skłonnościami do nekrofilii", bo, jakby na to nie spojrzeć, nikt tak na prawdę nie wiedział co też Ważka wyprawia ze zwłokami, które ktoś mu podrzuca. A sam również nigdy nie kwapił się do długich i ciekawych rozmów na ten temat. To co działo się w jego zakładzie było tajemnicą i raczej nie widział możliwości, by ktokolwiek dowiedział się czegoś, czego nie powinien. Bo niby skąd? "Klient" się poskarży? Na to już za późno...
Tak czy inaczej różowy postanowił nie przyznać Oleandrowi racji. Pokręcił energicznie głową i zadarł nosa. Brakowało jeszcze tego, by założył ręce i przytupnął. Niestety - ręce miał znowu zajęte, a takie samo tupanie mogłoby zostać źle odebrane.
Słuchał panicza jednym uchem, bardzo szybko tracąc sens jego słów. Będąc służącym trzeba bardzo szybko nauczyć się tej jakże trudnej sztuki "słuchania". Pokiwał więc tylko głową wyjątkowo prędko zmieniając swą postawę. Jeszcze przed chwilą był w stanie sprawiać wrażenie wielce obrażonego, a teraz, z uroczym uśmiechem, przytakiwał.
- Oh, przepraszam za moją śmiałość, paniczu, ale pierwsza lepsza osoba mogłaby okazać się nieodpowiednią... - i znowu można było liczyć na zupełnie pozbawione sensu wywody Amadeusza towarzyszące zbieraniom zakupów.
- Może być panicz pewien, że taki ja, na ten przykład, będę trzymał ręce tam gdzie powinno się trzymać ręce, a ktoś inny? No... ktoś inny mógłby chcieć coś ukraść, albo, co gorsza, targnąć się na paniczowe życie... - i koniec. Na szczęście. Bo gdyby zaczął się nad tym dłużej zastanawiać, mógłby dojść do bardziej niepokojących wniosków.
- A tak, gdyby nawet ktoś zechciał i tak targnąć się na paniczowe życie, miałby panicz mnie do obrony. - pokiwał energicznie łepetyną. Jego różowe kłaki zafalowały wokół słodkiej, gładkiej i znowu szeroko uśmiechniętej buźki. Na wzmiankę o herbacie uniósł do góry obie brwi.
- Doprawdy, paniczu, nie przystoi mówić takich rzeczy przy jakichkolwiek świadkach. Później może to się obrócić przeciwko paniczowi. - z powagą kiwnął łepetyną.Tym razem zrozumiał aluzję. Bo, wbrew pozorom, aż tak głupi to on nie był. Choć wielką frajdę sprawiało mu pozowanie na tutejszego błazna. Z uwagą obserwował sprzedawcę. Dźwignął zakupy. Odetchnął głośno. Oczywiście nie powstrzymał się od komentarza.
- Panicz jest dzisiaj wyjątkowo uprzejmy, daje nawet jałmużnę tym dziwniejszym... - tym razem spojrzał na Oleandra z prawdziwym, najprawdziwszym, podziwem.
- To gdzie teraz? Do domu?

Oleander - 3 Luty 2013, 17:04

Paniczyk nawet nie chciałby wnikać w Amadeuszowe praktyki na zwłokach. Dla niego obecność Stracha była po prostu wygodnym sposobem na pozbywanie się „resztek” i to bez obawy, że przez nie jego ukochane zamkowe potworki mogłyby nabawić się niestrawności. Oleander zdecydowanie wolał znęcać się nad żywymi, zaś gdy to życie już z nich uleciało, przestawali być dla niego ciekawi. Bo i jak tu czerpać przyjemność z tortur, jak torturowanemu jest już wszystko jedno? Przynajmniej miał kto mu zakopać truchło w ogrodzie. Ciekawe ile to już nieszczęśników leży kilka metrów pod ziemią, pod klombami kolorowych kwiatów.
A kto tam cię wie. Nie powiem, żebym ufał komukolwiek z mojej służby wiele bardziej, niżeli pierwszej lepszej osobie napotkanej na ulicy. Wszyscy są zakłamani. – ostatnie zdanie burknął już pod nosem, bardziej do siebie.
Panicz rzeczywiście nie zwykł ufać nikomu. Targnąć na jego życie mógł tak samo nieznajomy, jak i wieloletni służący. Choć Oleander mógł zdawać się zupełnie beztroski pod tym względem, zawsze przyglądał się uważnie swojemu otoczeniu, wypatrując wszelkich niepokojących zachowań.
Ha! Ciebie do obrony? Chyba, że to ja musiałbym bronić ciebie. Krasnalu, nawet na żywą tarczę się nie nadajesz! – roześmiał się.
Naturalnie, Oleander musiał połasić się na dodanie obelgi, podkreślającej jak to bardzo góruje nad Amadeuszem przez te kilka centymetrów wzrostu więcej (z których większość stanowiły obcasy). Na twarzy chłopca malowało się szydercze rozbawienie. Uśmiechał się perfidnie i chichotał pod nosem. Jakoś nie potrafił wyobrazić sobie małego, różowowłosego Amadeusza w roli swojego obrońcy.
Och, od razu obrócić się przeciwko mnie! Nie obraź się, mój mały sługo, ale szczerzę wątpię, by kogokolwiek z tu obecnych na tyle interesował twój los. Niezależnie od tego, jak okropne rzeczy by cię spotkały i czy to ja byłbym ich przyczyną. – odrzekł beznamiętnie.
Podobnie jak ludzie, tak i mieszkańcy Krainy Luster rzadko mieszali się w sprawy ich niedotyczące, a w które wmieszanie się mogłoby im zaszkodzić. Ingerowanie w poczynania dziedzica jednego z bardziej znanych i niebezpiecznych rodów po tej stronie lustra nie byłoby zbyt mądre. Gdyby rzeczywiście ktoś miał zainteresować się losem służących rodziny de Roitelette, zapewne zrobiłby to już wiele „zaginięć” wcześniej.
Cóż, nie do końca było prawdą, jakoby Oleander miał na tyle dobre serce, coby obdarowywać obcych pieniędzmi. Za niezwykle hojnym gestem panicza stało zwyczajne lenistwo, które nie pozwoliło mu na dokładne odliczenie sumy. Wszak jemu te parę złotych monet różnicy nie zrobi, zaś po co marnować bezcenny czas na ich liczenie? Oleander jednak nie powiedział tego na głos. Zachował wyjaśnienia dla siebie. Niech wszyscy wokoło wiedzą, jaki jest miłosierny.
Tak. Myślę, że mam już wszystko, co chciałem, więc możemy wracać. – odparł Oleander. – Tylko niczego nie zgub. – dodał, odwracając się na pięcie, po czym skinął ręką na Amadeusza.
Nie oglądając się na sługę, ruszył przed siebie, ku wyjściu z rynku.
    [z/t]

Anonymous - 4 Październik 2014, 22:11

Ben niczym duch znalazł się na ryneczku. Rozglądał się po dość osobliwym miejscu. Wydawało mu się takie normalne, tak jakby był w domu... Nie ważne. Zagłębiał się w głąb rynku lewitując metr nad kostką, uznał że tu może sobie na to pozwolić, w końcu w świecie ludzi widok lewitującego dzieciaka był by dość nietypowym zjawiskiem. Co jakiś czas przewracał oczami by zmierzyć wzrokiem niecodzienny budynek. Poczuł jak kropelka krwi zapętliła się w oczodole i delikatnie spłynęła po jego policzku i skapnęła na kołnierzyk togi. Oblizał się po równych perłowo-białych kłach, jakby miał na coś ochotę, może wyglądać trochę groźnie, czyż nie? Poprawił włosy i zatrzymał się przy jednym z budynków i podleciał ku szklanej witrynie by móc obejrzeć się w niewyraźnym odbiciu. Już z oczu wypłynęło po kilka kropel krwi. Uśmiechnął się do odbicia a to usłużnie odwzorowało gest. Rząd kłów mienił się białym połyskiem, wtedy na jego nieskazitelnym uśmiechu pojawiła się krew która zgubiła najwyraźniej drogę i pojawiła się w ustach. Ten przestał się uśmiechać i ponownie się oblizał po zębach by zetrzeć krew i połkał "skażoną" ślinę. Ponownie się uśmiechną, jego perłowy uśmiech został umorusany żółtawą smugą. Na jego twarzy pojawił się grymas i odfrunął od witryny. Usiadł na wysokim krawężniku i oparł się rękoma. Zniżył uszy i nasłuchiwał ciszy, mimo iż jest to centrum miasteczka było stosunkowo cicho, aż za. Teraz przydało by się krzyczące dziecko proszące mamę o jakąś życiową osłodę w postaci lizaka lub ciągutki. Nabrał głośno powietrza i natychmiast wypuścił je wydając z siebie ochrypły dźwięk. Mlasnął i wyciągnął przed siebie nogi. Spojrzał na nie i wykonał ruch by strzepać kurz z spodenek.
Anonymous - 4 Październik 2014, 22:39

Shade w zasadzie nie miała za bardzo co robić. Nudziło jej się jak cholera, do tego nie mogła za bardzo iść do świata ludzi. Pozostawało więc jej jedynie łażenie po różnych zakątkach Krainy Luster. Powolnym krokiem szła jakąś uliczką, nawet w zasadzie nie wiedziała, w jakim miejscu tej nieszczęsnej Krainy się znajduje. Chyba zawędrowała do Dyniowego Miasteczka, ale pewna być nie mogła. Rozejrzała się wokoło, kładąc ręce na biodrach. Zdaje się, że była na czymś w rodzaju rynku, wnioskując po ilości witryn sklepowych. Wydała z siebie ciche westchnięcie i tupnęła nogą, pozbywając się z glana jakiegoś dziwnego robaka. Po chwili jednak zdecydowała się ruszyć dalej, zwłaszcza, że jej uwagę przykuła jedna z witryn sklepowych. Natychmiast udała się do owej witryny, niespecjalnie zauważając, że ktoś stoi na jej drodze. Zorientowała się dopiero, gdy usłyszała jakiś ochrypły dźwięk, co sprawiło, że podskoczyła i automatycznie wyciągnęła swój sztylecik. Zmierzyła wzrokiem mężczyznę i fuknęła cicho, przypominając przy tym nieco rozjuszonego kociaka.
-Byłby pan tak łaskaw i nie straszył biednych przechodniów?

Anonymous - 4 Październik 2014, 23:20

Ten spojrzał na nieznajomą która zaczęła już mu grozić sztyletem. ,,Byłby pan tak łaskaw i nie straszył biednych przechodniów?" Czyżby był straszny? Uśmiechnął się szelmowsko obnażając swe pokaźne zęby. Nie chciał jej odpowiadać skoro samym zdechnięciem przestraszył ją na tyle że wymachuje mu bronią. Wtedy postanowił że nie będzie aż tak nie kulturalny i chociaż nie będzie zmuszał panny do zginania karku. Wstał i spojrzał na o dziwo niższą od siebie dziewczynę która jeszcze wyglądała na starszą od niego. Spoglądał na nią ciekawsko, W sumie, nie za bardzo rozumiał reakcji nieznajomej, dla czego ma być straszny? Jest on całkowicie normalny, zrozumiał by to gdyby przeczepiła się jego oczu które najczęściej wzbudzały przerażenie czy niesmak u rozmówcy, jego skromna osoba jest całkowicie normalna. Zmierzył dziewczynę wzrokiem, wyglądała na jedną z członkiń jakiejś subkultury lub szkoda było jej pieniędzy na ubrania, ale nie wnikajmy, nie patrząc nie ma on wygórowanych kryteriów względem kobiet ale coś... no nie mógł oderwać wzorku od jej... bluzki, wydawała mu się taka aż za bardzo obcisła. Próbował wpatrywać się w oblicze nieznajomej jednak jego uosobienie uznało że patrzymy się niżej, ale nie tylko uosobienie... maczało w tej sprawie wiele rzeczy, wzrost, sytuacja, temperatura i wilgotność powietrza, wiatr... Ben zaczął wydawać z siebie ciche odgłosy przypominające śmiech. Wtedy podniósł wzrok i jego szelmowski uśmieszek zmienił się w wredny, nieprzyjemnie wykrzywiony rodzaj uśmiechu, nie tylko jego usta ale i oczy, wręcz śmiały się prosto w twarz dziewczyny.
Anonymous - 5 Październik 2014, 18:39

Niektórych odruchów nie da się tak łatwo wyplenić, więc spokojnie schowała sztylet, obserwując to dziwne stworzenie. Na widok kłów delikatnie się skrzywiła, przypominały jej ten ludzki wymysł, wampira. W sumie jakby nie patrzeć, ona też była wampirem, ale stricte energetycznym. No ale nie miało to zbytniego znaczenia, nie jej wina, że to coś przypominało jej tego wampira, co to go wymyślili ludzie. Uniosła wysoko brwi natomiast, gdy tylko zauważyła, że wgapia się w jej biust. Naprawdę? Nie ma innych widoków? Bezczelnie skrzyżowała ręce na piersi, tym samym zasłaniając mu widok i posłała mu złośliwy uśmiech. A co. Małe to to i zadziorne. Od razu jednak zauważyła, iż "pan" tak jakby się z niej naśmiewa. Nie, żeby było to przyjemne, ale już ona miała swoje sposoby, jak się mścić. Pełnia... Niech on tylko zaśnie, a Shade już znajdzie jego sen i przerobi na koszmar. Tylko po to, żeby się pożywić i uświadomić mu, że nie wkurza się Cienia, a zwłaszcza takiego pokroju Shade. Jak na razie zdecydowała się jednak cicho prychnąć.
-Cóż w tym wszystkim takiego śmiesznego?

Anonymous - 5 Październik 2014, 19:28

Ben słysząc pytanie, prychnął donośnie śmiechem. Podczas śmiechu zaczął poprawiać grzywę. Zaczął on przybierać pozę jakby chciał się położyć, wtedy nogi oderwał od podłoża i zaczął lewitować. Śmiał się dalej - O Jezu...! - zaczął połykając śmiech - Najwidoczniej jest coś śmiesznego w Tobie, że doprowadzasz mnie do takiego stanu - powiedział i spojrzał na dziewczynę. Wtedy nabrał powietrza i wydarł się śmiechem zakrywając twarz ręką. Po dłuższej chwili zaczął nabierać większe oddechy by w końcu przestać wydawać z siebie te rozbawione dźwięki. Zrobił parę "wdechów kontrolujących" i zaśmiał się jeszcze z dwa razy i przestał. Spojrzał na dziewczynę i wzdychnął głęboko - Co Cię tu sprowadza...? - mruknął i ułożył się w powietrzu. Uśmiechnął się szelmowsko i wpatrywał się w jej oczy. Jeszcze cicho śmiał się. Spoglądał na nią ciekawsko, co ona mogła tu robić? No na zakupy nie za bardzo, prędzej do jakiegoś centrum handlowego czy gdzieś. Odruchowo przetarł policzek dłonią by zetrzeć krew, wtedy zorientował się że nie miał chusteczki, teraz na pewno wygląda jeszcze straszniej przez tą smugę na poliku.
Anonymous - 5 Październik 2014, 21:35

No tego jeszcze jej brakowało, to coś na przeciwko niej umiało lewitować. Czy też latać albo coś. Po prostu cudownie. Na wszelki wypadek cofnęła się o krok, tak dla bezpieczeństwa.
-We mnie nic takiego nie ma. To Ty jesteś dziwny.- oceniła spokojnym głosem.
Obserwowała uważnie to dziwne stworzenie, przede wszystkim natomiast z nieufnością. Jej plan jednak co do włamania się do jego snów nadal był w mocy. Uśmiechnęła się do siebie na samą myśl, jakie piękne koszmary wywoła mu w głowie. O tak. To się nazywa zemsta absolutna. Przyglądała się chłopakowi, gdy się śmiał, jednak sama nie czuła takiej potrzeby. Nie widziała w tej sytuacji nic śmiesznego.
-Witryna.- powiedziała spokojnie.- Bardzo mnie zaciekawiła. Ale znalazłeś się na mojej drodze i nie zdołałam jej się przyjrzeć.- dodała.
Teraz jednak nie zamierzała tam podchodzić, bo to oznaczałoby minięcie lewitującego mężczyzny.

Anonymous - 7 Październik 2014, 20:55

Chłopak zauważył że nieznajoma ewidentnie przestraszyła się jego zdolności. Ponownie przybrał leżącą pozę, podkurczając nogi do brzucha. Na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmiech i obrzucił dziewczynę wyzywającym spojrzeniem - Boisz się - syknął i urwał wypowiedź. Nabrał powietrza - Co nie? - powiedział i zaśmiał się cicho. W uszach dzwoniła mu uwaga dziewczyny Ja dziwny? To ona powinna spojrzeć w lustro... czas na nią... niech płonie żywcem... zaśmiał się z własnych myśli. Wpatrywał się w oczy dziewczyny. - Witryna mnie zainteresowała - ten spróbował przybrać głos rozmówczyni składając przy tym ręce jak do pacierza. Wtedy oderwał się od oczu dziewczyny i oparł swoją głowę na jej ramieniu samemu pojawiając się po jej lewej stronie - On jest taki straszny, jejku! On lata! Zabije mnie! - zamknął oczy położył rękę na czole udając prawdziwą damę w opałach, gdyż położył drugą rękę na sercu i zaczął wymachiwać nogami w uwodzicielki sposób. Może z tym symulowanym głosem coś zdziała? Przyjedzie po niego książę na rumaku? Szybko odgarnął włosy które przykleiły się do posoki, która zaczęła spływać po boku policzka. Ben wiedział że jeśli dziewczyna nie weźmie jego głowy będzie pobrudzona jego krwią. Wtedy otworzył oczy i spojrzał na nią tak jakby zaraz miał jej wydłubać oczy czy podpalić ją. Uśmiechnął się szelmowsko - Mógłbym Cię zastąpić, he-he - powiedział i zarechotał cicho. Wtedy obrzucił dziewczynę obojętnym spojrzeniem, czy będzie tego warta? Oderwał swoją głowę od ramienia dziewczyny i odsunął się od niej kawałek. Jednak widać że chłopak samą sobą już wystarczająco wyprowadził z równowagi, nieznajomą. Włożył rękę pod tunikę i wyciągnął stamtąd swojego iPad'a. Zgrabnym ruchem palców odblokował go i już po chwili można było usłyszeć odgłosy gry w którą właśnie pogrywał chłopak. Powoli oddalał się od dziewczyny, lewitując na plechach. Będąc już w odległości 25m, pokazał jej serdecznie fuck'a nawet nie odrywając wzroku od sprzętu.

[z.t]

Terry - 20 Październik 2017, 19:26

Nie miał zamiaru kupować nie wiadomo ilu rzeczy. Świeże warzywa do curry na obiad, mięso, świeże zioła. Trochę minęło czasu, odkąd to on coś ugotował w domu. Tak jak powiedział Iris, po drodze zajdzie do znajomego hodowcy. O ile dobrze pamięta to jakieś ponad pół roku temu jego suki się oszczeniły. Jedna z Rorym, a druga z Harlequinem ze Szkarłatnej Otchłani. Weźmie więc jednego syna Roryego, i dwóch z drugiego miotu. Od jakiegoś czasu się tak właściwie przymierzał do kupna paru psów. Za każdym razem jednak to odkładał, przekładał... Wszystko ważniejsze było. W wychowanie odpowiednie szczeniaka trzeba włożyć mase czasu. Teraz będzie go miał, jutro weźmie z rana całą gromade na spacer do roboty. Przedstawi ramolom co i jak i weźmie na razie urlop. Wiadomo, w sytuacjach kryzysowych będą mogli na niego liczyć ale nie inaczej. Skupi się całkiem na Iris i psach.
Słońce przyjemnie grzało go w plecy. Ogolił się rano więc nie wyglądał już jak jakiś Viking. Przyjemnie mu się tak właściwie szlo. Od dawna nie miał chwili na spacer. Czasu jak czasu ale jeszcze gorzej było z ochotą. Teraz szedł dziarskim krokiem, podgwizdując.
Gdy w końcu dotarł na rynek w Dyniowym Miasteczku, wiedział co i gdzie dokładnie kupić. Wszedł też do małego, niepozornego sklepu jubilerskiego. Gdy tylko zobaczył ten naszyjnik, wiedział że Iris się ucieszy. Białe złoto, diamenty i szafir. Zapłacił, chwile porozmawiał z Jubilerem, którego znał juz dobre pare lat. Włożył pudełeczko z naszyjnikiem do torby z zakupami. Wystawała z niej bagietka, pare warzyw, puszka kawy.
Teraz, miał zamiar skierować się so swojego znajomego po psy. Pewnie zaskoczy go, albo i nie. Damien był dziwacznym facetem.

Rim - 20 Październik 2017, 19:38

Minęły cztery dni odkąd spotkała się z panem Malcolmem. Nic jednak jej od tego czasu nie wychodziło. Pierwszej nocy, ktoś okradł ją z pieniędzy. Miała jeszcze trochę jedzenia, ale nie starczyło jej na długo. Nie umiała znaleźć pracy w Miasteczku Lalek więc wyruszyła w podróż i natrafiła na Dyniowe Miasteczko. Może tutaj jej się uda?
Błąkała się dwa dni po nim i pytała każdego czy nie potrzebowałby pomocy domowej. Jednak wszyscy ją ignorowali, wyzywali, wyganiali albo zatrzaskiwali jej drzwi przed nosem. Chodziła więc coraz bardziej głodna. Siedziała pod ścianą, w cieniu tak by nikt jej nie widział. Już i tak miała dość problemów, a siniaków zamiast jej ubywać to przybywało. W brzuchu burczało jej niemiłosiernie. Zaczynała tęsknić za domem. Tam mimo iż mało to jednak dostawała coś do jedzenie. Siedziała i płakała cichutko, a łzy zostawiały jasne ślady na jej zakurzonych policzkach.
Nagle zobaczyła jakiegoś mężczyznę. Jednak to nie on rzucił jej się w oczy, a bagietka, która wystawała z jego torby. Brzuch odezwał się jeszcze głośniej. Nie chciała kraść ale co miała zrobić? Jeśli zaraz czegoś nie zje...może nie będzie jej gonił?
Cóż...wstała i podeszła trochę bliżej poprawiając kaptur na głowie. Tak bardzo kłóciło się to z jej naturą, ale musiała coś zjeść. Inaczej umrze i nikt nawet po niej nie zapłacze. Nagle ruszyła pędem i porwała bagietkę. Skręciła chcąc zniknąć w uliczkach, które przez te kilka dni zdążyła poznać. Miała nadzieję, że mu ucieknie. Po policzkach nadal spływały jej łzy...ale była tak strasznie głodna.

Terry - 20 Październik 2017, 20:15

No cóż. Prawdę powiedziawszy, nie spodziewał się tego ani trochę. Szedł sobie jak gdyby nigdy nic, patrząc w niebo. Oczami wyobraźni był już w hodowli i wybierał psy. No niestety, widać pewnym osobom, przeszkadza spokój innych. Ktoś do niego podbiegł, wyrwal bagietke z torby i spierniczyl jakby go lawina goniła. Normalnie by pewnie puścił to płazem, ale cóż. Jego dzień zaczął się zbyt dobrze, by po prostu pozwolić, jakby nie spojrzeć, złodziejowi od tak zwiac. Z racji że nie chciał za bardzo się męczyć, użył eterycznego wzmocnienia i pognal z zatrważającą prędkością, za uciekinierem.
Znał okolice ale złodziej również. Kluczyli, czarnymi uliczkami. Gdy był już wystarczająco blisko, użył drugiej mocy. Pnącza wyrosły spod ziemii, od razu chwytając wyrostka. Uniósł go w górę, a sama ofiara mogła poczuć jak jej ciało opada powoli z sił.
- No i po co Ci to było młody co? Jakbyś podszedł i poprosił to byś dostał! No do cholery z tą młodzieżą. Najlepiej iść na łatwiznę co?! - huknal. Nie był ani trochę zsapany. Wyłączył eteryczne wzmocnienie. Teraz poradzi sobie bez tego.

Rim - 20 Październik 2017, 21:20

Biegła tak szybko jak tylko mogła. Potykała się, ale gnała dalej. Bolały ją stopy, w końcu chodziła bez butów. Nie oglądała się jednak za siebie. Bała się, że znów na kogoś wpadnie. Nagle jednak coś ją złapało. Krzyknęła zaskoczona. Po chwili zrobiło jej się słabo i sennie. Słysząc głos spojrzała na mężczyznę.
- ja..ja przepraszam - załkała cichutko - je...jestem głodna...a ni...nikt nie chciał mi pomóc - zaczęła znów płakać, a łezki skapywały na magiczne pnącza - bardzo pana przepraszam... - zaczęła się trząść od płaczu - ja...chciałam tylko znaleźć jakieś miejsce do pracy...ale nikt nie chciał mnie przyjąć...proszę się na mnie nie gniewać - błagała go łamiącym się, lekko piskliwym głosikiem - ja..ja oddam panu bagietkę, ale proszę mnie puścić... - Nadal jednak ściskała bagietkę. Bała się. Wiedziała co teraz nastąpi. Pewnie ją pobije, weźmie bagietkę i ją zostawi na pewną śmierć. Wisiała w powietrzu, trzymana przez pnącza. Płakała i przepraszała mężczyznę. Jakby na potwierdzenie jej słów znów zaburczało jej głośno w brzuchu.
Zaalarmowany zdarzeniem, wyszedł spod jej kaptura Wiórek. Zaczął piszczeć wystraszony łaskotać ją wąsikami po policzku. Łapkami zaczął drapać pnącza, jakby chciał ją uwolnić, szybko się jednak zmęczył. Siedział więc na jej ramieniu napuszony i piszczał wściekły na mężczyznę.

Terry - 20 Październik 2017, 23:59

Gdy tylko usłyszał głos złodziejaszka, trochę zbladł. Odwołał pnącza zanim zdążyły stwardnieć. No, ładnie traktujesz kobiety Marwick. W dodatku doprowadził ją niemal do płaczu. Przyjrzał jej się tyle ile mógł, bo z racji że jej twarz zasłaniał kaptur, prawie nic nie widział. Toż to dziecko jeszcze... Ma może z 18 lat? Więcej by jej raczej nie dał ale cholera wie. Tutaj coś takeigo jak starzenie, jest pojęciem względnym.
- Po pierwsze ściągnij proszę kaptur. Wolę wiedzieć z kim mówię. I tak nikt nas tu nie zobaczy więc o jakoś skandal, na razie nie musisz się martwić. - podrapał sie w tył głowy. Cholera! Jak to teraz rozwiązać? Jakby to był jakiś smarkacz co sobie tak dorabia do kieszonkowego to już by mu dal lekcje życia. Co ma jednak zrobić z tym dzieckiem?
Jest glodna, szuka pracy. Zmarszczył brwi. Fakt, w tej okolicy raczej łypa się spode łba na ludzi takich jak ona. Przecież ona nawet butów nie ma! Co ona, z buszu się wyrwała? Zauważył fioletowe wąsy na jej twarzy. Potarł swoją kocią brodkę.
- Jasne. Uspokój się najpierw. Nic Ci nie zrobię, przemoc wobec kobiet nie należy do rozrywki dla mnie... Co ja mam z Tobą zrobić co? Jesteś chociaż stąd? Raczej nie, co? - westchnął, wyjął z torby kawałek sera i jej dał. - Zjedz najpierw. Ja się przez ten czas zastanowię co z tobą zrobić. Ile masz lat? I jak Ci na imię? - wyglądała jakny przeszła przez przysłowiowy Ganges. Przecież jej tak nie zostawi... Nie byłby sobą. Szuka pracy co? Hmm, może się nada. Wysłuchał co miała mu do powiedzenia. - Dobra. Zrobimy tak. Zatrudnie Ciebie u siebie. Na okres próbny... Czyli jakieś dwa tygodnie. Jeśli się wykażesz, dostaniesz stałą pracę. I nie przyjmę odmowy, sama sobie tu nie poradzisz i nie ma co zaprzeczać. Tylko głupcy odtracaja pomoc. A Ty ki nie wyglądasz na głupią. Będziesz pomocą dla mojej partnerki. Resztę omówimy u mnie w dworku. Zaczynasz od teraz. Idziesz na to czy wolisz dalej okradac innych? - cóż, niczym nie ryzykuje. Gdyby czegoś próbowała w domu to cóż. Rory wie co robić z takimi ludźmi. W dodatku w domu przybędzie psów jeszcze dzisiaj, wiec tak naprawdę czuł się raczej spokojny. Iris też umie o siebie zadbać, a on sam no cóż. Nie należy do ludzi którzy sa zaślepieni. Jeśli zajdzie taka potrzeba, nie będzie się wahał.

Rim - 21 Październik 2017, 00:58

Gdy tylko ją puścił, opadła na kolana. Szybko jednak przeniosła się pod ścianę, oddalając od mężczyzny i podciągnęła nogi, oplatając je ramionami. Widać było, że się go boi. Słysząc, że ma zdjąć kaptur początkowo zaprzeczyła. Ale słysząc, że nikogo nie ma przełknęła ślinę. Ukradkiem się rozejrzała i niepewnie zsunęła kaptur odsłaniając swoje ciemnofioletowe rogi i spiczaste uszy. Skuliła się jeszcze bardziej, nie wiedząc jak mężczyzna na to zareaguje.
Podniosła na niego niepewnie wzrok, gdy znów się odezwał - n-nie wiem proszę pana - powiedziała cichutko, lekko drżącym głosem. Zaprzeczyła głową, gdy zapytał czy jest stąd. Oczywiście, że nie była! Jej dom, a raczej to co miało być jej domem znajdowało się na Pustyni, daleko stąd.
Gdy podał jej ser, spojrzała na niego niepewnie ale przyjęła jedzenie - Dziękuję - powiedziała przyjmując je -mo-mogę też dostać kawałek bagietki? - zapytała cichutko, spoglądając na pieczywo, pamiętając co powiedział jej na początku. Jeśli jej pozwolił, urwała mały kawałek. Trochę chrupiącej skórki dała Wiórkowi. Jadła powoli, grzecznie. Nie opychała się - p-prawie osiemnaście proszę pana... - odpowiedziała spoglądając na niego, wcześniej przełykając to co miała w ustach - mam na imię Rim - przedstawiła się.
Wstała powoli słysząc jego następne słowa. W jej oczach pojawiła się nadzieja - ja...ja zrobię co w mojej mocy - powiedziała, robiąc niepewnie krok w przód. Słuchała uważnie co byłoby jej zadaniem. Pomoc w domu...czyli to czym zajmowała się przez całe życie! - Ja się postaram i... i chcę przyjąć pana pomoc - uśmiechnęła się nieśmiało, szybko jednak jej uśmiech znikł - ja...nigdy nic nie ukradłam...ta ... ta bagietka była pierwsza i ... nie chcę więcej kraść - przyznała. Opuściła lekko wzrok i nagle sobie coś przypomniała - a .. czy Wiórek może iść ze mną? To..to mój jedyny przyjaciel - zapytała jeszcze nieśmiało, wskazując na małą wiewiórkę ziemną na jej ramieniu - on...on nie wyrządzi żadnych szkód...obiecuje - pierwszy raz spojrzała mężczyźnie w oczy. W jej własnych było widać błaganie.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group