Anonymous - 1 Grudzień 2011, 00:46 Masochistycznym, czy też nie, jak już nie raz wspomniałam - Adrien z reguły najbardziej chciała realizować te cele, które wydawały się wręcz niemożliwe, bynajmniej! Nie osiągalne dla niej samej, nigdy nie interesowało ją zdanie innych, czy ich możliwości, dlatego nie zamierzała robić wyjątku i kierować się większością. Już na starcie, kiedy to kości zostały rzucone, a ona postanowiła o coś zaciekle walczyć, musiała być wręcz pewna, że temu nie dokona (cuda to już zupełnie odrębny temat). Jej życie można było bez większego problemu określić mianem wielkiego paradoksu - żyła z tego, że właśnie podejmowała się niemożliwych do realizacji zadać. Dzięki temu mniej więcej potrafiła określić dlaczego ów zadaniu nie podołała, w ten sposób miała wiele możliwości, chodź w gruncie rzeczy chciała opisać każdą ze swoich masek, niezależnie od tego, czy zamierzała użyć dwa razy tej samej, czy też porzucić w zapomnienie. Szkoda tylko, że i w tym momencie jak to miała w zwyczaju, nie połasiła się i nie użyła jednej z nich, chociażby jako tarczy, chwilowej obrony, a zdobyty czas mogłaby jakoś wykorzystać. Tak na prawdę trzeba by było w tym momencie zacząć bić mu brawa, co osobiście sobie odpuści, jakoś w tym momencie nie zamierzała być dla niego miło - jeszcze zostałaby okrzyknięta mianem jego fanki, czego wypierać mogłaby się w żywe oczy. Zainteresowanie się jego osobą, a obsesja na jego punkcie to dwie odrębne sprawy, chodź obie najchętniej by sobie odpuściła. Albo chociaż nie zagłębiała w ich sens.
A najbrzydszą sukienkę co najwyżej może założyć na siebie. Już wolała perspektywę zakrywania się jedynie cienkim materiałem karminowej peleryny, niźli pokazanie się gdziekolwiek w czymś takim - zawsze dbała o swój wygląd zewnętrzny, nie mogła stać się pośmiewiskiem. I to jeszcze dla rasy ludzkiej, niedoczekanie! Skoro już miałaby czyimś osobistym błaznem, wolała nieumyślnie zabawiać Lokiego, miała do czynienia tylko z jedną personą, a nie setką par wrednych oczu, które uważnie kontrolowałyby każdy jej ruch, byleby tylko nie przegapić jakiegoś ważnego, żenującego dla niej momentu. Na samą myśl skrzywiła się, jakby ktoś podstawił jej pod nos, coś, co swoim zapachem zwaliłoby z nóg niejednego śmiałka.
Czyż to nie było zabawne, że chwila słabości, odrobina zwątpienia potrafiła wszystko w jednej chwili spieprzyć. I tak, mowa tutaj o tym, co najprawdopodobniej miało się między nimi wydarzyć i na co ona sama miała ochotę, niezależnie od tego, że byłby to jej pierwszy raz. Kiedyś być musi, nie zamierzała zostać do końca swojego życia niedoświadczoną cnotką. Najchętniej teraz, gdyby miała możliwość cofnęłaby czas, nie do momentów, w którym miała się zdecydować odnośnie pracy u niego (w celu zrezygnowania z ów posady), bo akurat nie żałowała tego, ze go poznała, mimo słów wypowiadanych przez nią, które właśnie o tym dobitnie by świadczyły. Natomiast po to, by nie dopuścić do tego typu rozmowy, teraz jednak była jedna wielka - lipa. Nie mogła nic zrobić i wątpiła by kiedykolwiek zdanie Lokiego zmieniło się na jej temat. Ona była całkiem zmienną istotką, ale co można powiedzieć o kimś, kto trzyma się z ułożonego planu - chodź w niektórych momentach można mieć pewne wątpliwości odnośnie tego. Po raz kolejny, z niewiadomego powodu, poczuła ten nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej, odruchowo, jakby nie zdając sobie z tego sprawy - przyłożyła w miejsce bólu dłoń, zaciskając ją i tym samym zsuwając niego górną część garderoby.
Ignorowała, bała się, nie chciała komentować, czy co tam jeszcze dusza zapragnie - jego słów, najprawdopodobniej wynikało z tego, że nie miała już ochoty na jakiekolwiek docinki. Sam fakt, że Loki wyszedł z wanny nieco ją zaniepokoił. - I nici ze wspólnej kąpieli. - burknęła niezadowolona sama do siebie, odprowadzając wzrokiem mężczyznę. Jeszcze jakiś czas wpatrywała się w drzwi od łazienki, by po chwili, czy za sprawą kaprysu czy czegoś innego zaczęła doprowadzać łazienkę do tego stanu, w jakim znajdowała się wcześniej. Konieczne było spuszczenie wody, czy pozbycie się z podłogi ubrań. Złożyła je, co prawda mało starannie, ale tylko po to, by odłożyć je na bok. Chyba faktycznie wypadałoby mu zrobić pranie, jeszcze chłopaczyna zostanie bez niczego i jemu również wyobrazi się ten sam scenariusz co jej, iż będzie musiał biegać roznegliżowany, okrywając się jedynie jakimś skrawkiem materiału. Spektakl pod tytułem Sierotka Marysia, w roli głównej, o dziwo! Nie Marysia, a Loki. Wyjątkowo ciekawe i zabawne zestawienie. Po sprzątnięciu w łazience, skierowała się w stronę salonu, w którym wcześniej miała okazję chwilę odpocząć. Chyba za bardzo ją samym sobą rozochocił, bo nie zamierzała nawet oddać się w ramiona Morfeusza. Miast tego ruszyła wiec na poszukiwania swojego towarzysza, na szczęście długo szukać nie musiała, mimo wielkości rezydencji. Jeszcze posiadała coś takiego jak zmysł słuchu, póki co..
Puknęła kilka razy, by bez słów, ani nie czekając na słowa Lokiego, wsunąć się ostrożnie do jego pokoju i zamykając za sobą drzwi. Chwilę opierała się plecami o drzwi, lustrując uważnie sylwetkę mężczyzny, tym samym dostrzegając jego niecodzienny, bynajmniej niepodobny do niego ubiór. Uśmiechnęła się mimo wszystko kącikiem ust i ruszyła w jego stronę. - Przytulnie tu. - skomentowała, zatrzymując się na wprost niego. - Skoro wspólna kąpiel się nie udała, to.. - uniosła do góry brwi, wpatrując się w niego wymownie. Chyba nie potrafiła ubrać tego w słowa, była dosłowna, ale w takich sytuacjach radziła sobie kiepsko i przypominała niedoświadczoną nastolatkę. Mimo całej niechęci jaką pewnie dążył ją w tej chwili Loki, cielę uniosła swoje drobne ręce na wysokości jego ramion, by opaść na nie delikatnie i zmusić go do tego, by się do niej przysunął, czy jej się dało - wszystko zależało od Lokiego. Niemniej przekonałaby się, czy ów Dziobak jest tak dobry w łóżku, jak to sobie wyobrażała, bynajmniej teraz zaczęła wyobrażać.
- Mimo wszystko nie zamierzam zrezygnować. Mam w końcu sporo czasu, bo póki co nie śni mi się zrezygnować z dotrzymywania Ci towarzystwa. - otóż to, póki była jego służką mogła próbować, prawda? Ciężka praca z reguły przynosiła rezultaty, jak będzie w tym przypadku?Loki - 1 Grudzień 2011, 10:45 Beatka była naprawdę dziwną istotką. Trudną do zdefiniowania. Pozornie wydawała się wszak taka prostolinijna i może nieco nazbyt wrażliwa, a jednak najwyraźniej nie tak łatwo zaleźć jej za skórę, czy zniechęcić, gdy czegoś naprawdę chciała. Loki naprawdę nie rozumiał tego jakie idee mogły kryć się za obieraniem celów, które w naszym własnym odczuciu są nieosiągalne, odnoszenia porażek, które potem tłumaczy się ogólną bezsensownością całego zamysłu. Przede wszystkim, Amadeusz do niemożliwych rzeczy kwalifikował jedynie... Kradzież księżyca, na przykład, to było niemożliwe z fizycznego i logicznego punktu widzenia, choć jak miał już okazję się przekonać, te dwa wyznaczniki nie zawsze są takie definitywne... Czasami mogą ugiąć się pod większą siłą więc w zasadzie, gdyby któregoś dnia obudził się z myślą, że należałoby ukraść księżyc z całą pewnością nie zrezygnowałby bez podjęcia próby rozwiązania problemu. Stąd wychodzenie na starcie z założenia, że coś jest nierealne uważał za zagadkowe. Ponadto szukanie usprawiedliwień dla własnej porażki w tym właśnie pierwotnym założeniu? Dobra, rozumiał, że pewne rzeczy czasami się nie udają, to jest oczywiste, nawet jeżeli zaakceptowanie tego faktu zajmowało mu trochę czasu. Niemniej jednak źródłem porażki nie był zły cel, a złe środki zastosowane do jego osiągnięcia. Czasami też, w drodze do celu można było odnieść kilka mniejszych porażek w postaci na przykład jakichś odchyleń od planu. Tak, dla niego każdy rozbieżność założenia ze stanem rzeczywistym była porażką, bo przecież miał być alfą i omegą i miał się nigdy nie mylić. Miał mieć zdolność przewidzenia każdego wariantu i możność przygotowania siebie na wszystko. Jeśli patrzeć na to w ten sposób dzisiaj odniósł dwie solidne klęski, bo aż dwukrotnie pozwolił ludziom się zaskoczyć. Patrzył na to jednak też jak na nauczkę. Następnym razem będzie to o te dwa doświadczenia trudniejsze zadanie. C'est la vie!
Adrien nie potrzebnie przejmowała się tak kwestią sukienki. Głównie dlatego, że kwestia o najbrzydszym fatałaszku jaki znajdzie była głupim dowcipem. Jego poczucie humoru miało to do siebie, że zazwyczaj nikt inny poza nim go nie rozumiał, ani tym bardziej nie śmiał się z żartu. Jak to było na przykład w przypadku torebek na wymioty, czy innych tego typu zagrywek. Amadeusz jednak tymi faktami się nie zrażał i najwyraźniej z element rozrywkowy uważał fakt, że poza nim nikt tej rozrywki nie widzi. Czuł się wtedy lepszy od innych, zupełnie tak jakby nie rozumiał, że idea żartu jest taka iż ma śmieszyć odbiorcę, nie nadawcę. No, ale tego zapewne nie da się zmienić tak jak jego zaciekłej chęci obrony własnej prywatności, w którą ze zbyt dużą częstotliwością ktoś próbował się mało skutecznie wpychać. Dziwne, że ten fakt mu nie przeszkadzał, gdy sam podobnie wcinał się w cudze życie. Z tym, że jego interwencje polegały na czynnym wpływaniu na wiadome już fakty. W jego przypadku większość na to nie mogła sobie pozwolić, bo po prostu tych faktów nie znała i wolał by ten stan rzeczy pozostał nienaruszony. Nie chciał kiedyś odgrywać roli Kalksteina w przedstawieniu, w którym ktoś łopatologicznie próbowałby mu majtać w prywatnych relacjach, nawet jeżeli sam czuł się do tego w pełni upoważniony.
Mężczyzna słuchał kroków błąkającej się po domu dziewczyny i gdy zeszła na dół był niemal pewien, że za chwilę dojdzie do niego odgłos zatrzaskiwanych drzwi. Później jednak doszedł do wniosku, że niezależnie od stopnia 'sfoszenia' był to scenariusz mało prawdopodobny, bo przecież paradowała w samej bieliźnie, a nie sądził by nawet najbardziej urażona dziewczyna miała ochotę śmigać po mieście w samych majteczkach i staniku. W związku z tym począł się zastanawiać jaką formę przybierze jej drobna zemsta. Jeśli czegoś nie przewidywał i w ogóle nie brał pod uwagę, to że jakaś kobieta może po takim potraktowaniu wejść mu do sypialni i poprosić, żeby się z nią przespał. Później będzie zastanawiał się, czy to dlatego iż po raz kolejny nie docenił własnej atrakcyjności fizycznej i uroku, czy może po prostu ma do czynienia z osobą bardziej nieszablonową niż wcześniej zakładał. Tak, czy owak rozglądał się po sypialni skonfrontowany z faktem, że nie bardzo ma jakiś pomysł na zagospodarowanie kilku następnych godzin. Odkąd odpadły mu przerwy na sen, czy jedzenie zyskał całkiem sporo czasu, ale jego ludzie wciąż musieli te potrzeby zaspokajać i mieć własne życie (o dziwo nawet on to rozumiał, choć w dość mało konwencjonalny sposób) więc kilka następnych spotkań miało się odbyć w sporym odstępie czasowym. Cóż by tu począć? Miał już sięgnąć po laptopa i sprawdzić jak się miewa status kilku jego jednostek obsadzonych na dość ryzykownych pozycjach w miejskim ratuszu i Czarnej Róży, oraz zadzwonić do kontaktu w Anarchs, by spytać się o status przygotowań napadu na magazyn i może zainteresować się kwestią dość nieciekawego morderstwa dokonanego na jednej z jego dziewczyn w Mrocznych Zaułkach. Ostatnia kwestia była najbardziej upierdliwa. Chciał wyjść z założenia, że jako prostytutka padła po prostu ofiarą jakiegoś psychola, bo była dobra i wątpił by w jakiś sposób zdradziła się ze swoją drugą tożsamością, czy faktycznym zawodem... Z drugiej strony bał się wykluczenia takiej opcji, bo jeśli komuś sypnęła o innych to mógł mieć za chwilę na głowie całkiem niezły pasztet i wolał nie mieć potem sobie za złe, że zignorował podobne zagrożenie. Jak Faust dojdzie do siebie będzie musiał z nim porozmawiać na ten temat. Może okaże się, że wcale nie musi mu płacić za te całe przygody w czeskim parku rozrywki?
Całe to planowanie przerwało wkroczenie Adrien do sypialni. Odwrócił spojrzenie od potężnych okien i widoku na morze, przekonany iż za chwilę usłyszy litanię skarg na poziom jego chamstwa. Zamiast tego jednak jego brwi powędrowały wysoko do góry, gdy dziewczyna podeszła do niego i... Czy ona właśnie go poprosiła, żeby z nią poszedł do łóżka? Patrzył na jej dwukolorwoe oczy (dwaj heterochromatycy się dobrali, nie ma co) z pewnym stopniem niedowierzania zaklętym w trudnej do odczytania minie. Przypominała mu teraz trochę kota ze Shreka. Z jednej strony miał ochotę zrobić jej na złość, wzgardzić tą szczodrą propozycją i uznać, że taka przekora jest po prostu jego wizytówką... Z drugiej zaś strony... Hm... Nie przepadał za ludźmi i sam nie uważał się za personę skłonną odmrozić sobie uszy po to tylko by zrobić na złość mamie. Bez sensu było więc odmawiać czegoś, czym sam by nie pogardził tylko po to by komuś dokuczyć, zwłaszcza, że w zasadzie po fakcie będzie po temu zapewne znacznie więcej okazji. Uśmiechnął się więc po chwili i lekko przekrzywił głowę.
-Albo jesteś tak uparta, albo tak napalona, albo jedno i drugie, ale skoro tak ładnie prosisz, nie byłbym dżentelmenem, gdyby pozwolił sobie na odmowę nieprawdaż?-powiedział przejeżdżając palcami po jej włosach i odgarniając ich pasmo za drobne ucho. Aczkolwiek, najwyraźniej niespecjalnie mu się śpieszyło z realizacją prośby i zamierzał się z nią chwilę podroczyć. Objął ją i z nią w objęciach postąpił kilka kroków do tyłu, by opaść z nią na miękki materac.
-Nie mogę jednak nie zadać jednego pytania... Skoro tak tego chcesz to... Co się właściwie roi w Twojej głowie? Jak to sobie wyobrażasz?-cóż, lubił się pastwić, ale to była kwestia która dość go intrygowała. Co siedziało w głowie tej nastolatki, że z takim zacięciem walczyła o to, by stał się jej pierwszym partnerem? Mógłby przecież przysiąc, że była typem osoby, który kilka dni temu gardziłby wszelką formą fizycznej bliskości, a teraz błagała o nią niemal na kolanach? Żeby nie ułatwić jej skupienia i udzielenia logicznie skonstruowanej odpowiedzi, zaczął delikatnie sunąć palcami po linii jej kręgosłupa, od karku w dół. Powoli i konsekwentnie drażniąc wrażliwą w tym miejscu skórę. Mógł sobie wyobrazić dreszcze, które zwykle pojawiały się w momencie kontaktu ze skórą u dołu pleców, blisko lędźwi. Występowały nawet nie dlatego, że znajdowało się tam więcej nerwów niż gdzie indziej, ale raczej z powodu rosnącego poczucia napięcia, bo przecież skro tak wędrował po jej plecach co miałoby go powstrzymać przed zawędrowaniem jeszcze trochę niżej?Anonymous - 1 Grudzień 2011, 17:38 Już nie raz była rozczarowywana, nie raz doznała okrutnego zawodu na bliskiej jej osobie, dlatego można było spokojnie stwierdzić, że była już na to uodporniona. A chwilowa słabość, czy wrażliwość, której nieraz nie potrafiła powstrzymać, wcale nie świadczyła o jej osobowości, a raczej o tym, że jak każdy miała również te ludzkie odruchy, których najchętniej by się pozbyła jak najszybciej. Czy wtedy świat nie wydawałby się jeszcze bardziej szalony niż zazwyczaj? Wszak tylko te odczucia hamowały ją przed niektórymi decyzjami. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że chwilami uciekała od tego, podobnie jak od wszystkiego innego. Uciekała w samotność, mając nadzieję, że chodź w niej znajdzie pocieszenie. Nie lubiła tego stanu, ale jeszcze bardziej nie lubiła gdy kto o jej słabościach dowiadywał się w najmniej oczekiwanym momencie.
Adrien przejmowała się wszystkim tym, co było spokrewnione, czy też dotyczyło jej wyglądu zewnętrznego. Dlatego też trudno w jej wypadku powstrzymać się od tak wyolbrzymionych myśli na ten temat. Chodź fakt, humorek Lokiego był aż nader dziwny, opowiadanie dowcipów tylko po to, by zadowolić samego siebie, nie było już tym samym. Żart powinien śmieszyć obie strony i obie strony powinny z tego czasu czerpać jak najwięcej przyjemności. Beatka miała bardzo podobnie, jeżeli chodzi o to założenie. Rzucała ciętymi, acz chwilami zabawnymi komentarzami, a mimo to, nikt prócz niej nie dostrzegał sensu wypowiadanych przez nią słów. A nie należała przecież do osób skomplikowanych, rozmowa z nią przebiegała całkiem prosto, nie używała wyrażeń, nie będąc pewna, że ktoś tego nie zrozumie. Jeżeli miałaby cokolwiek przed kimś ukrywać lub próbowała zataić sens wypowiadanych przez nią słów, pewnie wcale nie zabierałaby się za rozmowę. Wolała, by osoba jej towarzysząca, nie miała wątpliwości co do wypowiadanych przez nią słów, mimo iż zabawny był fakt niewiedzy innych, wolała by rozmowa przebiegała bezproblemowo. A bez majtania się w jego prywatne sprawy zapewnię się nie obejdzie. Adrien rzadko rezygnowała z obranego przez siebie celu, co najwyżej zapominała o nim, tłumacząc tak swoją porażkę. Czasem pomagało, czasem nie, to chyba zależne od sytuacji. Szczerze powiedziawszy scenariusz, który wyobraził sobie Loki, ba! Był go niemalże pewny i jej przemknął przez głowę. Z jednej strony chciała jak najszybciej zrealizować swój plan, zaś z drugiej znaleźć się na świeżym powietrzu, by wszystko, krok po kroku, dokładnie sobie analizować. W tej chwili nie do końca myślała trzeźwo. Ba! Co gorsza, myślami była zupełnie gdzie indziej, jakby duchem nieobecna. A od realizacji ów scenariusza oczywiście odwiódł ją fakt, iż na sobie posiadała jedynie bieliznę, która i zrobiona była z bardzo cienkiego, niemalże koronkowego materiału, oczywiście wszystko dokładnie zakrywając, bynajmniej zakryte było to, co zakryte być powinno.
Była uparta, co zresztą było widoczne chociażby po tym, że bez najmniejszego problemu wkroczyła jakby nigdy nic do jego sypialni. Nie obawiała się jego reakcji, w końcu to ona powinna teraz legalnie dąsać się jak małe dziecko. Miast tego, uparcie, może nieco mniej starannie, dążyła do tego, co postanowiła i nie śniło jej się nawet rezygnować z tego! Apropo snu, prócz tych kilkuminutowej drzemki od kilku dni nie spała, a mimo wszystko nie wyglądała na zmęczoną. Czyżby zawdzięczała to słodkością? To niemożliwe, ostatnio chyba jakieś parę dni temu miała w ustach coś słodkiego. Że też brak codziennej dawki cukru się nie odzywał, a głód jeszcze jej nie doskwierał. Bylebym tylko nie wykrakała, bo i próba zaciągnięcia go za łóżko najwyraźniej musiałaby jakiś czas poczekać, nim ta nie naje się do syta i jeszcze więcej. A wracając jeszcze do wypowiedzi mężczyzny, z pewnością była też napalona, co można było wywnioskować po jej ruchach, ciało niemalże krzyczało by Loki wreszcie przystąpił do działań. Nie zamierzała teraz niczego przyśpieszać, bo im dłużej trzymał ją w niepewności, tudzież dążył do tego wszystkiego w sposób niemalże flegmatyczny, potęgował jej podniecenie całą sytuacją. Ten typ tak ma. Słów jednak w żaden sposób nie skomentowała, odpowiedź wydawała się wręcz oczywista, której oczywiście głośno by nie powiedziała, co najwyżej połasiłaby się jedynie by znów rzucić jakimś ciętym komentarzem pewnie nijak odnoszącym się do jego słów. Dlatego wolała odpuścić sobie kolejną porcję docinek.
- Nie zdradzę Ci wszystkiego.. - urwała, by położyć swoją dłoń na jego ramieniu i powoli, niemalże flegmatycznie przesunąć nią po nim, koniuszkami palców muskając jego kark i czarne włosy. Ona różniej nie miała pojęcia co się z nią dzieje, czemu przekracza wszystkie postawione przez siebie żelazne granice, których wcześniej trzymała się kurczowo. Nikt jeszcze nie wywołał u niej takiego stanu. Pytanie tylko - czy wyjdzie jej to na dobre, czy wręcz ją unieszczęśliwi? Chodź swoją drogą pocieszenie znalazłaby pewnie w nawet najdrobniejszej, ale ważniej dla niej błahostce. Uniosła kącik ust w zadziornym uśmiechu, który trwał niemalże sekundę. Można to równie dobrze nazwać mianem zwykłego drgnięcia jej kącika, które miało jedynie na celu zmylić obserwatora. - Poza tym na razie wystarczy mi tylko Twoja bliskość. - dodała zaraz, nie przejmując się tym, jak właściwie te słowa brzmiały. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, jak ktoś odbierze jej słowa i czy będzie miał problem z ich analizą. To w jaki sposób odbierze je Loki, zależało od niego samego, nie zamierzała mu wszystkiego dosłownie tłumaczyć. Nie czerpałaby z tego żadnej frajdy, a jedynie służyła za coś w rodzaju tłumacza, czego wyjątkowo nie znosiła, mówiła przecież w tym samym języku co on, więc nie wiedziała, czemu niektórzy robili z tego taki wielki problem. Jego bliskość i chęć pogłębiała jej w każdą chwilą rozumowała w ten sposób, że dzięki temu miała możliwość pochwycenia jak najwięcej informacji o Lokim. Począwszy od opisów w głowie jego zachowania, niektórych odruchów. Nie wiedziała w czym jej to pomoże, a nóż widelec znajdzie się coś, co jeszcze bardziej ją zaciekawi? Albo wręcz na odwrót, była ciekawsza wszystkiego co było z nim związane. Chciała w jednej chwili dowiedzieć za zarówno o tym co lubi i czego nie, czy to co wcześniej powiedziała ma chodź trochę prawdy. Tyle pytań kłębiło się w jej głowię, że przez dłuższą chwilę jedynie wpatrywała się w jego dwubarwne tęczówki, próbując coś z nich wyczytać. Oczywiście na marne. Dłoń dziewczyny znajdująca się nadal na jego ramieniu poczęła poruszać się na jego ciele znacznie pewniej i płynniej, niż za pierwszym razem. Palce poruszały się tak, jakby przed sobą nie miała Amadeusza, a fortepian, na którym gra. Drugą ręką, nie chcąc być gorsza od swojej siostry, pomknęła w dół, gdzież w pobliże jego podbrzusza. Jedynie podciągnęła nieznacznie skrawek jego koszulki, by móc palcami zahaczyć o jego podbrzusze i materiał spodni. Na tym przystała, nie odrywając wzroku od jego zbliżone lica. Sama, jakby nieświadoma przysunęła się do niego (o ile w ogóle była taka możliwość), dłoń, która płynnie gładziła jego kark, wsunęła się na jego policzek. Swoją wędrówkę rozpoczęła od muskania dwoma palcami jego brwi, uważnie przyglądając się ich kształtowi, zaraz pod palcami poczuła jego rzęsy. Nie zamierzała wpychać mu palców do oczu, wyjątkowo dobrze prezentowały się tak jak teraz, dlatego dawniejsza myśl o zgarnięciu ich dla siebie do swojego niewielkiego słoika, odsunęła w niepamięć. Póki co nie zamierzała się ich pozbywać. Potem zsunęła się nieco niżej, by ponownie móc przesunąć swoimi opuszkami palców po jego jasnym policzku. Możliwość zbadania dokładnie jego twarzy wydała się jej tak wciągająca, że nie zdała sobie sprawy z tego, iż milczała, a trwająca w pomieszczeniu cisza wydawały się ich nie opuszczać i póki sam Loki jej nie przerwie, ona raczej nie wpadnie na taki pomysł. Oderwała od jego podbrzusza swoją rękę, by ta dołączyła zaraz do zajęcia swojej siostry. Na kościach policzkowych Loki mógł poczuć dwie, już nieco cieplejsze dłonie, które gładziły tamto miejsce tak delikatnie, jakby z obawą, że stanie mu się coś poważnego, jeśli naprze na nie mocniej. Miała niepohamowaną chęć ( którą zresztą krok po kroku realizowała ) zbadania każdego elementu jego ciała, zapamiętując każdą zbadaną przez nią część i na tej podstawie móc sobie w myślach, po zamknięciu oczu wyobrazić go sobie. Kiedyś w końcu się rozstaną, a wtedy raczej nieprędko nadejdzie kolejna okazja na to, by spędzić z nim kilka chwil. Nie za sprawą tego, że sam Loki by nie chciał ( bo jak swoimi własnymi zachciankami przejmowała się bardziej niż kogokolwiek innego ), ale przez swoją niechęć do świata ludzi, pewnie długo będzie musiała się kurować w Krainie Luster, chociażby krążąc bez celu po najbardziej nienormalnych miejscach, a nóż widelec znajdzie się takie, które na dobre zostawi po sobie swoje piętno na niej? Zdarzało się przecież tak, że emocjonalnie bardzo przywiązywała się do miejsca, które wcześniej w jakiś sposób ją urzekło. Co dziwniejsze, powody ku temu wydawały się tak banalne, że trudno było uwierzyć w to, iż przez coś takiego dążyła jakiekolwiek miejsce takową sympatią.
Jakoś nie przejmowała się teraz tym, co pomyśli sobie o niej Loki, kiedy ta, tak ochoczo badała kolejne partie jego ciała. Aktualnie swoimi dłońmi znajdowała się na jego ramionach, spokojnie przejeżdżając po nich swoimi dłońmi, zatrzymując się dopiero na mostku mężczyzny, gdzie to palcami odnalazła dołeczek, zatrzymała się dopiero teraz, mrużąc nieznacznie ślepia. Spoglądała na niego spod kurtyny, hebanowych rzęs, których żadnymi specyfikami nie musiała upiększać, same w sobie były gęste i długie.Loki - 1 Grudzień 2011, 22:44 Zabawne. Gdyby Adrien zabrała się za realizację drugiego planu, czyli czerpania powietrza, prawdopodobnie zaskoczyłaby go w mniejszym stopniu niż wchodząc do pokoju i prosząc by został jej kochankiem. Pierwszą opcję brał pod uwagę jako mało prawdopodobną, ale możliwą. Druga, w ogóle nie przyszła mu do głowy, mimo iż zgodnie z pierwszą dziewczyna narażałaby się nie tylko na nieprzyjemne spojrzenia ze strony przechodniów (a wątpił by jakakolwiek kobieta była na tyle pozbawiona kompleksów, żeby paradować po ulicach prawie nago i nie przejmować się wzrokiem innych) ale także na żrący ziąb, który wkradał się do miasta z pierwszymi dniami grudnia. Jesień bowiem zdążyła już na dobre zawładnąć całą okolicą nie tylko barwiąc złociście korony drzew, które teraz z resztą przerodziły się już w dywan pokrywający gęsto wszelkie parki i alejki, ale także z całym arsenałem deszczy, zacinających czasami, a czasami po prostu lekko kropiąc... Ogólnie królował ziąb, a nierzadko poranki witały mieszkańców zza gęstej mlecznej kurtyny mgieł. Krótko mówiąc, w takich warunkach lepiej nie wychodzić na zewnątrz bez stosownego odzienia, a koronkowa bielizna z całą pewnością się do takowego nie zaliczała. Decyzja jednak podjęta przez dziewczynę była jeszcze bardziej szokująca, głównie dlatego, że większość urażonych panien nie ma ochoty na intymne stosunki z mężczyzną, który nie omieszkał się okazać im pogardy. Najwyraźniej jednak, szanowny pan informator nie doceniał dziewczyny w kwestii oryginalności jej postępowania. Choć oczywiście zwrócił już uwagę na kwestię braku konsekwencji i tendencji do szastania różnymi emocjami na prawo i lewo i w ogóle wkoło. Fakt, że jeszcze nie tak dawno temu unikała go niemalże jak ognia, co było dziwną tendencją biorąc pod uwagę rolę miała pełnić, utrudniał Lokiemu ocenę sytuacji. Próbował ustalić, który scenariusz wydawał mu się w tej chwili bardziej prawdopodobny. Taki, w którym dziewczyna zaczyna go prześladować i męczyć, czy może taki, w którym nagle znów coś jej się odmienia i zaczyna go ignorować? Rzecz jasna, sam preferowałby opcję drugą bo nie zamierzał z nią zawiązywać żadnej romantycznej relacji i sytuacja w której sama by się siebie pozbyła, byłaby aż nazbyt komfortowa. Pierwsza opcja mogłaby się za to dla różowowłosej źle skończyć. Bo Amadeusz słynął z tego, że jeśli pozbywał się problemów to raz i porządnie, tak by mieć pewność, że nie wrócą już nigdy. Fakt, że usiłował ułożyć jakiś plan w takiej sytuacji wydawał się absurdalny i wrócił na ziemię dopiero, gdy poczuł jej palce w okolicach swojego podbrzusza. Przyjemne ciepło świadczące o rosnącej ekscytacji rozlało się po jego żołądku, zahaczając lędźwiowy odcinek kręgosłupa. Uśmiechnął się lekko, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że palce jej drugiej ręki znalazły się niebezpiecznie blisko oczu. Jeśli była jakaś część jego ciała od której chciał wszystkich trzymać z daleka to były nią właśnie oczy. W związku z czym złapał ją mocno za nadgarstek, marszcząc przy tym brwi. W związku z tym, o dalszej eskapadzie i wędrówkach po jego ciele, mowy być nie mogło. Warto zauważyć, że w ogóle nie odpowiedział na jej wcześniejsze wypowiedzi. Widocznie uszanował jej prywatność… Albo raczej uznał, że znajdzie inny sposób by ją rozszyfrować. Teraz jednak patrzył jej głęboko w o czy z wyraźnie niezadowoloną miną. No i wciąż mocno zaciskał palce na jej nadgarstku co niemal gwarantowało pozostawienie na nim czerwonych śladów. Przez chwilę można było odnieść wrażenie, że zamierza coś powiedzieć, ale widocznie rozmyślił się i w końcu rozluźnił uścisk. Zamiast jednak kontynuować pieszczoty oparł czoło na jej ramieniu z cichym westchnieniem i tak właśnie, wtulony w nią, siedział przez jakiś czas, zupełnie nic nie mówiąc. Podczas tej zadumy toczył ze sobą iście zażartą batalię. Z jednej strony, naprawdę dawno z nikim się nie kochał i naprawdę miał wielką ochotę ten stan rzeczy zmienić, ale z drugiej… Nie chciał by Adrien się do niego przywiązywała. Nie chciał by ktokolwiek się do niego przywiązywał, a już z pewnością nie ludzie, których w jakiś tam sposób, dziwaczny, bo dziwaczny, ale lubił. Przepadał za tymi przekomarzankami, docinkami i generalnie za całym stanem rzeczy, który sprawdzał się do tej pory znakomicie. Wolał by nic się nie zmieniało, a sposób w jaki patrzyła na niego przed chwilą był aż przerażający. Nie pamiętał by ktokolwiek wcześniej tak go dotykał. Zdał sobie nagle sprawę, że w tej chwili faktycznie zachowuje się jak mały chłopiec i uśmiechnął się pod nosem, korzystając z okazji, że Beatrice tego szyderczego grymasu nie widzi. Całkiem przypadkiem dał jej okazję do potwierdzenia swojej błędnej teorii. Może nie będzie musiał się zbytnio wysilać w zmyleniu jej? Miał taką nadzieję. O dziwo, to pomogło mu podjąć decyzję. Przekręcił głowę, tak, by opierać się teraz bokiem o jej ramię. Następnie musnął wargami jej szyję, tuż za uchem, po czym wyprostował się. Na moment odkleił swe ciało od jej, po czym szarpnął za koszulkę na plecach, ściągając ją przez głowę. Odrzucił ubranie gdzieś na bok i powrócił spojrzeniem do różowowłosej. Odgarnął jej włosy na plecy, po czym powoli zsunął z jej rąk ramiączka od stanika, by za chwilę pospacerować dłońmi na jej plecy, gdzie bez komplikacji rozprawił się z zapięciem, tym samym pozbawiając jej ostatniej, górnej części odzienia. Nie zamierzał jej też najwyraźniej szczędzić krępacji, bo mimo pełnej świadomości faktu, że po raz pierwszy znajdowała się przed mężczyzną naga, patrzył na jej obnażone piersi aż nazbyt ostentacyjnie, po to by za chwilę jego palce miały powrócić z wyprawy na jej plecki, by zsunąć się na drobne wypukłości. Uśmiechnął się lekko.
-No, biustem bym tego nie nazwał-zakomunikował bezdusznie, po czym cicho zarechotał. Złapał ją za nadgarstek, po czym odchylił się i runął na plecy, tak że dziewczyna leżała teraz na nim, a on patrząc na nią z tym swoim szyderczym grymasem, sunął znów palcami po jej kręgosłupie. Palce jednej dłoni zawędrowały aż na pośladki, a drugiej wręcz przeciwnie, trafiły na szyję dziewczyny, a kciukiem głaskał lekko jej polik z wyrazem rozbawienia w oczach. Ciekaw był jej kolejnych poczynań… A może się w końcu obrazi i wyjdzie? Najwyraźniej nie miał najmniejszego zamiaru pozwalać jej na podobne posunięcie, bo już za moment przekręcił się tak, że teraz to ona znajdowała się pod nim. Kolanem rozsunął jej nogi, a dłonie znów spoczęły na jędrnym, acz skromnym (w jego osobistym odczuciu) biuście. Ustami zaś zaczął delikatnie muskać jej kark, potem obojczyk, aż w końcu wargi zastąpiły palce, które tymczasem zsunęły się po brzuchu niżej.. niżej… aż napotkały koronkowy materiał, o który zahaczył, zsuwając, go po jej udach nieznacznie w dół...Anonymous - 1 Grudzień 2011, 23:42 Pomijając całą resztę, skupię się na tych ciekawszych, łóżkowych wydarzeniach, a nie gdybaniach; Zachowanie Lokiego w tym momencie mogła z całą pewnością zaliczyć do tych dziwnych. Zaciskające się coraz mocniej palce na jej nadgarstku jakoś specjalne jej nie zdziwiły, bardziej zastanawiała się nad tym, czemu nie pozwalał jej na tego typu wędrówkę. Oczy? Czy miały z tym coś wspólnego? Z pewnością, gdyby było inaczej przerwałby to już wcześniej, nieprawdaż? Tym samym, mimo wszystko ta informacja stała się kolejnym dopiskiem w miejscu, w swojej głowie, gdzie to trzymała wszystkiego pozyskane przez nią informację. Kiedy puścił jej rękę jedynie poruszyła nią parę razy, by zarz uśmiechnąć się do niego perfidnie. Jakieś to urocze, kiedy nawet podczas tak bliskiego kontaktu z inną osobą robili sobie na złość ilekroć tylko mieli okazję. Kolejne poczynania Amadeusza wprawiły ją w niemałe zakłopotanie. Zdziwiła się tym, że zastygł w takiej pozycji, jakoś nie wyobrażała sobie by Loki kiedykolwiek się do kogoś tulił w ten sposób, a już na pewno nie z nią samą, dlatego z początku nie wiedziała jak powinna zareagować, trwała w takiej pozycji aż do momentu, w którym poruszył głową, wtedy i ona zdawać by się mogło wróciła do siebie i poruszyła wcześniej zastygniętymi rękoma, palcami marszcząc materiał jego bluzki, tym samym podciągając ją nieco.
Trwała spokojnie przed nim, kiedy wykonywał wszystkie te czynności, od zdjęcia bluzki, aż po zsunięcie swojej ręki na jej drobny biust. Zmarszczyła jedynie brwi, wpatrując się w jego lico zmrożonymi, dwubarwnymi tęczówkami. Loki nie byłby sobą, gdyby podczas takiej sytuacji jak ta, nie rzucić jakimś ciętym komentarzem. Co gorsza, akurat musiał się uczepić jej rodzynek. Ona osobiście nie widziała w swoim biuście żadnych braków, nie były to typowo hentajowe kształty, na których pewnie bez problemu dałoby się odbijać od ziemi. Chodź dało się znaleźć w nich plus, upadek z wysokości mógł być zamortyzowany, na samą myśl o tym skrzywiła się nieznacznie.
- Dałbyś sobie spokój. - burknęła naburmuszona. Jakoś sama nie miała ochoty w żaden inny sposób tego komentować, nawet ten typowo Adrienkowy, bo była wręcz pewna, że na jej odzew, Loki by zareagował i mogłoby się to ciągnąć w nieskończoność. Jak dzieciaki. Chodź z Lokiego i tak był większy dzieciak niż z niej, ona jeszcze podczas ich spotkania się nie zarumieniła w ten sposób co on ( ponoć było to wywołane zdziwieniem, w co oczywiście nie wierzyła ), co najwyżej ze złości, ot.
Wykorzystała okazję kiedy znajdowała się jeszcze na nim, przy przemknąć po jego odsłoniętym torsie swoją dłonią, nieznacznie napierając na jego skórę swoimi paznokciami. Kiedy zaś przemknął palcami po jej kręgosłupie, nieznacznie wygięła się w łuk, odczuwając po raz enty przyjemne dreszcze na ciele, a to przecież dopiero początek ich wspólnych przygód. Uśmiechnęła się kącikiem ust, jak szybko potrafiła się znaleźć na dole, jakoś nie przepadała za tym stanem, nie lubiła gdy ktoś był nad nią, inni nazwali by to przejmowaniem inicjatywy, akurat to jej nie przeszkadzało, po prostu czuła się nieswojo w takiej pozycji, chodź w żaden sposób tego nie skomentowała, a jedynie spokojnie leżała, czując jego palce na swoim obojczyki, później nieco niżej na brzuchu, nie zdziwiła się gdy jego palce pozwoliły sobie na nieco więcej, zaczepiając materiał jej dolnej części garderoby. Nie zamierzała być jednak bierna mimo iż miał ( bo kto wie, czy któremuś z nich nagle się coś nie odwidzi? ) to być jej pierwszy raz, dlatego nie krępując się przemknęła jedną dłonią wzdłuż jego klatki piersiowej, zatrzymując się na jego spodniach, które poczęła spokojnie, acz mało efektownie rozpinać. Z pomocą przyszła więc sistra bliźniaczka, z którą nie było już żadnego problemu. Ona również, jakby go kopiując, powoli zaczęła zsuwać jego dżinsy, uśmiechając się przy tym zadziornie. - Zobaczymy jakiego Ty rodzynka tam chowasz. - nie zamierzała być od niego gorsza i również w jakiś sposób chciała mu dogryźć, mimo, iż nie wiedziała co znajduję się w bokserkach, kto wie, jak zareaguje jeśli Loki okaże się kobietą? Nie, to wykluczone! Nawet przez myśl jej coś takiego nie przeszło, to jedyne chore fantazje autorki posta. Zsunęła jego spodnie gdzieś na wysokość jego kolan, nie miała już większych możliwości - właśnie dlatego nie lubiła tej pozycji! Też chciała mu pokazać, ze nie jest jakąś tam zwykła nastolatką, które jedynie będzie się przyglądać. Natomiast to co wydarzyło się później zostanie jedną wielką tajemnicą, tudzież można to podpisać po jedno, krótkie słówko - cenzura.~Loki - 3 Grudzień 2011, 12:15 Loki w końcu postanowił dać Beatrice odpocząć. Sam z resztą, też pewnie nie byłby taki rześki, gdyby nie skromny fakt, że w związku z odprawionym nie tak dawno temu rytuałem, jego organizm zyskał zdolność do bardzo szybkiej regeneracji. Tak długo, jak długo posiadał energię ze zjedzonej duszy, tak długo sen, odpoczynek, jedzenie... Nie były mu potrzebne. Przynajmniej nie w fizycznym sensie i o ile z jedzenia, czy snu z chęcią zrezygnował, o tyle na przykład wciąż pił kawę mimo ewidentnego braku potrzeby. Uzależnienie? Możliwe, choć na chwilę obecną jedyne, czego faktycznie potrzebował i bez czego funkcjonować nie mógł to oczywiście ludzka energia życiowa, którą konsumował z apetytem. Zdaje się, że można porównać go trochę do wampira, tyle, że nie był martwy i nie pił krwi a duchową esencję. Jednak założenie było dość podobne. Tak, czy inaczej, regeneracja regeneracją, ale przy dużym wysiłku fizycznym pocił się jak każdy normalny człowiek. Odbycie czterech stosunków pod rząd z całą pewnością kwalifikowało się do takowego, więc bez zbytecznych czułości odsunął się od dziewczyny i sięgnął z podłogi bokserki, zaginione gdzieś pośrodku zamieszania. Wciągnął je na biodra i przeciągnął się, nieco tylko zirytowany, że przecież dopiero co brał kąpiel i znowu musiał się myć.... Ech, rzeczywiście fatalne. Inna sprawa, że nie mógł być bardziej zadowolony z obrotu spraw. Długotrwała wstrzemięźliwość naprawdę zaczynała mu doskwierać, więc dobrze było trochę się wyszaleć. Zwłaszcza, że delikatności z całą pewnością nie można mu było zarzucić. Biedna Adrien. Ach, no i oczywiście, nie zapomnijmy o niekontrolowanej potrzebie zapalenia papierosa, która spadła na niego jak kilkutonowy głaz. Począł więc rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu paczki fajek, której jednak nie udało mu się zlokalizować. Zaklął pod nosem i kompletnie ignorując kochankę, nie mówiąc jej nawet dzień dobry, ani do widzenia, ani nawet pocałuj mnie w dupę. Fakt, że w okazywaniu uczuć obojętności był prawdziwym mistrzem. Przy zaangażowaniu pojawiały się schody, ale na szczęście (bądź nie?) aktualnie w stosunku do nikogo zaangażowany się nie czuł. Zapomniałby!
-Upierz pościel, bo zakrwawiona-rzucił tylko wychodząc z pokoju na korytarz. Zszedł na dół, gdzie był pewien, że porzucił swoją marynarkę w której to skrywał się upragniony tytoń. Jest! Złapał papierosa i zapalniczkę, po czym zaciągnął się poddając swe płuca żrącemu dymowi przez dłuższą chwilę. Potem dopiero wypuścił szary obłok ustami i westchnął, zaczesując palcami włosy do tyłu. Dobra, trzeba pewnie wziąć się trochę do pracy. Złapał swojego srebrnego macBooka Pro, iPhone'a i teczkę z papierami, po czym skierował się do barku, w którym trzymał nie otwierane jeszcze alkohole. Złapał za butelkę whisky, wrzucił do szklanki kilka kostek lodu, które następnie zalał i tak wyposażony poczłapał do łazienki. Napełnił znowu wannę najwyraźniej gardząc ekologicznymi przestrogami i upominaniem i w ogóle pokazując środkowy palec każdemu, kto choć trochę troszczył się o stan zdrowotny planety i zasoby czystej wody. Umieścił laptopa na brzegu wanny i wpisując hasło składające się z kombinacji siedemnastu znaków, cyfr, liter dużych i małych oraz symboli, zyskał dostęp do całkiem sporej bazy danych... Zabezpieczonej oczywiście zaprojektowanym przez hackerów (winnych mu nota bedne przysługę) firewallem uchodzącym za jeden z najskuteczniejszych. Miał swoje dane na kilku serwerach i żadnych nie trzymał na jednym w komplecie, toteż zdobycie jakiejkolwiek całości wymagało naprawdę sporego wysiłku i nie lada umiejętności. No i sprzętu, bo przebicie się przez te zabezpieczenia mogłoby kogoś kosztować przepalenie więcej niż jednego komputera. Zaciągnął się i strzepnął popiół na podłogę. Przecież i tak nie musiał tego sprzątać. Upił łyk alkoholu i nieznacznie zmarszczył brwi. Nie podobało mu się zbytnio to co zobaczył. Jakiś czas temu, ktoś skasował jedną z jego dziewczyn. Uznał za możliwą przypadkowość tego zajścia, ale właśnie odczytał z policyjnego raportu, że doszło do kolejnego zabójstwa na jednym z jego ludzi. Wkurzające. Po pierwsze, zastanawiał się jak to możliwe, że ktoś ich rozgryzał, nie byli w końcu tacy znowu słabi. Przez chwilę podejrzewał Anarchs, ale czy to możliwe, by ta zgraja bezmózgów zaczęła funkcjonować na tyle sprawnie by wprowadzić w swe szeregi ludzi na tyle skutecznych w obserwacji, by obiekt podejrzany o jakieś wykroczenie (w tym przypadku przynależność do organizacji) obserwować z taką konsekwencją aż znajdzie się dowody winy na tyle mocne, żeby pozbawić go życia? Chyba, że ryzykowali i mordowali wszystkich podejrzanych, co byłoby z całą pewnością podobne do rewolucji. Trzeba więc sprawdzić, czy podobne morderstwa odbyły się też na osobach z pajęczyną nie związanych... No i należało zaapelować do reszty o szczególną ostrożność. Z dużym naciskiem na dziewczynę jak dotąd sprawdzającą się w swojej roli najlepiej. Zwykle Loki nie miał żadnych preferencji w stosunku do swoich ludzi i wszystkich traktował z równym rygorem, ale ta jedna panna była tak urocza i zaangażowana, że aż wzbudzała jego sympatię. Rzadkie zjawisko. A może po prostu robił się miękki? Bo grono ludzi, których 'darzył sympatią' robiło się co raz większe. Oczywiście ta sympatia przybierała różne formy i stopnie nasilenia, ale fakt pozostawał faktem. Odnotował kilka rzeczy na kartce papieru, którą położył następnie na ziemi. Odsunął się również od laptopa i na moment osunął się pod wodę, tak jak to lubił robić. W ciszy zapewnianej przez płynne ściany zaczął się skupiać. Co powinien zrobić? Musiał porozmawiać najpierw ze swoją agentką, upewnić się, że nikt jej ostatnio nie śledził. Poza tym miała mu złożyć raport. Niby zostały jej jeszcze trzy dni przed upływem ostatecznego terminu, ale sądził, że przy wnikliwości jej obserwacji, będzie miała wszystko gotowe. Kolejna sprawa to te cholerne zabójstwa. Zwróci się z tym do Fausta. Chciał znać każdy jeden szczegół możliwy do rozeznania ze zwłok, a kto lepiej pozyskiwał w tym świecie informacje od trupów? Nikt. Szkoda tylko, że istniało ryzyko iż Kalkstein dobierze się do jakichś niepożądanych informacji, ale takie ryzyko mógł podjąć. Warto też porozmawiać z Giselle. W końcu miała obserwować Anarchs, powinna wiedzieć jeśli zaczynali planować jakieś konkretne działania i co gorsza rozpieprzać mu szpiegowską siatkę! Dwie sztuki to jeszcze nie problem, ale wolał by ta zaraza nie zaczęła się rozwijać. Tylko, że z gadaniem z Kalksteinami musiałby pewnie zaczekać aż burza związana z ich wielkim reunion trochę przycichnie. W tym czasie trzeba będzie podziałać na własną rękę. Hm, co z Adrien? Cóż, musiała uprać pościel, to na pewno... I zmienić. Do tego w zasadzie powinien ją poprosić, żeby coś ugotowała. Nie chciał by nabrała jakichkolwiek podejrzeń co do jego przyziemnego ciała, zwłaszcza, że charakteryzowała się przydatną w zawodzie szpiega, a irytującą u służki ciekawością, a może nawet wścibstwem.
Wynurzył się w końcu i przetarł oczy, po czym odgarnął z twarzy mokre włosy, zaczesując je do tyłu. Hm, coś nowego. Zerknął zaciekawiony na ekran i uśmiechnął się pod nosem. No proszę, szanowny pan poseł, który to ostatnio postanowił wygłosić bardzo motywujące przemówienie na temat jego pogardy dla domów uciechy, miał córeczkę zatrudnioną w takim właśnie lokalu. Ta informacja na pewno przyda się w przyszłości... Zalogował się na inną bazę danych, w której wpisał nazwisko osoby, a w jeszcze innej uzupełnienie informacji. Tylko on mógł połapać się w całym tym zamieszaniu. Szybko skasował informację, którą otrzymał. Następnie w ramach rozrywki podłączył się do miejskiego systemu kamer... Tak, żeby zobaczyć, czy może nie dzieje się coś ciekawego. Na ulicach raczej średnio, chociaż spory tłok przez zbliżające się święta. Niech to szlag, nienawidził świąt... Zmarszczył brwi i zamknął klapę komputera, by położyć się i oprzeć głowę o brzeg wanny. Naprawdę nienawidził tej całej radosnej atmosfery, świątecznych ozdóbek i całego innego tałatajstwa.Anonymous - 3 Grudzień 2011, 21:58 Fakt, że była nieco wyczerpana już przy pierwszym razie (przez brak delikatności Lokiego, tak swoją drogą) to jedno, a to że czuła niedosyt to zupełnie inna sprawa - i to zapewnię był główny powód tego, dlaczego pozwalała mu na kolejne szczytowanie. Wszak gdyby jej coś nie odpowiadało, to zakończyłaby to natychmiast, chociażby wtedy gdyby musiała użyć siły. Chodź była mu przychylna i dawała mu dominować podczas całego stosunku, nie była aż tak uległa by poddawać się czemuś, co wcale jej nie odpowiadało. Musiała jednak przyznać, mimo wszelkich przeciwności, że Loki był na prawdę dobry, nie biorąc pod uwagę pierwszego razu, gdzie to najchętniej by go zabiła, niźli stwierdziła, że było jej przyjemnie. Na szczęście sytuacja zmieniła swój obrót i zadowolenie z podjętej decyzji pojawiło się wręcz natychmiastowo zaraz po odczuwalnej przyjemności.
Kiedy wszystko zdawało się wracać do normy (zachowanie jej i jego), westchnęła po wszystkim widocznie zmęczona. Nie miała ochoty na nic innego jak na chwilę odpoczynku, a w dużej mierze na sen, który widocznie zaczął o sobie przypominać przez jej wygląd. Wyraz twarzy mieszał się z nadal odczuwalną przyjemnością i zmęczeniem. Dlatego jakiś czas, nawet po słowach Lokiego leżała, wtulając twarz w poduszkę obok, która niemalże przyciskała do swojej twarzy. Czuła jak całe ciepło zaczynało gdzieś się ulatniać, sen był coraz bliżej, zaśnięciu utrudniał jej kilka szczegółów. Po pierwsze potrzebowała kąpieli, po drugie nadal jej myśli krążyły wokół jednej osoby. I ona pewnie doskonale o tym wiedziała. Wzruszyła ramionami i uniosła się do siadu, poduszkę układając za sobą. Zsunęła się z łóżka na podłogę, z trudem utrzymując się na ciągle chwiejących jej ciałem nogach. Kilka kolejnych westchnięć, po czym ściągnęła jednym pociągnięciem prześcieradło z łóżka, tylko na nim odbiła się cała ich wspólna przygoda, która jak szybko się zaczęła, tak szybko znikła. Tylko czy aby na pewno będzie miała co dobrze wspominać? Bo przyjemność to jedno, a dobre wspomnienia to drugie, co trudno jej było jednoznacznie stwierdzić.
- Uprać pościel.. - powtórzyła jego słowa, jakby dodając to do listy rzeczy, które musi jeszcze zrobić, przez odpoczynkiem, na który i tak nie wiadomo czy będzie miała czas. Wolała jednak jako służka wypełniać swoje obowiązki, niźli mieć nad głową stękającego Lokiego, dający jej wykład na temat tego, jak to nie nadaje się do tej pracy. Może faktycznie miała za mało determinacji, chęci i ogólnie jej brak doświadczenia w niektórych domowych pracach była znikoma, aczkolwiek starała się na ile tylko miała ochotę i możliwość, to trzeba jej było otwarcie przyznać. Zmrużyła ślepia, kiedy sięgnęła po swoją bieliznę, dość flegmatycznie ją na siebie zakładając, przed tym wolałaby jednak się umyć, woda chwilami oczyszczała ją nie tylko z brudu, ale i ze zmęczenia, czy niektórych zmartwień, które aktualnie kłębiły się w jej głowię. Na chwilę obecną było ich całkiem sporo, dlatego czym prędzej chciała wykonać zadania, by móc ze spokojem oddać się błogiemu stanu w wodzie, z której najchętniej by nie wyszła nigdy, a jedynie w razie potrzeby wymieniała ją na cieplejszą. Zajęła się jednak zmienianiem pościeli, co szło jej dość opornie, acz wolała się z tym uwinąć od razu, niż później zawracać sobie tym głowę. Kiedy skończyła skierowała się w stronę drzwi, które w równie brutalnym sposobie co otworzyła, tam zamknęła z hukiem. Skierowała się w stronę łazienki, w której najprawdopodobniej znajdował się jeszcze Loki, w ręku trzymając przewieszone, zakrwawione prześcieradło. Nie zamierzała go prać od razu, na to przyjdzie czas innym razem. Uchyliła jakby nigdy nic drzwi, nie zaglądając, a jedynie celując materiałem trzymanym w ręku w stertę brudnych ubrań, którymi również ktoś powinien się zająć, szkoda tylko, że tym kimś, będzie ona. Zamknęła drzwi i już chciała ruszyć na dół, a tak to zatrzymała się nagle i odwróciła w stronę wrót, by oprzeć o nie czoło i puknąć kilka razy. Ach! Przecież nie przyszła tylko po to, by zanieść pościel!
- Zmieniłam pościel, jesteś głodny? I jeśli byś mó... - ugryzła się w porę w język, zaciskając mocno dłoń na klamce. Czy ona nie chciała go teraz o coś poprosić? Czy myślami była gdzieś daleko, że nie miała pojęcia co mówi.. a raczej w jaki sposób? To do niej zupełnie niepodobne, skarciła się w głowie za swoje zachowanie, zdecydowanie jego towarzystwo źle na nią wpływało. A może tylko ona odnosiła takie wrażenie? - Nie mam w co się ubrać. - drugie podejście było już (w jej mniemaniu) odpowiednie. Jasno i klarownie upomniała się o wcześniej obiecaną przez niego sukienkę, którą miał w planach kupić. Wiedziała, że to nie w stylu Lokiego wybiec z domu (uprzednio jednak zrezygnować z kąpieli) i lecieć do pierwszego sklepu z ubraniami, tylko po to, by dotrzymać słowa odnośnie odzienia. Dlatego tę myśl od razu od siebie odepchnęła w głąb tych rzeczy, które nigdy nie miałyby miejsca. Sądziła jednak, że póki co da jej coś swojego, dzięki czemu będzie mogła zakryć swoje i tak już nazbyt odsłonięte ciało. Dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że pewnie jemu to nie przeszkadzało, że po jego domu pałęta się pół naga kobieta, aczkolwiek ona już ewidentnie dawała do zrozumienia, że nie zamierza dłużej tego stanu ciągnąć. To już i tak za dużo jak na nią i musiała powoli wracać do normalności. Mimo chęci odejścia stąd jak najszybciej trwała przy drzwiach, wyczekując odpowiedzi. Wolała jednak by na jej pytanie odpowiedział nieco zwięźlej, podając przy okazji konkretną potrawę, na którą ma ochotę. Nie pracowała u niego tak długo, by wiedzieć, co lubi jadać jej, co jak co - Pan. Cesarz i władca, hę? Odgarnęła jasne włosy do tyłu i westchnęła ciężko widocznie zmęczona całą tą dziwną sytuacją i jej chwilowymi odstępami od normy. Od jej normy, bo u innych było to całkiem normalne zachowanie, w jej wypadku nie.
Co do tego całego szpiegowania, może to było od zawsze jej życiowe powołanie? Od zawsze była taka a nie inna, może, gdyby tylko przyszło jej to do głowy, powinna skorzystać i coś zrobić z tą wiedzą. Tylko dla kogo miałaby pracować, dla Amadeusza? Niby to logiczne, skoro była jego służką, ale to chyba byłoby jednoznaczne z wstąpieniem do pajęczyny, co już nie było tak przekonujące. Nigdy nie lubiła się w nic angażować, toteż przynależność do jakiejkolwiek organizacji odpadała. Miała oczywiście możliwość pracowania dla kogoś zupełnie innego, nawet jego wroga, wątpiła jednak by się na to zgodziła. Mimo wszystko, mimo niechęci do Lokiego (która podczas stosunku gdzieś zniknęła), nie byłaby w stanie go w pewnym sensie zdradzić. Póki co miała wszystko co chciała - dach nad głową, reszta to zwykłe błahostki, które załatwić mogła sobie sama, dlatego bezsprzecznie nie mogła ryzykować, że Loki ją zwolni, tudzież ubije gdzieś.
Może pomysł o świętach był w jej głowie tylko przez to, iż mogła je spędzić w kimś, odkąd (czyli od zawsze) spędzała je same i chodź nie wyglądało na to by zamierzała to zmieniać, na prawdę chciała zobaczyć jak to jest. Chciała próbować wszystkiego po trochu. Bo co jeśli i Loki tego chciał? W to mogła jedynie wątpić, będąc świadomym jego osobowości. Ale czy to nie czas najwyższy na zamiany? Adrien przecież pewnie nie raz namiesza w jego życiu, nie wiadomo czy na lepsze, czy gorszy - podejrzewałabym to drugie, chociaż nigdy nic nie wiadomo, tak tego mogła być wręcz pewna. Nie musiał się w to przecież angażować, Beatrice z przyjemnością mogłaby wszystko zrobić sama. Wystroić dom, ubrać choinkę, przygotować coś do jedzenia, i o! zorganizować dla niego prezent, bo w szczególności na tym polegały święta, bynajmniej ona odnosiła takie wrażenie po obserwacji wszystkich tych ludzkich, dziwnych przyzwyczajeń, które co roku robili. Chwilami na prawdę można ją było okrzyknąć mianem dziecka, niedostrzegającego prawdziwej magii świąt, jak to w zwyczaju większość osób mówiło. Jej osobiście zależałoby jedynie na tym, by Loki w tym dniu był w domu, tym tutaj, razem z nią, nie musiałby przecież strugać nie wiadomo kogo. Mogliby nawet milczeć, o! Wystarczała jej jego obecność. Po tej myśli aż sama zaczęła się dziwić, że do czegoś takiego w ogóle dopuściła swoje myśli. Mruknęła coś pod nosem z przekąsem, najwyraźniej było to kilka przekleństw.
Co myślisz o tym byśmy razem spędzili święta? - zdawała sobie sprawę z tego, że Loki czytał w jej myślach przy najbliższej okazji, więc połasiła się i bezpośrednio skierowała do niego swoje myśli. - Oczywiście wszystko mogę zorganizować sama! - pośpiesznie dodała już na głos, zaciskając mocniej niewielkie rączki w pięści. Była zła na samą siebie, że w ogóle coś takiego zaproponowała, wiedząc, że odmowa była wręcz oczywista. Czyżby w niektórych sprawach Loki nie mógłby być zaskakujący, czy nieprzewidywalny? W takich jak ta na pewno nie.Loki - 4 Grudzień 2011, 20:47 Zdolność Adrien do ignorowania ostentacyjnej formy demonstrowania własnej wyższości jaką wybrał Loki dla swoich gestów i zachowań była wręcz zadziwiająca. Większość panien pozbawionych cnoty poczułaby się chyba choć odrobinę urażona, po tym jak sprawca i oficjalny posiadacz jej dziewictwa karze jej uprać pościel, nie składając na jej wargach nawet jednego pocałunku po odbytym miłosnym akcie. Zwłaszcza, że też pozbawił ją godności w zdecydowanie zbyt mało delikatny i pozbawiony czułości sposób. Myślałby ktoś, że dziewczyna odczyta aluzję i uzna, że Amadeusz niespecjalnie ma ochotę bawić się z nią w bliższe relacje. Albo w ogóle cokolwiek, ale jednak nie, dzielnie zmieniła pościel na jego łóżku, zupełnie nie przejmując się czymkolwiek innym. Może on był po prostu za dobry? Liczył też, że będzie chciała chociaż chwilę odpocząć, zdrzemnąć się czy coś, dając mu tym samym kilka godzin na ogarnięcie własnych spraw. Okazała się jednak prawdziwym cyborgiem, niezniszczalną maszyną stworzoną tylko po to, by zatruć mu życie. Chociaż w tej roli obsadzono już dawno kiedyś jego matkę, przed którą skutecznie się od dziesięciu lat ukrywał. Nie poszedł nawet na pogrzeb ojca, chociaż do staruszka nie miał specjalnych pretensji. Nie licząc może faktu, że się tej wywłoce nigdy nie postawił, ale to osobna kwestia. Tak, czy inaczej wyglądało na to, że Adrien miała ambicję na zajęcie stanowiska 'kobiety, której nie zrobię fizycznej krzywdy, a która silnie działa mi na nerwy' i konkurowała o podium z samą panią Odinson. Chociaż, prawdopodobnie w tym przypadku pewnie mogła się przeliczyć, bo zabawna czy nie, Amadeusz nie zawaha się przed pozbyciem się kogoś kto nadmiernie go męczy. Mężczyzna westchnął ciężko, gdy do jego uszu doszły pierwsze kroki dziewczęcia. Niech ją szlag jasny trafi, powinien jej dołożyć, żeby w końcu padła jak kawka? Gdy usłyszał, że zbliża się do łazienki znowu zsunął się pod wodę, tak jakby liczył, że go nie znajdzie. A jednak, jej rentgenowskie spojrzenie prześwietliło bąbelki i bezbłędnie zlokalizowało jego sprytnie ukryte ciało. A myślał, że to taki bezbłędny kamuflaż. Gad damit! Wysunął się w końcu i nie chętnie spojrzał na maszynkę do produkcji niepohamowanych potoków słownych i jak zdążył też zauważyć, wcale niedyskretnych jęków i westchnień.
-Możesz coś ugotować... Nie wiem, co. Zdam się na twoją inwencję-zakomunikował od niechcenia, machając na nią ręką. Patrzył na nią nachalnie, czekając aż wykrztusi z siebie, czego chce. Nie rozumiał tego jak bardzo niektórzy ludzie nie rozumieją, sugestii... Była prawie tak męcząca jak taksówkarz, który zagaduje cię całą drogę o pogodzie, bez względu na to, czy odpowiadasz mu z zaangażowaniem, czy pełnymi irytacji pomrukami. Nigdy nie rozumiał, czy ci ludzie są na tyle głupi, czy po prostu zdesperowani. Westchnął i spojrzał na złożoną gdzieś tam z boku sukienkę.
-Możesz po prostu przyszyć guziki-zauważył najwyraźniej ignorując fakt, że wcześniej śpiewał w zupełnie innej tonacji. Jednak nie należało go brać za osobę przesadnie słowną, zwłaszcza, kiedy zamierza się dobrać do czyichś majtek. Potrafił wtedy obiecać gwiazdkę z nieba, co wcale nie oznaczało, że faktycznie zamierzał ją przynosić... I właściwie to osoba, która uwierzyła w spełnienie obietnicy mogła mieć jedynie żal do samej siebie, że była aż tak łatwowierna.
W związku z faktem, że Adrien najwyraźniej nie zamierzała się ulotnić i zabrać za naprawianie swojej kiecki, zabulgotał (bo twarz miał do połowy zanurzoną w wodzie po obsunięciu się lekko) i po chwili wylazł z wanny. Sięgnął ręcznik, którym owinął się w pasie, po czym wyminął ją bez słowa, by skierować swoje kroki do pokoju. Znalazł leżące na podłodze spodnie, z których wyjął portfel. Następnie z kilkoma banknotami w garści i wcisnął je dziewczynie do kieszeni.
-Masz, więcej bym za godzinę z najlepszą kurwą w mieście nie zapłacił-zakomunikował z niekrytą pogardą. No cóż, najwyraźniej mimo iż powinien mieć dobre samopoczucie, to było wręcz odwrotnie. Trudno powiedzieć, czy był zły na siebie, z jakiegoś powodu, czy może chodziło o całą tę sprawę z zabójstwami. W każdym razie, wyrzucił papierosa do klozetu, opróżnił szklankę po whisky, którą następnie wcisnął Adrien do ręki, złapał za laptopa i poszedł z powrotem do sypialni. Na razie w ogóle nie chciało mu się ubierać. Wsunął po prostu na siebie bokserki i dżinsy, wyciągnął się na łóżku i zaczął znów stukać w klawiaturę. Adrien jednak nie poddawała się i przypuszczalnie chciała by dał jej jakiś strój na teraz. Niestety, perspektywa oddawania jej którejś z jego koszul wydawała mu się ryzykowna. Po pierwsze, nie wiedział jaki stopień stalkera właśnie aktywował w jej zwariowanym ciele, a nie chciał, by mu zrobiła z koszuli ołtarzyk, albo masturbowała się patrząc na biały materiał... Chociaż to byłoby w pewnym stopniu seksowne. I chore przy okazji. Pomijając jednak kwestie jej domniemanej obsesji na jego punkcie (zrozumiałej z resztą, bo w końcu był wspaniały).. Każda z tych koszul kosztowało grubo ponad tysiąc papierów. Nie zamierzał ryzykować, że zostanie zniszczona, albo co gorsza, po prostu zagrabiona! Hm, co mógł jej więc dać? Jakiś T-shirt? Ale on lubił wszystkie swoje t-shirty! Spodnie też... Dobra, trudno. Kupi sobie nowe. Wygrzebał z szuflady jakiś stary sweter... Ten sweter był tak stary, że była szansa, że nosił go Mojżesz. Jednak był dość gruby i bez wątpienia ciepły. Rzucił go dziewczynie po czym odwrócił się z zamiarem powrotu do pracy, gdy ta zaskoczyła go kolejnym pytaniem. Dobrze, że niczego nie pił, ani nie jadł, bo z całą pewnością wyplułby to w wyrazie szoku niezależnie od tego co by to było. Spojrzał na nią oniemiały i po prostu gapił się przez chwilę nie mając zupełnie pojęcia co odpowiedzieć. Jak się spławia kogoś tak natrętnego? Westchnął po chwili wracając do siebie. Odgarnął włosy i przybrał poważną minę.
-Nie obchodzę świąt Adrien-zakomunikował chłodnym tonem-Jestem Żydem, to po pierwsze, po drugie, nie wierzącym, a po trzecie jeśli bym wierzył, to byłbym raczej przychylny tej ciemnej stronie mocy więc skąd Ci właściwie przyszedł do głowy ten kretyński pomysł? Jestem bliżej spokrewniony z Grinchem niż z własną matką, nie widać, mojego zamiłowania do zieleni?-spytał starając się zwinnie poprzeplatać kilka faktów z kłamstwami. Fatk, miał Żydowskie pochodzenie. Kłamstwo? Ateizm. Diabeł wierzy w Boga, trudno, żeby było inaczej. Po osobistym spotkaniu z demonem jego sceptycyzm odnośnie sił wyższych znacznie zmalał, co nie oznaczało, że zacznie grać dla drużyny skrzydlatych pedałów ubranych w prześcieradła. Fakt, lubił zielony, ale to chyba żadna tajemnica jeśli wziąć pod uwagę, że zawsze miał na sobie jakiś element w tym kolorze. Koszulę, ciemnozielony garnitur, spinki do mankietów ze szmaragdami, zegarek... Zawsze coś.
-Jeśli to wszystko Adrien, to byłoby dobrze, gdybyś sobie poszła... Najwyraźniej w Twojej głowie roi się jakiś dziwny pomysł co do tego jak teraz wygląda nasza relacja. Żeby wszystko było jasne, jesteś dalej tylko moją służącą, w dodatku wyjątkowo mało skuteczną. Przespałem się z Tobą tylko dlatego, że bardzo tego chciałaś, a ja nie robiłem tego od dwóch miesięcy. Nie darzę Cię żadnym uczuciem, a już z pewnością nie w jakimś romantycznym sensie. Chcę, żeby to było jasne. Jeśli uważasz, że nie jesteś w związku z tym w stanie wykonywać dalej swoich obowiązków to po prostu złóż wypowiedzenie, bo służka jest mi zdecydowanie bardziej potrzebna niż kochanka od siedmiu boleści-zakomunikował lodowatym tonem, po czym odwrócił się na pięcie, złapał za koszulkę, którą wciągnął na siebie. Minął dziewczynę i wyszedł z pokoju. Cóż, niekoniecznie miał ochotę na borykanie się z konsekwencjami tej wypowiedzi. Nie miał pojęcia jak ona zareaguje, ale sprawdzi sobie potem na monitoringu. Szybko ubrał płaszcz, owinął szyję szalem i wyszedł, by przy pomocy Kompasu teleportować się do Krainy Luster. Miał tam kilka spraw do załatwienia, a było to stosunkowo daleko od tego miejsca... Dostatecznie daleko.
[zt]Loki - 11 Grudzień 2011, 01:13 Droga z teatru do rezydencji nie była może jakoś nadmiernie długa. Zwłaszcza jeśli ma się odpowiednie środki transportu. Mężczyzna przed wyjściem ze zrujnowanego przybytku przybrał na ponów postać żebraka, by powolnym krokiem ruszyć w przeciwnym niż ona kierunku. Zgodnie z komendą, blondynka czekała jakiś czas na następnym skrzyżowaniu. Długo, na szczęście, stać tam nie musiała. Czarne Audi z przyciemnionymi szybami o długiej i smukłej sylwetce podjechało na róg już w chwilę później. No co? Chyba nie sądziliście, że Loki przyszedł z wybrzeża na piechotę? Albo lepiej, komunikacją miejską? Luksusowy środek transportu był dla niego niejakim wymogiem, stąd za pewne kilka sztuk podobnych cacek zaparkowanych w garażu pod jego rezydencją. Dziewczyna mogła zająć miejsce na skórzanym fotelu obok, nie ryzykując, że którykolwiek z przechodniów dostrzeże kto jest jej towarzyszem i że miała cokolwiek wspólnego z informatorem. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach widok urodziwej dziewki wsiadającej do wypasionej bryki nie dziwił nikogo. Kilka osób nawet pokręciło głowami z wyrazem dezaprobaty, choć w rzeczywistości przez ten gest przemawiała raczej zazdrość niż jakiekolwiek inne uczucie. Zawiść była paskudna, czyż nie? Jak jątrząca się rana. Zadaje ból i krzywdzi nie tylko zarażonego bakcylem delikwenta, ale także wszystkich wokół, czyniąc niewinnych postronnych ofiarami tegoż naturalnego wybryku. Bo pożądanie leżało w ludzkiej naturze. Nie było więc nic dziwnego w pragnieniu czegoś, co nam przypada do gustu, a co posiada ktoś inny. Siłą rzeczy zaczynamy nienawidzić persony, której status zapewnia rzeczy, nam niedostępne. Status, uroda, wszystko jedno. Z całą pewnością w momencie, w którym auto prześlizgnęło się po ulicach z cichym pomrukiem zarówno Cecille jak i jego kierowca skryty za parą ciemnych, markowych szkieł byli prawdziwymi persona non grata pośród tłumu szaraczków, dla których podobny twór reprezentował kilka lat ciężkiej pracy, a może i więcej?
-To takie pretensjonalne i tendencyjne nie sądzisz?-rzucił mężczyzna po chwili milczenia, przerywając ją dopiero, gdy czarna limuzyna znalazła się poza obszarem miejskim i wsunęła płynnie na drogę ekspresową prowadzącą ich do miejsca przeznaczenia. Drzewa i krzewy rozmywały się w jedną całość, gdy samochód mijał je w cichym pędzie. Silnik niemalże milczał, a prędkości przekraczającej sto kilometrów na godzinę niemal się nie odczuwało. Loki był już nieco spokojniejszy, gdy tylko opuścili miasto ściągnął z nosa okulary i rzucił je niedbale do tyłu, jak nic nie warty gadżet, choć w rzeczywistości reprezentowały sobą więcej niż wynosiła równowartość średniej krajowej. Chwila oderwania się na moment od pożądanej sylwetki dała mu czas na zebranie myśli. Wstąpił też po drodze do sklepu po papierosy i teraz sączył jednego, pozwalając by dym wyciekał przez uchylony szyber-dach. Słońce zsuwało się powoli poza linię horyzontu, barwiąc niebo gamą pomarańczy, czerwieni i fioletów. Dwa jasne ślady na czarnym asfalcie wskazywały dziwnej parze drogę. Jednak nagle, nie było jak przerwać ołowianej ciszy. Spoczęła na ich ramionach, wypełniając całe tylne siedzenie i napierając na szybę. Przez chwilę Amadeusz odniósł wrażenie takiej ciężkości, że aż spojrzał nerwowo na srebrny symbol marki samochodu, kilka splecionych z sobą obręczy, jakby w obawie, że ze skrytki za kierownicą za chwilę wyskoczy poduszka powietrzna. Nic podobnego jednak się nie stało, bo wrażenie kilkutonowego naporu na jego ciało było jedynie wytworem jego wyobraźni.
-Wiesz, jego światła mają opcję skrętu.-rzucił sucho, nie mogąc już znieść szumu sunących po asfalcie kół-Skręcają kiedy wykonujesz ruch kierownicą... Ciekaw jestem co jeszcze wymyślą-bo oczywiście łatwo się domyślić, że auto miało też opcję odpalania silnika przyciskiem, kontroli prędkości, samodzielnego parkowania, wyczuwania pasów i wszystkie inne możliwe bajery. Na swoje nieszczęście informator szybko pojął, że podobne frazy nie są w stanie w żaden sposób zacerować nagle powstałej dziury pomiędzy nimi, a przepaść, którą wyznaczał schowek, hamulec ręczny, skrzynia biegów i stojak na kubki wydawała się znacznie większa niż była w rzeczywistości. Było zupełnie tak jakby siedzieli oddaleni od siebie o setki tysięcy kilometrów, choć w rzeczywistości, gdyby tylko chciał mógł zsunąć jedną rękę z obitej skórą kierownicy i złapać jasną dłoń... Albo pogłaskać zaróżowiony lekko polik? Cokolwiek. Zamiast tego, złapał za końcówkę papierosa, uchylił szybę i wyrzucił go. Zbliżali się powoli do rezydencji. Zasygnalizował zjazd z drogi, o dziwo całkiem trzymając się w tym względzie przepisów. Auto z cichym szmerem wjechało na kamienisty podjazd, prowadzący na szczyt klifu, gdzie nad morskimi falami górowała dumnie nowoczesna budowla. Brama rozchyliła się samoistnie po wciśnięciu przycisku pilota i samochód znalazł się przed wejściem. Mężczyzna wysiadł pierwszy i otworzył drzwi kobiecie. Dziwne szarmanckie nawyki, których nigdy wcześniej nie posiadał.
-Zapraszam-rzucił kierując się w stronę wejścia do pokaźnego domu. W duchu modlił się jedynie, by Adrien już tam nie było. Nie miał ochoty rozwijać na razie jej wątku, który właściwie całkiem nieświadomie zepchnął na bok pod lawiną nowych problemów. Teraz dopiero konflikt wypłynął ponownie, przypominając o swojej świeżości i tym, że termin ważności daleki był od upłynięcia. Gdy więc podeszwy drogich butów stanęły na posadzce, mężczyzna począł rozglądać się bezskutecznie za kępą różowych włosów i całą resztą ciała służki. Zamiast tego zastał jedynie arlekina, który z cichym pomrukiem otarł mu się o nogi, by za chwilę popędzić w sobie jedynie znanym kierunku. Aleistera nie było. Z resztą, miał kilka zadań do wykonania w Krainie więc jego nieobecność w żaden sposób nie zaskoczyła lidera Pajęczyny. Czujnik ruchu uruchomił światła dając świadectwo niedbałości właściciela o oszczędność prądu i kwestie ekologii. Był jak zły właściciel gigantycznej korporacji, wycinający lasy deszczowe na masową skalę. Uśmiechnął się pod nosem. Chyba nawet podobny wybryk nie pogorszył by znacząco jego i tak zszarganego wizerunku u opinii publicznej. Ludzie nienawidzili go tak, czy siak, był ostatecznością, a jednak z każdym dniem więcej jednostek zdawało się tej ostateczności potrzebować.
-Akta Vipera powinienem mieć gdzieś na dole. Zaraz Ci je przyniosę... Czuj się jak u siebie w międzyczasie-rzucił do dziewczyny, po czym ruszył w stronę schodów. Wyminął zbiornik wodny i ruszył w dół. Stanąwszy przed drzwiami z weneckiego szkła wpisał hasło składające się z kilkunastu symboli, którego wpisanie łączone było z odczytem linii papilarnych. Następnie dał sobie zweryfikować tęczówki. Potem kontrola głosu. Gdy wszystko zostało sprawdzone i potwierdzone komputer zwolnił zamek i rozsunął drzwi grubości dobrych kilkunastu centymetrów, po to by wpuścić mężczyznę do pomieszczenia, gdzie z pozoru znajdowała się jedynie całkiem spora sterta papierów. Z tym, że to nie były takie sobie zwykłe papiery. W większości były to jedynie strzępy wiedzy, aczkolwiek niektóre akta trzymał tu w komplecie. System bezpieczeństwa jaki gwarantowała rezydencja był na całkiem sporo przygotowany, dlatego też mógł sobie na to poniekąd pozwolić... Choć i tak niczego bardzo ważnego nigdy nie trzymałby w komplecie. Wyjął z szuflady oznaczonej literą 'V' odpowiednie akta i wrócił na górę, zamykając sejf za sobą... Bunkier, w którym trzymał to wszystko przetrwałby wybuch atomowy.
-Proszę-powiedział wręczając dziewczynie dokumenty-Masz jakieś pytania? To jest ten moment, w którym możesz je zadać, gdy zabierzesz się do działania, jesteś zdana na siebie... Więc radzę teraz przejrzeć. Napijesz się czegoś w międzyczasie?-teczka z aktami Sub Zero była dość pokaźna. Pewnie zajmie jej trochę czasu zanim przez to przebrnie i byłoby naprawdę dużo zręczniej, gdyby zrobiła to teraz, kiedy może zapytać o ewentualną poradę.Cecille - 11 Grudzień 2011, 16:38 W istocie, długość dotarcia z punktu A, którym aktualnie był opuszczany przez dwie jednostki, rozpadający się gmach teatru, do punktu B, będącego ich bazą docelową w postaci rezydencji przywódcy, nie była dyktowana zwykłym, prozaicznym czynnościom. Kolejną z komend wykonała niemal machinalnie, w krótkim czasie przechodząc do kolejnego etapu ich podróży i lokując ciało w ciemnym, mechanicznym wnętrzu auta najwyraźniej należącego do mężczyzny. Dyktatorem, wręcz hegemonem czasu, który zdawał się dłużyć potwornie przynajmniej w mniemaniu pannicy, była właśnie ów traumatyczna cisza, która pogłębiała się wyraźnie z każdą mijaną chwilą. Zamknęła za sobą solidne drzwi auta, zapinając przy tym w takt szeroko pojętej przezorności pas i w końcu zdejmując z twarz zdobną maskę, przemieniając tym samym nie wyróżniającą się z tłumu drobną, krępą brunetkę w smukły i szczupły okaz nie lichej białogłowej. Maska prędko wylądowała w dnie torebki, razem z poruszonymi gwałtownym otwarciem zamka tomikiem, komórką i ogromem drobiazgów, lawirujących z jednej strony na drugą, pod wpływem wzmożonych ruchów silnika ciemnej bestii. Wzrok miała wbity w szybę, przesuwając go notorycznie na oddalone od nich, mijane w rytmicznym tempie pasy, odmalowane poziomo na jezdni. I choć pokusa zerknięcia w bok, wykonanie choćby ukradkiem rzuconego spojrzenia na mimikę mężczyzny była zatrważająca, nie pozwoliła sobie na jej upust. Chwila słabości minęła w momencie ostatecznego aktu obmierzłości ciemnowłosego i nieprędko zamierzała znów powrócić na niezmącone, surowe lico kobiety.
- O czym mówisz?
Niemal błyskawiczna fraza wyleciała z pary na nowo pobladłych warg, kwitując niespodziewany i całkowicie oderwany od rzeczywistości tekst. Dopiero teraz pozwoliła sobie na skąpe odwrócenie w bok oblicza, a tym samym uraczenie spojrzenia kierowcy choć tak drobnym wyrazem zainteresowania. Nie chciała mu dać nawet ćwiartki satysfakcji z poczucia, iż wygrał, a w jej mniemaniu, krótkie starcie w teatrze zakończyło się właśnie tak nieprzychylnym jej wynikiem. W końcu czy nie do niego należało ostatnie słowo? Nie inaczej, ale trudno było doszukiwać się tu jakiejkolwiek innej możliwości w relacji czysto służebnej, przynajmniej dla wewnętrznie poddenerwowanej Cecylii. Zaciśnięte w słabe piąstki dłonie, ułożone teraz nerwowo na kolanach odczuły minimalne drgania, towarzyszące zwiększeniu prędkości, podobnie zresztą jak i całe, mocno spięte ciało, ciasno przyległe do połaci gładkiego siedzenia. Chwila wolności od wspólnego spojrzenia i jej przysłużyła się na dobre, pozwalając zmąconej głowie na powrót do chłodnej i zdystansowanej postawy, jaka obecnie niewątpliwie rysowała się między uwięzioną w klatce z blachy dwójką. Owe pędzące auto, przypominała przez krótką chwilę więzienie, choć niewielkie, rozdzierające przestrzeń pomiędzy nimi na wskroś, odpychające od siebie dwie dotąd stojące na przepaści dzielącej je od bliskości jednostki, zupełnie jak dwa identyczne ładunki, którym nigdy nie dane będzie się połączyć. No i jeszcze ten papieros... z trudem wytrzymywała salwy duszącego dymu, całkowicie nie obyta w tak jawnej zbrodni na własny organizm pomimo dość sporego stażu wśród ludzi. Kaszel wiązł w jej gardle, wywołując zaledwie miarowe i niemal sporadyczne odchrząkiwanie. Uwagi mu nie zamierzała zwracać, ni obstawać przy własnym, wymuszonym komforcie, wiedziona po części rychłą perspektywą zakończenia ich wspólnej przejażdżki.
- Bardzo praktyczne.
I kolejna fraza, równie jak swoja poprzedniczka wyprana z jakiegokolwiek zabarwienia emocjonalnego, którego wszak tak się lękał kierowca, czyż nie? Wyjątek polegał tu na tym, że o ile wobec poprzedniej wypowiedzi można było wystosować kontrę, w myśl samej idei pytania, tyle obecne skwitowanie, ostatecznie kończyło choćby perspektywę kontynuowania rozmowy. Nie ukrywała, że nie miała ochoty na wymianę zdań, zaś jedyną przyświecającą jej myślą było jak najszybsze otrzymanie akt Vipera i zajęcie się jego kwestią na podłożu bardziej bezpośrednim, a co się z tym trwale wiązało, jak najszybsza rezygnacja z towarzystwa siedzącego tuż obok mężczyzny. Pozbycie się przykrego niedopałku skwitowała lekkim westchnięciem, nabierając w płuca kłąb wpuszczonego przez uchyloną szybę powietrza. Spojrzała w bok, na malujący się coraz wyraźniej przed ich oczyma budynek, stanowiący bezsprzecznie siedzibę poniekąd jej przymusowego towarzysza. Fakt, że mieszkał blisko morza wywołał w niej drobne ukłucie, falę niespodziewanego sentymentalizmu... niegdyś sama marzyła, aby w takim domu zamieszkać i każdego ranka spacerować w towarzystwie pulsujących rozkosznie fal. Wspomnienie zostało przerwane w chwili, w której stłumiony odgłos silnika zgasł, podobnie jak i cały ruch ich dotychczasowego środka lokomocji. Drzwi otworzyła w chwili, w której mężczyzna się ku nim zbliżał, z wyraźnym zamiarem wykonania charakterystycznego, szarmanckiego gestu, wyprzedzony o ułamek chwili przez raptowny ruch rozchylanych z impetem drzwi i wysnuwającą się zza nich, pociągłą sylwetkę.
Zaproszenie jakie wyrwało się z ust Lokiego przypominało raczej obietnicę zawierającą swoistą grozę, niosącą ze sobą niejakie ryzyko. Oznaczało wkroczenie w teren sobie nieznany, dziewiczy, a co za tym idzie, naruszenie panującej dotąd harmonii z przypuszczalnie towarzyszącym owemu aktowi, konsekwencjami. Zbagatelizowała je, nazbyt ostentacyjnie, niemal nerwowym krokiem przekraczając próg widowiskowej budowli, której pobieżna analiza, zajęła kobiecie krótką chwilę. Nietuzinkowy kot, wcale nie skromny domek, czy chociażby nerwowa reakcja Lokiego, towarzysząca jego wstąpieniu do wnętrza własnego mieszkania... każdy drobny detal zapadł solidnie w pamięć skrywaną przez perliste pasma, które obecnie zostały machinalnie odrzucone w tył, prezentując tym samym wyraźnie zarysowaną szczękę i opinającą się ciasno na widocznych kościach policzkowych, alabastrową gładź, której srogi odcień przypominał jedynie chłodne oblicza pomników i wyzbytych pierwiastka życia, rzeźb.
- Dobrze.
Kolejna ze szczątkowych odpowiedzi, nie dająca już nawet nadziei na jakąkolwiek zmianę w intonacji czy chęci jej autorki. Spoglądała na znikającą w głębi budowli sylwetkę, nie poruszając się ani na krok. Zasadniczo, nie zamierzała się ruszać z obranego, bezpiecznego miejsca, ignorując tym samym jego uprzednią wskazówkę... miała czuć się jak u siebie? W domu swojego pracodawcy? Nie wspominając o tym, że nie tak dawno sprawnie celował w nią bezlitosnymi uwagami i rozkazami z równą łatwością, jak obecnie rzucał pozbawionymi sensu frazami... miała się rozluźnić, rozgościć? Nie, nie, nie, o tym z pewnością mowy być nie mogło. Przynajmniej nie w obecnej chwili. Kobieta jedynie luźno splotła ze sobą dłonie, nie rozbiegając się zanadto wzrokiem, lokując go w nieruchomym punkcie, w którym nie tak dawno zniknęła męska postać. Czekała. Ku jej zaskoczeniu, nie za długo.
W chwili zjawienia się zaginionej postaci bezzwłocznie odebrała z jego rak opasłą tekę, natychmiast uchylając rąbka tajemnicy i badawczym, skupionym wzrokiem skanując każdą ze stron.
- Dziękuję. Z chęcią napiłabym się kawy... o ile to nie problem.
Wykalkulowała w końcu, uznając za stosowne zajęcie gospodarza czymś choć przez moment i danie tym samym czasu samej sobie, na zgłębienie choć w cząstce otrzymanego przed chwilą materiału. Stała nieruchomo, przerzucając kolejne ze stron, analizując najistotniejsze z danych kilkakrotnie. Kilka pytań już zaogniło się pod okrytą płowym aksamitem czaszką, jednak nim zostałyby one ujęte w odpowiednie słowa i logicznie poukładane, potrzebowała choć dodatkowej chwili.Loki - 11 Grudzień 2011, 18:07 Tajemnicza aura powodująca rozluźnienie, która pozwoliła informatorowi na półcień szczerego uśmiechu rozbawienia, na dowcip i przez moment, na oddanie się dziwnemu uczuciu spełnienia pękła jak bańka mydlana. Bo był taki krótki moment, w którym Loki usadowiony w starym, opasłym fotelu, spoglądając na siedzącą obok dziewczynę i drwiąc z jej potencjalnie nordyckich korzeni, czy z koncepcji zapuszczenia zarostu na swoim jasnym licu poczuł, że zupełnie niczego więcej nie potrzebuje. Dziwne dla kogoś o niemal nienasyconej ambicji. Kogoś, kto chciał zostać bogiem, a po drodze na pewno niekwestionowanym władcą obydwu światów. Teraz, gdy sunął po asfalcie czarnym mechanicznym rumakiem próbował bezskutecznie zrekonstruować to uczucie. Przypomnieć sobie dlaczego właściwie pojawiło się w tamtym miejscu i czasie, wypełniając każdą komórkę jego ciała świadomością nasycenia. Jednak wobec miażdżącego obowiązku tłumienia kolejnych chęci zupełnie nie mógł sobie ani tego zjawiska przypomnieć, ani przeanalizować. Zaczął się więc zamiast tego zastanawiać co to właściwie oznaczało? Czy to znaczyło, że... Gdyby... Czy mógłby zrezygnować ze swoich celów i dalekosiężnych planów w imię czegoś, w co do tej pory nie wierzył, o czym nie śnił nawet? Powstrzymał chęć zerknięcia na jasną postać usadowioną obok i skupił spojrzenie dwukolorowych ślepi na drodze, po której sunął łamiąc wszelkie przykazania dotyczące dozwolonej prędkości w tej okolicy.
-Ta cała sytuacja. Czarny samochód, przyciemnione szyby, okulary. To żałosne, czuję się jak bohater amerykańskiego filmu akcji. W dodatku niekoniecznie ten pozytywny. Jestem jak ten agent z Matrixa/-zmarszczył nieznacznie brwi. Był maszyną? Chciałby. Wtedy nie miałby podobnych dylematów. Wyzbycie się całkowicie uczuć i emocji było czymś nieosiągalnym. Nie dla niego. No i, jak miał okazję się przekonać, dla nikogo. Nawet Faust, któremu zawsze poniekąd zazdrościł owej zdolności do zachowania stoickiego spokoju w najgorszych sytuacjach, niemal mechanicznego sposobu wysławiania się i poruszania... Nawet taki właśnie Kalkstein miał swoją słabość, miał jakiś obiekt w którym lokował cały zasób własnych emocji i uczuć i trącenie tej strefy sacrum mogło być przyczynkiem do eksplozji... Choć rzecz jasna, trzeba było w niego najpierw wlać odpowiednią ilość trunku. Sam Loki nie był nawet w połowie tak beznamiętny. Co gorsza, nie był nawet w połowie tak silny. Cholera, jakby się nad tym zastanowić był słaby, był żałosny, był... Był tylko człowiekiem. Zacisnął długie palce mocniej na kierownicy dławiąc w sobie okrzyk, który zawiązał mu się w gardle. Nienawidził tych myśli, nienawidził tego stanu, nienawidził siebie za to, że czasami popadał w podobną melancholię. Popadał w przepaść świadomości, że nic nie może. Nawet jeśli następnego dnia rano wstawał, spoglądał w lustro i znów prowadził poszukiwania Prawdy. Bo jakaś musiała istnieć. Wierzył w to i zamierzał do niej dotrzeć. Tak długo jak długo czuł, że musi komuś, nie, wszystkim udowodnić co jest wart. Może więc, gdyby miał chociaż jedną osobę, której nie musiałby niczego udowadniać? Absurd. Ludzie to czarne dziury potrzeb, nigdy nie zadowolą się tym co mają, będą chcieli cię zmieniać. Co gorsza, ty chcesz się potem zmieniać dla nich, bo stają się dla Ciebie ważni. Rany, czuł się jakby pisał sequel do 'Małego Księcia'. Wzdrygnął się niemalże, gdy nagle uświadomił sobie, że wstał by otworzyć jakiejś kobiecie drzwi. A doskonale pamiętał jeszcze czasy, w których wpychał się przed Vernę w drzwiach, albo siadał bezczelnie (to było jeszcze w latach wczesnej młodości) na miejscu w tramwaju przeznaczonym dla kobiet ciężarnych i patrzył jak jakaś pani z dużym, pełnym nowego życia brzuchem ciężko dyszy nie mogąc ustać w tramwaju. Fakt, że Cecille nawet na ten drobny gest mu nie pozwoliła był niemalże jak policzek. Sztywność panującej atmosfery, te suche, pozbawione sensu zdania. To wszystko doprowadzało go do szału.
Dom. Dziwne słowo. Niosło w sobie wiele znaczeń. W przypadku Lokiego zaś, tylko jedno. Dom, budynek mieszkalny. Tutaj definicja się kończyła. Dach nad głową, miejsce do którego można wrócić na noc... Co jednak z tym bardziej metaforycznym odczytaniem? Jako miejsce, do którego zawsze można wrócić? Miejsce pełne nas samych, naszych wspomnień, naszych intymnych odczuć i potrzeb. Miejsce generujące jakieś tajemnicze ciepło, sprawiające, że powrót do niego jest koniecznością i pragnieniem każdego. Ściany w domu Lokiego biły pustką i chłodem. Na przechodzących spoglądały z nich drogie dzieła sztuki, których mężczyzna miał całkiem sporą kolekcje, jednak... Nic ponad to. Cokolwiek się tu znajdowało, nie odzwierciedlało jego wnętrza w żaden sposób. Lodowaty modernizm. Maszyna. To raczej aspiracje niż faktyczna osobowość. Zupełnie tak jakby Amadeusz stawiając i nakazując projekt tej konstrukcji miał na celu ukazanie osobowości do której osiągnięcia dążył... Nie tej faktycznej. No i miało to też praktyczne zastosowanie. Ktokolwiek tu wchodził mógł wyciągnąć jedynie błędne wnioski odnośnie tego z kim ma do czynienia. Chyba, że był prawdziwym geniuszem podobnej analizy i potrafił patrzeć dalej. Jednak podobnych zdolności po nikim się nie spodziewał. Może właśnie dlatego z podobną beztroską pozwalał dziewczynie wejść do środka? To nie było jakieś sanktuarium jego prywatności. To było po prostu miejsce, ot budynek, którego był właścicielem, w którym czasami spędzał czas, czasami zaś spędzał go w innym. Nie czuł, żeby wkraczała jakoś nadmiernie w jego prywatność. Z resztą i tak już to zrobiła i to zupełnie bez zaproszenia i najpewniej całkiem nieświadomie. Bo jeśli Loki cokolwiek uważał za prywatne, to jedynie własne myśli, a tam, na chwilę obecną. Tichy królowała niemal niepodzielnie.
Skinął głową, gdy Cecille poprosiła o kawę. Sparzył dwie w gładkich białych filiżankach z kompletu porcelany, bez wątpienia drogiej. Ogólnie rzecz biorąc, tutaj nawet gniazdka do prądu były drogie.
-Wygodniej chyba będzie jak usiądziemy-zauważył spokojnie i skierował się w stronę dość sporej kanapy. Postawił filiżanki na stole, po czym usiadł na miękkich poduszkach, by obrzucić ją krótkim spojrzeniem. Uniósł prawy kącik ust do góry.
-Jakie wnioski?-spytał spokojnie w sposób zupełnie jakby wyrwany od kontekstu. Wzrok miał wbity w posadzkę, do której szczerzył się bez konkretnej przyczyny. Zanim dziewczyna zdążyła obrać błędny kierunek w swojej wypowiedzi, sam ją naprostował-Nie pytam o Vipera rzecz jasna... Pytam o mnie. Wiem, że mnie obserwujesz i usiłujesz analizować każdy mój ruch. Zauważyłem, że to taka tendencja. Wszyscy próbują to robić. Więc z czystej ciekawości pytam... Jakie wnioski?-błysnął ślepiami podnosząc barwne tęczówki na jej postać, ukazując po chwili rząd białych zębów. Było coś dziwnego w tym pytaniu i w tym spojrzeniu. Zupełnie dotąd nieobecna drapieżność samej sylwetki, sposobu w jaki siedział na kanapie.
-Całkiem niedawno usłyszałem mniej więcej taką definicję...-odchylił się i wbił dla odmiany wzrok w biały sufit-'Jesteś tylko małym chłopcem, który boi się innych...' potem było coś jeszcze, le to nie było istotne... 'Mały chłopiec'-powtórzył i prychnął, by za chwilę znów wyprostować kark i spojrzeć na dziewczynę-Twoim zdaniem też jestem 'małym chłopcem'? Czy może raz jeszcze powiesz, że jestem 'niczym więcej jak pracodawcą'?-drgnął lekko. 'Niczym'. To słowo zdawało się samoistnie separować od całej reszty zdania. Wyszczerzył się raz jeszcze po tym, jak powaga przez chwilę zajęła miejsce na jego twarzy-Weź sobie coś do notowania. W końcu nie zapamiętasz wszystkich pytań jakie masz odnośnie tych akt, prawda? I chodź tu wreszcie platynowa panno... Nawiasem mówiąc-oparł głowę na dłoni z wyrazem za myślenia na twarzy-Tak sobie myślę o twoich powiązaniach z wikingami... Zimnokrwista może i jesteś. W zasadzie, jesteś tak lodowata, że gdyby postawić cię obok rzeźby lodowej nikt nie zauważyłby różnicy, ale... Ale wątpię, czy wikingowie też się tak bali. Bo Ty się boisz prawda? Boisz się Tichy tak jak bała się Dark. Wszystkie się boicie, to takie urocze, że aż robi mi się niedobrze.-skrzywił się minimalnie-No to? Masz już jakieś pytania odnośnie Vipera, nie mam całego dnia.-przeciągnął się i ziewnął, bardziej z przyzwyczajenia niż zmęczenia. Pochylił się i upił łyk kawy zupełnie tak jakby z całego monologu liczyło się jedynie ostatnie zdanie.Cecille - 15 Grudzień 2011, 00:42 Rozluźnienie o którym mowa, owa ulotna chwila nasycona poczuciem niejakiego spełnienia, podświadomym szeptem podpowiadającym, że w swoim towarzystwie jakiekolwiek gierki i pozory nie mają znaczenia... pękło, tak jak i tłumione przez kobietę emocje, tak jak i krótka, efemeryczna chęć na ich spontaniczne ujawnienie. Wszystko to było już nieistotne w momencie, w którym oboje zdecydowali się ponownie przywdziać maski i na nowo wcielić się w rozgrywane dotąd postacie, uciekając w popłochu z teatru, który w istocie stał się niedoszłą areną ich podświadomych zmagań, by następnie uciekać równie tchórzliwie od własnych uczuć, mknąc szosą i w końcu docierając do przybytku należącego do informatora. Żadna z owych chwil nie odczuła nawet ułamka, odgrywanej w końcu nie tak dawno, mentalnej batalii, zimna i surowa w odbiorze, zupełnie jak i odczuwana teraz przez nich, ich wspólna obecność. Najpewniej czuli się, jakby towarzyszył im intruz, gość nieproszony i persona non grata w jednym, butnie porywający się na lodowce latami skrywanych afektów, żali i ekscytacji, których wierzchołki alarmowały drobne topienie, informując tym samym pobliskich kapitanów, o przypuszczalnym zagrożeniu dla ich łodzi, choć w tym przypadku, sprawa odnosiła się stricte do ich dotychczas skostniałych i ostygłych z jakichkolwiek oznak głębszej emocjonalności serc. Byli jak manekiny, ludzie bez twarzy, bez wyrazu... przynajmniej nie tego prawdziwie pierwotnego, swojego, którego wydźwięk bywał notorycznie głuszony pod ciężarem bogatego wachlarza rólek i póz.
- Agent Smith? Nie powiedziałabym.
No cóż, w myśl obranej już w chwili przekroczenia przeklętego, teatralnego progu, dziewczę zdawało się porzucić choćby chęć na dalszy rozwój minionych wydarzeń, których skrajność zdawała się ją niemało przytłaczać. Sprawnie przybrała pozę biernego sługi, jednego z licznych pionków w jego grze, których nieopisany talent w potakiwaniu i opiewaniu chwałą nawet kichnięcia z jego strony, był zatrważający. Cóż, w jej przypadku należałoby wykluczyć drugą z pozycji, zapał w nią włożony, lokując w początkowej frazie. W końcu czyż nie tak dawno właśnie tego od niej wymagał? Od surowego rzucania jej nazwiskiem na prawo i lewo, po wyraźne danie do zrozumienia, o bezwzględnym posłuszeństwie względem niego samego. W pewnym stopniu dostał to, czego żądał. Posłusznego sługi, pozbawionego pierwiastka jakiejkolwiek osobowości. Właśnie taką rolę obecnie sobą prezentowała, nie siląc się na chociażby drobny przejaw pobłażliwości względem swojego pracodawcy. Relacja czysto biznesowa można by rzec, że osiągnęła właśnie stan niemal surowy, istne apogeum, umniejszając płaszczyźnie ich prywatnej relacji w sposób absolutnie okrutny.
Miała najszczerszą ochotę go zdzielić... owszem, najzwyczajniej w świecie uderzyć w sposób bardziej lub mniej konwencjonalny i to od momentu, w którym oboje sterczeli jeszcze wewnątrz na wpół spróchniałego budynku, mierząc się w niemej potyczce. Pragnienie to jednak, choć nadal mocno płonęło na wewnętrznej stronie zaciśniętej teraz dłoni, która niemal domagała się przelania myśli w czyn, stawało się powoli tłamszone przez napór innych, bardziej pesymistycznych myśli, o ironio, wcale nie różniących się od tych, buzujących teraz pod sąsiadującą z nią czaszką. Co jeśli? Co jeżeli oboje zdawali sobie doskonale sprawę odnośnie własnych pragnień, a speszeni nimi samymi, odtrącali je tak jak i siebie nawzajem, odrzucając przypuszczalną perspektywę... no własnie, czego tak właściwie? Szczęścia? Nie, nie, to by było zbyt komiczne stwierdzenie, w końcu życie nie było jedną z brazylijskich telenoweli, a oni niestety, nie występowali w dramie, aby przeżywać równe rozterki. Czyżby?
Wchodząc do domu, poświęcając kilka spojrzeń na otaczający ją ze wszech stron pokaz innowacyjnej, modnej wśród ludzi koncepcji tutejszego wystroju, niemal zadrżała. Wnętrzu nie można było odmówić gustowności, ni wyszukanego gustu potencjalnego bywalca, a mimo to, owa surowość wynikająca z przytłaczającego modernizmu, była całkiem dobitna i świadczyła albo o pustym zachciankom kolejnego z bogaczy, pogłębiającego jedynie swoje przekonanie o boskości i wszechwładzy, albo o kimś z kolei odmiennym, o psyche na tyle podatnej, aby ślepo realizowała narzucony odgórnie kanon lub co gorsza, dowartościowująca się poprzez otaczanie się drogocennymi przedmiotami. Wybór mógł zatem paść jedynie na mniejsze zło. Tylko jak wybrać model psychologiczny kogoś, kto owego szablonu zdradzić nie chce? Lub upiorniej, wcale takowym nie dysponuje, łamiąc tym samym wszelakie pojęte kanony i wzorce. Człowiek enigma, chodzący sfinks, można by śmiało orzec, choć czy rzeczywistość równie spójnie odzwierciedlała jej obecne domniemania?
Na jego sugestię, która nie umniejszając obecnemu pobocznemu dochodzeniu, wyrwała ją z pochłaniania kolejnych wersów dotyczących rudzielca, skinęła jedynie głową, idąc po jakimś czasie w jego ślady, aby następnie ulokować się na kanapie, zachowując przy tym rzecz jasna znaczący dystans. Baczny wzrok przykuła powierzchnia parującej cieczy, zatrzymując go na sobie już na jakiś czas, a przynajmniej do chwili, w której to kolejna fraza nie wyrwała się spod kpiącej pary warg.
- Słucham?
Mrugnęła zaskoczona, wzrok natychmiast wbijając w lico swojego rozmówcy, którego starania o zwrócenie uwagi kobiety najwyraźniej odniosły sukces. Czyżby czytał w jej myślach? Przy jej mocy szanse na takową możliwość były znikome, jeżeli nie zerowe. A więc jednak w jego wypowiedzi kryło się ziarenko prawdy, zaskakujące, czyżby faktycznie każdy z jego towarzyszy próbował domyślić się co w istocie skrywa ta ponętna kopuła, która teraz wykrzywiała się w obrzydliwym szyderstwie wprost ku jej jasnemu obliczu?
Wysłuchała jego wywodu do końca, odczuwając stopniowy paraliż każdego z mięśni, ostały jakby po ich wcale nie zakończonej jak widać, batalii. Zmrużyła migoczące wybladłą barwą mięty tęczówki, chowając je za nieco już ciężkimi powiekami, odzianymi w grube i dramatycznie podkręcone kłęby rzęs, od dawien dawna, nie wiedząc w jaki sposób miałaby udzielić mu odpowiedzi. Miast tego, poczęła domniemać skąd u niego owa wrogość, bariera, która nagle pojawiła się pomiędzy uciśnioną własnym towarzystwem dwójką, a przy tym tak gwałtowne rzucanie w nią ordynarną kpiną i szyderstwem, negując tym samym notorycznie każdy z wyznawanych przez Cecylię założeń. No cóż, jakkolwiek zawiłe byłyby jej tymczasowe poczynania, wynikające oczywiście z momentalnego i raptownego sparzenia się własną dociekliwością, wpierw należało uraczyć cynika odpowiedzą, chociażby wynikającą z grzeczności.
- Nie odwołam swoich słów. Nie mniej... nie uważam, aby było Ci blisko do "małego chłopca", prędzej błądzącego wśród własnej kreacji, która powoli zaczyna go przerastać. Wiesz tyle o ludziach i o emocjach nimi targającymi, a mimo to swoje własne ignorujesz... co chcesz udowodnić, Loki? Mi i całemu światu? Nie odpowiesz, to oczywiste, łgarz musi utrzymywać wszystkie swoje asy w ryzach. Ciekawi mnie, czy kiedyś spostrzeżesz, gdy przy stole zostanie tylko jeden gracz.
Odparła spokojnie, po chwili pełniejszego namysłu, nieustannie, niemal przeszywająco wpatrywać w wyraziste rysy jego twarzy parę znienawidzonych, grynszpanowych oczęt. Czekała tak naprawdę aż zaprzestanie z nią swoich gierek i miast traktować ją jako najnowszą zabawkę, raczy skupić się na celach, które ich tu przywiodły.
- Boję się?
Intonacja, z jaką wypowiadała obydwa słowa przypominała mieszankę wybuchową, niejakiego zaszokowania i mocno posuniętego zwątpienia, kierowanego nie tyle przeciwko sobie samej ile świadomości, z jaką ośmielał się rzucać potok różnej wartości słów na wiatr. Był łajdakiem, co do tego miała pewność, pozostawało więc się upewnić, do jakiego stopnia nie czuł lub z drugiej strony, czuł i ba, owe uczucia, najlepiej w postaci wątpliwości jak najprędzej w owym skrajnym, niemal beznadziejnym przypadku własnej ordynarności, wzbudzić. Odchyliła kark do tyłu, układając łabędzią szyję w niemały łuk, dłonie zaś splatając ze sobą i zarzucając za parę narzuconych na siebie kolan w wyrazie dość ostentacyjnej, pewności siebie.
- Gdybym się bała, nie byłoby tu śladu ani po mnie, ani po jakichkolwiek dalszych relacjach nas łączących. Dark znalazła się w nieodpowiednim czasie i w nieodpowiednim towarzystwie, poza tym... przy Tobie nawet ciekły azot wydaje się chłodnieć. Ja natomiast, w przeciwieństwie do Dark, jestem ostrożniejsza. Skończ te gierki.
Ostatnie zdanie zdawało się być całkowicie oderwane od reszty słów, zupełnie tak, jakoby poprzednie frazy nie miały najmniejszego znaczenia, a cała wypowiedź ograniczała się jedynie do elementu końcowego w postaci trzech, perfidnie ciśniętych przez zastygłe w drwinie ustach, słowach.
O proszę, nagłe przejście do konkretów zbiło ją z pantałyku. Więc jednak się nie starzał i pamiętał o obowiązkach. Zaskakujące. Ponownie przechyliła owianą płowym tiulem włosów głowę w jego stronę, zerkając teraz jednak ukradkiem na nadal rozchyloną teczkę akt przywódcy rebelii.
- Potrzebuję informacji dotyczących miejsc, w których najczęściej przebywa, do tego przyda się każda wzmianka o preferencjach lub słabostkach delikwenta, co wzbudza w nim zaufanie, co lubi, jakie kobiety preferuje...
Etap końcowy ciągu słownego zakończyła wyraźną pauzą, tymczasowo zdając się rozmyślać nad kolejnymi pytaniami, o ile takowe w ogóle były. Najistotniejsza była obecnie lokalizacja Vipera, następnie wywołanie w nim ufności względem kogoś, kto, nie ukrywając, wzbudzi w nim odczucia dalece posunięte, względem których odpowiednio wyzywające przebranie znalazłoby istotne zastosowanie. Tymczasem oderwała spojrzenie od kolejno wybitych ciemnym tuszem linijek, spoglądając w sposób równie bezczelny i arogancji, na jaki dotychczas jedynie on mógł sobie pozwolić.Loki - 17 Grudzień 2011, 23:18 Mężczyzna prowadzący pojazd, który powinien w czystej teorii całą swoją uwagę skupiać na drodze (zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę prędkość z jaką w tej chwili sunął po asfalcie) powstrzymywał się jedynie przed odruchem zmrużenia powiek. Chciał zebrać myśli i tak naprawdę przypomnieć sobie, dlaczego właściwie postanowił tak brutalnie wstrząsnąć nie tylko dziewczyną, ale także samym sobą, przywołując na usta na ponów ton skrajnie formalny i rzeczowy. Dlaczego właściwie z takim uporem zmagał się z czymś, co ewidentnie go przerastało? Może właśnie o to chodziło? Próbował sam sobie udowodnić, że może walczyć z sobą samym, skoro walka ze światem tak świetnie mu wychodzi? Tyle, że im gorliwiej nad tym dumał, wlepiając się uparcie w białe pasy, zlewające się niemalże w jedną smugę, tym bardziej dochodził do wniosku, że to nie ma ani trochę sensu. Jednak nie był typem, który z jakąś wybitną lekkością przyznawał się do błędu toteż nikogo nie powinien dziwić fakt, że mimo pełnej świadomości własnej głupoty dalej brnął w rozgrywanie tego teatrzyku, uciekając się z każdą chwilą do bardziej chamskich zagrywek. Można śmiało powiedzieć, że był społeczną kaleką. To dość zabawne jeśli wziąć pod uwagę z jaką łatwością rozgryzał i oceniał innych. Nie miał problemów ze zrozumieniem sposobu myślenia innych, jednak jeśli chodziło o jego prywatne życie nie potrafił własnej wiedzy wykorzystać w praktyce. Gubił się i płoszył, czasami rzeczywiście jak dziecko, choć we własnym mniemaniu, zachowywał się momentami bardziej jak zwierze. Dzikie i może nieco nieokiełznane, wypłoszone i niepewne swego. Reagujące agresją na każdy objaw zainteresowania z obawy przed krzywdą. To taki ludzkie, że aż robiło mu się słabo. Od kiedy on właściwie zachowywał się w sposób tak sztampowy i tak zrozumiały? Kiedy to nadszedł ten moment, w którym ktoś mógł spojrzeć na niego i ze spokojem stwierdzić ‚na twoim miejscu zrobiłbym tak samo’? To było niedopuszczalne! Nie chciał być ludzki nie chciał mieć tak oczywistej słabości. Tylko, czy nie było już na to za późno? Zacisnął mocniej palce na skórzanej obręczy kierownicy. Było. Było zdecydowanie za późno. Bo to, że w sposób formalny niczego jeszcze nie zadeklarował nie zmieniał faktu, że w tej chwili, gdyby Faust powiedział do niego te rzeczy, które on wtedy mówił o Giselle, zareagowałby podobnie i to bez pomocy silnego trunku. Rzuciłby mu się do gardła jeszcze za nim skończyłby pierwsze zdanie. Więc tak naprawdę sytuacja była już beznadziejna i nic nie mogło tego zmienić. Zawsze pozostawała nadzieja, że po jakimś czasie przejdzie. Powinien jednak w takim razie jak najszybciej odseparować się od dziewczyny, a nie wlec ją do siebie, co rzecz jasna zwiększało jedynie i tak wzrastające uczucie zalewających go fal gorąca. Zaklął w myślach. Nie miał pojęcia co powinien zrobić jego myśli stanowiły całkowity i totalny chaos, z krótkimi przebłyskami na krótkie i oczywiste działania. Aż dziwne, że nie było tego widać na zewnątrz. Zdaje się, że jest jakiś sens w powiedzeniu ‚Nie można być rozsądnym i zakochanym w tym samym czasie’... Drgnął minimalnie. Czy właśnie powiedział w myślach, że jest... Nie. Nie było takiej możliwości... To był cytat. Sam użyłby oczywiście innych, bardziej trafnych słów. Bo przecież nie był zakochany, to niosło ze sobą tyle wyzutych z egoizmu znaczeń, że aż go mierziło. Chyba, że nadać temu słowu nową definicję. Chęć uzależnienia kogoś od siebie, tak by ta osoba stała się naszą własną, prywatną własnością z wolą całkowicie podporządkowaną naszej. Tak, to lepiej pasowało. Bo jakby się nad tym zastanowić, tego właśnie chciał, czyż nie? Chciał by Cecille była tylko jego. Nie chciał żadnej innej dziewczyny, chciał ją, chciał mieć ją zawsze na wyciągnięcie ręki, chciał zamknąć ją w złotej klatce, w której sam tylko mógłby rozkoszować się jej unikatowym pięknem. Jeśli to właśnie było zakochanie to tak, był szaleńczo zakochany. Uśmiechnął się pod nosem, jakby świadomie ignorując fakt, że chciał czegoś znacznie więcej. Elementów, które nie pasowały do jego wizji samego siebie. Zepchnął je więc zdecydowanie na bok, jakby zupełnie zapomniał o tym, że tak do końca, nie ma żadnego konkretnego obrazu własnej osoby. Nie miał pojęcia jak się zdefiniować. Potrafił być każdym. Niektórymi bardziej, niektórymi mniej, ale nie było takiej roli, której nie potrafiłby odegrać.
-Nie?-trudno powiedzieć, czy to było pytanie, czy raczej krótka sylaba zamykająca całe rozważania. Z resztą, potem nie było już czasu na kontynuowanie tego zagadnienia, bo znaleźli się w końcu w rezydencji. Jednak wszechobecny i zimny modernizm w żadnym stopniu nie ostudził ani nie poukładał myśli informatora, który pomimo iż w jego głowie rozgrywał się istny galimatias, zachowywał się całkiem trzeźwo. To było wręcz godne podziwu, szkoda, że nikt nie był świadkiem tego szalonego spektaklu, który wirował mu w głowie... Wtedy obserwując z boku poczynania ciała, mógłby być pod wrażeniem.
Jaka szkoda, że Loki nie miał pojęcia o uczuciach Cecille względem niego. Wtedy być może nie rzucałby się w środku jak jakaś wyjęta z akwarium ryba. Może udałoby mu się podjąć jakieś konstruktywne działanie. Jednak informator w sferze uczuć nie potrafił stąpać po niepewnym gruncie. Tak długo jak długo nie miał gwarancji, że lód, po którym kroczy nie jest całkowicie trwały, nie zamierzał stawiać jednego nawet kroku, a zazwyczaj, gdy już miał pewność o bezpieczeństwie, tracił zainteresowanie. Wyuczona już skłonność do planowania wszystkiego wyzuła go z wszelkiej spontaniczności, a jedyne przejawy takowej były zaledwie całkiem skutecznie zainscenizowane. Wyjątkiem była bójka z Faustem, ale tam nie było nawet za bardzo czasu na myślenie. No właśnie, będzie musiał porozmawiać z tym idiotą. W gruncie rzeczy, należały mu się przeprosiny z jego strony. Nie, żeby zamierzał mu w jakikolwiek sposób zadośćuczynić, ale podobne stwierdzenie zaiskrzyło w jego głowie, co powinno niczego nieświadomemu Kalksteinowi wystarczyć w zupełności. W końcu to i tak dość dużo. Loki nie przepraszał nigdy, a w myślach bardzo rzadko. No właśnie. W tej chwili jednak zamiast nekromantę, powinien przepraszać samego siebie, za bycie skończonym idiotą. Usiłował ustalić przed czym się właściwie bronił... Przed tym, że zgaśnie w nim ambicja? Jakoś wątpił teraz w prawdopodobieństwo podobnego scenariusza. Że straci dobrego szpiega? Tak, to był jedyny solidny argument, ale na co mu tak naprawdę szpieg, przy którym nie potrafi się skupić? Bo nawet jeśli nie było tego po nim widać, to każde zdanie dotyczące przywódcy rebelii i przyszłej współpracy dziewczyny z tymże, powodowało u niego prawdziwą batalię tłamszonych skutecznie emocji od gniewu po trudną do opisania rozpacz. Czy w związku z tym, jakikolwiek sens miało dalsze udawanie? Hah, zagadka, czy potrafiłby przestać udawać choć na chwilę? Cóż, wobec takiego zamieszania jego działanie przyjęło zwyczajową formę ataku. Miał taką skłonność do wciągania ludzi, z którymi sobie nie radził w gierki, których zasady tylko on pojmował, w których choć przez chwilę mógł znów poczuć się jak pan i władca. Niespodziewanie jednak został jej odpowiedzią strącony z pantałyku, czego jednak starał się nie okazywać. Tyle tylko, że wszystkie synapsy w jego mózgu zaczęły błyskawicznie działać, by sformułować odpowiednio kpiącą i uszczypliwą odpowiedź, tak, by nie zajęło to nadmiernie dużo czasu. Nie chciał przecież, by ktokolwiek kiedykolwiek dowiedział się o tym, że choćby przez chwilę pomyślał, że oto jakaś tam dziewczyna postawiła go w szachu... W jego własnej grze. Zmarszczył nieznacznie brwi. Do tej pory zmącona tafla jego myśli wygładziła się gwałtownie. Tak to zwykle działało, gdy czuł, że ktoś rzuca mu wyzwanie. A o to, by obudzić drzemiące w nim zapędy czyniące kompetycję z każdej dziedziny życia, nie było wcale trudno.
Po krótkiej chwili uśmiechnął się drwiąco.
-Myślisz, że ignoruję swoje emocje?-zapytał jakby chcąc się upewnić, czy właśnie o to chodziło w jej wypowiedzi, jednak nie dał jej czasu na odpowiedź. Wbił wzrok w sufit.-Udowodnić... Co chcę udowodnić? Chcę oczywiście udowodnić coś, co jest w zasadzie oczywiste... Że jestem lepszy. Wracając jednak do emocji. Chciałabyś może zobaczyć jaki jestem, gdy robię się emocjonalny?-prychnął by wbić w nią roziskrzone spojrzenie-Jesteś prawie jak mała Alicja nie uważasz? Błądzisz po króliczej norze, zjadasz kolejne ciasteczka z napisem ‚zjedz mnie’ i wypowiadasz życzenia, których konsekwencji nie pojmujesz. To takie słodko naiwne. Ignorowanie zapędów... Czy to nie ta zdolność odróżnia nas od zwierząt droga Cecille? Skoro jednak tak ładnie prosisz, może pokażę Ci ułamek tego, co naszywasz ‚emocją’, a co tak bezczelnie staram się twym zdaniem ignorować, tym samym usiłując światu udowodnić co? Że nie jestem bestią? Cóż, wybacz, ale jestem zdania, że robiłem gorsze rzeczy. A poza tym, jesteś hipokrytką. Mówisz mi, że ignoruję własne uczucia, a sama niby co robisz? Co robisz chociażby w tej chwili? Taką mamy pracę. Każdy dobry szpieg prędzej czy później kończy tak jak my. Jesteśmy na podobnym wózku, aczkolwiek jestem Tobą trochę rozczarowany. Muskasz palcami tylko czubka góry lodowej i myślisz, że znalazłaś rozwiązanie.-wzruszył ramionami, po czym spojrzał w drugą stronę. Jakby się nad czymś zastanawiał. A może po prostu czekał? Tak, czekał na reakcję na własny zarzut. Dokładnie taka, jakiej się spodziewał. Zaprzeczała. No bo cóż innego mogła zrobić? Jednak w swym zaprzeczeniu zapominała chyba z kim ma do czynienia więc mężczyzna prychnął.
-Tylko dlatego, że popełniłaś błąd nie znaczy, że nie możesz obawiać się jego konsekwencji. Myślisz, że ktoś kto wszedł do paszczy lwa, nie boi się tego iż szczęki za chwilę się na nim zatrzasną? Jednak nie może już uciec... Powiedz mi Cecille, skoro się nie boisz... Dlaczego kiedy weszłaś do mojego domu, stanęłaś w miejscu jak słup soli i nie drgnęłaś ani o milimetr? Co hamowało Twoją oczywistą ciekawość? Jeśli nie strach, to jak to nazwiesz?-uśmiechnął się i westchnął, by nagle diametralnie zmienić wyraz twarzy. Wbił smętny wzrok w posadzkę, w którą gapił się przez chwilę jak zahipnotyzowany.
-Nie wiem, czy potrafię przestać. Nie pamiętam kiedy ostatnio jakiejś nie prowadziłem. Z resztą, czy nie takiego mnie kochasz?-uśmiechnął się gorzko i zaśmiał się w sposób równie przepełniony po brzegi goryczą.
-Nieważne-orzekł nagle, prostując się i spoglądając na dokumenty-Co do miejsc pobytu... Z tego co wiemy, częściej przebywa po tej stronie lustra, jednak dość regularnie odwiedza też obóz cyrkowców. Na Twoim miejscu rozejrzałbym się po parku... Tam dosyć często spaceruje. Cała reszta to dość zagadkowe kwestie. Zgodnie z dostępnymi nam informacjami od czasu swojej przemiany w Cyrkowca nie był z żadną dziewczyną, nie licząc krótkiego epizodu z Verną, ale nie doszło między nimi do niczego konkretnego. O jego historii zaś wiemy stosunkowo niewiele dzięki geniuszom z MORII, którzy postanowili wyciąć w pień ten cały klan, do którego należał jako człowiek. Nikt, kto miał z nim kontakt za młodu nie został przy życiu, więc, stąpasz po dość niepewnym gruncie. Co lubi? Cóż, zemstę, najwyraźniej. Wiemy, że skupia się na MORII, co pozwala nam sądzić, że jego ostatecznym celem jest Faust, no a jeśli chodzi o idee to chyba wystarczy jak przeczytasz broszurkę Anarchsów, czyż nie? Coś jeszcze?-skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na siedzącą obok dziewczynę. Siedziała tak daleko. Bała się? Brzydziła? Jedno i drugie po trochu. Zmrużył lekko powieki.
-Ach, byłbym zapomniał-rzucił w końcu, wstając z miejsca-Miałem przestać ignorować moje emocje czyż nie? Słowo się rzekło-uśmiechnął się lekko, po czym zdecydowanie szybciej niż by na to pozwalały ludzkie standardy znalazł się naprzeciw niej, by pochylić się z tym lekkim uśmiechem i lekko pocałować jej rozchylone wargi. Przejechał dłonią po jej poliku, by wsunąć palce w platynowe pukle. No tak, zapewne odbierze to jako kontynuację gierki. Może dlatego czuł się robiąc to tak bezpiecznie? A może po prostu nie myślał dla odmiany o konsekwencjach, czerpiąc radość i rozkosz z krótkiej chwili, której minięcie było nieuniknione, a którego tak bardzo w tej chwili nie chciał? Chwilo trwaj, ty jesteś tak piękną... Brakowało jedynie Mefista, który zabierze go do piekła, chociaż nie... Przecież to on był diabłem w tym przedstawieniu. Czyżby pomieszał role?Cecille - 18 Grudzień 2011, 20:11 No tak, byli już wewnątrz pomieszczenia i nic co zostało wypowiedziane w aucie nie mogło już uzyskać stosownej doń kontry. Tymczasem co do samej schwytanej we własne sidła pannicy. Cecylia ów zrodzony z ich wspólnej gry słów i przedziwnych gestów spór, przeżywała skrajnie, niemal raptownie, a mimo to nadal ograniczając się do mentalnych bur i krzywych frazesów pod własną i przede wszystkim jego osobą. Nie pamiętała, aby kiedykolwiek reagowała inaczej, wiecznie przymuszona do tamowania w sobie drobnych nawet emocji, pojmowania zbytniej ekscytacji czy niechęci za coś karygodnego, powoli, stopniowo tańcząc w takt melodii jaką rozgrywało tu niewątpliwie nobliwe wychowanie. Zupełnie jak skała, miała jedynie trwać i być ozdobą dla swojego przyszłego męża, jego dodatkiem, ewentualnie umileniem czasu wolnego i swoistą rozrywką przeznaczoną w sferze prywatnej mężczyzny. Cóż, chyba konserwatyście widząc teraźniejszy obraz pannicy przekręciliby się w swoich trumnach. I choć kanony wyznawane przez jej rodzinę nieco różniły się od typowych, sztampowych wzorców układnej i dobrze wychowanej panny, tyle pozory nadal utrzymywane były w stricte wyznaczonych ramach, więżąc łomoczące w ciele porywy i gwałtowne pragnienia w filigranowym wnętrzu. Ile razy pragnęła oddać się tym niespodziewanym słabostkom, nieoczekiwanej chęci erupcji barwnych słów i gestów, o wszelakiej maści, poczynając od najbłahszych, ciskanych na prawo i lewo wulgarności, po ordynarność i arogancję, na obnoszeniu się z powszechną egzaltacją kończąc. Choć nie, arogancję należało usunąć z tej listy, a to dlatego, że stanowiła niejaką siłę napędową i motto rodzinne, wcale jej nieobce. Być może to właśnie dzięki owej frazie, tak bardzo opierała się wobec kolejnych, bezlitośnie miotanych w jej stronę słów ciemnowłosego towarzysza, głucha na niezaprzeczalną prawdę w nich skrywaną, trwając w sromotnej ignorancji parowanych z każdą ostrą sylabą wbijaną w samo źródło, skrywane pod szczelną, perlistą kopułą. Oniemiała. Siedziała nie mogąc pozbierać myśli, ni ubrać ich marnych strzępów w jakąkolwiek kontrę... skupiała się jedynie na tym, aby uodpornić się na skutki, jakie niosła jego wypowiedź, aby za nic w nią nie wnikać, nie analizować... bezskutecznie. Sam zamysł był na początku spisany na klęskę. Ona miałaby czegoś nie analizować, chłodno nie kalkulować? Wolne żarty. Nie potrafiłaby inaczej, już nie.
Nim zdała sobie realną sprawę z działania, wątła prawica zacisnęła się kurczowo na rogu trzymanej dotychczas kartki akt rudzielca, gniotąc ją w niemal neurotycznym geście. Coś w niej pękło i najpewniej była to duma. A nawet pomimo to, tym co obecnie napełniało ją największym przerażeniem nie było zatracenie tak istotnego punktu jej psyche, a sama myśl o tym, iż on może to dostrzec. Spojrzeć na nią, rozpadającą się, kruszącą skorupę. Zaszlochałaby, gdyby tylko pozwoliła gwałtownej fali rozpaczy na ujrzenie światła dziennego. Tylko ta dłoń, nadal mocno zaciśnięta, trwająca w niemej trwodze... przeraziła ją samą, gdy tylko wzrok pokrytych nazbyt grubą warstwą wilgoci tęczówek spoczął na dziwacznie ułożonej kończynie.
Gbur, prostak, jak w ogóle śmiał tak się do niej zwracać, jak ona mogła kontynuować tą żenująca gierkę, dlaczego nie rozstali się po wyjściu z teatru, dlaczego, dlaczego, dlaczego... Niemal ogłuchła od natłoku wdzierających się brutalnie myśli, truchlejąc przed samym obrazem dotychczasowych błędów, na jakie oboje wyrazili nieme przyzwolenie. Niczego tak nie pragnęła jak wstać i opuścić to przeklęte miejsce wraz z jego diabolicznym właścicielem, uciec daleko, jak najdalej od niego. Rozwarła dłoń, machinalnie prostując mocno zmiecioną stronicę, głaszcząc ją i prasując wierzchem dotychczasowego brutala, który urządził ją w tak przykry sposób. Starając się przywrócić poturbowany papier do względnego stanu używalności, poczęła rozmyślać nad faktycznym wydźwiękiem popełnionych przez nich zbrodni, bo inaczej w jej myślach, owe zwyrodniałe działania opatrzone być nie mogły i co istotniejsze, wcale być nie chciały. Czuła się jak przestępca, dokładnie tak. Jak włamywacz, który wdarł się tam gdzie nigdy nie powinien był, jak bezczelny zbir, którego niewyparzony język sprowadza co rusz kolejne przeciwności, a arogancja nie pozwala zaznać spokoju. Zacisnęła zęby, czując jak cała okolica wątłej, mocno wykaligrafowanej przez czas szczęki wyraźnie się napina i tężeje, nadając całemu licu srogi i pełen trwogi obraz.
Co faktycznie wydarzyło się w teatrze? Co istotnie trwało nadal pomiędzy nimi? Ta niezdrowa atmosfera jaka ich otaczała... zupełnie jak ta, od której niemal oboje się nie udusili pędząc po szosie w blaszanej bestii. Mdłości wypłynęły raptownie, tłamsząc żar jaki trawił obecnie jej wnętrzności. Czyżby tak bardzo się myliła sądząc, że żadnej z istot nie obdarzy szacunkiem, ku żadnej nie skieruje swych planów, ani pragnień? Oczywiście, Lokiego szanowała od samego niemal początku, jednak w relacji podrzędnej, jako osobę na wyższym szczeblu mocno rozczłonkowanej machiny... chodziło o inny rodzaj szacunku. O estymę, jaką można było odnaleźć w pełnym oddania spojrzeniu partnera, o wzroku, który mówił, że prócz niego nic nie ma wartości na tym i innych światach, o uczuciu, tak, uczuciu, które potrafiło wstrząsnąć obiema istotami tak donośnie, że bez siebie nie potrafiliby już istnieć. Zadrżała, niejako pod ciężarem własnej wizji. To było niemożliwe, tak, z pewnością, skreślając swe przeszłe życie, przekreśliła również i emocje, o błahostki, które jedynie przeszkadzały, nie niosąc z sobą żadnych korzyści. Nawet teraz, trwając przy nim jak na arystokratkę przystało, niema i uległe wobec ciskanych argumentów i oskarżeń, przed którymi nawet wyrwany z piekła adwokat nie zdolny byłby jej wybronić, nawet teraz wiedziała, że gdyby wszystkie te przypuszczenia się ziściły, dla żadnego z nich nie zakończyłoby się to pomyślnie. Co by zyskali? Zaspokojenie swych żądz? Ulgę płynącą z faktu, że w pobliżu będzie istota zupełnie oddana, której rozkazem będzie każda zachcianka i kaprys? Że mogliby w końcu zasypiać spokojnie? Ah, gdyby to chociaż w połowie stanowiło prawdę...
Potrząsnęła głową, wprawiając wodospad gładko spadających kosmyków w delikatny nieład, przecząc jakoby samej sobie. Wyłapał to, z pewnością. Podobnie zresztą jak i wszelakie jej gesty, które pomimo usilnych starań wyrywały się spod jarzma jej powagi.
- Właśnie ta cecha także świadczy o naszym człowieczeństwie, bez niej je zatracamy. Zupełnie jak to mieszkanie, jak Ty... tak obskurnie chłodni i puści, stajemy się manekinamy we własnym życiu, pionkami. Kto więc nami kieruje, jeżeli nie my sami? Bycie więźniem systemu czy własnych dogmatów? A może obu jednocześnie? No więc, co wybierasz, Loki? Zabawne, sądziłam, że to anarchiści są tu największymi odszczepieńcami. Widzisz, fortel tkwi w tym, że Alicja uczyła się na swoich błędach. Ja również. I dlatego nie życzę sobie, abyś traktował mnie w ten sposób, abyś wciągał mnie w te gierki... Mylisz się. To nieprawda.
Urwała, nie była w stanie dokończyć już i tak rzucanego na wiatr wywodu. Nie chciała przekraczać tej granicy, a obecnie stała już mocno za nią. Szamotała się, niemal tak wyraźnie, że dostrzeżenie malujących się na twarzy cieni zwątpienia i rozpaczy nie sposób było nie zauważyć. Zasadniczo nie wiedziała czy właściwym wyborem było w obecnej chwili wybiegnięcie stąd, zupełnie niczym wypłoszone dziecko... tylko, czy ona faktycznie się bała? Przecież jej to nie tak dawno zarzucił, czyż nie? Nie odczuwała strachu, przynajmniej nie w jego dosłownej formie. Jedynie kurczowo trzymała się nadziei, że wszystkie te wydarzenia nie miały realnego wydźwięki i zaistniały jedynie w jej myślach, snach, były iluzją i niczym ponad. Perspektywa utraty relacji, na którą tak zapalczywie pracowała, stanowiła dla niej wyrok i równała się z jednym. Powrót do domu oznaczał porażkę i jakkolwiek prawdopodobny nie był, nadal stanowił zagrożenie dla jej godności, a tego najpewniej, by sobie nie wybaczyła. W owej perspektywie nawet ukrócenie żywota nie było trwożącą wizją, ba, wręcz honorową. Kobieta zamrugała kilkakrotnie, unosząc wysoko gładkie lico i otrzepując z siebie równie niedorzeczne myśli. Nie, to nie był strach. To możliwość poczucia gorzkiego smaku porażki stanowiła jawny koniec dla jej ambicji.
- Staram się zachować strzępy tego, co tak usilnie pragniesz rozerwać.
Wyszeptała jedynie, wznosząc nieco łamiący się głos. Nie patrzyła na niego, raz jeszcze, powtarzając moment, który zaistniał w teatrze. Nie miała na to ni siły ni ochoty, gdyż wiązało się to z nieuniknionym. Widok jego kpiącego spojrzenia wywołałby w niej jedynie kolejną salwę wątpliwości, które obecnie, mogły nią wzburzyć do stopnia niemal krytycznego. Stopniowo czuła ból jaki rozchodził się po jej mięśniach, jak zesztywniałe kończyny od notorycznego napięcia ulegają fali gorąca i nieprzyjemnego skurczu, który stopniowo się w nich zagnieżdżał. Wszystko to jednak ustąpiło, niczym za dotknięciem diabelskiej różdżki, a na miejsce bólu wstąpiło coś o wiele groźniejszego. Zamarła, spoglądając nerwowo w stronę drzwi na krótką chwilę. Jak śmiał?! Jak mógł mieć... no właśnie. Rację? Spojrzenie jakim go obrzuciła przypominało bardziej wycelowano z premedytacją ostrze, które mentalnie wbite zostało w samą czaszkę mężczyzny, w punkt pomiędzy duetem drwiących, malowniczych oczęt. Rozchyliła w osłupieniu wargi, czując jak głucha cisza w jej myślach przejmuje kontrolę nad członkami, jak język cofa się w sromocie, nie wiedząc w jaki sposób ma przemówić. Nie mylił się, nigdy się nie mylił. Stała tam, nie wiedząc co ma ze sobą począć i... bała się? Naprawdę lękała się tego diabła w ostentacyjnej, owczej skórze? Nie była przecież od niego cnotliwsza, a mimo to...
- Ja... to niedorzeczne!
Niemal wykrzyczała, hamując zbyt wysoką intonację i urywając ją gwałtownie. Gdyby tylko była w stanie, wysłałaby go do stu diabłów, aby nigdy już nie katować oczu jego parszywym widokiem. Dlaczego z taką łatwością ją przenikał? Ją? Tą, która starała się najmocniej skrywać wszelakie niepożądane odruchy?! Panika natychmiast wypełniła blade od utrapień ciało, oddech stężał, stał się bardziej nerwowy, a dłonie gwałtownie zatrzasnęły gruby okaz teczki, lokując na jej krańcach ostoję dla drżących palców. Musiała się uspokoić i to natychmiast, nie mając wątpliwości, jak przy tym pokazowym stoiku wypada co by tu rzec, skrajnie blado. Najpewniej widok poddenerwowanej kobiety wywołał w nim niemałą satysfakcję, a sama taka perspektywa doprowadziła blondwłosy okaz do subtelnych dreszczy.
Na zadane przez niego pytanie, odebrane przez nią jako retoryczne spoważniała. Ulga, choć chwilowa, jaka ją wypełniła była nieopisana. Ponownie mogła skupić się pozorach i okryć się ciasno płaszczem wymuszonego pohamowania. Choć czy aby na długo? Dla niej było to nieistotne, ile choć przez moment mogła zadrzeć zgrabny nosek i pokazać samej sobie, że nadal nie utraciła zaufania w stosunku do samej siebie, a i nad emocjami zachowała, choć względną już, przewagę.
- Nie, to mi wystarczy.
Odparła lakonicznie, dłonią odrzucając kłąb miękkiego włosia za łagodnie wyrzeźbione, odciśnięte na ciasnym materiale koszuli, ramię, a następnie spojrzała na niego, wzrokiem pewnym i nawet nieco śmiałym, obrzucając gbura dość swawolnym spojrzeniem. Jeżeli faktycznie zarejestrował jej chwilę słabości, chciała ostatecznie i brutalnie ją ukrócić. Ujęła teczkę w jedną, już kamienną dłoń, spoglądając, jak jej towarzysz wstaje i na moment zbaczając wzrokiem na dawno już ostygłą zawartość filiżanki. Zabawne, nie wypili nawet kropli. Kącik warg machinalnie wyniósł się na wyżyny policzków, następnie rozchylając jednak w subtelnej rezygnacji ponętne wargi. Już miała wstać, gdy błądzący wzrok na nowo powrócił w miejsce, w którym przed momentem spoczywała męska sylwetka, a obecnie widniało zaskakującą pustką. synapsy poczęły wzmożoną pracę, starając się wychwycić wzrokiem zbiega w jak najszybszym czasie i cóż, całkiem im się to udało. Choć owe znalezisko wcale nie wywołało u niej zadowolenia, stercząc obecnie przed nią samą, a na dodatek, mierząc na nią bronią groźniejszą od któregokolwiek z raniących słów. Odruchowo cofnęła twarz, dłonie unosząc w niemym geście dezaprobaty i chęci odepchnięcia intruza... na próżno. Jego ruchy były zbyt szybkie, poczynania zbyt szokująca dla niej samej, aby zareagować w stosownym czasie i tak oto ku jej największej zgrozie, mężczyzna, którym przed momentem pogardzała, śmiał targać się na jej ciało, a na dodatek miał obecnie czelność porywać się na jej wargi, całując ją niczym nieokrzesany prostak, ku widocznemu, choć chwilowo ogłuszonemu potępieniu z jej strony. Dłonie, który zostały sparaliżowane natychmiast zacisnęły się na sztywnej teczce i nim ignorant zdołał cofnąć swoje lico, mógł uczuć uprzednio siarczysty zamach i odbicie się na jego policzku sztywnego materiału wraz z dobywającą go, pozornie kruchą dłonią. Uderzenie nie zawierało w sobie zbytniej siły, ale mimo to było piorunujące. Spojrzała na niego z kwitnącym wzburzeniem na twarzy, odpychając silny tors od swego ciała i natychmiast unosząc się do pionu. Po drobnej rosie w kącikach oczu nie było już śladu, podobnie jak i po bezchmurnym czole, które teraz zasiał stos wymuszonych zmarszczeń.
- Niech Cię szlag!
Wycedziła przez zęby, zaciskając palce na twardym materiale jeszcze mocniej, patrząc wprost w te drażniące swoją ignorancją oczy z niespodziewanym wyrzutem. Najpewniej parsknąłby jej w twarz śmiechem, gdyby tylko się dowiedział, że ów potępieńczy wzrok wymuszony był nie tylko jego grubiańskim obyciem, ale i myślami jakie na jeden, krótki ułamek chwili wstrząsnęły płową główką. Przeklinała się w myślach, że przez sekundę rozważała i o zgrozo, zgłębiała jak dotąd tłumiony dystansem czar, wypływający z wyrazistego, nieziemskiego lica na pograniczu młodzieńczego, a dorosłego obrazu. Syknęła i prychnęła zarazem, odwracając się od tej diabelskiej istoty, która nieustannie ją mamiła i ruszyła w kierunku drzwi, uznając ich spotkanie za zakończone, a jego wybryk uznając za kolejny podstęp, starając się zupełnie niczym zbrodniarz, uciec z miejsca swego występku. Swego? No i proszę, chyba ktoś jeszcze pomylił tu swoje role.Loki - 18 Grudzień 2011, 23:15 Czas. Dziwne pojęcie prawda? Jednostka, którą niby można zmierzyć. Podzielić na sekundy, minuty, godziny dnie i miesiące. Wszystko to matematycznie składało się w logiczną całość, zataczając swoisty krąg. Rok miał 365 dni, 12 miesięcy, każdy miesiąc (no z wyłączeniem lutego) 4 tygodnie, tydzień 7 dni, dzień 24 godziny, a każda godzina 60 minut, trwających 60 sekund. Logicznie, ładnie i składnie prawda? Każda z tych liczb miała w sobie coś magicznego. Niosła więcej niż jedno znaczenie jeśli sprawdzić w internecie ich symbolikę. Może właśnie dlatego, że cała ta teoria nie funkcjonowała w ogóle w praktyce? Bo bywało i tak, że jedna godzina przemykała przez palce, jakoby w kilka minut, a z kolei piętnastominutowa trasa z teatru do domu ciągnęła się w nieskończoność w pozbawionej tlenu atmosferze. Zraz z kolei wydarzenia przyśpieszały tak jakby ktoś wcisnął przycisk przewijania na starej dobrej taśmie VHS. Postaci przesuwały się w zwiększonym tempie, zbiegając po schodach, proponując kawy, by w końcu wylądować na kanapie. Czy tak wyglądało to z boku? A może jedynie brunet postrzegał to w ten sposób? Bo natłok jego myśli uczynił wydarzenia z zaledwie kilku ostatnich minut czymś szalenie odległym. Przez mgłę dostrzegał niewyraźnie zarys wypowiadanych przez siebie słów, niespecjalnie pamiętał moment w którym schodził na dół po akta Vipera. Ostrości nabierały dopiero niektóre, wyrwane z kontekstu słowa, wypowiedziane jeszcze w starym budynku, grożącym zawaleniem. Potem była zaś czarna otchłań niepamięci i cała seria wątpliwości dotyczących chwili obecnej. Bo jak to się właściwie stało, że nagle, ni z tego ni z owego znalazł się w takiej sytuacji? Takiej to znaczy, pozostawionej bez jasnego wyjścia i pewnego scenariusza. Czuł się jakby ktoś niespodziewanie wepchnął go z jasności do ciemnego pomieszczenia, a wzrok nie mógł przyzwyczaić się do ciemności i błądził po omacku popełniając dziecinne błędy, napotykając z każdą chwilą na co raz to bardziej złośliwe zasadzki. Jego dusza, a raczej to co wypełniało jego ciało zaledwie połowicznie na chwilę obecność, całe drżało pod lodowatą powłoką spokoju. Ten przywdziany dawno temu płaszcz udawanego stoicyzmu, który w obliczu tego co demonstrował na przykład Kalkstein przypominało zaledwie cienką pelerynkę, zdawało się przyrastać do jego skóry. Błogosławił w tej chwili ten właśnie przedziwny stan, którego nikt go przecież nie nauczył. Matka była klasycznym przykładem furiatki, brat raczej nie zdradzał obecności myśli w swojej głowie, więc raczej nie miał okazji pochwalić się spokojem w jakiejkolwiek sytuacji, a ojciec? Cóż, może właśnie po ojcu odziedziczył tę skłonność? Bo jeśli się nad tym zastanowić, nie przypominał sobie by staruszek kiedykolwiek reagował. W jakikolwiek sposób. Był niemal pewien, że wyglądał w trumnie dokładnie tak samo jak przy większości rodzinnych świąt, czy ceremonii. Rzecz jasna, pewności mieć nie mógł, bo wszak nie raczył zjawić się na pogrzebie. Z oczywistej chęci uniknięcia spotkania z rodzicielką. Tak, czy owak, z całą pewnością obecność podobnej tarczy obronnej była znajdowała w jego przypadku mniej uzasadnień niż u Cecille, co oczywiście nie oznaczało, że w jakikolwiek sposób ustępował jej w tej kategorii. Może dlatego, że z jakichś przyczyn mężczyznom hamowanie uczuć szło jakoś sprawniej? Dziewczęta cechowała powiem nadmierna skłonność do romantycznych uniesień podczas gdy emocjonalność dwunogów z penisami ograniczała się raczej do skłonności do agresji, niż wyrażania głębokiego przywiązania... Do kogokolwiek. Nie stanowiło to reguły, niemniej jednak było całkiem naturalne. Kwestia hormonów zdaje się. Estrogen bowiem kazał kobiecie przywiązywać się do obiektu, podczas gdy testosteron narzucał raczej pożądanie i chęć dalszego rozsiewania w świat kodu genetycznego i to wcale niekoniecznie w jednym łonie. Na szczęście jednak dla ewentualnego obiektu uczuć Lokiego, ten był pod tym względem całkiem uczciwy. To znaczy, do tej pory nie zależało mu na żadnej pannie do tego stopnia, by miał się czuć wobec niej jakkolwiek zobowiązany, ale gdyby taki stan rzeczy miał ulec zmianie, to zakorzeniona chyba jeszcze we wczesnym dzieciństwie potrzeba bycia kochanym przez kogoś połączona z jednoczesną niechęcią do objawów zdrady, czy łamania słowa w ogóle (co jego matka robiła nagminnie, warto nadmienić) kazałaby mu pielęgnować ewentualny związek w dość tradycyjny sposób. No właśnie, jak na mistrza kłamstw Loki rzadko kiedy nie wywiązywał się ze złożonej obietnicy. Może też dlatego, wbrew wszelkim pozorom, nie szastał nimi na prawo i lewo? Gdyby tylko komuś chciało poświęcić się kilka minut na dokonanie podobnej obserwacji, z całą pewnością taki delikwent znalazłby się o krok bliżej odkrycia chociażby ułamka prawdy na temat informatora. Z resztą, prawda była taka, że klucz do całej jego zawiłej osobowości ukryty został właśnie w tych bolesnych doświadczeniach z dzieciństwa, w którym to można było odnaleźć uzasadnienie to niemal każdego jego zachowania w obecnych czasach. Niemniej, klucz ten ukryty był tak głęboko poprzez całkowite zerwanie relacji z szeroko pojętymi krewnymi, że trzeba by doprawdy Sherlocka Holmesa by dokopać się do podobnych korzeni. Jednak nie to stanowiło w tej chwili istotę problemu. A może właśnie tak? Może gdyby Cecille zacisnęła w końcu łapczywe i wścibskie łapki na podobnym skarbie, mogłaby wreszcie zasnąć spokojnie? Bo gra, w którą oboje się teraz mniej lub bardziej mimowolnie bawili rozgrywała się na poziomach co najmniej nierównych. Prawie tak jak gdyby w grze w pokera jeden z graczy znał dobrze połowę kart przeciwnika, który zaś nie miałby choćby i cienia podejrzeń o tym, co ten pierwszy może dzierżyć w ręku. Tak to się też odbywało we wszystkich zabawach Lokiego. Żadnej nie podejmował, gdy nie miał tak zdecydowanej przewagi, nie podjąłby nigdy ryzyka przegranej. Smak porażki drażnił jego podniebienie aż nadto, wyżerał je niemalże jak kwas, dlatego też w każdej potyczce musiał wyraźnie nad rywalem górować. Jednak, czy to nie czyniło zabawy monotonną? Nie w przypadku blondynki. Może właśnie dlatego, choć powody bez wątpienia można by mnożyć, czuł się w jej towarzystwie na tyle dobrze, by móc chcieć ryzykować coś pewnego na konto niepewności. Oczywiście, ta chęć jest tutaj mocno naciągana, bo każdy kto śledził te ich perypetie, wiedziałby, że był i moment, w którym opierał się jej zdecydowanie. Teraz jednak, jak już było wspomniane, zupełnie nie pamiętał przyczyny zainicjowania tego właśnie ruchu oporu i im bardziej jego myśli w tym temacie stawały się klarowne, tym bardziej spontaniczny się stawał w podejmowaniu decyzji. Czyżby pan generał postanowił zaryzykować? Skoczyć z przepaści nie wiedząc, czy czeka za granią twardy ląd, czy może para ramion, gotowych go złapać, gdy tylko straci równowagę? W drugą opcję, sam zdawał się nie wierzyć. Jednak ryzykował. Z każdą chwilą bardziej. Co jednak jeśli się roztrzaska? To nie będzie pierwszy raz... A przecież ma całkiem dobrą zdolność regeneracji. Prawda?
Obserwował skuteczność własnych metod nie po raz pierwszy. Widział jak rzeźba, nad którą pracował nabiera pożądanych kształtów, ugina się i pęka zdradzając obecność emocjonalnego i wrażliwego tworu pod grubą marmurową skorupą. Wbrew jednak zarówno swoim, jak i jej oczekiwaniom nie odczuł upragnionego posmaku wiktorii. Zwycięstwo nie rozlało się po nim tak jak zwyczajowo, przypominając swym smakiem prawdziwy nektar bogów. Zamiast tego coś i w nim zaczęło pękać. Zmarszczył nieznacznie brwi przyglądając się dziewczynie i jej gestom, których obecność zdradzała z każdą chwilą bardziej, że nawet w grze pozorów przewyższał ją fachem. Zrzućmy odpowiedzialność na doświadczenie. Jakby nie patrzeć był tych kilka lat starszy. Zaraz, od kiedy to on szukał dla kogoś usprawiedliwień? Czy jedynym logicznym wyjaśnieniem czyjejś słabości była po prostu właśnie jego słabość i niekwestionowana siła niego samego, Lokiego, przyszłego pana i władcy wszystkich światów? Chciał coś powiedzieć, przerwać własny potok oskarżeń, wyrwać ją z letargu wyraźnie ciążących na barkach myśli, ale niczego nie potrafił ubrać w szatę konkretnych słów. Zamiast tego brnął w tym, co potrafił robić najlepiej. Dalej rzeźbił, dalej pracował nad tym tworem, którego wbrew przekonaniu ofiary wcale jeszcze nie rozgryzł i być może właśnie to pchało go do dalszego działania. Chciał to zmienić, chciał ją zobaczyć. Ją. Wydawało mu się, że widział ją przez chwilę wtedy w teatrze, wtedy też zalała go ta dziwna fala rozkosznego ciepła, której obecności pewnie nie będzie mógł zaznać w takich okolicznościach, jednak to zawsze było coś. A widok, był wart wszelkich poświęceń. O ile dobrze pamiętał. Bo to jedno wspomnienie zarysowało się w nim dość wyraźnie, ale wobec wszechogarniającej mgły, nietrudno przecież o pomyłkę.
-Oczywiście-rzucił niedbale, najwyraźniej tracąc zainteresowanie tą dyskusją. Po co ciągnąć uparcie coś, w czym ona nie mogła wygrać? Splótł palce ze sobą i wparł brodę na skonstruowanym w ten sposób pomoście kończyn. Obserwował ją jedynie kątem oka nie mogąc się powstrzymać. Zastanawiał się, czy lekkie drżenie jej ciała było jedynie wytworem jego wyobraźni? A może to przez tą dziwną gamę odmalowanej na jej twarzy trwogi i dziwnego bólu? Cóż, być może. Nie rozumiał jedynie dlaczego taką irytację wywołuje u niego obserwacja u niej podobnego stanu. Zwykle przecież w takich chwilach był tym złym tryumfatorem, który przewrócił króla kolejnego przeciwnika, z którym mierzył się na szachownicy. Westchnął i rozluźnił uścisk dłoni, jednocześnie odchylając się do tyłu.
-To bardzo szlachetne.-stwierdził przeczesując włosy długimi palcami-Tylko po co to robisz?-spytał, bo sam już nie potrafił udzielić odpowiedzi na to pytanie, więc doprawdy ciekaw był jej argumentu. Skoro sam nie potrafił już, a nawet nie starał się chronić tej relacji, o którą ona rzekomo walczyła tak zajadle, to po co w ogóle się starać? Przecież, by cokolwiek miało szansę bytu pomiędzy dwójką ludzi potrzebne były chęci jednej i drugiej strony. Nie chodziło jedynie o miłość, ale o przyjaźń, koleżeństwo, związek biznesowy, czy nawet nienawiść. Nie można kogoś darzyć nienawiścią bez wzajemności prawda? Nie można też próbować zachować relacji biznesowej, gdy którakolwiek ze stron próbuje temu zapobiec. Dlatego też relacje z ludźmi były tak upierdliwe i dlatego niektórzy ich unikali. Jak Kalkstein na przykład. Och, obecność tego typa w jego myślach była aż uciążliwa, jednak, czego oczekiwać skoro w zasadzie gdyby miał jakąś listę przyjaciół widniałoby na niej jedno nazwisko. Kalkstein okazywał się więc jedyną osobą, o której w ogóle warto wspominać i która też w zaskakująco wielu przypadkach stanowiła sztampowy przykład tego, co akurat chciał Loki zilustrować we własnej głowie. To ciekawe jak typ tak oryginalny często wpasowywał się w rysowany schemat. Zdaje się, że teoria faktycznie odbiega dalece od praktyki we wszystkich możliwych kwestiach. Tak na przykład. Teoretycznie, kiedy to Loki drwiąco i gorzko zadowcipkował o rzekomej miłości Cecille do niego, prawidłową reakcją blondynki powinien być pusty śmiech. Pełen pogardy i drwiny. Coś w stylu ‚Chciałbyś prawda? jesteś bezdusznym idiotą i sadystą... Własna matka Cię nigdy nie kochała, a Ty tego oczekujesz od kobiety w żaden sposób z Tobą nie związanej? Mówiłam Ci już, jesteś dla mnie niczym. Niczym więcej jak pracodawcą, do licha ile razy trzeba Ci powtarzać jedną kwestię zanim zrozumiesz?’. Oczywiście, to pełne okrucieństwa zdanie mogła rozbrzmieć jedynie w jego myślach, powodując ten właśnie gorzki śmiech jakim skomentował własną wypowiedź, jednak zwykły pogardliwy rechot z całą pewnością zawierał by dostateczną ilość informacji. Zamiast tego jednak, dziewczę zmiażdżyło niewinną kartkę papieru i pękło. Tak, całkowicie pękła. Dostrzegł to momentalnie, jakże by nie mógł. Nie chciał się uśmiechnąć, ale ten grymas mimowolnie wpełzł na jego usta, gdy tak zdrowo wykrzyknęła zaprzeczenie, w które nie zamierzał wierzyć.
-Zgadzam się. To był żart.-powiedział unosząc nieznacznie jedną brew do góry. Przez chwilę jakby chciał powiedzieć coś w stylu ‚ale Twoja reakcja karze mi uwierzyć w coś zupełnie innego’. Zamiast tego jednak po prostu zaśmiał się całkiem pogodnie i wzruszył ramionami. To zabawne, że jednej z nielicznych osób, z których rozgryzaniem miał problem wydawało się, że ‚przenikał ją z łatwością’... To nieprawda. A jeśli mu się udawało, to często całkiem nieświadomie. Patrzył jak próbuje się uspokoić, komentując to jedynie nie znikającym z twarzy bladym półksiężycem uśmiechu.
-W porządku. Zatem to wszystko. Zleciłem też jedno zadanie dziewczynie w szeregach Anarchs. Dam Ci znać kiedy raport znajdzie się w moich rękach, o ile oczywiście jego treść będzie istotna dla Twojego zlecenia.-poinformował ją sucho, po czym zabrał się za realizację danego wcześniej słowa.
Zanurzył się w jej ciepłym pocałunku, a gorąc rozlał się po jego ciele z gwałtownością, której nie zaznał nigdy wcześniej. Nie podejrzewał też, że kiedykolwiek taką rozkosz sprawi mu drobne muśnięcie pary mięsistych warg, których przecież na ulicach nie brakowało. Wątpił jednak, by którekolwiek smakowały tak słodko i... Raczyły zakończyć chwilę uniesienie zdzieleniem go po głowie pokaźną teczką akt. Tak, z całą pewnością nie mógł odmówić oryginalności temu przedsięwzięciu. Odsunął się rzecz jasna i zmarszczył brwi, raczej nie z bólu, a w wyrazie szoku. Poczuł się jak człowiek, którego z błogiego snu wyrwano chlustem lodowatej wody wycelowanym prosto w twarz.
-No wiesz?-rzucił z pretensją, masując obity czerep-Zwykły policzek by wystarczył-zauważył ze zdumieniem rejestrując, że była prawdopodobnie jedyną osobą na całej planecie, której podobna zagrywa miała ujść na sucho, co skomentował jedynie dziwnie radosnym wyszczerzeniem szeregu białych zębów. Drgnął jednak, gdy w pełni dotarł do niego fakt, że dziewczyna oddalała się. Wyminęła go zgrabnie i teraz zdecydowanym krokiem pędziła do drzwi jak Kubica do mety... No dobra niefortunne porównanie... Jak Messi do bramki. Tak, czy owak. Informator poczuł jak serce podchodzi mu do gardła.
-Nie uciekaj.-rzucił nagle, zaciskając dłoń w pięść. Cholera. Czuł się jakby połknął kilo ołowiu. Nie potrafił wycedzić niczego więcej. Ponoć mężczyźni nie potrafią rozmawiać, wolą działać. Cóż, jeśli to prawda, to czy nie powinien ruszyć się z miejsca? Tak, chyba powinien. W końcu westchnął ciężko.
-Kiedy mówiłem, że się boisz... Miałem na myśli, że boisz się, że Cię zobaczę, ale... Widzę Cię teraz i podoba mi się to na co patrzę więc nie uciekaj.-dodał w końcu, czując się przy tym jak ten niebieski stwór z Avatara... ‚I see you’. Jak pięknie. Mimowolnie uśmiechnął się do własnego komentarza. Potarł skronie.
-Jestem w tym naprawdę beznadziejny, nie możesz mi odpuścić?-spytał w końcu odwracając się w jej stronę-Do licha, sposób w jaki działam jest tak oczywisty, muszę nazywać rzeczy po imieniu?-rzucił nagle, chyba całkiem przypadkiem wypowiadając te słowa na głos, bo brzmiało to raczej jak dyskusja z samym sobą, albo jakimś innym bytem boskim. Tak, stawiał już siebie w randze boga, nie było dla niego większej nadziei.
-Też cię kocham-wymamrotał niemal niedosłyszalnie-To chyba oczywiste, ale chcesz to idź, mam już dość-to ostatnie wypowiedział wyraźniej. Opadł na kanapę i wbił wzrok w sufit. Cóż, w swoim mniemaniu jeśli ona wyjdzie będzie się nienawidził do końca życia. Jednak nie potrafił się zmusić, do zrobienia czegokolwiek więcej. Przez pierwszych kilka sekund, bo chwilę później znajdował się już tuż za nią. Zsunął dłoń z jej ramienia, aż zacisnął palce na jej smukłym nadgarstku.
-Ale tak naprawdę to nie idź.-powiedział cicho mrużąc oczy i wciągając nosem kwiatowy zapach jej włosów. Odbiło mu jak nic, teraz to już całkiem pewne.