Cukierkowa Ulica - Mała, osamotniona fabryka cukierków.~
Anonymous - 9 Kwiecień 2011, 15:37 Istoria widocznie nie bała się węża, zaskakujące. Widocznie była wiele bardziej dziecinna od Flośki. Bo Flośka się bała troszkę, czyli jakieś granice miała. Tylko dzieci ich nie mają! Ten przedszkolak jakoś dziwnie ją drażnił. No dobra, może ona też nie była zbyt dojrzała, ale ona nie obrażała swojego ukochanego braciszka, a Istoria śmiała to zrobić! Miała nadzieję, że jej maleńka Adelka nie wyrosła na taką arogantkę. Była zła, po chwili wesoła, po tym znowu wściekła, jednak nic nie zmieniało faktu, ze tuliła się do brata. choć co chwila zmieniała zdanie i miała swój świat, do każdego swego świata pozwalała wleźć Mentosikowi. Ba! Nawet w każdym z tych światów kochała go bardziej niż wszystko inne.
- Co Ty tak z tymi żuczkami? Aż tak ci śpieszno do toczenia kupy po ulicy?
Spytała kiwając głową z niezadowoleniem i niesmakiem. Co to za stwór? Czy wszystko w porządku było z jej głową? Flowerbad powoli zaczynała w to wątpić i to tak silnie wątpić. Tak wątpić bardzo na serio, a nie udawać, że wątpi, uhm.
Flosia wcinała sobie jabłuszko obserwując to co się działo. Zobaczyła, ze Melciak przestał grać dlatego wyciągnęła ze swych wielkich kieszeni jabłko, banana i mandarynkę. Teraz już przestała tulić brata.
-Chce coś Mentosik?
Spytała, po czym wcisnęła sobie wcześniej zaczęte jabłko w zęby, żeby jej nie wypadło i zaczęła żonglować owocami. Tak, bo ona nie poddaje od tak do ręki komuś, albo wciska łapką do buzi jedzenie, albo żongluje i w końcu rzuca jakieś. Melciak powinien się już do tego przyzwyczaić, ale kto tam wie jak to było w tym przypadku, w końcu ona nadal węży się boi.
Musiało to dziwacznie wyglądać, nagle z niczego zaczynała żonglować, ale to było dla niej normalne. Pewnie gdyby nie to, że zajęta była wcześniej dokuczaniem Isi to już dawno by pytała wszystkich czy lubią makarenę. Teraz znudziła się dokuczaniem, stąd ta żonglerka.
Latając i żonglując nuciła sobie znany motyw cyrkowy:
- Tutututu tururututuru. Tutututu tururututuru. Tuturu ru, tuturu ru. Tu tu ru ruru. (Możecie posłuchać tu od 0:35. x3)Anonymous - 15 Kwiecień 2011, 17:55 Boi nie boi, Isia też swoje strachy ma! Dajmy na przykład takiego... Potwora i to tego spod łóżka! Nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie i czy przypadkiem nie zechce zjeść naszej kochanej baśniopisareczki albo, co gorsza, jej ukochanego notesiku. Cóż z tego, że ci wszyscy dorośli mówili, że te stwory to wymysły! A czy Kraina Luster też była wymysłem? Nie, ot co!
- Nie wszystkie żuczki toczą kupki moja droga! Co za ignorantka... - mruknęła pod nosem i uznawszy, że nią ma co rozmawiać z tymi istotami o sprawach tak ważnych jak reinkarnacja, powróciła do wężyka, który widocznie szykował jakaś małą niespodziankę. I to bolesną, co chociażby miało potwierdzić donośne "Ałć".
Gadzik widocznie niezadowolony ze stoickiego spokoju dziewczyny postanowił zaszaleć i ugryzł ją lekko w szyję. Jednak nawet to wystarczyło by spowodować katastrofę. Istoria widząc małą kropelkę krwi wędrującą po jej obojczyki wykrzywiła swoja twarz w dziwnym grymasie, a dopiero co wysuszone oczy znowu pokryły się łzami. W końcu była dzieckiem, a dzieci bólu nie lubią, i to nawet najmniejszego.
- Zabierz go! Zabierz! Fuj wąż! Gadzina przebrzydła! - krzyczała skacząc przy okazji na wszystkie strony i próbowała stracić zwierzę z głowy. Już, już miała go nawet walnąć notesem lum wyczarować jakiś młotek do dopicia nieszczęśnika gdy nagle w oddali usłyszała czyjeś kroki. Czyżby ten kasjer, którego nie było gdy tu wchodziła.Anonymous - 10 Maj 2011, 19:15 Gdy Floś usłyszała kroki kasjera postanowiła sobie pójść, miała już dość tego miejsca, jak wszyscy wiedzą szybko nudziła się wieloma rzeczami.
-Braciszku, ja pójdę, ale znajdziesz mnie niedługo, prawda?
Po tych słowach dziewczyna chwyciła Mentosika za koszulę przyciągając go odrobinę w dół, sama stanęła na palcach, cmoknęła go w kącik ust i zniknęła machając za sobą z zadowoleniem.
<z/t>
Sorki, ale długo nie odpisujecie. Melciak, jak będziesz chciał popisać to wal śmiało na pw. x3
Zoe - 24 Październik 2016, 07:52 Ponownie tego dnia zachwiała się, jednocześnie zastanawiając się czy tak za każdym razem kończy się lunatykowanie tylko ze względu na jej przyzwyczajenie, czy błędnik faktycznie wariuje od magii. Na szczęście z jej naręcza dyń ułożonych w kołysce z ramion nie wypadł żaden okaz, a zawroty głowy po chwili minęły. Lunatyczka dopiero wtedy zorientowała się że, zapewne z przemęczenia, nie trafiła idealnie w to miejsce, do którego zmierzała. Przynajmniej wciąż była to Cukierkowa, ale jednak kilka przecznic od jej lokum. Przewróciła oczami, lekko poirytowana. Zoe wyglądała raczej żałośnie, z ranami na ramionach, postrzępioną u dołu sukienka i zmierzwionymi włosami. Na szczęście nie wylądowała na środku zatłoczonej ulicy, a w jakimś ślepym zaułku zajętym przez graty i kosze pobliskich cukierni oraz fabryki słodyczy.
Zoe westchnęła wyrażając swoje niezadowolenie światem i oparła się o odrapana ścianę kamienicy. Może jeśli chwilę tutaj odpocznie, zdoła zebrać na tyle sił, by teleportować się wprost do swojego mieszkania. Miała szczerą nadzieję, że się uda. Naprawdę wolałaby oszczędzić sobie paradowania w takim żałosnym stanie po jednym z ruchliwszych miejsc krainy.
Stojąc tak i rozmyślając, nie od razu zauważyła, że z nieba siąpi deszcz. Właściwie kapuśniaczek, patrząc na wielkość i częstotliwość kropel, ale wciąż - kolejna niemiła niespodzianka. Zoe zawsze powtarzała, że nie lubi deszczu, ale to stwierdzenie nie do końca oddawało istotę jej niechęci. Sam deszcz w niczym nie wadził dziewczynie, to raczej jego uporczywa i przedłużająca się obecność wprawiała Lunatyczkę w podły nastrój. Który, nawiasem mówiąc, w obecnej chwili już sięgał dna.
Ostatnio zdecydowanie za dużo się działo. Za dużo zdecydowanie przykrych rzeczy.
Zoe przymknęła oczy, obiecując sobie, że nie rozklei się tutaj całkiem, użalając się nad sobą. Tylko tego by brakowało!
Jeszcze chwilkę i będzie mogła spokojnie zakopać się w ciepłej kołdrze z kubkiem herbaty. Tak, na razie koniec przygód, koniec niespodzianek.
Chyba, że ktoś znowu zdecyduje się pokrzyżować jej plany.Anonymous - 25 Październik 2016, 17:14 Jak można byłoby nie świętować takiej uroczystości jak haloween i to też w takim miejscu! To miejsce aż prosiło się o troszkę Leosiowych psot i słodkości. Właśnie z takim nastawieniem dzisiejszego poranka wstał chłopak. By troszeczkę porobić innym psikusy. To w końcu wyjątkowy dzień. Zabrał się więc do roboty. Najpierw za uszycie specjalnego kostiumu. No bo jak tu wychodzić z domu w zwykłych ciuchach. Uszył sobie czarną szatę płachtę. Nieco poszczępioną, i luźną. Nie byłby sobą gdyby miejscami nie miała jakiś ładnych zdobień w horrorkowych klimatach jak ładnie wydziergany Jack the Lantern czy inne tego typu niewielkie rzeczy. Kiedy już był zadowolony z swojej pracy przeniósł się do stolika na którym leżały dynie. Spędził dobrą chwilę zastanawiając się nad tym jaki powinna mieć wyraz twarzy. Jakie by tu na niej oddać emocję. Czy polecieć w zwyczajny dyniowy uśmiech, czy zaszaleć i zrobić zdziwioną dynie, albo zezłoszczoną dynie. Doszedł jednak wniosku, że do niego najbardziej pasuje mimo wszystko uśmiech więc.. zostało tradycyjnie. Jak już był gotowy przebrał się szybciutko. Nałożył na siebie czarny szatołaszcz (połączenie szaty i płaszcza) i założył na głowę specjalnie zrobioną dyniogłowe. Okazało się przy tym, że pomylił się trochę przy robieniu rozmiarów szatołaszcza i był trochę za duży. Także część ciągnęła się po ziemi, a on zamiast strasznie to wyglądał raczej dosyć słodko. Nie zawracał sobie tym głowy. Ubzdurał sobie, że jest straszny i będzie straszkował, więc na pewno będzie! Wziął jeszcze koszyczek na słodycze, bo może i ktoś mu powrzuca co nieco. Kto wie. Niektórzy mieli ponoć bardzo dobre serce. Tak też przygotowany wyleciał z swojego pokoju, a potem i domu w wesołych podskokach śpiewając jakąś wesołą piosenkę. Trochę nieodpowiednią ale co poradzić. Uznał, że się ukryje bo fajnie będzie więc kogoś tak przestraszyć. Poleciał więc w kierunku ulicy szukając miejsce gdzie można się ukryć. No i trafił ostatecznie do jakiegoś ślepego zaułku. Nie byłby Leo gdyby nie uznał, że to przecież idealne miejsce. Tak więc schował się i czekał. Czekał i czekał, aż zjawi się ktoś. Ktokolwiek. Cały czas z trudem tłumiąc radosny śmiech związany z tą sytuacją i możliwością wystraszenia kogoś. W końcu po dłuższym czasie nagle znikąd pojawiła się dziewczyna. Leo już wiedział, że jego cel pojawił się na swoim miejscu. Zaczął więc podejście do straszenia. Zatrzymał się kiedy odczuł na sobie krople deszczu. Rozporszały go one bardzo. Uwielbił deszcz tak bardzo, że zaraz zacząłby w nim tańczyć. Na szczęście jednak udało mu się na powrót skupić. Przygotowywał się przez chwilę mentalnie po czym wyskoczył z swojej kryjówki dokładnie przed dziewczynę krzycząc głośne i radosne "Buuuuu!" przy tym machając koszyczkiem i unoszącą ręce z przygługimi rękawami w górę. Ciężko stwierdzić czy ten widok był jakiś naprawdę przerażający, ale w sumie niczego niespodziewającego się kogoś chyba miał szanse przestraszyć. Może.Zoe - 28 Październik 2016, 22:06 Powoli zbierała siły, bezwiednie gładząc swoje dyniowe dzieci. Jak by je tu wykorzystać do ozdobienia swojego gniazdka? Może uda jej się nawet z nich coś upichcić? Tak, pieczenie ciasta zdawało się być idealnym sposobem na odstresowanie. Kuchnia pełna brytfanek z prawie-nie-zakalcowatym ciastem, które być może uda się spożytkować w jakiś sposób niezagrażający zdrowiu czy życiu istot żywych. Tak, to brzmi jak plan. Jeszcze chwilkę i już będzie w stanie wylądować tuż obok kanapy w swoim mieszkaniu. Tylko chwileczkę...
Zoe, wciąż z przymkniętymi powiekami, pogrążyła się w zamyśleniu na tyle, że zupełnie nie zwróciła uwagi na zbliżającego się Leo. Kiedy chłopak wyskoczył przed nią ze swoim okrzykiem, bardziej niż w przerażenie wprawił ją w kompletne osłupienie. Z wrażenia wypuściła z rąk zebrane warzywa i wpatrywała się przez dłuższy moment w dyniową paszczę napastnika. Dopiero gdy dotarło do niej na co tak właściwie spogląda, wydała z siebie coś w rodzaju wystraszonego westchnienia. W końcu nie codziennie spotyka się tak osobliwe istoty na swojej drodze.
Ale nie zdołało jej to sparaliżować. Może była to zasługa zmęczenia, może przyzwyczajenia do przygód, a, całkiem możliwe, odrobinę komicznego wyglądu chłopaka. Na jego szczęście Lunatyczka nie posiadała przy sobie swojego miecza, jednak kto powiedział, że wobec tego zaniecha obrony? Niemal odruchowo schyliła się po jedną z upuszczonych dyń, a wybór padł na najmniejsze warzywo, to o lśniącej i czerwonej skórce, które z całej gromadki znalazło się najbliżej stóp Zoe. Nie czekając na żadne wyjaśnienia, rzuciła nią z całą siłą w Marionetkarza. Dziewczyna nie miała większych problemów ze wzrokiem czy celnością, więc dyniopocisk powinien był trafić Leosia gdzieś na poziomie jego pomarańczowej i okrągłej głowy. Zderzając się z takim impetem, jak nietrudno się domyślić, dynia rozbryzgła się w całkiem malowniczym wybuchu zarówno na jego koszuli, jak i głowie. Tylko że coś tu było nie tak. Czy zwyczajna dynia powinna pachnieć czymś pomiędzy czekoladą a pieprzem? I zostawiać po sobie sok o kolorze kojarzącym się jednoznacznie z krwią? Z taką plamą Leo wyglądać powinien teraz bardziej makabrycznie nawet niż przed bliskim spotkaniem z dynią-miniaturka. Lunatyczka zmarszczyła nosek w grymasie niezadowolenia. Chyba nie tego oczekiwała. Poza tym, straciła taki prześliczny okaz! Przez moment czuła dokładnie, jak to jest stracić ważną dla siebie osobę w tragicznym wypadku. Osobę, warzywo. Cokolwiek.
Zaraz jednak jej uwaga ponownie skupiła się na chłopaku. Zoe, mimo przypuszczenia ataku, nie czuła się wcale w pełni bezpieczna. Kto wie jacy szaleńcy grasują po zaułkach Cukierkowej?
Wyciągnęła przed siebie parasolkę, wcześniej zawieszoną na przedramieniu, i oskarżycielsko wycelowała jej szpiczasty koniec w kierunku piersi Marionetkarza.
- Nie. Zbliżaj. Się. - dobitnie zaakcentowała każde słowo, aby zamaskowany napastnik mógł dokładnie zrozumieć sens jej wypowiedzi. Możliwe też, że po prostu chciała mieć pewność, iż usłyszy ją przez swoją dyniową głowę. Chociaż, kto wie, może nie była ona przebraniem, a faktycznym wyglądem osobnika? W końcu, jakby nie było, znajdowali się po drugiej stronie lustra. Magia, dziwadła i te sprawy.
Wyraz twarzy Zoe nieco złagodniał w momencie gdy uświadomiła sobie, w jak opłakanym stanie znalazł się dyniowy straszek za jej sprawką. Może zbyt gwałtownie zareagowała? Mimo wszystko, gdy pierwsze wrażenie już ustąpiło, wyglądał bardziej uroczo niż przerażająco.
Opuściła parasolkę niżej.
- Czego tu właściwie szukasz? - przekrzywiła głowę i zapytała, starając się zabrzmieć odrobinę bardziej troskliwie niż wcześniej.Anonymous - 1 Listopad 2016, 15:07 Echem po zaułku odbijały się na przemian śmiech i płacz.
Nagle jakby znikąd do naszej wzajemnie przestraszonej pary dołączyła kolejna para - dwie urocze Marionetki.
Dziewczynka, niebieskooka, krótkowłosa blondynka miała na sobie pomarańczową koszulę, brązową spódniczkę na szelkach, na nogach zaś były dwie zakolanówki, jedna pomarańczowa, druga brązowa, a jej stópki zdobiły czarne lakierki. Chłopiec wyglądał identycznie, z tą różnicą, że zamiast spódnicy miał krótkie spodenki. Ich aparycja wskazywała na to, że są dziećmi.
Cukierek, bo takie imię nosiło dziewczę, trzymała dwa koszyczki i powstrzymywała się ledwie od dalszego płakania, zaś jej braciszek Psikus wciąż był czymś niesamowicie rozbawiony. Spojrzał w stronę siostry, a ta przez łzy wydukała: - Cukierek… - Albo psikus - dokończył chłopczyk.
Kompletnie nie przejmowali się sytuacją w jakiej zastali Zoe i Leona. W międzyczasie Psikus zdążył zafascynować się umbraculum należącym do Lunatyczki i uwiesić się na nim, mając nadzieję, że w końcu je upuści i parasolka wejdzie w jego posiadanie. Zaś zapłakana Cukierek nie wiedziała czy zająć się przed chwilą zaatakowanym Marionetkarzem czy odpędzać brata od Zoe. Z swego niezdecydowania i bezradności zaniosła się jeszcze większym płaczem niż do tej pory. - B-braciszku… Zo-zostaw, ją - ciężko było zrozumieć co Cukierek dukała pod nosem. - No to gdzie nasze cukierki, no gdzieee? - ponaglał Psikus.
Szybko się znudził próbą przejęcia magicznego przedmiotu od Królika, za to zainteresował się leżącymi na ziemi dyniami. Podniósł jedną ze średnich i uznał za wielce zabawne jeśli rzuci nią w stronę Zoe. Drugą dynię postanowił spożytkować tak samo, jednak tym razem warzywo zostało wymierzone w Leosia. - Przeeestaaań! - krzyknęła Cukierek i rzuciła się na brata w celu unieruchomienia go.
Ten jednak był szybszy i zatrzymał ją, a następnie odepchnął lekko. - Weź, jeszcze mnie od swoich smarków ubrudzisz - stwierdził z niesmakiem - ej wy, nie lubię długo czekać, więc dawać mi cukierki, już - wyrwał siostrze puste koszyki - widzicie, one mają być pełne jeszcze tej nocy, jeśli nie macie cukierków, musicie je z nami zdobyć- postawił ultimatum.
Zoe i Leo mogą zignorować bliźniacze Marionetki, jednak muszą się liczyć z tym, że Psikus tak łatwo nie odpuści i z pewnością uprzykrzy im resztę nocy lub po prostu zgodzić się pomóc dzieciakom. Zoe - 6 Listopad 2016, 00:32 Wszystko wskazywało na to, że biedny dyniogłowy oberwał na tyle mocno, iż na razie nie można było spodziewać się po nim żadnej reakcji. Zoe potarła czoło w zamyśleniu, wzdychając cierpiętniczo. Może przesadziła? W końcu chłopak wyglądał bardziej za przebierańca niż rzezimieszka z ciemnej alejki.
- Hej. Słyszysz mnie? - spróbowała ponownie zagadać.
Zanim doczekała się odpowiedzi, dołączyła do nich dwójka kolejnych nieproszonych gości. Marionetki. Znowu. Lunatyczka zastanowiła się, czy przypadkiem nie powinna unikać wszelkich lalek szerokim łukiem, w końcu po ostatniej przygodzie każda z nich jednoznacznie kojarzyła jej się z biedną Mary. Zoe z powątpiewaniem zmierzyła wzrokiem rodzeństwo, dumając nad ich pytaniem. No tak, przecież sama zebrała dynie po to, by skromnie uczcić święto Halloween, więc i zachowanie tych nieznajomych nie powinno jej dziwić. Biedny Leoś, chyba zbyt gwałtownie zareagowała, ale sam się o to prosił!
Posiadanie na głowie kolejnych, uciążliwych istotek niekoniecznie brzmiało jak dobry plan na spędzenie popołudnia. Byłaby chyba już w stanie bezpiecznie teleportować się do swojego mieszkania, ale coś ją przed tym powstrzymywało. Po pierwsze, dość się już nauciekała w ostatnim czasie i przydałoby się odbudować swój wizerunek Zoe Zawsze Odważnej. Po drugie, czy brak odpowiedzi nie wiązał się z jednoznacznym wyborem psikusa? A znając możliwości lustrzanych Marionetek, te dzieciaki prędzej czy później z pewnością mogłyby ją dopaść i zrealizować swój plan.
Zrezygnowana, pokręciła lekko głową. Nie do końca wierzyła, że to robi.
- Posłuchajcie… - zaczęła, ale oczywiście nie dane jej było dokończyć. Zdążyła jedynie lekko przechylić się w obronie przed lecącym w jej stronę dynio-pociskiem. Warzywo po części zahaczyło o jej ramię, a częściowo rozbryzgło się na ścianie za dziewczyną. Teraz tylko czekać, aż piękny, fioletowy siniak wykwitnie na jej ciele do kolekcji innych ran i obić.
- Ty mały… - zaczęła, a w jej oczach zatańczyły iskierki gniewu. Nie, żeby nie lubiła dzieci. Ale ten tutaj bachorek...
Doskoczyła do chłopca z zamiarem schwycenia go za szelki, byle tylko nigdzie nie zwiał i by mogła się nad nim pochylić, wpatrując się prosto w jego szklane oczka.
- Najpierw przeproś. To troszkę bolało, wiesz? - powiedziała, siląc się na groźną minę i poważny ton, jednocześnie wskazując swoje obolałe ramię. Ale takie zachowanie nie leżało w jej naturze, nie chciała przecież zrazić do siebie potencjalnych przyjaciół! Musiała więc zaproponować jakąś formę ugody z upiorkami. - A potem porozmawiamy o tej stercie cukierków, które tylko czekają u mnie w domu na takie przeurocze dzieci jak wy, dobrze? - z łagodniejszą miną przeniosła wzrok na Cukierek, która zdawała się być tą słodszą i spokojniejszą połówką duetu. Zoe współczuła jej, jeśli przez większość czasu musiała użerać się z Psikusem, który najwyraźniej cierpliwością i opanowaniem nie grzeszył.Anonymous - 6 Listopad 2016, 02:05 - Puszczaj mnie kobieto! - wykrzyczał zdenerwowany Psikus, gdy tylko Zoe pochwyciła go za szelki.
O przeprosinach nawet nie myślał, a tylko pokazała Lunatyczce język. Zajęta wcześniej płaczem Cukierek nagle się opanowała i wciąż nieco zapłakanym głosem zwróciła się do dziewczyny. - Ja naprawdę przepraszam za zachowanie Psikusa… On nie jest wcale zły, po prostu bardzo mu zależy na naszym Ojcu… W tym momencie Marionetce przerwał jej brat, który oswobadzając się z chwytu Zoe, przyłożył siostrze w ramię, cały zaczerwieniony. - W-wcale mi nie zależy, głupia! - tak, można było go określić jako tsundere.
Cukierek tylko jęknęła z bólu, jednak nie zwróciła mu uwagi, a jedynie uśmiechnęła się przepraszająco w stronę Królika. - Chętnie z panią pójdziemy - odparła na propozycję - tylko czy z tym panem będzie wszystko w porządku? - chciała się upewnić, wskazując na biednego Leo powalonego dyniami. - Się martwisz o jakiegoś głupiego nieznajomego siostro, ona ma słodycze, więc idziemy do niej, a tego tu delikwenta olewamy. Dzieci wymieniły między sobą porozumiewawcze spojrzenia i Psikus odebrał jeden z koszyków od Cukierka, a następnie oboje złapali Lunatyczkę za ręce - dziewczyna za lewą, chłopczyk za prawą. - A więc prowadź - nakazał spoglądając wyczekująco.