To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto - Hotel 'Świecący Neon'

Anonymous - 28 Sierpień 2011, 13:11
Temat postu: Hotel 'Świecący Neon'
W środku miasta stoi wielki masywny hotel. Na oko jest to zwykły blok. Wśród innych tego typu budynków wyróżnia go tylko wielki neon świecący dniem i nocą. I właśnie z tego wzięła się jego nazwa - 'Świecący Neon'.
Hotel ten składa się z wielkiej recepcji pełnej kwiatów doniczkowych i wielu długich korytarzy prowadzących do dużej ilości pokoi różnych rozmiarów: po jednoosobowe, przez dwuosobowe, aż po dziesięcioosobowe (tak, hotel posiada dwa takie pokoje). Znajdują się tu także wielkie i obszerne apartamenty królewskie, ale to tylko dla osób, które posiadają mnóstwo pieniędzy...


Agnes wraz z Jonathanem wbiegli do recepcji. Dziewczyna zatrzymała się i oparła się na kolanach, dysząc. Nie miała zbyt dobrej kondycji, a jej zmęczenie wcale nie pomagało jej w bieganiu, nawet tym najkrótszym. Co tu dużo mówić, była padnięta.
Podeszła do kanapy dwuosobowej stojącej z boku i ignorując zdziwione i jednocześnie rzucające groźby spojrzenie posyłane przez recepcjonistę, rzuciła się na nią padnięta. Po czym posłała Jonathanowi zmęczone spojrzenie, mówiące: Ty zajmij pokój. Ja mogę zapłacić. Oczywiście, ona sama też mogła to zrobić. Ale po prostu nie miała na to siły.

Anonymous - 28 Sierpień 2011, 14:47

Dziewczyna też zauważyła neon. Wzięła chłopaka za rękę i zaczęła go ciągnąć w jego stronę. Gdy wiadome, już było, że owy oświetlony budynek to hotel, Agnes zaczęła skakać z radości. Wcześniej powiedziała Jonathanowi, że jest nienormalny. On zaś nie przyjął do siebie tego jako obelgi, bo słyszał o wiele gorsze, niż to, że jest nienormalny. Chociaż zgadał się z dziewczyną. Był lekko stuknięty, ale czy aż tak mocno? Tego nie wiedział, lecz mógł się tego dowiedzieć od niej samej. Uznał, że jak będzie chciała, to sama powie. Kiedy byli na miejscu, dziewczyna od razu padła na kanapę. Recepcjonistka popatrzyła na nią z lekkim niesmakiem. Jonathan podszedł do kobiety za ladą i powiedział cicho, tak żeby jego towarzyszka nie słyszała :
- Poproszę pokój dwuosobowy. - kobieta dała mu klucz, po czym odparł, dając pieniądze - Dziękuję bardzo! O... kurczę pierwsze piętro.
Podszedł do Agnes i powiedział do niej :
- Wstawaj! Słuchaj mamy pokój na pierwszym piętrze dasz radę wejść? Jeżeli nie, to Cię poniosę, mam tylko nadzieję, że dam radę.
Jonathan patrzył na dziewczynę, po czym podszedł, do jednego z kwiatów doniczkowych i zaczął go wąchać. Woń z nich płynąca była bardzo przyjemna i aż dobrze było taką roślinę wąchać. Znowu zaczął patrzeć na dziewczynę. Był bardzo ciekawy tego, co właściwie dziewczyna czuje do niego. Bo, on ją kocha, a ona? Może ona uważa go za kompletnego idiotę. Fakt, Agnes miała aparat na zębach, no i małe piersi, ale to co? Człowiek, jest nie tylko piękny, w wyglądzie. Jest piękny, przez to co robi, i jak się zachowuje. Czekał na reakcję dziewczyny, był jej bardzo ciekaw.

Anonymous - 28 Sierpień 2011, 15:03

Agnes padnięta odpoczywała chwilowo na kanapie. Jednak wiedziała, że bez względu na to, jak bardzo nie chciało jej się nic w tym momencie robić, będzie musiała kiedyś iść do któregoś z wielu pokoi znajdujących się w tym hotelu. Już po szybkich oględzinach holu i otaczających go numerów na drzwiach można było wywnioskować, że hotel był wielki. Zresztą na zewnątrz też się taki wydawał. Gdzieś w rogu dziewczyna zauważyła nawet windę... Zapamiętała sobie ją, bo wiedziała, że kiedyś może się jej to przydać. Znając jej lenistwo...
Jonathan tymczasem podszedł do lady i zaczął po cichu rozmawiać z recepcjonistką. Zastanawiała się, dlaczego on szeptał. Może udzieliła mu się atmosfera recepcji? W końcu nie było tutaj nikogo (pora była stanowczo zbyt późna na rozmowy w hotelowym holu), a jedynym odgłosem była cicha muzyka płynąca z radia, której zapewne słuchała recepcjonistka, kiedy nikt nie zakłócał jej świętego spokoju.
Po chwili chłopak podszedł do Agnes. Na wieść o potrzebie wejścia na górę, skrzywiła się. Była bardzo leniwa, więc nie lubiła się ruszać, o ile nie było to bardzo potrzebne. A to kiedy była w formie, więc łatwo można było się domyśleć, że zmęczona nie będzie chciała nic robić. Być może skorzystałaby z propozycji Jonathana, ale coś w niej się wzbraniało. Nie wiedziała co i czemu, ale tak było. Więc bardzo niechętnie wstała i podeszła do chłopaka.
-Prowadź.-Westchnęła ciężko, ale było to spowodowane zmęczeniem i wymuszeniem wejścia na wyższe piętro.

Anonymous - 29 Sierpień 2011, 14:33

Dziewczyna musiała widzieć jak chłopak rozmawiał z recepcjonistką. Agnes była bardzo męczona, lecz po pytaniu Lunatyka wstała i postanowiła iść o własnych siłach. Byli w holu, który cały był zapełniony drzwiami. Wszystkie były pokryte różnymi numerami. Dziewczyna popatrzyła na windę, a chłopak też to zrobił. Muzyka, która płynęła z radia, była taka odprężająca. Cicha, a za razem piękna. Oczywiście, wiadome było, że nie mogło być głośniej, bo o tak późnej porze w hotelach są jakieś ciche, czy coś w tym stylu. Może pytanie Jonathana, trochę zdziwiło dziewczynę? To, mogła być prawda. Lunatyk złapał dziewczynę za rękę i zaczął iść do pokoju. Gdy doszedł powoli otworzył drzwi, które lekko zaskrzypiały. Trzymając Agnes za rękę wszedł i powiedział do przyjaciółki spokojnym głosem, patrząc w jej oczy :
- Dobrze, a więc jesteśmy! Proszę Cię teraz się połóż, musisz odpocząć, bo widzę, że jesteś bardzo zmęczona. Ja zaraz przyjdę, bo muszę wziąć prysznic, bo śmierdzę. Może mi się zdaje, ale chyba śmierdzę. Tak na pewno.
Jonathan podszedł do dziewczyny i objął ją, po czym znowu pocałował, tym razem trochę dłużej. Takie pocałunki są bardzo miłe i rozkoszne. Choć, nigdy się nie całował, to teraz ta czynność zaczęła należeć, do jego ulubionych. Po swoich głębokich przemyśleniach zaczął kierować się do łazienki. Rozebrał się i odkręcił wodę, po czym zaczął się myć.

sorry, że tak króciutko, ale nie wiem co pisać.

Anonymous - 29 Sierpień 2011, 14:50

Spoko, damy radę. Mi się też czasem zdarza napisać mega krótko. xD

Agnes szła za Jonathanem do pokoju. Jedną rękę trzymał on, a drugą ciągnęła za sobą walizkę. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że ciągle z nią była. Ale ona sama jej nie zauważała. Być może dlatego, że tyloma drogami jechała z nią u boku, że przyzwyczaiła się do tego ciężaru. W końcu trochę już z nią przeżyła...
W końcu stanęli w progu pokoju. Jonathan powiedział, żeby się położyła, a sam pójdzie pod prysznic. To akurat nie było złym pomysłem - Agnes chciała potem zrobić dokładnie to samo. Potem chłopak znowu ją pocałował, tym razem dłużej, niż wcześniej. A Baranek znowu nie wiedziała, co myśleć, więc tylko westchnęła.
Kiedy Jonathan zniknął w łazience, dziewczyna rozejrzała się po pokoju i zmarszczyła brwi. Bo pierwsze, co rzuciło się jej w oczy to dwuosobowe łóżko. Podeszła do niego, postawiła obok walizkę i usiadła. Po czym ukryła twarz w dłoniach. Nie, nie płakała, mimo że tak mogła wyglądać. Po prostu tak lepiej jej się myślało.
A miała nad czym myśleć. Po pierwsze trochę się bała. W zaistniałych okolicznościach wolała spać na podłodze z powodów, którymi niekoniecznie chciała się dzielić z innymi. Zastanawiała się więc, jak to powiedzieć chłopakowi, żeby się nie obraził. Po drugie i najważniejsze, tym co ją nurtowało były jej uczucia. Nadal nie wiedziała, co czuła wobec Jonathana, a czuła, że zachowuje się wobec niego trochę nie fair, choć sama nie wiedziała, czemu. Zdążyła się już zorientować, że chłopak jej się podoba, a w jego towarzystwie była dość spokojna. Ale nic więcej. Bo niby skąd, skoro nic praktycznie o nim nie wiedziała? Wiedziała tylko, że to Jonathan Celind i że był Lunatykiem. Za mało. Stwierdziła, że musi się go o to zapytać...
Westchnęła i zaczęła grzebać w walizce w poszukiwaniu kosmetyczki i ręcznika. A gdy Lunatyk wyszedł z łazienki, ona siedziała gotowa na łóżku, aby ją zająć.
Potem weszła i się umyła. Kiedy wyszła zwyczajnie położyła się spać. Nie wiadomo, co jej się śniło. Prawdopodobnie nic.

    ***


Gdy się obudziła, Jonathana już nie było. Trochę była rozczarowana, że się nie pożegnał, ale postanowiła się tym nie przejmować. Przebrała się, wzięła walizkę i ścisnęła w dłoni Bursztynowy Kompas.
-Herbaciane Łąki, Kraina Luster.-Powiedziała dość wyraźnie, po czym zniknęła, a wraz z nią walizka.

Zt.~

Iskra - 21 Styczeń 2015, 18:56

Rzuciła się na całkiem szerokie łóżko, pojękując z niewygody i skołowania. Cóż, "rzuciła" to stwierdzenie trochę na wyrost - tak w zasadzie to potknęła się o schowaną po drugiej stronie łóżka torbę podróżną i poleciała jak długa. Narzuta bezpośrednio przed jej nosem była bawełniana, błękitna i - całe szczęście! - czysta. Reszta wystroju pasowała kolorystycznie: pastelowe ściany, niebieskie rolety i białe, rustykalne meble. Nie miała pojęcia, czy inne pokoje wyglądały podobnie, ale chyba powinna przestać mówić o tej ponurej, postkomunistycznej baryłce per "zapadła dziura z neonem wyglądającym jak z Sam-Wiesz-Skąd".
Z gniewnym mamrotaniem przewróciła się na plecy, bo wiedziała, że nie zaśnie. Nie teraz i nie w obcym miejscu. Wstała, zaczynając czuć lekką sztywność stawów z powodu zbyt intensywnego dn... półtora dnia. Jest źle. Rozmasowała ramiona w drodze do pomalowanego na jasno biureczka, a potem włączyła komputer i jak co dzień - przechodząc skan linii papilarnych, a potem czując nieprzyjemne ciepło na palcu podczas pokonywania drugiego zabezpieczenia - sprawdziła pocztę.










Opadła na krzesło, ale w roztargnieniu niemal w nie nie trafiła. Opierając się o krawędź siedziska, jeszcze raz prześledziła wzrokiem niespodziewanego e-maila, który jej świat - już wywrócony na nice - przekrzywił jeszcze o kilkanaście stopni.
Co, u licha.
Znaczy, mogła zrozumieć niewierność taty, święty by nie wytrzymał z matką, ale... jak mógł być tak lekkomyślny?! Wściekłość zawrzała jej pod skórą, a zaciśnięte pięści nie zniszczyły jakiegoś będącego pod ręką przedmiotu tylko dlatego, że była w miejscu, za którego zdewastowanie pewnie musiałaby zapłacić. Najchętniej natychmiast zadzwoniłaby do ojca i równo go obsztorcowała, małym problemem może być jedynie to, że nie prócz okazjonalnych telefonów czy spotkań, nie rozmawiała z nim od prawie 3 lat. A ona jak gdyby nigdy nic, tak sobie o do niego zadzwoniła! Super, cholera, niech jeszcze zajmie jej miejsce!
Gniew i poczucie straty i niechęć i jeszcze jakieś uczucie, którego nie chciała identyfikować, a które kotłowało się ciężko w miejscu żołądka wypełniły całkowicie rudą, przesłaniając jej na chwilę zdolność trzeźwego osądu.

Po chwili dopadła do laptopa i po odłączeniu go z sieci internetowej skopiowała na kartę SD wiadomość od Izabeli.
Izabeli... Nawet imię polskie miała, merde!
Potem usunęła wiadomość z poczty programem do niszczenia danych, odpisała na e-maila i wysłała go, uprzednio, przed ponownym załączeniem Internetu, wykonując sekwencję podejrzanych gdzieś kiedyś czynności, które miały zapobiec zauważeniu wysłania i zapobiec wyśledzeniu listu. Swoją wiadomość również potem usunęła. Fakt, że ID połączenia internetowego będzie należeć do tego ogromnego hotelu na pewno nie zaszkodzi.
Zaczęła liczyć: starsze przyrodnie rodzeństwo. Czyli jest młodsza od Joanne? Ile może mieć lat? Trzynaście? Ostatni rok, gdy ojciec wyjechał w delegację za granicę to było około... nie pamiętała ile lat temu. Niemniej, z ojca jest prawdziwy bydlak.
Potem przymknęła pokrywę, zamknęła drzwi na klucz i położyła się na błękitnej, bawełnianej narzucie, wiedząc, że nie zmruży oka ani na chwilę.

[nmm]

Noritoshi - 22 Styczeń 2015, 23:46

Pokój wynajął wedle jej prośby. Prośby czy rozkazu? A jaka różnica, skoro tylko tyle może dla niej zrobić? Wtedy nie ważna jest forma, bo treść ma tylko sens. I zwykle nie cierpi zwłoki.
Co uczynił w hotelu? Zostawił bagaż, za łóżkiem, porozglądał się i opuścił hotel. A skrzydła? Skryte pod ubraniem dość dobrze się chowały i nikt w recepcji nie miał do niego o cokolwiek pretensji.

- Jaki masz plan?
- Nie mam planu. Mam zarys zdarzeń.
- Z porażką?
- W roli głównej.
- Twoją?
- Oczywiście.
- A czy jej zaradzisz?
- Nie, jest mi potrzebna.
- Do czego?
- Pytasz bo wiesz, czy pytasz, bo jesteś tępy?
- Obojętnie.
- Obojętnie zginiesz, prostym manewrem. Witaj w domu przeklętych, nic dla mnie nie znaczysz.
- Obiecujesz?
- Nie - czynię, Odbiciu-w-kawałku-szkła, który to mam przed sobą.


...Bo nikt nie powiedział, że walka z fobią jest prosta. Że jest normalna.


Wstąpił w boczną alejkę i tamtędy skierował się schodami ewakuacyjnymi na dach budynku. Przestrzeń zachęcała do odstąpienia od problemów, ale znacznie lepiej działało na niego tworzenie zagadki-wiadomości. Ujął w dłonie zdobytą ze słownika kartkę. Napisał na górze, obok literek "Sc", sygnalizujących początek słów definiowanych na stronie, taką treść:

Do what You want.
0x440x6f 0x770x680x610x74 0x790x6f0x75 0x770x610x6e0x740x2e

A także na drugiej stronie zapisał te słowa:

Do what You think is right.


Podkreślił w czterdziestej czwartej linijce samotnej kartki szóste słowo. Kolejno, w siedemdziesiątej siódmej, sześćdziesiątej ósmej oraz w sześćdziesiątej pierwszej, siódme i czwarte słowa.

W efekcie powstała treść ze siedmiu słów ubrana:
Jestem zaangażowany w trzecią porę istnienia.
A dalsze postępowanie wedle zapisanych cyferek w kodzie ASCII oraz zakodowanie do tego systemu drugiego zdania wyjawią kolejne treści, ukryte na tej kartce. O ile tylko algorytm będzie poprawnym, a początkowo nielogiczna konstrukcja słów całościowo zabrzmi wystarczająco wymownie.

Ową karteczkę zwinął w rulonik i wcisnął przez uchylone na lufcik okienko w doniczkę Meleficenta, który chyba tylko z łaski swojej nie dziabnął go po raz drugi. Bezszelestnie to uczynił, więc nawet gdy jeszcze wtedy w lokalu przebywała - nie posłyszała go. Zostawił tez w doniczce ten kawałek szkła z początku postu, licząc, że Eva będzie wiedzieć, o co chodzi.

z/t

Iskra - 1 Kwiecień 2015, 20:56

Co robi człowiek, który staje w obliczu apokalipsy, katastrofy, końca świata, ekspansji zombie o gnijących nosach? Na pewno nie wraca do ostatniego miejsca pobytu, by ratować przenośny komputer i muchołówkę. No ale Eva to Eva, mili państwo. W międzyczasie przewartościowała zawartość torby i wystukała trzy esemesy: do Marka (który uwierzy, dopiero gdy coś spróbuje odgryźć mu dłoń, a do czego żeby nie doszło - modliła się gorąco), do Noritoshiego, który był chuj wie gdzie, ale lojalność nakazywała jej ostrzec go nawet, gdy stali po przeciwnych stronach mentalnej barykady i... do Izy. Ymel. Jak jej tam. Jej siostry. Joanne będzie bezpieczna w ośrodku badawczym, ponadto ruda nie miała nawet jak jej powiadomić. Będzie bezpieczna za tymi grubymi, stalowymi murami. Inne osoby...a, którą chciałaby powiadomić, prawdopodobnie nie miała komórki. Spróbuj tylko umrzeć, ty dupku.

Błyskawicznie zmieniła ubranie na najwygodniejsze jakie miała i wsadziła zdobyczny pistolet z tyłu za pasek ściskający czarne, materiałowe spodnie. Całe szczęście, że przez te wszystkie rzeczy chadzała we Francji z ojcem na strzelnicę. O kalibrację i odsetek trafień nie pytajcie.
Wtedy nadszedł zwrotny es. Przeciągnęła palcem po ekranie i w chmurce ukazała się wiadomość od Izy... z wieścią, że jej przyjaciele po nią jadą. Co, do cholery?
Osobiście zamierzała zadokować się tam, gdzie Joanne, a potem.. by się zobaczyło. Zapomniała, że miała też drugą siostrę, którą też musi chronić. Pomimo, że teraz będzie pierwszy raz, kiedy zobaczą się twarzą w twarz. Odpisała, na której ulicy będzie czekać, zgarnęła jedzenie z hotelowej lodówki, całą zawartość barku, poprawiła ciasny, szmaragdowy sweter z golfem i skórzaną kurtkę (którą do walizki podczas ucieczki od Noritoshiego wpakowała niewiele myśląc) i zbiegła na dół, ściskając długi pasek materiałowej torby i doniczkę z Maleficent. W portierni nie było żywego ducha.
Ukryła się w cieniu budynku, przylgnęła do ściany i czekała. Merde.

Anonymous - 1 Kwiecień 2015, 21:27

Do uszu dziewczyny dobiegł chrapliwy ryk kilka metrów przed nią. Odwróciła się pewie, tak obstawiam. A jeśli to zrobiła to zauważyła zombiaka pełzającego w jej stronę.
Nie musiała jednak czekać długo czekać na odsiecz, albowiem z przodu, na widnokręgu już pojawiło się auto. Auto duże jakim jest Hummer. (http://mashintop.ru/userfiles/image/2015_hummer_h1_new_concept.jpg ). Na jego dachu natomiast znajdowała się czerwonowłosa dziewczynka. Była ubrana specyficznie - jej niedługie znow włosy były związane w kucyk, na uszach miała słuchawki w których dumnie leciał Oomph- Labyrinth. Na sobie miała bluzę, a na to kamizelka kuloodporna, z multum kieszeni, w których trzymała naboje i magazynki. Do jednej była przypięta mikrofalówka. Przy pasie miała nerkę z lekami i bandażami, na ręce samej mając bandaż, do tego bojówki w moro, o dziwo wygodne, wiązane kozaki, skórzane rękawiczki karabin w ręce.
Specjalnie nie strzelała. Nie wątpiła w swoje umiejętności, ale wątpiła w umiejętności kierowania autem osób które je prowadziły. A one nie zawiodły, bo wjechali z impetem dokładnie na zombiaka, równając go z ziemią. Kilka razy nawet, jakby dla pewności.
- To ciebie miałam odebrać, ta? - krzyknęła z dachu dziewczyna. Uśmiechała się, mimo wyglądu, bardzo przyjaźnie.
- Wskakuj do auta, nie mamy czasu - dodała, a drzwi auta się otworzyły. Otworzyli je ludzie już tam siedzący. Było dokładnie jedno miejsce - dla niej. Dlatego Dee była na dachu.
Gdy wsiadła, auto z piskiem opon ruszyło w stronę domu Jekyllów.

{zt/2}

Raccoon - 24 Maj 2016, 15:23

Nathan (zdecydowanie za rzadko nazywam w ten sposób Szopka, a przecież tak bardzo uwielbiam to imię!) po opuszczeniu domu naprawdę długo kręcił się po mieście z nieustannie przylepionym papierosem do ust szukając spokoju. Zarówno, by nie musieć myśleć o tym, co właśnie miało miejsce między nim, a Vegą, doprowadzając go do ostateczności i spakowania swoich rzeczy, ale i o coraz gorszym stanie fizycznym, który wziął się nie wiadomo skąd, nie wiadomo po co i za wszystko obwiniał uporczywe poszukiwania ukochanej – czy wciąż? - które okazały się być zbędne. Ha. Wróciła przecież następnego dnia do domu, radośnie obwieszczając, że ma za sobą ciężką noc, a na dodatek masę tajemnic skrzętnie ukrywanych przez calusieńki okres trwania ich związku. Niezła pobudka, prawda? Każdy zapewne o takiej marzy.
Chciał zawrócić, mimo wszystko pozostać w tych wspólnych czterech ścianach, dokończyć rozmowę, zamiast dawać się ponieść nerwom… Ale nie miał ani siły, ani odwagi. Dodatkowo sądził, że pewnego rodzaju rozłąka dobrze obojgu zrobi, pozwoli przemyśleć pewne sprawy bez obecności tego drugiego, poukładać może nieco inaczej priorytety i zaalarmować do tej pory spokojne umysły, że coś w tym związku dzieje się nie tak, jak powinno.
Kroki zaprowadziły go do najbliższego hotelu, nawet nie próbował szukać wsparcia u osób, które znał. Nikt nie będzie prawił mu morałów, sam sobie z tym poradzi, będzie w końcu mężczyzną, nie cipą wiecznie żałującą całego zamieszania dookoła, na które niewiele potrafił zadziałać. Brzydził się sam sobą, nie mógł nawet spojrzeć w lustro, widząc w nim odbicie twarzy wyrodnego brata i narzeczonego. Mordercy i Tchórza. Miał już nigdy nie dopuścić do zranienia bliskiej mu osoby, miał chronić i być wsparciem. Silnym wsparciem, do cholery. Nie byle kim, ot, zwykłym mężczyznom, który coraz bardziej przestawał nosić spodnie w tym związku, nawet jeśli był w stanie sam je sobie uszyć. Jak to komicznie, ale i żałośnie zarazem brzmiało. To Vega okazała się być bardziej… No właśnie, wszystko bardziej. A on? Jak miał pokazać, że na coś go stać, jeśli dopiero co okazało się, że ta słodka, różowowłosa istotka chodzi obijać mordy jakimś magicznym popaprańcom, podczas gdy największym wyczynem Nathana było zastrzelenie brata. Szał, nie?
Nie mógł w tym stanie, w całej tej słabości wrócić. Chciał się najpierw ogarnąć, porządnie dostać od kogoś w twarz, aby coś zmienić. Przydać się… Bo nawet teraz zostawił ją, gdy na pewno go potrzebowała. Lecz tak będzie lepiej, już przecież sobie to tłumaczył. Potrzeba im zmian. Nie. Jemu potrzeba, jeżeli chce to wszystko uratować. A chyba chciał…?
Z tego wszystkiego nie zaczął nawet rozważać prawdy, jaką mu wyznała. Nie wyrobił sobie żadnego zdania na temat pracy Vegi w MORII, choć miał odnośnie tego mieszane uczucia. Nie rozumiał po jaką cholerę się tak naraża, co komu szkodziło, że istniał sobie inny świat, póki nie ingerował w ten należący do ludzi? Obsesyjne zbieranie kości to jedno, ale możliwość utraty życia, poddawania takiemu wyzwaniu dobra ich obojga, tego nie umiał pojąć. Tego było za wiele, przekroczyła pewne granice. Może gdyby porozmawiała z nim wcześniej, od samego początku była szczera, ale żyć tyle czasu w obłudzie? Vega, kim ty się stałaś...
Z tym pytaniem, zmożony gorączką, odpłynął mdlejąc w hotelowym pokoju.

A dni dłużyły mu się tu niemiłosiernie. Każdego czuł się coraz gorzej, z początku były to jedynie nieustające bóle głowy oraz gorączka, później doszły wymioty, może nawet halucynacje, czego jednak nie mógł sam potwierdzić, ani zaprzeczyć. Chwilowe paraliże którejś z kończyn zaczęły go martwić - co jeśli dojdzie to do serca? Ostatecznie przestał ruszać się z łóżka, chyba, że musiał, a wcale nie uśmiechało mu się spędzić swoich ostatnich dni w hotelu, który nawet nie spełniał jego arystokratycznych standardów. Czy naprawdę przyjdzie mu tu umrzeć? Może powinien...

zt

Anonymous - 14 Wrzesień 2016, 22:49

Taa... to właśnie tutaj w tym miejscu spędzał noce za każdym razem, gdy kończył dzień, zmuszony był do odwrotu lub sprawy ewidentnie brały w łeb. Budynek o ile nie wyróżniał się od całej reszty miał ten irytujący, świecący słup neonowy. A żeby to jeszcze, jaki napis z tego wyszedł. Co dziwota, lecz do tej pory było to całkiem ciekawe miejsce do ukrycia się, a nawet neon napierdzielający dzień i noc nie przemawiał do potencjalnych poszukujących zabójcy. Była niemalże późna noc, a niska temperatura dawała się we znaki. Przyprowadził tym razem nowo poznaną koleżankę z klubu na obrzeżach miasta, a zaintrygowany nią oraz jej pomysłami dosłownie co chwilę ani myślał odmawiać przelania alkoholu w swoim pokoju.
- Jesteśmy na miejscu. Świecący kurwidołek ku uciesze turystów, ale przynajmniej ceny mają normalne.
Rzucił przez ramię w kierunku Rosemary, która dotrzymywała mu towarzystwa przez ten czas. Nie zastanawiając się ani minuty dłużej, wszedł do środka. Gdyby miał kurtkę to chętnie by jej go użyczył, ale niestety. Nie spodziewał się bowiem takiego obrotu sprawy. Wstępnie zaplanowana popijawa zakończyła się lepiej, aniżeli zakładał w swojej głowie. Ba! W swoich najśmielszych snach. Wchodząc do środka, jego ciało zderzyło się z przyjemnym ciepłem. Styl hotelu pewnie i nie był wysokich lotów, ale przynajmniej był ogrzewany. Pan recepcjonista ani słowem się nie odezwał, kiedy we dwoje po schodach wchodzili na górę. Agrios długo wynajmował tutaj dach nad głową, ale dosyć rzadko siedział tutaj dłużej niż kilka godzin potrzebnych mu do snu. Winda [jak zawsze] była nieczynna, a przynajmniej ostatnio nie reagowała na przyciski. Mieszkał w pokoju numer siedem, a po drodze wyjął ukradkiem klucz otwierający ów pokój. Odznaczając się dobrym gestem, przepuścił kobietę przed sobą, a dopiero potem samemu wparował do środka. Drzwi zamknął za sobą na klucz.
- Szału nie ma, ale nie narzekam.
Zaczął się krzątać po pomieszczeniu, a po chwili na mniejszym stole postawił kilka butelek. Dwie whisky, jedna żołądkowa, trzy nalewki z czereśni, cztery wina, przy czym jedna butelka opróżniona była do połowy, a także jedna butelka sake. Pozwolił jej najpierw się rozgościć, o ile to w ogóle było możliwe. Pomieszczenie było... całkiem przestrzenne. Właściwie wszystko znajdowało się w jednym miejscu, a jedynie łazienka miała osobne pomieszczenie. Panele zakryte były dywanem, który pomimo koloru czerwieni ukazywał gdzieniegdzie ślady krwi lub napitku. Meble z drewna dębowego, a jedynie biurko wykonany z hebanu, na którym leżały notesy ze szkicami, a obok nich kastet i kilka naboi do strzelby, która oparta była w kącie pokoju tuż obok owego biurka. Łóżko wprawdzie dwuosobowe, ale skrzypiało przy każdym przekręcaniu w bok. Prócz mebli miał także telewizor oraz radio, które raz działało, a raz ni w ząb. Okno lekko uchylił, by nieco tutaj wywietrzyć. Wyciągnął paczkę papierosów i włożył jednego do ust, ale zanim zapalił, postanowił poczęstować swojego gościa.
- Chcesz?

Rosemary - 16 Wrzesień 2016, 16:36

Hotel z zewnatrz nie wyglądał zbyt atrakcyjnie. Zwykła, szara masywna bryła. Nocowała juz w wielu takich hotelach. Jak człowiek jest styrany po całym dniu sledzenia a potem mordowania.. ranyy. Najczesciej dochodzą do tego jeszcze ucieczki... Ostatnio jednak zaczęła wynajmować królewskie apartamenty. Nie ma na co kasy wydawać a spanie na takich łóżkach było warte kazdego grosza.. i jeszcze Ci przystojni lokaje. Raj dla ciała.
Gdy weszli do środka, trochę zmarszczyła nos od unoszących się pyłków kwiatów. Zaatakowały jej nos więc kichnęła. Zauważyła za ladą recepcji starego, ponurego facia. Dość śmiechowa ta jego łysinka..
Po schodach szli w pełnym milczeniu a Rosie smakowała tej ciszy jak dobrego miętusa. Po całej prawie nocy tańczenia w klubie idzie ogłuchnąć.
Przekraczając próg jego pokoju, ściągnęła z siebie płaszcz. Rzuciła go na łóżko. Żołnierzyk gentelman.. zapowiadało się naprawdę ciekawie. Gdy otworzył okno, na jej skorze pojawiła się gęsia skórka. Widok nie małego arsenału alko na stoliku, poprawił jej samopoczucie. Alkohol.. przystojny facet.. sami w pokoju hotelowym.
Nie lubiła dymu papierosowego. W klubie jeszcze go jakoś znosiła jednak była przewrażliwiona na tym punkcie. Więc gdy tylko Agrios włożył w usta papieros, podeszła do niego powoli i mu go wyciagnęła. Przywarła lekko do niego, jedna noge postawila miedzy jego i powiedziała:
-Wolałabym alkohol.. skarbie- Ich twarze były teraz naprawdę blisko. Ahh..cudownie

Anonymous - 16 Wrzesień 2016, 17:04

Bardzo szybko do niego podeszła, a z ust utracił tytoń. Właściwie palił głównie dla towarzystwa, lecz skoro okazała się niepaląca może to i lepiej. Podeszła go od właściwej strony i w mig przywarła do niego. Początkowo zmieszany, ucieszył się w głębi duszy na kolejną prowokację z jej strony. Zamknął paczkę papierosów i rzucił ją na parapet. Dosłownie zdobył się na otarcie swoim nosem o jej nosek, a zdając sobie sprawę, iż brzmi on ciepło i kusząco, tym bardziej postanowił nakłonić ją do rozmowy. Wydał z siebie przyjemne westchnięcie, a rozgrzany oddech z nosa powędrował ku jej twarzy oraz szyi. Niedawno wybawczyni, a teraz potencjalna kandydatka na dziewczynę? Jeżeli myśli przerodzą się w fakty, to naprawdę tego dnia byłby cholernym szczęściarzem. Właściwie to sama jej obecność w tym pokoju i chęć na odrobinę ciszy w skromnym towarzystwie sugerowało zwycięstwo w loterii na... skarb.
- Jak sobie życzysz moja droga.
Niechętnie odsunął się od niej, ale zanim przeszedł dalej, otarł się o nią, niemalże przytulając ją do siebie. Poczuł nieodpartą, niepohamowaną i dziką chęć przywarcia do niej na dobre. Potrzebę bliskości, spełnienia oraz uczuciowości... nie chciał robić nic złego na przekór niej. Ta niespotykanie rzadka kobieta o intrygujących wartościach, o nieprzeciętnej osobowości, zdecydowanie ogromnej atrakcyjności miotała nim, biednym i nic nie wartym człowiekiem, zmuszonym zabijać dla przeżycia. Nie chciał mówić zbyt wiele osobie. Chciał bowiem nie zrazić jej do siebie pierwszego dnia znajomości od przeszło kilkudziesięciu lat. Wygląd jednak mógł jej zasugerować inaczej, a kąciki ust w szwach mogły wywołać negatywną opinię, o ile już tego nie zrobiły. Fakt, mogła mieć każdego, lecz nie chciałby jej posiąść jedynie za sprawą dobrego wyglądu, a tego, co skrywa w swojej duszy. Zatrzymał się nad stołem, a ręką ukazał bardzo widoczne na stole szklane butelki.
- Od czego preferowałabyś zacząć?
Odparł krótko, rozglądając się za czystymi szklankami.

Rosemary - 16 Wrzesień 2016, 18:11

Te wszystkie ''przypadkowe'' dotknięcia, nakręcały ją jak diabli. Cała ta atmosfera była naprawdę energiczna wbrew pozorom. Bawili się w kotka i myszkę. A raczej w panterę i tygrysa.
Usiadła na krześle przy stole.
- Wódkę z nalewką jeśliś łaskaw.- Oparła nogę o taboret i powoli sciągnęła jeden a potem drugi but. Może i wysokie buty są boskie i powodujaą że jej nogi staja sie bardziej seksowne, jednak są w chuj niewygodne. Z checia je sciagnela i prawie od razu poczuła ulgę.
Mocny trunek jest teraz tym czego potrzebowała. Nie byłą pewna co to za nalewka jednak zawsze tak pijała. Inni mówili że to wariactwo.. kobiecie tak nie przystoi. A co ją to kuźwa obchodzi? Pije co jej smakuje nie?
Rozlużniłą wiązania gorsetu. Z gorsetami jest jak ze szpilkami. ładne, seksowne itd jednak ... jak dlugo mozna ściskac sobie w ten sposob płuca, piersi? Najchetniej to wyskoczyłaby całkiem z fatałaszków.
- Co tam porabiałeś odkąd się ulotniłam?- Spytała szczerze ciekawa. Jaki to los sobie zgotował?

Anonymous - 16 Wrzesień 2016, 18:57

Zakończywszy udane poszukiwania za szklankami, przyniósł ze sobą sześć literatek i rozstawił w rzędzie na stole. Tak na wszelki wypadek, gdyby jedna wyleciała z ręki lub zrobili małe eksperymenty z alkoholem. Oby tylko nie przesadzić z mieszaniem, a on doskonale znał swoje granice. Ujrzawszy jej nogi, od razu się zarumienił. Cholernie go kusiły, a na dodatek zdjęła buty i je wyeksponowała na stoliku. Ów mebel nigdy nie mógł wyglądać lepiej niż w tej właśnie chwili. Najchętniej zrobiłby jej masaż stóp... Potrząsnął energicznie głową, próbując złapać kontakt z rzeczywistością. Dlaczego on, dorosły i przyzwyczajony do zabijania oraz zahartowany do strasznych rzeczy mężczyzna czuł się przy niej tak niedojrzale? Dokładnie jak w wieku jedenastu lat, kiedy nie wiedział co ze sobą począć. Na dodatek zdawało mu się, że odkrył w sobie fetysz względem kobiecego ciała. Ciarki go przeszły, ale czy można go było za to winić? Co prawda wytrenowany i tak dalej, lecz pod tym względem był słaby i niedoświadczony. Żadna kobieta w życiu nie zdołała się do niego zbliżyć aż tak bardzo, jak Rosemary w tym oto momencie. Serce dawno już spisał na straty, myśląc chwilami o uspokojeniu go, ale równie dobrze mógł walczyć z wiatrakami.
Bez słowa wziął obie szklanki i ustawił przed sobą, a zgodnie z jej życzeniem wlał jednocześnie i wódkę i nalewkę z czereśni. Zatrzymał się do połowy szklanki, a sobie polał w ten sam sposób. Ciekawy był wyboru, jakiego dokonała, toteż zdecydował się spróbować, jak to w istocie smakuje. Podał jej prosto do ręki, czując dotyk, jaki po sobie zostawiła przy odbieraniu swojego 'drinka', o ile można było to drinkiem nazwać.
- Długo by opowiadać... w każdym razie wypijmy za spotkanie!
Stuknął się z nią szklankami i uchylił swoją mieszankę do dna. Wziął głęboki wdech i równie spokojnie wypuścił powietrze, czując, jak powoli rozgrzewa go od środka. Cudownie. Najpierw towarzystwo urodziwej kobiety rozgrzewało go przy policzkach i niemalże większej, górnej partii ciała, a teraz alkohol zrobił swoje od wewnątrz. Jeżeli wcześniej było mu gorąco za sprawą Rosie, to teraz kurwa płonął. Chciała usłyszeć co nieco o nim po rozstaniu, ale nie wiedział, co sobie z tego zrobi. No cóż... nie zaszkodzi być szczerym dla swojej wybawicielki.
- W tym samym dniu chciałem Ci się odwdzięczyć... pluszowym misiem.
Prawie się nie zaśmiał, ale wstrzymał w ostatniej chwili.
- Wtedy wydawało mi się to dobrym pomysłem, ale obecnie pewnie bardziej wyszukana rzecz pasowałaby w ramach podziękowania.
Wsparł się wnet łokciem o stół i oparł głowę o ów rękę. Westchnął, aż wzięło go na wspominki.
- Z początku byłem zły, a dopiero w miarę upływu lat dotarło do mnie, jak wielkim tak naprawdę byłbym brzemieniem. W końcu mi przeszło, a nawet przywiązałem się trochę do ciebie tamtego dnia. A później... zdany byłem na siebie. Nim się obejrzałem, a już zastała mnie bieda. Nie miałem co jeść, nie miałem dachu nad głową, a niejednokrotnie byłem skopany i pozostawiony na pastwę losu. Płakałem, cholernie płakałem. Potem zdecydowałem się kraść, starając zwalczyć w sobie niewygodny głód. Potem wykonałem kilka zleceń dla pewnej osoby...
Nalał sobie tym razem whisky do pełna, a gestem ręki zaproponował drugą kolejkę, a gdyby wskazała mu ręką, czego sobie zażyczyła, on polałby jej za przewodnictwem gestykulacji rąk wykonanej przez Rosie.
- ... do dzisiaj kurwa żałuję, że natrafiłem na tego psiego syna. Prawie mnie wyrolował i wpędził w kozi róg. Chciał mnie zatłuc jak psa, ale chwyciłem cegłę i mu przyrżnąłem. Potem powiesiłem i kazałem mu patrzeć na jego własne wnętrzności. Pierwszy raz kogoś zabiłem. Nie było źle. Powiedziałbym, że poniekąd to polubiłem. Potem zabiłem drugi raz. Polubiłem to jeszcze bardziej. Za trzecim, czwartym, piątym... i tak dalej. Aż w końcu wyrosłem na psychopatycznego, mordującego ludzi i nie tylko skurwysyna.
Spojrzał jej w oczy, skrycie dociekając reakcji z jej strony.
- Cała prawda o mnie. Byłem kiedyś najemnikiem, ale się wypisałem z tej bandy i od trzech lat pracuję na własną rękę.
Upił whisky do połowy literatki, w której znajdował się alkohol. Za mocne dla niego, by walnąć wszystko jednym zamachem. Lubił się delektować w tym dobrym smaku, ale jednocześnie zmarszczył brwi po przełknięciu whisky.
- Teraz twoja kolej. Powiedz mi, co robiłaś przez te wszystkie lata, o ile masz ochotę.
Rzucił jej nieznaczny uśmiech, wyraźnie wyglądając na przejętego swoim życiorysem. Lub właściwie jej potencjalną reakcją w stylu 'ty potworze!'



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group