Gawain Keer - 23 Wrzesień 2018, 12:41 Nie. Jednak się nie rozumieli. Jednocześnie do Cienia zaczęło docierać, jak bardzo skomplikowany jest świat znajdujący się poza obrębem lasów, jezior i polan. Dobrze, że Cosiek miał również inne potrzeby poza jedzeniem, snem, ciepłem i poczuciem bezpieczeństwa. No i samice. Te grały ostatnio pierwsze skrzypce. Musieli uzbroić się w cierpliwość.
- Tak, też mają różne kolory. - bąknął, nie mając pomysłu, co Kogitsune mógł uroić sobie w swojej małej głowie. - W jaskini też można mieszkać. Tak jak w norce, domu. Norki są różne, bo nie każde zwierzę będzie czuło się dobrze w takiej samej. - mówił zdecydowanie zbyt długo. Humor Yako chyba mu się udzielał.
Z całych swych sił ignorował szlochy dziecka. Ponaglające ciągnięcie za nogawkę sprawiało, że każdy krok był cięższy niż poprzedni. Mały drżał tak mocno, że nie zdziwiłby się gdyby popuścił w spodnie. Mała, ryża główka była wtulona w jego nogę. Serce się krajało, ale Kogitsune był potrzebny tutaj. - Cii... nie oddamy cię. - szepnął krótko, uważnie obserwując Yako, a Pardonowi właśnie rozwiązywał się język.
Gawaina przeszedł dreszcz. Nie zimna ani strachu. Widok lisiej bestii przywoływał coś pierwotnego i odległego. Obrazy brutalnego początku życia, zapach krwi, sierści i nowo narodzonych szczeniąt. Warkoty, sapnięcia i skomlenie o pierwsze krople mleka. Wolę przetrwania, trwogę zmuszającą do ciągłego parcia na przód, by przeżyć kolejny dzień, choć na końcu i tak czeka nicość. Niezrozumiała, przedwieczna i potężna siła. Zabierał, by dawać. Yako był nieodzowną częścią cyklu życia.
Powoli uniósł się z oparcia niepewny, czy powinien interweniować już, czy dopiero za moment. Błąd będzie kosztował Pardona życie. Może teraz Yako był wściekły, ale znając jego wcześniejsze sny Keer był pewien, że będzie żałował tego czynu. Pokazania się mu od tej strony. Potem by się załamał lub gorzej, uznał, że jest Demonem i znów wróciłby do dawnego stylu życia. A Pardon zaczął naprawdę sypać.
Więc miał powiązania z MORIĄ. To jaki charakter miała śmierć Natalie i Krisa było sprawą drugorzędną. I tak już nie żyli. Jeśli ktoś znał odpowiedź na to pytanie, to był to kierowca, który gnił w więzieniu. Ci fanatycy byli gotowi na każde poświęcenie. Gorszą informacją była zmiana tożsamości Pardona, która utrudni przyszłe śledztwo.
Rany, jaki burdel. - Cień ścisnął palcami nasadę nosa, zastanawiając się co zrobić z tymi informacjami. Nie można było tego tak zostawić, ale nie chciał pozbawiać Yako lekarza. Trzeba będzie zmusić gnojka do współpracy lub przynajmniej zlecić jego obserwację.
Oddech Pardona stał się świszczący i długi. Wyraźnie próbował nabrać więcej powietrza. Powoli się dusił. Rudzielec przymknął na moment oczy i wziął głęboki oddech, choć chętniej zamieniłby powietrze na jednego głębszego. Tak na odwagę. Wtedy też Kogitsune przestał się za nim kryć. Podszedł do bestii i warczał na lekarza. Zwierzęta zawsze znajdowały nić porozumienia. Potrafiły odczytać się bez słów. Keer, widząc jak Cosiek się jeży, wyzbył się resztki strachu i zaufał osądowi małego chłopca. - Yako! - podniósł głos na Demona, by ten zaczaił, że ktoś w ogóle do niego mówi. - Serio chcesz go posłać do ziemi obok Natalie? - zapytał i miał nadzieję, że to nieco ostudzi gorącą, lisią głowę. - Są inne sposoby. Nawet na wszy z MORII. - mruknął jeszcze i stanął za Kogisiem. - I też bym chciał poznać odpowiedzi na te pytania. Ale przede wszystkim... po co, Pardon? Skoro widziałeś okropieństwa Wojny, czemu sam folgujesz podobnym praktykom? Bo chyba nie powiesz mi, że skusił cię stary sprzęt MORII zbierający kurz w kącie. - w jego głosie było słychać obrzydzenie i smutek. Pogładził Cośka po ramieniu. Był taki mały, skołowany i przestraszony. Nie rozumiał czemu wszystko jest takie, a nie inne. Czemu ma nosić ubrania, czemu potrzebuje słów. Wiek, w którym dziecko przyjmuje świat jakim jest bezpowrotnie dla niego minął. - Do cholery, powiedziałbyś chociaż, czy to nasz syn! Mój i Yako! - warknął wskazując na siebie, a potem na lisołaka, zirytowany milczeniem przesłuchiwanego. - Już tu jest. Wiemy, że istnieje. Wiemy, że ty odpowiadasz za jego narodziny, pojawienie się, czy jak to, do diaska, inaczej nazwać. Nie masz wielu możliwości, a podejrzewam, że to jeden z najgorszych scenariuszy. Naprawdę dalej chcesz żyć w strachu? Te dwa tygodnie od ucieczki twojego eksperymentu za mało ci dokopały? - starał się uświadomić spanikowanemu Pardonowi jego położenie. - Wiesz jakie masz pieprzone szczęście, że to my go znaleźliśmy? A raczej on nas? Pomyślałeś chociaż przez moment, co by z tobą było, gdyby Kogitsune - bo mały ma teraz imię, wyobraź sobie - znalazła policja, a potem wkroczyła MORIA? - znowu ochryple warczał na lekarza, powoli tracąc cierpliwość.Yako - 23 Wrzesień 2018, 21:44 Pardon zaskoczony spojrzał na małego Liska, który jeszcze chwilę wcześniej cały się trząsł patrząc na niego. Był zaskoczony, że on w ogóle zaczął coś mówić, że był w ubraniach. Chyba faktycznie się do tego nie nadawał. Do tego uważał już mężczyzn za swoje stado.
Demon poluźnił chwyt, ale nie puszczał doktorka - masz rację, nie zasługuje na to- powiedział znów swoim podwójnym głosem. Chyba póki się nie uspokoi i nie wróci do swojej postaci, to będą mogli usłyszeć jednocześnie głos i Luci i Lusiana. Nic jednak nie zapowiadało, żeby Yako miał się w pełni uspokoić i wrócić do swojej bardziej codziennej postaci, niż to włochate monstrum.
Pardon chyba się poddał, bo opuścił głowę. Wiedział, że Yako go nie wypuści, nawet o to nie prosił. Chyba zaczynał się godzić z losem -wróciłem do...tego po...śmierci Krisa i Natalie...brakowało mi tego brzdąca, a...że sam raczej dzieci nie będę mieć przez swoje...nazwijmy to upodobania, postanowiłem coś stworzyć...ale jednocześnie chciałem by miał cząstkę Lusiana w sobie....odrobinę dzikości - wyjaśnił już bez kombinowania - potem...zobaczyłem Ciebie...i te rude włosy...po prostu nie mogłem się powstrzymać. Miał by w sobie coś co by go upodobniło do Natalie...ale niestety poza kolorem włosów nic więcej z niej nie ma - powiedział zawiedziony.
Zacisnął znów ręce w pięści -to nie do końca wasz syn! Ma wasze DNA, ale nie tylko wasze. Jest też lisem, oraz zwykłym dzieckiem. Nie mogłem w tak krótkim czasie zrobić Cyrkowca z niczego - wyjaśnił - musiałem mieć ciało...należało do dziecka...porzuconego, którego nikt nie będzie szukał...praktycznie już był martwy...pewnie dlatego nie ma żadnych wspomnień czy umiejętności z tego czasu - przyznał -do tego ma w sobie serce Furbo i jeszcze kilka innych...elementów. Mogę wam dać dokumenty....
Szarpnął się, przez co Demon warknął ostrzegawczo i zacisnął znów mocniej palce, ale jak tylko Pardon się uspokoił to poluźnił uścisk.
- Chciałem....go przedstawić Lusianowi....ale...młody uciekł zanim czegokolwiek go nauczyłem i wiem, że mam szczęście... że to tutaj trafił...nie umiałem go znaleźć, ale teraz widzę, że nawet nie mam prawa myśleć o tym, żeby go odebrać...ale proszę zajmijcie się nim- powiedział i spojrzał na mężczyzn ze łzami w oczach.
Spojrzał też na Cośka. Ten warczał na niego i również zadawał pytania - jesteś...Cyrkowcem. Połączeniem lisa i dwunożnego - powiedział, patrząc na niego przepraszająco.
Yako słuchał uważnie i gdy tylko Pardon zwrócił się do Cośka, rzucił nim o podłogę i odsunął się - nie waż się więcej tu pojawiać bez zaproszenia, a tym bardziej byś brał moje DNA bez mojej wiedzy! - powiedział nadal podwójnym głosem - żyjesz tylko ze względu na Natalie oraz na to, że jednak potrzebuje lekarza! - wyjaśnił i odwrócił się. Wrócił do swojej codziennej lisołaczej formy - zajmij się tym czym masz. Jutro rano chcę mieć dokumenty w skrzynce, a klucze zostaw teraz - mówił już jako Lusian. Przeczesał włosy palcami, a jego lisie elementy zniknęły, a włosy skróciły i zrobiły się czarne. Yako spojrzał na Cienia, a ten mógł zauważyć, że jedno oko ma nadal czerwone, otoczone czarną twardówką, a z kącika pociekła jedna łza. Coś było jednak nie tak...łza była...czerwona.
- Otwórz! - podniósł głos i dało się słyszeć kliknięcie elektrycznego zamka w drzwiach, po czym po prostu wyszedł, rozmasowują nasadę nosa oraz zakrywając oko, które jeszcze nie doszło do siebie. Musiał się uspokoić, więc udał się do swojego podziemnego garażu, gdzie było ciemno i nikt nie miał dostępu (no chyba, że użyje wejścia z zewnątrz).Cosiek - 24 Wrzesień 2018, 21:32 Za nowym wielkim ciałem Lusiana czuł się w miarę pewnie i bezpiecznie. Do tego przemiana mężczyzny dawała nadzieję, że i on będzie taki jak kiedyś, a przynajmniej silniejszy.
Miał wrażenie, że teraz przydałaby mu się znajomość języka dwunożnych, bo niewiele rozumiał z paplaniny Porywacza. Podejrzewał, że to co mówił było ważne, ale strach dodatkowo utrudniał zrozumienie. Będzie musiał zaufać swoim opiekunom, że mu później wytłumaczą. Ta myśl niespecjalnie mu się podobała, ale teraz nie mógł nic na to poradzić. Za to niewysłowioną satysfakcję sprawiało mu patrzenie na strach byłego oprawcy. Zemsta była słodka, choć chłopiec wolałby taką smakującą krwią. Może uda się po rozmowie?
- Cyrkowcem? - Zapytał nieusatysfakcjonowany. Wiedział, że jest połączeniem dwunożnego i lisa nawet bez tłumaczenia, choć nie wiedział, że tak się to nazywa. Taka wiedza nic nie zmieniała, dalej nie tłumaczyła czym jest tak naprawdę i dlaczego potrafi zmieniać kształt swojego ciała. I dlaczego życie stało się nagle tak skomplikowane i pełne nowych rzeczy.
Poczuł się niepewnie kiedy Lusian znowu zmienił postać i puścił swoją ofiarę. Dlaczego to zrobił? Nie miał zamiaru pozbyć się problemu albo chociaż dać mu nauczkę? I Czemu wyglądał inaczej niż zwykle? Na szczęście nadal było widać, że w tym ciele skrywał się lis gotowy do reakcji w każdej chwili.
Zaraz potem zostali we trójkę. On, Gawain i ten straszny. Pozbawiony wsparcia chłopiec znowu się wystraszył. Spróbował jeszcze zawarczeć rozpaczliwie starając się utrzymać swoją pozycję, ale zabrzmiało to raczej jak pisk wystraszonego szczeniaka. Skulił się w sobie i powoli wycofał za Cienia. Nie chciał biegać, okazywać jak mały i słaby się czuł wobec agresora. Znów chwycił się nogi mężczyzny i pilnie śledził dalszy rozwój wypadków.
Nogi na powrót zaczęły mu się trząść, podobnie jak broda. Jednak w oczach nie pokazały się już łzy, a uszy nie rozpłaszczyły się na głowie. Nie uważał się za pokonanego więc nie podkulił ogonów, które pozostały zaczepnie nastroszone.
Deszcz oczyszczenia 10/10Gawain Keer - 25 Wrzesień 2018, 18:45 Gawain milczał, a jego twarz tężała i obojętniała w miarę słuchania. Nie ważył się przerywać Pardonowi niewybrednymi komentarzami obawiając się, że ten zakończy spowiedź, ani Yako, bo jeszcze i jemu by się oberwało. Wzrok utkwił punkcie na ścianie, wgniecionym po uderzeniu Lisa.
Wspomniana odrobina dzikości póki co kosztowała go odrobinę skóry na dłoniach, ale czyny i ich konsekwencje spoważnieją wraz z dorastającym dzieckiem. Patrząc teraz na Lisiego Demona, na jego włochatą, muskularną sylwetkę górującą nad Pardonem, ta kapka temperamentu najprawdopodobniej będzie tragiczna w skutkach. Niekoniecznie dla nich, ale gdzieś, kiedyś, dla kogoś.
Brwi Keera ściągnęły się w smutku. No tak. Zawsze był tylko rudy, dziwnooki i cichy. Niby w czym miałby przypominać pogodną, jak mniemał, Natalie? Ona była czuła, ciepła i rodzinna. Słowo "niestety" ugrzęzło między żebrami i dźgało ciężkie serce. Może faktycznie nie było już w nim niczego więcej.
Kolejne tłumaczenia podniosły Cieniowi żółć do gardła. Do skaszanionej mózgownicy doktorka chyba nadal nie docierało, że to co zrobił zasługuje na potępienie. Stworzył życie, co byłoby prawdziwie godne podziwu, gdyby nie sposób osiągnięcia celu. Kogitsunemaru był Frankensteinem naprędce skleconym z dziecka, lisa, serca Furbo i DNA dwójki osób. Wrzuć do kociołka, zamieszaj i puf!
Oto nowy Adam. Oto nowa Ewa.
Wyciągnął przed siebie dłoń i przyciągnął do siebie Cośka. -Tak, Cyrkowcem. Pomieszańcem. Ale słyszałeś? Cosiek też dokumenty. - zabrzmiał głucho, niby pęknięty dzwon, po czym usunął się Demonowi z drogi. Zmienione oko i krwista łza nie uszły jego uwadze i zasiały ziarno niepokoju, zupełnie jakby w środku wcale nie hodował ciernistego gąszczu od dobrych paru dni. Zostali sami we trzech.
- Mam nadzieję, że było warto... - zaczął wściekły, ale i zbyt zmęczony krzyczeć, wylewać żale lub bić i szarpać. Miał po prostu dość wszechobecnego gówna, w które co rusz się pakował. - Słyszałeś go. Dokumenty jutro. Klucze połóż na stole. - poinstruował i poczekał aż Pardon wypełni polecenie. Obserwował uważnie każdy jego ruch, próbując sobie wyobrazić, jak kiedyś mógł wyglądać i brzmieć. Jakie nosił imię. Jakie nawyki miał, nim zastąpiły je nowe, sztucznie wyuczone. Brzdęk metalu przerwał rozmyślania. - Idę teraz zobaczyć co z Lusianem i radzę ci wykorzystać ten moment by zniknąć mi z oczu. A że idziemy w tym samym kierunku i stanie się to dopiero w salonie, radzę również szybciej, przebierać, nogami. - wycedził biorąc Cośka na ręce i zaczął zagradzać Pardonowi drogę, by zmusić go do wyjścia z pokoju, w którego zresztą ochoczo skorzystał. Lekarz praktycznie wybiegł z Willi, przy czym prawie wyrżnął na obniżonym progu zaraz przy wejściu.
Gawain postawił chłopczyka na środku salonu i mocno przytulił go do siebie. - Pokonaliśmy go. Cosiek wygrał! - wyszeptał głaszcząc go po plecach i głowie. - Puszczę ci dalej film, dobrze? - zapytał, lecz nie czekał na odpowiedź, tylko porwał pilota, włączył telewizor i przełączył na kanał dla dzieci. - Muszę iść do Lusiana. Uspokoić go. Nie chcesz chyba, żeby Lusian był cały czas zły, prawda? - wyjaśnił, po czym z lekkim wahaniem zostawił Kogitsune w salonie. Zamknął drzwi wejściowe i zaczął przeszukiwać każde pomieszczenie. Przy okazji zamknął też tajny pokój z kluczami w środku, by Cosiek nie wpadł na wspaniały pomysł ich wykorzystania.
Na ślady obecności Yako natknął się dopiero w garażu. Jeden z regałów był lekko odsunięty od ściany. Było ciemno i cicho. Wszedł tam mając złe przeczucia. Nawet dla niego było tu zbyt mało światła, ale sam ekran komórki wystarczył. Nie potrzebował latarki.
Schody się skończyły, gdy kopnął o coś leżącego na ziemi i narobił trochę rabanu. Jakaś pusta puszka potoczyła się w głąb pomieszczenia. Był w drugim garażu. To tu kryła się Tesla... oraz jej właściciel.
Szybko odnalazł włącznik światła, choć wcale nie miał ochoty go naciskać, gdy Demon był tak blisko niego i dodatkowo zwrócony tyłem. - Yako? - wezwał, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Pardon poszedł. Zostawił klucze i wybiegł. Chodź, pokaż się, proszę. To oko nie wyglądało dobrze. - mówił prawdziwie zmartwiony. Gdzieś w środku zapaliła się czerwona lampka. Wszystko w nim krzyczało, by nie podchodził bliżej, by go nie dotykał i do niego nie przemawiał, ale jak miałby opuścić jedyną istotę, na której mu zależało? Właśnie go zraniono. Pardon, któremu ufał i nie raz się zwierzał wystawił go do wiatru. Gawain oddychał szybko, nadal mając w głowie obraz ogromnej, lisiej bestii. Przetrawiał co zobaczył u góry, a mózg usiłował to wyprzeć. - Yako? - tym razem zabrzmiał niepewnie i cicho.Yako - 25 Wrzesień 2018, 19:59 Opierał się ramieniem ścianę, zakrywając oczy i oddychając głęboko. Musiał jak najszybciej się uspokoić. Cieszył się ciszą i ciemnością, które niestety nie trwały zbyt długo. Najpierw usłyszał jak ktoś schodzi. Skupił się na dźwiękach. Musiał wiedzieć kto to. Potem puszka, a następnie...fala światła. Syknął, zaciskając mocno powieki i zakrywając lepiej oczy. Było za jasno. Światło drażniło go.
Nie reagował na początku. Spiął się mocno, gdy rudzielec go dotknął, ale na początku nie reagował. Dopiero słysząc co ma do powiedzenia, nagle z groźnym warkotem chwycił go pod szyję za koszulę i przygwoździł do ściany. Nie zrobił tego jednak tak brutalnie jak w jego mieszkaniu gdy dowiedział się, że ma do czynienia z Dręczycielem. Spojrzał mu w oczy. Jego jedno, prawe, było zamknięte, choć z kącika ciągnęła krwista droga aż do żuchwy - jak tu wszedłeś? - zapytał spokojnie. Ciekawiło go to po prostu. Nie zauważył nawet, że nie domknął drzwi, które prowadzą do podziemnego garażu. Głos miał lekko zachrypnięty i lekko zmęczony. Chciał tylko odpocząć, ale Gaw i tak musiał tutaj przyjść.
Zaśmiał się krótko, niezbyt wesoło - jaki troskliwy - przesunął dłoń na jego policzek i pogładził go kciukiem - mimo tego co zobaczyłeś, gdy widziałeś prawdziwe go mnie...nadal chcesz się mną zająć? - przejechał kciukiem po jego wargach, nachylając się do jego ucha. Był naprawdę blisko - nadal chcesz ze mną być? - dodał jeszcze i złożył na jego ustach pocałunek - uwielbiam ten smak, ale coś może sprawić, że będzie lepszy - wyszeptał jakby do siebie. Znów przejechał mu palcem po ustach, ale gdy doszedł do ich skraja, nagle przejechał pazurem, rozcinając bladą skórę. Znów go pocałował i zlizał cieknącą mu po brodzie krew - pysznie - uśmiechnął się groźnie - nadal chcesz mnie obejrzeć? - sprawdzał go, ale czy nadal go chce. Może robił to nieświadomie, a może po prostu się bał, że teraz rudzielec go zostawi? Nadal nie otwierał też oka, trzymał je zamknięte, a drugie miał lekko przymrużone.Cosiek - 28 Wrzesień 2018, 23:03 Roznosiło go. Był jednocześnie przerażony i wściekły i nie wiedział jak sobie z tym poradzić. Nadal się trząsł i jakoś nie mógł przestać nawet widząc jak mężczyzna wychodzi. Nie był pewien czy czuje się lepiej na rękach. Z jednej strony był bliżej mężczyzny, którego słuchał nawet Duży Lis, a z drugiej nie wiedział co Cień zrobi kiedy będzie trzeba atakować. Rzuci Cośkiem w napastnika? Taki rozwój sytuacji chłopcu by się nie spodobał.
Na szczęście do niczego strasznego nie doszło, a Włamywacz uciekał jak oszalały. Z gardła malca wyrwało się nawet coś pomiędzy chichotem a pomrukiem satysfakcji kiedy były agresor zaczął się wywracać. Zaraz potem lisek syknął z rozczarowania kiedy jednak nie doszło do upadku.
- Tak. - Powiedział przytulając się do Gawaina. Strach zaczął go opuszczać, ale niepokój jeszcze pozostał. Co prawda reszta stada wyglądała jakby uważali, że nie ma już żadnego zagrożenia, ale on jakoś nie dawał temu wiary. Wcześniej myślał, że jest już bezpieczny, że uciekł dostatecznie daleko, a okazało się że wcale nie. Na wielki ekran tylko zerknął, później będzie czas na podziwianie i zabawę.
Pozwolił Cieniowi odejść gdzie tam chciał, a sam poszedł na obchód domu. Kiedyś jeszcze obejrzy go sobie pod kątem wszelkich możliwych kryjówek i uciech, ale teraz miał co innego na głowie. Jak poparzony latał od okna do okna sprawdzając czy wszystkie są zamknięte i czy nikt nie czai się na zewnątrz.
Niedawno spał, a znowu był zmęczony. Już po pierwszym okrążeniu był zmachany, bieganie po nie znanym terenie i wdrapywanie się na wszystko co się da może dać w kość. Mimo zadyszki nie mógł jeszcze przestać. Nie był pewien czy sprawdził wszędzie, albo czy sytuacja się nie zmieniła.
Przy swoich poszukiwaniach nie zrobił za dużo bałaganu. Nie przeszukiwał rzeczy, ani nie grzebał w szafach, za to do każdego okna przystawił krzesło by ułatwić sobie obserwację terytorium.Gawain Keer - 30 Wrzesień 2018, 20:00 Tak krótkie słowo, a jednak wypowiedziane z uporem i odwagą. Nieprzełamane strachem zwykłe tak w dziwny sposób napełniło Gawaina dumą. Odwzajemnił uścisk. Nawet jeśli dziecko nie powinno być świadkiem podobnych scen i poważnych rozmów, poradziło sobie znakomicie. Cień zostawiał chłopczyka samego bez większych obaw, lecz nie oznaczało to, że nie chciał mieć go znów czym prędzej na oku.
Yako przywoździł go do ściany. Delikatniej niż ostatnio, ale sprawiło, że poczuł się zagrożony. -Zostawiłeś uchylone drzwi. Inaczej nie znalazłbym Cię tak szybko. - wytłumaczył się prędko chwytając Demona za nadgarstek. Lekko skrzywił się na jawną kpinę z jego szczerej troski i zmrużył oczy, gdy silna dłoń gładziła jego lico z podejrzaną jak na Yako czułością. - Wiem kogo wybrałem. - prychnął urażony, gdy brunet ciągnął swą śpiewkę i zadał podobne do poprzedniego pytanie.
Naprawdę sądził, że ten brutalny pokaz jest w stanie zmusić go do porzucenia Żywiciela? I to teraz? - Jak mo... - pocałunek na moment zdusił jego żałosną próbę buntu. Wytrzymał natarcie marszcząc brew i zastanawiając się, czy fizyczne zbliżenie jest tym co pozwoliłoby Yako na odzyskanie równowagi. Gdy ich usta na moment się rozdzieliły, milczał i spoglądał na kochanka starając się zrozumieć do czego dąży. Czemu mówi tyle raniących słów? Czemu na siłę stara się go od siebie odsunąć?
Sens kolejnych słów doszedł do niego w tym samym momencie co piekący ból i ciepło spływającej bo brodzie posoki. Warknął, gdy Yako dobrał się do krwi i odepchnął go. - Przestań! - podniósł głos tracąc cierpliwość i resztki sił, by ignorować stres, który nawarstwiał się przez ostatnie parę dni. - Jak w ogóle możesz o to pytać?!- wydarł się wlepiając w niego szeroko otwarte oczy. - Po tym jak poświęciłem dla Ciebie nawet niewinne życia! Myślisz, że skąd mam Blaszkę?! O mało nie dostałem zawału, gdy Kaevan spotkał nas w Hali! Oszukiwał mnie od początku i czułem to w kościach, z premedytacją ignorowałem, żebyś miał coś dzięki czemu będziesz spokojniejszy! - wziął głęboki oddech i oparł się o regał trzęsąc się z emocji. -Jeśli myślisz, że po tym jak złamałem własne zasady podkulę ogon, to jesteś w błędzie. - wyszeptał łamiącym się głosem, mając gdzieś, że nadal krwawi. Nie zapłakał i nie ciągnął tematu. Wtedy Yako faktycznie mógłby go zostawić. Zasmarkany bachor nie był mu potrzebny. - Nie prosiłeś mnie o to, wiem. - uśmiechnął się zbolały i oblizał wargę z krwi. Wyciągnął ku Yako drżącą dłoń. - A teraz pokaż to oko. Nie powinno czekać. - powiedział pogodnie jakby nie stało się nic.Yako - 30 Wrzesień 2018, 21:29 Zerknął w stronę schodów i nasłuchiwał przez chwilę. Zupełnie jakby sprawdzał, czy ktoś czasem jeszcze do nich nie dołączy. Po chwili jednak wrócił wzrokiem do ukochanego i wpatrywał się w niego jednym okiem.
- Na pewno?- zapytał mruczącym, ale dość groźnym głosem. Bał się i nie chciał tego pokazać. Nie chciał stracić Gawaina ale podświadomość kazała mu sprawdzić czy ten na pewno chce z nim być, czy się go po prostu boi. Czy może miał jakiś jeszcze inny powód, żeby chcieć być z kimś takim jak Yako. Do Demona to po prostu jeszcze nie docierało. Natalie nigdy nie pokazał się z tej strony, dlatego tym bardziej wewnątrz był przerażony co z tego wszystkiego wyniknie.
Zmarszczył brwi i cofnął się lekko. Gaw go odrzucał? Co się właśnie działo? Musiał jednak zachować poważną twarz. Przyglądał się uważnie rudzielcowi. Puścił go i splótł ręce na piersi. Zmarszczył brwi i nie odrywał wzroku od Cienia. Nie mógł jednak przygotować się na to co usłyszał, a tym bardziej nie na to co nastąpiło później, gdy Dręczyciel znów poprosił go o to by dał się obejrzeć.
Demon przez chwilę nie odpowiadał. Nawet nie ruszył się z miejsca. Nie drgnął. Po prostu wpatrywał się w ukochanego, jakby chciał sprawdzić czy ten czasem nie robi go w konia. W końcu westchnął i pomasował nasadę nosa. Nadal nie otwierał oka -no dobrze - powiedział i odsunął się bardziej - ale wracajmy na górę, lepiej nie zostawiać Kogitsune samego - powiedział i ruszył powoli, kulejąc na górę. Dopilnował, żeby tym razem drzwi się dobrze zamknęły i nie czekając na rudzielca, poszedł od razu do kuchni. Na to co robił Cosiek tylko zerknął. Jedyną jego reakcją na jego zachowanie było podejście to jednego z przełączników na ścianie i opuścił wszystkie rolety antywłamaniowe. Zrobiło się całkiem ciemno, więc zapalił światła.
Usiadł w kuchni, wyciągając wcześniej apteczkę i czekał na kochanka. Siedział i nie marudził, pozwalając się oglądać. Nie otwierał jednak oka. W sumie i tak nie mógł bo krew zdążyła już zaschnąć między powiekami. Nim jednak pozwolił Gawowi pracować, poczekał aż ten sam się ogarnie. Minuta czy dwie nie zrobią mu przecież różnicy.Gawain Keer - 3 Październik 2018, 22:18 Miał dosyć pokazówki. Demon zaczynał działać mu na nerwy. Zyskał jednak pewność, że wszystkie te pytania to po prostu kolejna gra. Yako uwielbiał się droczyć, a Gawain wiedział dlaczego. Lis nie raz już krył się za żartami. Uwagi były celne, sięgały najmiększych części. Robił tak, bo sam czuł się niepewnie. Bał się. Atak był strategią obronną.
- A co byś zrobił, gdybym powiedział nie? Że nie jestem pewien i tak naprawdę mam w dupie Ciebie, Pardona, Cośka i całą resztę tego bałaganu? Twój pieprzony pociąg do przygód, przez który non stop składam Cię do kupy, chociaż wcale nie muszę? - wystrzelił jak z karabinu, omiatając wzrokiem twarz mężczyzny przed sobą. Gra istniała, ale nie miał zamiaru uczestniczyć w tej farsie. Patrzył na niego z czułością i smutkiem. Co też jego połamany Lis znów sobie uroił? - Tak, na pewno. - dodał miękko i śmiertelnie poważnie, po czym wziął głęboki oddech, by móc się uspokoić i zebrać myśli. - Gdybym nie chciał z Tobą być uciekłbym już dawno. Niezależnie od tego czy jesteś demonem, czy nie. - skwitował i smętnie wzruszył ramionami, wbijając spojrzenie w podłogę.
Sekundy ciszy raniły niczym noże, ale w porównaniu do westchnienia Yako były niczym. To było świstem gilotyny. Przez krótki moment łudził się, że wybranek okaże odrobinę zrozumienia i czułości. Pocieszy w jakikolwiek sposób lub choćby uraczy jakimś uszczypliwym, acz żartobliwym komentarzem. Podejdzie do niego. Kurna, zrobi cokolwiek! Gawaina aż skręcało w środku. Miał ochotę wyrwać do przodu i najzwyczajniej w świecie się przytulić, ale wyglądało na to, że był już wystarczająco dużym problemem. Problemem z całym worem trupów na plecach i kieszeniami pełnymi tajemnic.
- Masz rację. - odrzekł sucho i powoli, w ciszy, ruszył za Kitsune. Obserwował jego plecy przez całą wędrówkę w górę schodów, jakby miał go już nigdy nie zobaczyć. Był tak blisko, a jednak tak daleko.
Widok Yako upewniającego się, że drzwi zostały dokładnie zamknięte odrobinę zabolał. Keer wiedział, że to przez wzgląd na Cośka, ale odniósł wrażenie, że Lis naprawdę nie życzył sobie widoku Cienia. Tylko co by było, gdybym tam nie zszedł? - przeszło mu przez myśl. W drodze do kuchni na moment zrobiło się całkowicie ciemno. Przystanął, by nie wpaść na Yako i nasłuchiwał jakichkolwiek oznak paniki u dziecka, które krążyło po domu.
Gdy Lis wyciągał apteczkę i w końcu usiadł, Gawain porządnie umył ręce i podszedł do stołu. Uchylił wieko sporego pudełka i zerkał na Demona, zastanawiając się czego powinien użyć. Nagle zatrzymał się i zmieszany odwrócił głowę w bok. - Czy mogę użyć omnistripów? - zapytał grzecznie, a jego dłoń bezwiednie powędrowała w stronę świeżego rozcięcia na brodzie. Nie bał się, lecz wycofywał. Ustępował. Cała jego postawa i gesty pokazywały, że gdyby mógł, wolałby być niewidzialny. Z kolei spojrzenia były długie i tęskne. Wpatrywał się Demona jak w nieuchwytny miraż.Yako - 4 Październik 2018, 11:33 Emocje zniknęły z oka Demona. Nagle jakby postarzał się w oczach. Zaczął wyglądać jak ktoś zmęczony życiem, wiekowy. Przyglądał się rudzielcowi -nie chcę Cię trzymać na siłę. Jeśli tak uważasz, to możesz odejść....skoro nie jesteś ze mną szczęśliwy... - końcówkę dodał już ciszej. Nie chciał by Gawain odchodził. Na pewno by już nie szukał nikogo, z kim mógłby być blisko. Po prostu zostałby sam, tak jak to było przez większość jego życia. Widać naprawdę nie nadawał się do życia z kimś. A skoro Keer o tym wspomniał to bardzo możliwe, że tak właśnie uważa. Yako już był tak bardzo zmęczony. Chciał tylko odpocząć, w końcu po prostu usiąść na tyłku i niczym się nie przejmować, mieć czas na dojście do siebie, ale nie było mu to dane...miał niecały dzień na odpoczynek, a po tym co przeszedł to nawet dla niego było za mało. Do tego ponownie zaczęło go boleć serce, słysząc te wszystkie pytania z ust Cienia.
Trochę mu ulżyło, gdy usłyszał, że Gawain nie chce od niego odchodzić. Zrobiło mu się trochę lżej.
Gdy opuścił rolety, jedynym źródłem światła był przez chwilę tylko telewizor. Yako zapalił światło dość szybko, ale było ono przyciemnione. Nie zapalał go na pełną jasność, oczy miał wrażliwe teraz na nie, a nie chciał dostać migreny tylko przez to, że się zdenerwował.
Spojrzał na kochanka, gdy ten zapytał o plastry -o to czy możesz użyć papieru toaletowego też będziesz pytał? - westchnął i wstał. Pchnął lekko Cienia na krzesło by ten usiadł i sam zajął się rozcięciem -nie musisz mnie pytać czy możesz czegoś używać, poza samochodem i moim telefonem - wyjaśnił cichym głosem - to też Twój dom - powiedział i gdy skończył ucałował delikatnie zranione miejsce. Zajął swoje poprzednie miejsce by oddać się w ręce kochanka.Gawain Keer - 5 Październik 2018, 20:26 Cień zacisnął usta, choć zaraz lekko się skrzywił gdy poczuł mocne szczypanie na rozciętej wardze. Postawa Yako zawiodła go i jednocześnie zaciekawiła. Musiał ochłonąć. Wytężyć mózg, a nie muskuły. Uspokoić skołotane serce. Wpatrywał się w mężczyznę jastrzębimi oczami.
Demon z jakiegoś powodu nie podejmował walki tylko na tym polu. Bez wahania dałby się sprowokować w przypadku innych spraw niż uczuciowe. Jako Luci zapewne czarowałby go sukubimi krągłościami. Ale teraz był w postaci Lusiana. Silnej i zaskakująco wrażliwej. Chyba sam nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Łaski bez. Jestem do Ciebie przywiązany, nie przykuty. - prychnął, lecz na moment się rozmarzył. Nie żebym nie chciał...
Odpowiedź Yako wziął za dobrą monetę. A więc to nie była kara. Tylko co w takim razie? - No skoro muszę...- zamręczał pod nosem, po czym sapnął zaskoczony i klapnął na krzesło. - Co robisz?! Mogę sam się tym zająć. Powinieneś odpoczywać. - mówił szybko, całkowicie zbity z tropu. Coś jednak czuł, że Yako dziś nie odpuści. Często powtarzał ze smutkiem, że Cień nie daje się rozpieszczać. Ponieważ rozcięcia dorobił się dzięki niemu zamknął gębę i zniósł zabiegi z pochmurną miną. - Wiesz, że będę musiał się jej pozbyć. Nawet bez rudej grzywy i nietypowych oczu już wystarczająco się wyróżniam. - zamarudził wyraźnie niezadowolony z sytuacji. Teraz będzie musiał iść do Bane'a. Spojrzeć mu w te świecące gały i w zasadzie przyznać się do błędu. Kurna, ale się doktorek będzie mądrzył i puszył. Pęknie z dumy.
Skrzywił się na buziaka. - Musisz to robić co? - ukrył zażenowanie za sztuczną złością. Poczuł miły ucisk na karku i wszechogarniające ciepło. Yako był tak blisko i patrzył tylko na swego Cienia.
Wstał i stanął nad brunetem. Ujął jego podbródek i odchylił głowę do tyłu. - Trzymaj ją tak. - powiedział nisko, układając zamoczony wacik na sklejonych posoką powiekach. Przelotnie spojrzał na odsłoniętą szyję Lusiana i odszedł by przygotować napar z rumianku. Zastanawiał się jak wyglądałby Demon, jaką zrobiłby minę, gdyby zacisnął dłoń zaraz pod jego żuchwą. Co ujrzałby w jego oczach? Zaufanie? Gniew? Zgodę czy protest? Z zamyślenia wyrwał go dźwiękowy sygnał czajnika. Zalał rumianek i odstawił na bok. Wróciwszy do Demona złapał za wacik i zaczął delikatnie wymywać krew spomiędzy rzęs. - Nie potrzebuję wiele. Sam wiesz, że do szczęścia jest mi potrzebne łóżko, wanna i książki. Ewentualnie popykałbym sobie w coś na konsoli. - odparł. Wolał uprzedzić go o tym co będzie robił podczas pobytu w willi. To nadal był tylko budynek. Nie znalazł jeszcze swojego miejsca. Nie miał tu ulubionego fotela, koca, którym zawsze by się okrywał, przypisanego mu kubka, z którego co wieczór piłby kawę. Nie pamiętał rozkładu rzeczy w szafkach, nie wiedział gdzie Yako stawia szampon, a gdzie żel do mycia ciała. Był obcym tutaj i w Norce. Nawet w Wieży było pod tym względem lepiej. Wszystko było poukładane przez niego. Odnalazłby się z zamkniętymi oczami. A przede wszystkim to on stawiał tam warunki. Jego dom, jego zasady. - W ciemnych też Ci do twarzy. Białe i krótkie wyglądałby trochę śmiesznie. - zagadnął i odłożył brudny wacik na stół. - No to pokaż. - szepnął w skupieniu, gdy ostrożnie rozdzielał rzęsy pomagając sobie pęsetą. Oko nie wyglądało źle, ale było bardzo przekrwione. - Poszła Ci żyłka. Może jeszcze krwawić i szczypać. Nie trzyj oka, bo tylko się pogorszy. Radziłbym iść po krople do oczu z czymś aktywnym, żebyś nie dostał zapalenia. Do przemywania używaj soli fizjologicznej. Myślałem, że użyję rumianku, ale widząc to teraz, uważam, że to zły pomysł. Rumianek może dodatkowo podrażnić oko. - mówił oglądając dokładnie oko. Odsunął się od Yako i po chwili wręczył mu kubek. - Ale nie pozwolę żeby się zmarnował. Pij, coś ciepłego dobrze Ci zrobi. - dodał spokojnie i usiadł obok, opuszkami badając swój opatrunek.Yako - 5 Październik 2018, 22:09 Warknął na niego ostrzegawczo - bo to bardzo męczące.... - powiedział, przeczyszczając świeżą ranę - przestań się wiercić, nie jestem w tym tak dobry jak Ty - powiedział cicho, gdy zajmował się raną. Nie miał takiej wprawy. Nigdy nie przejmował się tym, żeby coś było niewidoczne. Byle by w miarę się zagoiło, nie miał powikłań i problemów. I tak wszystkie blizny dość szybko mu znikały.
Jego ręce na moment się zawahały, gdy Cień powiedział, że się jej pozbędzie. Ale nic nie powiedział. Skoro tak chciał...to niech robi co chce. To jego ciało niech robi z nim co chce.
Widząc reakcję na całusa, szybko się wycofał. Nic nie powiedział. Po prostu zajął swoje miejsce. Zabolało go to. Biernie wykonywał polecenia Cienia. Siedział posłusznie, cicho. Za cicho jak na tego Lisiego Demona. Po prostu czekał aż Gaw się nim zajmie...znowu. Zamknął drugie oko na czas czyszczenia powiek.
Łóżko...książki...wanna...tylko tyle. Demon przełknął gulę, która rosła mu w gardle - możesz robić co chcesz - powiedział cicho. Uciekł też wzrokiem gdzieś w bok. Gdyby mieli teraz na sobie Blaszki, Cień mógłby poczuć dziwną pustkę. Demon naprawdę czuł się samotny. Mimo, iż miał przy sobie kogoś...kto miał nadzieję, że będzie mu bliski. Błękitna tęczówka była dziwnie...mętna. Jakby niebo zaczynało się zasnuwać chmurami. Ale nie miał zamiaru nic mówić na ten temat. Chyba dziś już powiedział za dużo.
- Dlatego je wydłużyłem - burknął cicho, czekając aż Dręczyciel oceni stan jego oka.
Słysząc jego wskazówki wzruszył ramionami - nie będę trzeć...ale do apteki dziś już nie pójdę. Jest późno - powiedział jeszcze. Podziękował za pomoc i wstał by posprzątać wszystko. Znów był sam mimo iż nie fizycznie, bo miał gości. On tu był gospodarzem i powinien dbać by wszystko było na miejscu. Schował apteczkę, wyrzucił waciki i osłonki z plastrów. Oko miał nadal zamknięte. Światło raziło go ale musiał coś robić. Wiedział, że nie da rady zasnąć.
- Ja... muszę się zająć scenariuszem - powiedział cicho i upił trochę rumianku. Wstał i powoli, podpierając się o ścianę poszedł na piętro i wrócił z papierami oraz czerwonym długopisem. Usiadł w kuchni i zaczął pracować. Nie chciał im przeszkadzać, a sam też nie chciał siedzieć przed telewizorem. Tutaj jednak nie był aż tak oddalony jakby to było, gdyby usiadł w gabinecie lub bibliotece. Musiał jednak w końcu zająć się pracą. Musiał odgonić myśli od tego co się dziś wydarzyło. Po prostu skupić się na czymś...co nie jest związane z jego prywatnym życiem.
Nie chciał w ten sposób odganiać Cienia...niech robi co chce, ale nie chciał też siedzieć w całkowitej ciszy nad kubkiem ziółek. Musiał robić cokolwiek.Cosiek - 8 Październik 2018, 11:18 Bieganie od okna do okna nieźle go już zmęczyło. Zupełnie stracił poczucie czasu i nie wiedział jak długo nie było mężczyzn.
Kiedy wreszcie wrócili zobaczył wokół nich woń krwi, niezbyt mocną, ale świeżą. Czyżby jednak nie dali Porywaczowi uciec? Ale to nie była jego posoka. Pobili się o pozycję w stadzie?Przecież Gawain mówił, że idzie uspokoić Lusiana, a nie rzucać mu wyzwanie.
Rany nie były tak poważne, żeby się bardzo martwić, a Lisek nie miał już czasu na rozważania. Coś złego działo się przy oknach. Metal zasłonił wszystkie otwory w budynku i ich uwięził.
Mimo zadyszki chłopiec znalazł w sobie nowe siły i jeszcze raz popędził sprawdzić wszystkie pomieszczenia. Niestety jego przypuszczenia były trafne. Zostali zamknięci w pułapce. Wargi zaczęły mu drgać, ale się nie rozpłakał. Był przerażony, znowu uwięziony w metalowym pudełku, a agresor był niedaleko. Na szczęście tym razem nie był sam, miał swoje stado. No może tylko jego część, ale to i tak lepsze niż nic.
Przez chwilę stał bez ruchu, jeśli nie liczyć drżenia wywołanego przerażeniem, zastanawiając się co zrobić. Na pewno lepiej by było gdyby miał jakiś plan, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Może reszta coś wymyśli? A jak nie to mogą się trzymać blisko w każdej chwili gotowi do obrony. Chyba nie zasną naraz, prawda?
Kiedy wszedł do kuchni było już po udzielaniu pomocy wszystkim poszkodowanym i Lusian sprzątał, a Gawain robił coś z przyjemnie pachnącym kubkiem. Chłopca zdziwił spokój stada. Powinni panikować, biegać, przygotowywać się do obrony, albo chociaż o tym rozmawiać. A tu nic, jakby to był tylko kolejny zwykły dzień. - My w pudełko! Okno z metal! - Krzyczał wymachując rękami i starając się nie skakać. - My koniec! Cosiek nie chce! - Coraz trudniej było mu ustać w miejscu. Chwycił obu mężczyzn za ręce i pociągnął do okna starając się gestami przekazać by spróbowali usunąć metalowe barykady. - Cosiek już nie lis! Co jak Lusian nie lis?! Gawain nie Cień?! - Nie wytrzymał i wreszcie się rozpłakał. Wiedział, że musi być silny, że musi walczyć. Ale był taki mały w zupełnie obcym świecie i wszyscy robili z nim co chcieli. Ledwo widział przez łzy, a tłumiony szloch targał nim tak mocno, że niemal wywracał. Mimo to był gotowy szarpać tłuc i gryźć każdego kto mógłby im zagrozić.Gawain Keer - 8 Październik 2018, 21:40 Posłał Yako czujne spojrzenie, lecz nie odezwał się nawet słowem. Trwał w bezruchu jak mu przykazano. Dopiero gdy ostatni plaster znalazł się na właściwym miejscu pozwolił sobie na komentarz. - Igły bym Ci nie powierzył. - zadrwił, lecz szybko spoważniał i spuścił z tonu. Wystarczy przekomarzanek jak na jeden dzień. - Dziękuję. - posłał mu blady uśmiech, który zgasł tak szybko jak się pojawił. - Zachowałbym ją... ale nie mogę. - dodał smutno. Brzmiał jak wyszczerbiony dzban. Pusty, złamany, nijaki. Niby nosili maski, ale w Świecie Ludzi nie będą przecież w nich paradować. Dopiero by było. Zmienić kolor włosów lub oczu było prosto. Wypełnienie blizn to już więcej zabawy. Nie miał czasu na codzienne babranie się przy lustrze. Ostatnio ledwo znajdował czas na sen.
- Ale nie wiem co. - odparł krótko nie przerywając czynności. Bo co miałby robić? Chętnie oddałby się treningowi po urlopie zdrowotnym. Basem i siłownia czekały. Siedzenie na tyłku zaczynało męczyć. Szukał ujścia, a przy Yako i Cośku wolał nie pić. Nie chciał być jednym z tych smutnych i budzących politowanie otoczenia osób, które sięgają po alkohol przy okazji byle sprzeczki. Żałosnym śmieciem pytającym czy nim gardzą i go nienawidzą, choć prawdziwą przyczyną problemu jest picie. Rita gniła w mokrej ziemi. Nie wysłucha go więc ani lustro, do którego pił, ani dziewczyna, której mógł powiedzieć wszystko. Nie mógł się tak żalić Lisowi. Pewnie wyśmiałby go lub śmiertelnie się obraził. Mówił, że go kocha, ale sam nie był pewien co to oznacza. Jak więc miał zdobyć się na wyznania? Nie byli jeszcze na tyle zżyci by tak ryzykować. Na ten moment wysiłek fizyczny musiał wystarczyć. Lepszego pomysłu nie miał.
- Mogę pójść. Choćby zaraz. To żaden problem. - ożywił się i czekał jedynie na zgodę. Zrobiłby wszystko, by móc znów ujrzeć uśmiech na twarzy wybranka. Jednocześnie poczuł niepokój. Co Yako będzie robił pod jego nieobecność? Już raz to przerabiał.
Wyszedł wtedy po kolejną butelkę i parę przekąsek. Wrócił do zaryglowanych drzwi i zupełnej ciszy opuszczonego mieszkania. Nie było go zaledwie dziesięć minut. W przeciągu jednego wypadu do sklepu został wymazany z czyjegoś życia. Siedział z walizką pod drzwiami jeszcze dobre dwa tygodnie, dopóki nie zaczęło się to robić podejrzane. Bardzo nie chciał powtórki z rozgrywki.
- Poczekaj. - nagle zatrzymał Kitsune, kładąc dłoń na apteczce. Wyciągnął z niej bandaż i gazę, po czym podszedł do Lisa. - Światło nie będzie Ci tak dokuczać. - wyjaśnił i przyłożył gazę do zamkniętych powiek, po czym zabandażował oko. Teraz Demon wyglądał jak ofiara wypadku, ale przynajmniej powinno mu być wygodniej.
Skinął głową i właśnie odprowadzał Yako spojrzeniem, gdy do kuchni wparował spanikowany Cosiek. Usilnie próbował pojąć o co chodzi małemu, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Wzruszył ramionami patrząc na Lusiana. Mimo wszystko przytulił do siebie chłopca. - Ciiii... nic ci nie grozi. Nie jesteśmy w pudełku. I Lusian będzie lisem, a ja Cieniem. Jutro będziesz miał dokumenty. Zobaczysz. Cosiek więcej niż lis. - starał się go uspokoić. Bujał się z nim na boki, ukrywając swoją zmartwioną minę w wątłym ramieniu dziecka. Niech no drań tylko poczeka. - zacisnął mocniej palce na bokach Cośka, jednak nie na tyle by było to bolesne. Powiódł wzrokiem po pokojach. Krzesła i pufy stały przy zasłoniętych żaluzjami oknach. Nie wiedział czemu, ale domyślał się, o co może chodzić dziecku. - To tylko żaluzje. Chronią okno. Okna są ze szkła. Tak jak szklanki. - wziął Cośka na ręce i podszedł z nim do kredensu. Wyciągnął szklankę, garnek oraz ciężki nóż. Przekręcił głowę, by móc spojrzeć na Yako. - Spokojnie. Odkupię. - uprzedził i nakrył szklankę garnkiem. - Metal nie jest tak kruchy jak szkło. - wziął ostrze i uderzył nim w garnek, wydając brzęk. - Może je ochronić przed zbiciem. - odstawił garnek na bok. - Jeśli nie byłoby metalu, to ktoś mógłby wybić okno i dostać się do środka. Do norki. - owinął szklankę w ścierkę, po czym przyłożył do niej czubek noża i uderzył nim w krawędź. Rozgarnął kawałki ostrego szkła. Gawain - jeden, szklanka - zero! - Nie bój się. Żaluzje można podnieść. Tak jak garnek. - postukał palcem w stal i pogładził chłopca. - Rozumiesz już? - zapytał i posadził go na blacie. Sprzątnął szkło, porządnie wytrzepał ścierkę i wyciągnął z szafki kubek. Rumianku jeszcze trochę zostało, a widać lisy miały na niego zwiększone zapotrzebowanie. Podał kubek Cośkowi i sam usiadł na blacie obok niego. Patrzył pod swoje dyndające nad podłogą nogi dopóki Yako nie wrócił do nich uzbrojony w długopis. Zwinnie zeskoczył z blatu i podszedł do Demona, układając dłoń na jego ramieniu. - Pójdę pooglądać kreskówki z Kogitsune, żeby Ci nie przeszkadzał, dobra? - zapytał szeptem i wyprostował. - Chcesz wiedzieć, co dalej działo się ze smokami? Film dalej? - zwrócił się do małego i postawił go na ziemi.Yako - 9 Październik 2018, 16:05 Jedno słowo mu się cisnęło na usta. Kłamca! Ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Już dość dziś się kłócili. Dość krzyczenia i warczenia na siebie. Obaj byli zmęczeni i dobrze by było, żeby mogli odpocząć. Nie chciał się kłócić...nie z nim.
Westchnął ciężko - możesz pływać, ćwiczyć, oglądać coś, uczyć młodego, czytać...robić co tylko chcesz - wzruszył ramionami. Wbrew pozorom jest sporo rzeczy, którymi mogli się zająć. Demon po prostu musiał zająć się pracą. To było najlepsze wyjście.
Spojrzał na niego, zmęczony -dziś już to zostaw...jak będzie trzeba to nakropię to normalnymi kroplami. Jutro zajdę - powiedział, wstając powoli.
Odwrócił się jeszcze w stronę Cienia, gdy ten go zatrzymał. Dał sobie zakryć oko -dziękuję - powiedział cicho i już chciał w końcu wejść na piętro, Kogitsune zaczął świrować. Odwrócił się i uniósł jedną brew, nie wiedząc co się dzieje. Wzruszył ramionami przed przedstawieniem rudzielca -nie musisz. Byleby po tym nie było płaczu - powiedział obojętnie. Oczywiście miał przy tym na myśli, żeby młody nie wbił sobie gdzieś tego szkła ze szklanki Po co miał się przejmować stratą jednej. Nawet nie była jakaś wyjątkowa, ot najzwyklejsza szklanka.
Po chwili szedł na dół z wszystkim. Spojrzał na rudzielców po czym na swojego kochanka - w porządku- powiedział i poszedł do kuchni. Niech sobie oglądają. Przynajmniej nie będzie tutaj aż tak cicho. Telewizor będzie grał, a pewnie też Kogiś będzie zadawał pełno pytań. Byle tylko nie zawracali mu głowy.
Dodał sobie do rumianku miodu i spojrzał na dzieciaka - chcesz też miodu? Żeby było słodkie? - zapytał i jeśli chciał to dał mu spróbować swojego rumianku by miał porównanie. Jeśli tak zdecydował to dał mu trochę miodu do napoju i popijając własny, zajął się w końcu swoją pracą.