Anomander - 2 Grudzień 2016, 04:26 Parsknięcie Bane'a mężczyzna całkowicie zignorował. Nie żeby go nie słyszał, po prostu uznał, że jego zachowanie odpowiadało absurdalności złożonej propozycji. Białowłosy jednak też dał do przysłowiowego pieca.
- Och, dobre serce Pan powiada? - powiedział patrząc mu wprost w oczy i uśmiechając się półgębkiem – Proszę mi wierzyć, że szczerozłote serce to ledwie przedsionek mojego kryształowego charakteru.
Fakt, że kryształ ten nie jest do końca bez skazy i ma barwę zdecydowanie odmienną od ogólnie przyjętej za wzorcową raczej nie miał tu znaczenia. Tak, Panie Bane jesteśmy podobni. Nawet jeśli chwilowo stoimy po dwóch rożnych stronach organizacyjnego muru. W końcu zło zależy od punktu widzenia, czyż nie?
Przeniósł wzrok na Julię.
- Zastanów się, po co miałbym Cię tam odsyłać? - zapytał – Chciałem tylko zobaczyć tego „Pana”. Dowiedzieć się jak wyglądał dom lub miejsce gdzie Cię przetrzymywał i gdzie to dokładnie było.
Nie zamierzał jej mówić dlaczego szuka z nim kontaktu i czemu chciałby go znaleźć.
Ten człowiek posiadał wiedzę i umiejętności, które doktor chętnie by przyswoił. Umiał dokonywać przeszczepów międzygatunkowych z pominięciem barier, umiał łączyć nerwy i naczynia krwionośne tak, by wszystko działało jak należy. Był prawdziwym mistrzem neurochirurgii i transplantologii. Nauka pod jego okiem byłaby niezwykle cenna. W końcu musiał na kimś przetestować nowo nabyte umiejętności, a kto lepiej niż ów Mistrz powie mu, czy wszystko co robi, robi poprawnie? Nie bez znaczenia była też perspektywa przeciskania melona przez otwór wielkości wiśni. I to perspektywa tej rubasznej i prostackiej „zabawy” najbardziej cieszyła Anomandera. Najpierw nauka a później przyjemności. Jak w domu.
Uważnie przyjrzał się rysunkowi i uśmiechnął do swoich myśli. Jak to dobrze, że to dziecko trafiło do mnie. A ty, „Panie”, jeśli nie zdechłeś gdzieś w rynsztoku też do mnie trafisz tyle, że do innej sali. Tam na dół, gdzie słońce ogląda się tylko w snach a jedynymi towarzyszami są ból i beznadzieja.
Pytanie dziecka dotarło do niego jak przez mgłę. Zagłuszyła je wewnętrzna bestia rycząca pieśń o łowach, pogoni i ofierze. Potrząsnął głową i ścisnął w garści klepsydrę. Bestia o mało nie wyrwała się na wolność, ale dotyk wiecznie zimnego metalu i grubego kryształowego szkła przywrócił go światu.
- Oczywiście, że możesz. Alice zaprowadzi Cię do sali a ja za chwilę dam Ci specjalnego lizaka po którym ból minie a Ty zrobisz się troszkę senna..
Wyszedł na chwilę z pokoju przywołując jednocześnie Alice.
Wszedł do gabinetu zabiegowego i z zamykanego na klucz sejfu, w środku którego leżały zasypane trocinami bryły lodu, wyjął jeden niebieski lizak z fentanylem i zamknął sejf. Sprawdził dwa razy czy na pewno jest on dobrze zamknięty i wyszedł z gabinetu.
Gdy wrócił do pokoju Alice już była przy Julii.
- Proszę, mam tu dla Ciebie lizaka – powiedział wyjmując go z papierowego opakowania, przypominającego nieco te w jakie pakuje się igły iniekcyjne i zdejmując plastikową osłonę wręczył dziecku - Ma lekko kwaśny smak i musisz go trzymać przy policzku lub pod językiem. Lekarstwo wchłonie się przez błonę śluzową i zacznie działać po około 30 - 45 minutach. Do tego czasu możesz spokojnie się umyć i przebrać w piżamę. Ręcznik, piżama i środki czystości są na łóżku.
Popatrzył na dziewczynkę i powiedział
- Alice, zaprowadź ją do „jedynki”.
Alice skinęła głową i z uśmiechem wyciągnęła rękę w stronę dziecka by zaprowadzić je do pokoju na piętrze. „Tego fajnego, z widokiem na park” - jak to kiedyś powiedział jeden malec.
Życzył dziecku dobrej nocy po czym wrócił na swoje miejsce na ławie.
- Pan również udaje się na spoczynek czy jest jeszcze coś co chciałby Pan ze mną przedyskutować ? - zapytał Bane'aBane - 2 Grudzień 2016, 17:04 Zachowanie Bane'a nie spodobało się małej Tulce. Wydawała się być obrażona, a jej komentarz, że poradzi sobie sama tylko to potwierdzał. No cóż. Bane już po prostu taki był. A parsknięcia w porę nie powstrzymał, niestety. Dobrze, że akurat nic nie pił bo pewnie by się opluł, uwaga Anomandera o wspólnym spaniu była niedorzeczna.
Demoniczny doktorek podłapał jego uwagę o dobrym sercu i to co jeszcze do tego dodał, cała ta wzmianka o kryształowej duszy, dodatkowo polepszyła humor białowłosego. No co za gość! Nie spodziewał się spotkać w Krainie Luster kogoś tak... interesującego.
Patrzył na niego, na jego ustach czaił się złośliwy uśmieszek ale z racji, że jego twarzy ciężko było wykrzesać z siebie coś więcej niż skrzywienie ust, Anomander mógł tego nie zauważyć.
- O, w to nie wątpię, drogi Panie. - powiedział powoli ale nie było w tym żadnej wrogości. Nie zamierzał denerwować swojego pracodawcy, zwłaszcza, że instynktownie czuł, że lepiej będzie go mieć za sojusznika, niż wroga.
Portret który podała lekarzowi Julia był bardzo realistyczny, ale Bane nie wpatrywał się w niego - nie miał okazji bo dziewczynka podała szybko kartkę czarnowłosemu. A Cyrkowiec nie chciał niekulturalnie zaglądać. Uznał, że gdy przyjdzie pora i tak dowie się o "Twórcy" wszystko.
Można powiedzieć, że przewidział po co Anomanderowi tamten gość. Nie, to niemożliwe by skończyło się tylko na zobaczeniu tego "Pana". Mroczny doktorek nie jest głupi, nie przepuści takiej okazji by wypytać oprawcę o wszystko, o wszczepienie Tulce uszu i ogona i to tak by działały! Bane nie wierzył, by czarnowłosemu chodziło tylko o zemstę, bo to przecież lisia dziewczynka miała do niej prawo. Nie. Anomander złapie tego kogoś i zmusi do mówienia. Nie ważne jakimi sposobami, chociaż bez wątpienia stworzyłby pięknie widowisko. Wydobędzie z niego co chce. A przynajmniej Bane tak by postąpił.
Nie zdziwił się gdy dziewczynka poprosiła o coś na ból. Już wcześniej widział jak próbuje ukryć fakt, że skrzydło jej doskwiera. Anomander potrząsnął głową, co było czymś tak straszliwie do niego nie pasującym... No cóż. Pewnie się zamyślił. Pewnie w głowie miał już obraz słodkich torturek którymi potraktuje "Twórcę" Tulki.
Wspomniał o lizaku i wyszedł. Bane poprawił się na kanapie, w oczach malowało się zaskoczenie. Skrzydlaty miał tutaj Fentanyl? Jeśli tak to oznaczałoby... Hej. Skąd on ma tutaj lizaki z fentanylem. Kraina Luster była dość bajkowa, cukierkowa, raczej nie mieli tutaj takich substancji. Gdy chciał podać Tulce zastrzyk, wtedy na placu zabaw, widział miny pozostałych. Nie wiedzieli z czym mają do czynienia. Nawet nazwa 'paracetamol' niewiele im mówiła.
Słodko! Bane będzie musiał dowiedzieć się dokładnie co doktorek ma w Klinice. Jakie inne niespodzianki kryje ta placówka.
Ciekawe jaki kolor będą miały wspomniane wcześniej lizaczki.
- Tulka. - zaczął miękko chcąc zwrócić na siebie uwagę - Pamiętaj, bandaż przed drzwiami. W razie czego możesz do mnie przyjść. - dodał - Ale myślę, że towarzystwo tej miłej pani z recepcji wystarczy. - akurat weszła gdy o niej wspomniał. Znowu nie poskąpił sobie obejrzenia paru ciekawych części ciała kobiety. Ech... Była naprawdę ładniutka.
Anomander wszedł tuż za nią. Był poważny, ale w stosunku do dziecka był miły, ogólnie wzbudzał coś na kształt sympatii. Szybko rozpakował lizaka, Bane nie był pewien czy zdążył przyjrzeć się opakowaniu. Wydawało mu się, że mignął mu kolor niebieski, jednak równie dobrze wyobraźnia mogła podsunąć mu taki obraz, bo w rzeczy samej obstawiał, że Anomander zdecyduje się na coś mocniejszego niż zwykły szary. A nie był na tyle odważny by podać od razu zielony. Dobry wybór. Bane skinął głową dziecku, zachęcając by wzięło lizaka. Będzie dobrze.
Recepcjonistka była już gotowa do drogi i czekała na Tulkę. Bane podniósł się na chwilę z miejsca chcąc życzyć małej dobrej nocy.
- Kolorowych snów, Kruszyno. - powiedział i wręczył jej torbę w której wcześniej siedziała Amber. Uznał, że dziewczynce przydadzą się jej własne rzeczy, cokolwiek by tam w tej torbie nie miała.
Gdy już się pożegnali, Bane powrócił na kanapę oczywiście czekając by Anomander usiadł pierwszy. To on był gospodarzem, trzeba zachować chociaż minimum kultury.
Usiadł prosto, nie rozwalał się na siedzisku jak przedtem. Był trochę spięty ale na tyle zdeterminowany, by nie dać tego po sobie poznać. Z resztą... Z jego nieruchomej twarzy ciężko było cokolwiek wyczytać. Pozostawały tylko oczy, a te były teraz spokojne i emanowały pewnością siebie.
- Jeszcze nie, jeśli można. Myślę, że dobrze byłoby uzgodnić warunki mojej pracy w Klinice. - powiedział wprost - Jestem bowiem zainteresowany i gotów wysłuchać Pana propozycji co do wynagrodzenia i obowiązków które tutaj przejmę.
Nie miał pojęcia ile powinien zarabiać medyk w tej dziwnej krainie. Tutaj płaci się w złocie, gdy tu przybył miał ze sobą mieszek złotych monet. Kilka razy robił zakupy więc wiedział mniej więcej ile kosztuje jedzenie i ubranie.
Był gotów się targować. Co z tego, że nie zna się na tutejszej walucie i stawkach wynagrodzenia? Przecież zawsze może dowiedzieć się, popytać na mieście i dopiero wtedy podpisać umowę.
Patrzył wyzcekująco na Anomandera.
- Co Pan proponuje, panie van Vyvern?Tulka - 2 Grudzień 2016, 18:51 Tulka opuściła niepewnie oczka, gdy usłyszała, że przecież lekarz nie ma powodu żeby ją odsyłać. Miał rację, ale dziewczynka bała się powrotu do tego miejsca bardziej niż czegokolwiek innego.
Uszka miała spuszczone, a ogonek też wisiał smutno. Nie poruszała nim. Ziewnęła znów i przetarła oczka. Starała się jednak nie pokazać jak bardzo jest zmęczona. Słysząc, że wujek się do niej zwraca, zerknęła na niego - pamiętam wujku - powiedziała -naprawdę, poradzę sobie - i znów odwróciła się w stronę drzwi. Była na niego zła. Jednak nie jakoś strasznie. Była zirytowana całym tym dniem. Mimo iż były niby jej urodziny i przy ognisku było miło i czuła się szczęśliwa to własną głupotą to popsuła. Późniejsze komentarze lekarza tylko to spotęgowały. Niestety ostatecznie jej zdenerwowanie padło na Bane'a. Nie dlatego, że nie zgodził się z tym pomysłem. Tulcia sama chciała powiedzieć, że nie ma potrzeby aby wujek z nią zostawał. Zirytowało ją parsknięcie. Może to i głupie jednak dziewczynka miała naprawdę już wszystkiego dość, mimo, że starała się tego za bardzo nie pokazywać.
Gdy weszła kobieta, dziewczynka uśmiechnęła się do niej delikatnie. Przyjęła lizaka od Anomandera i kiwnęła głową, że rozumie - dziękuję - powiedziała cichutko i wzięła lizaka do buzi. Nawet nie zwróciła uwagi, że Bane ją do tego zachęcał. Jej twarz wykrzywił grymas, że lizak chyba nie za bardzo jej zasmakował, nie wyglądało jednak na to, żeby miała zamiar z tego powodu marudzić. Grzecznie trzymała lizaka przy policzku.
Odebrała od wujka torbę, do której chwile wcześniej wskoczyła Amber. Lisiczka wyczuła, że jej pani sobie idzie i nie miała zamiaru zostawać. Wskoczyła więc do torby, gdzie czuła się chyba w miarę bezpiecznie. O ile jakiś pies właśnie jej nie obwąchiwał. Tulcia powiesiła sobie torbę przez ramię i podziękowała Cyrkowcowi, jednak unikała jego wzroku. Może nie było to z jej strony miłe, jednak naprawdę miała już dość tego dnia i niestety najbliższa jej osoba obrywała najbardziej. A może zaczynała po prostu wchodzić w ten trudny wiek?
Z drugiej jednak strony, chciała żeby ją przytulił. Potrzebowała tego jednak nie miała zamiaru prosić. No typowa kobieta się z niej po prostu robi.
Podeszła do drzwi i odwróciła się jeszcze. Lekko się pochyliła i życzyła panom dobrej nocy, po czym chwyciła lekko dłoń recepcjonistki i ruszyła za nią, nie oglądając się nawet za siebie.
ZTAnomander - 3 Grudzień 2016, 00:57 Ogień powoli dogasał w kominku. Chciwe gąsienice żaru pełzały po prawie do cna wypalonym drewnie. Byle znaleźć dla siebie choć kawałek, choć odrobinę miejsca, gdzie znów uda się zamienić w ognistego motyla. Psy spały spokojnie w pokoju. Berta przy kominku a Edi na skórzanej kanapie stojącej pod przeciwległą do Anomandera ścianą.
Za oknem cicho powiał wiatr, zaszumiały drzewa i krzewy i znów zapadła niczym niezmącona cisza. Teraz, gdy Julia wyszła z pokoju będą mogli przez chwilę porozmawiać na poważnie bez obawy, że dziecko powtórzy komuś, kiedyś, coś czego wiedzieć, słyszeć ani znać nie powinno.
- Zasady pracy w Klinice są identyczne jak te w Świecie Ludzi. W związku z nieco odmiennym systemem prawnym, obowiązki lekarza reguluje rozporządzenie wewnętrzne, będące kopią wierną kopią ustawy o zawodzie lekarza. Dodatkowo do Pana obowiązków należałoby świadczenie dyżurów i konsultacji medycznych w ustalonych dniach tygodnia oraz dbanie o stan i jakość narzędzi i miejsca pracy. Znaczy to, że byłby Pan odpowiedzialny za wszystko co znajduje się na sali operacyjnej oraz za stan sprzętu. Jeśli Pan sobie życzy, to rozporządzenie jest do wglądu w recepcji. Pisemny zakres obowiązków przedstawię Panu przed podpisaniem ewentualnej umowy. Dodam, że wikt i opierunek wliczone są w wymiar otrzymywanego wynagrodzenia. Oczywiście, może Pan zdecydować o mieszkaniu w innym miejscu niż Klinika. W takim wypadku kwota odejmowana od wynagrodzenia, w którą wliczają się koszty zakwaterowania nie będzie pobierana. Jeśli zaś chodzi o ewentualnie dni wolne, urlop i tym podobne. To przypominam, że na tym terenie Prawo Pracy nie obowiązuje – uśmiechnął się do białowłosego – zatem zawsze będzie się można jakoś dogadać.
Pochylił się, sięgnął po butelkę i nalał do szklanek likieru. W końcu gadanie o robocie bez alkoholu nie ma tego spokojnego, domowego klimatu.
-Jeśli chodzi o gratyfikację to chciałbym usłyszeć jaka suma by Pana interesowała. Na ile wycenia pan swoje umiejętności i usługi?
Anomander zerknął na żar tlący się w kominku, upił nieco ze szklanki i ponownie spojrzał na Bane'a.
-Zapomniałbym o jednym ważnym szczególe. Dokładam wszelkich starań by ta placówka była miejscem neutralnym, eksterytorialnym i niemal suwerennym. Miejscem świadczącym usługi dla WSZYSTKICH bez wyjątku. Zatem, do momentu gdy moje zasady, a tym samym zasady placówki są respektowane, schronienie i opiekę znajdzie tu każdy, nie ważne do jakiej frakcji, rasy, grupy czy gatunku należy. Mam nadzieję, że to jasne?Bane - 4 Grudzień 2016, 00:00 Słuchał uważnie mężczyzny, chcąc zapamiętać każdy mały szczegół. Jego warunki brzmiały rozsądnie, nie wymyślał niestworzonych rzeczy. Obowiązki Bane'a wydawały się być podobne do tych które miał w Świecie Ludzi ale białowłosy podejrzewał, że w praktyce jego praca tutaj okaże się być zupełnie inna. Może dlatego, że po Świecie Ludzi nie chodziły istoty z kocimi ogonami i skrzydłami.
Kiwał głową przy każdym wymienionym przez Anomandera warunku. Zgadzał się na wszystkie, demoniczny doktorek proponował normalną pracę lekarza, bez jakiś specjalnych dodatkowych bonusów.
Kiedy doszedł do kwestii gratyfikacji, Bane zamyślił się na chwilę. Cholera... Ile powinien zarabiać w tej krainie lekarz? Hmm... Jedzenie nie było drogie, ubrania również. Z resztą skrzydlaty stwierdził, że Bane może zamieszkać tutaj. Byłoby to dobre rozwiązanie, dzięki temu zawsze byłby na stanowisku pracy. W razie czego, gdyby okazałby się potrzebny w nocy, nie musiałby jechać przez pół miasta do Kliniki.
Cyrkowiec zdecydował, że przyjmie propozycję Anomandera i zakwateruje się w Klinice. Pozostawała jednak kwestia wynagrodzenia. No cóż, Bane myślał, że lekarz sam zaproponuje mu jakąś sumkę. Tak byłoby chyba łatwiej. A teraz będzie musiał przyznać się, że nie ma pojęcia ile powinien zarabiać.
- Chyba nie ma sensu ukrywać, drogi Panie, że nie mam pojęcia ile powinien zarabiać lekarz o moich kwalifikacjach. - powiedział wprost - Skoro mogę mieszkać tutaj, to oczywiście zgadzam się na odliczenie od wynagrodzenia kwoty zakwaterowania. Jednakże nie mogę sam zaproponować wysokości wypłaty. - wzruszył bezradnie ramionami i sięgnął po naczynie z likierem. Upił odrobinę, do towarzystwa ponieważ zauważył, że jego gospodarz rozpoczął już drugą kolejkę.
Wpadł na pewien pomysł. Co prawda nie wiedział, czy jego rozmówca będzie wiedział o co chodzi i połapie się w ludzkich walutach... Miał więc tylko nadzieję, że dr Anomander mile go zaskoczy i na podstawie tego co Bane mu powie, wymyśli wysokość wynagrodzenia.
- W Świecie Ludzi rocznie zarabiałem około 200 tysięcy funtów. Były oczywiście lata gorsze i lepsze, ale nigdy nie schodziłem poniżej 180 tysięcy. - powiedział - Prowadziłem prywatną klinikę chirurgii plastycznej. Pana placówka jest jak mniemam placówką publiczną, dlatego pozostawiam do pana decyzji ile będzie wynosić moje wynagrodzenie. Proszę tylko, by było ono wystarczające na godne życie. - ostatnie zdanie powiedział z powagą, patrząc mężczyźnie prosto w jego jasne oczy - Oczywiście musi pan mieć na uwadze, że z czasem poznam Krainę Luster lepiej i dowiem się czy moje wynagrodzenie jest...odpowiednie do piastowanego stanowiska. - dodał upijając łyk. Wierzył, że Anomander to mądry człowiek i nie będzie chciał go oszukać. Z czasem wyjdzie, czy Bane'owi wystarcza wypłata.
Nic innego na tę chwilę białowłosy nie mógł zaproponować. Nie, gdy nie ma pojęcia ile się w tej cukierkowej krainie zarabia.
Ostatnia uwaga skrzydlatego sprawiła, że Bane uśmiechnął się samymi kącikami ust. Świetnie, w Klinice nie liczyła się ani przynależność gatunkowa, ani wyznanie, ani stan majątku. Cudnie. Bane nie będzie łamał przepisów, w końcu również i dla niego były one wygodne.
Nie mógł uwierzyć jak cudownie potoczył się jego los w tym świecie. Trafił tu bez perspektyw a okazuje się, że wystarczyło zakręcić się wokół odpowiednich osób by trafić na żyłę złota i azyl.
- Oczywiście. - powiedział odkładając szklankę - W takim razie i ja dołożę wszelkich starań by placówka pozostała neutralna. Bezpieczeństwo pacjentów i pracowników przede wszystkim. - ostatnie zdanie brzmiało banalnie, ale wydawało się Bane'owi na miejscu.
Patrzył przez chwilę w oczy lekarza. Dobrze się czuł w jego towarzystwie. Jeszcze nie zaczął pracy tutaj a już wiedział, że jest we właściwym dla siebie miejscu. Czuł, że tutaj będzie się spełniał zawodowo i być może zapomni o przeszłości i zagłuszy sumienie, tak ostatnio mu dokuczające.
Wzrok Anomandera mroził i był przenikliwy, Bane wiedział, że tamten próbuje go prześwietlić. Postanowił więc dać dyrektorowi placówki możliwość dowiedzenia się o białowłosym czegoś więcej.
- Myślę, że jeśli chodzi o pracę to jesteśmy umówieni, czekam tylko na umowę i mogę zaczynać od zaraz. - potwierdził jeszcze tylko to o czym rozmawiali wcześniej - Czy jest może coś, o co chciałby Pan zapytać mnie, panie van Vyvern? Moje nazwisko już pan zna i nie wnikam skąd, chociaż nikomu wcześniej się nim nie przedstawiałem... Ale chyba niewiele pan o mnie wie a mam wrażenie, że ma pan parę pytań. Podobnie jak i ja. - poprawił się na kanapie, rozluźnił gotów na ewentualne pytania pracodawcy. Odpowie na każde, nawet te niewygodne. Skrzydlaty pewnie i tak wszystkiego by się dowiedział, nie prościej więc dać mu wszystko na tacy? Bez zbędnej otoczki tajemniczości?Anomander - 4 Grudzień 2016, 01:59 Doktor słuchał racząc się likierem. Dobre cholerstwo przyjemnie grzało w gardle. Co prawda było zbyt słabe by się nim upić od razu, ale nieco rozluźniało atmosferę. Chwała ci najstarsza irlandzka destylarnio, chwała farmerom za błogosławione wymiona około czterdziestu tysięcy krów, chwała i tobie, nieznany z imienia człowieku, który wpadłeś na pomysł by to wszystko wymiksować. Wasze zdrowie.
Upił kolejny łyk. Nadchodził temat o pieniądzach, jeden z ulubionych tematów Anomandrea.
- Mówi Pan dwieście tysięcy funtów? Nie wiem ile dokładnie ma Pan lat i kiedy zakończył Pan działalność ale z tego co pamiętam ongiś funkcjonowały funty: cypryjski, irlandzki, libijski, nowofundlandzki i południowoafrykański. Obecnie używanymi walutami są funty: falklandzki, południowosudański, gibraltarski, libański, sudański, syryjski, szterling zwany brytyjskim i nieco problematyczny funt szkocki. Dodatkowo używane są też tak zwane funty Guernsey, Man i Jersey, będący oficjalną walutą seneszalii rzeczonych wysp oraz funt Świętej Heleny. Jeśli zaś prowadził Pan placówkę medyczną na terenach afryki subsaharyjskiej lub w okolicach Nowej Gwinei to mógł pan dostawać wynagrodzenie na przykład w wełnie, kamieniach, maśle lub mięsie.- uśmiechnął się do białowłosego znad szklanki z trunkiem – zakładam jednak, że chodziło o funty szterlingi? Niestety, w tej krainie musi być pan precyzyjny gdyż niektóre pojęcia jak jak np. „jest mi pan winny 300” mogą znaczyć wszystko od zapałek na niewolnikach skończywszy
Anomander wstał na chwilę aby dołożyć drew do dogasającego ognia. Nawet jeśli na zewnątrz nie było specjalnie zimno nie mógł pozwolić by placówka uległa wychłodzeniu a wilgoć zaległa w murach.
Gdy ponownie usiadł kontynuował omawianie umowy.
- Przepraszam, musiałem dołożyć do ognia. Na czym to ja skończyłem? Aaa, już wiem. Uznajmy zatem, że skoro funty szterlingi to i płatność będzie dokonywana systemem brytyjskim w okresie tygodniowym. To co mogę zaproponować na chwilę obecną to 70 złotych monet tygodniowo. Przeliczając, ilość czystego złota w monecie to 2,5 grama co przy kursie funta z 2013 roku daje około 71,83 funta szterlinga za monetę. Takich monet będzie pan dostawał 70 tygodniowo to znaczy, że tygodniowa wypłata w funtach wynosi 5028 funtów i 10 pensów. Po pomnożeniu tego przez 4 tygodnie wychodzi 20112 funtów szterlingów i 40 pensów. W zestawieniu rocznym jest to 241348 funtów i 80 pensów. Oczywiście zakładając, że będzie pan pracował 7 dni w tygodniu bez dni wolnych, absencji itd. Zatem wychodzi na to, że proponuję Panu nieco więcej niż do tej pory Pan zarabiał. Co Pan na taką propozycję?
Anomander rozumiał, znał i kochał aspekty finansowe. Fakt, wydatki cieszyły go nieco mniej niż dochody ale w końcu będzie miał w Klinice chirurga.
To zamiłowanie do pieniędzy mogło świadczyć o dwóch rzeczach. Anomander był albo żydem albo smokiem, a że nikt nie widział skrzydlatego żyda o gadzich cechach sprawa prawdopodobnie była jasna. A może był po prostu dobrym finansistą, który od dziecka uczył się obracać pieniędzmi? Kto wie.
- Możemy zatem na początek naszej współpracy pograć w pytania. Pozwoli Pan, że zacznę? Mam pytanie Panie Bane, co Pan takiego przeskrobał? - powiedział Anomander a w jego oczach pojawił się błysk zainteresowania, o ile jego oczy mogły wyrażać cokolwiek innego niż jasno błękitną pustkę – Otrzymałem informację, że jest Pan tak zwanym „Cyrkowcem” a to znaczy, że nie urodził się Pan takim jaki pan jest. Najpewniej dorwała pana MORIA jednak umiejętności i zdolności, które Pan posiada, byłyby raczej słabo przydatne dla takiej organizacji. No, chyba, że miałby Pan powiedzmy za zadanie wpełznąć do głównego ujęcia wody i wypruć sobie wnętrzności. Wtedy byłby Pan bardzo użyteczny. Niestety ryzykowanie utraty wykształconego lekarza do tak idiotycznej misji byłoby czystą głupotą. Poza tym wygląda Pan na człowieka młodego a „Cyrkowców” i inne istoty przestano tworzyć około 30 lat temu. Zatem mam pytanie czemu i za co?
Powiedziawszy to oparł się wygodnie i czekał na odpowiedź. Nie miał zamiaru naciskać. Jeśli zechce powie, jeśli nie to sam się dowie.Bane - 4 Grudzień 2016, 22:37 Wywód Anomandera o walutach trochę zbił go z tropu. Patrzył uważnie na mężczyznę, że z każdą minutą jego oczy otwierały się coraz szerzej, w zdumieniu.
Chwileczkę... Czy my w dalszym ciągu rozmawiamy o wynagrodzeniu? Czy może zeszliśmy na tematy historyczne? Bane kilka terminów znał, jednak nie mógł się pochwalić tak wielką wiedzą. A przynajmniej nie ta tematy finansowe, nie znał się na walutach historycznych ani innych krajów. Co jak co, lubił pieniądze ale był raczej ignorantem jeśli chodzi o waluty obce. Urodził się w kraju gdzie używano funtów, uciekł z kraju w którym używano funtów... więc tylko na funtach się znał. Proste, prawda?
Z resztą... Ile ten facet miał lat? Mówił, jakby wyrwał się z innej epoki. Zdania które budował były ogromne, prowadził mini monologi. Był bardzo rozmowny, wyglądał na takiego który mógłby godzinami rozmawiać na przeróżne tematy.
- Tak, chodzi o szterling. Funt brytyjski. - potwierdził. Przyjął od Anomandera radę o precyzyjności w wypowiadaniu się, będzie musiał o tym pamiętać. To nie jest Świat Ludzi w którym rzucisz hasło i każdy będzie wiedział o co chodzi.
Dołożenie do ognia nie było konieczne, ale Bane był Anomanderowi wdzięczny, że gospodarz chciał podtrzymać ogień. Dobrze się gawędziło przy ciepełku a blask jaki rzucały płomienie sprawiał, że w pomieszczeniu było przytulnie.
I wreszcie doszli do kwestii wynagrodzenia. I znowu Bane w większości słuchał, chcąc połapać się we wszystkich tych obliczeniach, kursach i wymianach. Anomander obliczał na głos, mówił tak, jakby miał w głowie mały kalkulatorek - wszystkie podane liczby były wypowiedziane pewnie i bez zająknięcia. Bane nie wiedział ile wynosi kurs złota, ale perspektywa dostawania 70 złotych monet tygodniowo brzmiała bardzo kusząco. Wiedział już ile mniej więcej kosztuje w tej krainie jedzenie, znał też ceny ubrań. 70 monet to dużo.
W zestawieniu rocznym i to po przeliczeniu na funty, kwota jaką miałby dostawać brzmiała jeszcze lepiej. Z radości zrobiło mu się cieplej na serduszku, bo wychodziło na to, że będzie zarabiał więcej niż dotychczas. Oczywiście... Jeśli przyjmiemy, że Anomander nie kłamie w tych swoich obliczeniach.
Był tylko jeden problem. Bane rozumiał, że praca lekarza to tak naprawdę robota 24/7 ale postanowił poruszyć temat ilości godzin w które musiałby przebywać na terenie placówki. Bo przecież był tutaj nowy, to chyba normalne, że chciałby wyjść do miasta i dowiedzieć się czegoś o tym świecie?
- Jestem skłonny przyjąć Pana ofertę, brzmi bowiem nad wyraz kusząco. - zaczął - Martwi mnie jednak kwestia dyżurów i mojej obecności, tutaj, w Klinice. Z Pana wypowiedzi wynikało, jakby proponował mi Pan płatne niewolnictwo.- rzucił żartobliwie (oby Anomander nie był gburem) - Praca 7 dni w tygodniu jak najbardziej mi odpowiada, zwłaszcza za taką sumę, jednakże chciałbym by w umowie znalazło się dokładne sprecyzowanie ile w ciągu dnia powinienem przebywać na stanowisku pracy. - wzruszył ramionami - Już tłumaczę dlaczego: Bo widzi Pan, nie znam do końca tej krainy, nie mam też skompletowanej garderoby. Chciałbym mieć chociaż kilka godzin dziennie, może dwie, może trzy, na ewentualne zakupy lub zwiedzanie, jakkolwiek by to nie brzmiało. - upił ze szklanki ostatni łyk i jeśli Anomander polał mu więcej, upił kolejny.
Atmosfera była niemalże domowa, tak dobrze czuł się w jego towarzystwie. Nigdy nie sądził, że może złapać tak dobry kontakt ze swoim pracodawcą, poprzedni byli ostatnimi gnojami, skąpcami i idiotami. No cóż... Albo Anomander był sympatyczną osobą, albo świetnym aktorem. Co nie zmienia faktu, że Bane będzie wolał grać w jego drużynie, nigdy przeciw niemu. Facet był niebezpieczny, choćby nawet ze względu na tą jego wiedzę. Wiedział dużo tylko pytanie, na jakie jeszcze tematy?
Bane wiedział, że jego propozycja wymiany pytań prędzej czy później zejdzie na niewygodne tematy. Podejrzewał, że Anomander zapyta go o przeszłość, w końcu kogo by to nie ciekawiło.
Westchnął słysząc pytanie. A więc demoniczny doktorek domyślił się, co było z Bane'm nie tak. Stworzył nawet całkiem zgrabną historię a na wspomnienie o MORII Bane'a przeszedł dreszcz. I czarnowłosy z pewnością to zauważył.
- Jest Pan albo bardzo dobrze poinformowany... Albo niesamowicie domyślny. - zaczął - Niezależnie jednak od opcji, przyznaję Panu rację, faktycznie zwiałem bo przeskrobałem. - upił alkohol, cholera, szkoda, że na niego nie działał - Widzi Pan, skrzywdziłem nie tą osobę co trzeba. Naraziłem się organizacji o której Pan wspomniał i nie trudno się domyślić, że zostałem przez nich schwytany. - wytłumaczył patrząc mu w oczy - A po co poddali mnie mutacjom? Nie wiem, musiałby ich Pan sam zapytać. Ale jeśli będzie się Pan do nich wybierać, proszę wcześniej powiedzieć, wyślę im jakąś bombonierkę ze słodką wkładką. - zaśmiał się, chociaż w jego głosie nie było ani grama wesołości - Odpowiadam więc na pytania. Za co? Za krzywdy które wyrządziłem. Po co? Nie wiem. Wiem tylko tyle, że cholernie bolało. - oparł się o kanapę, założył nogę na nogę - Bolało nawet bardziej, niż przebite płuca i serce oraz kilkadziesiąt złamań na raz. Bo i takich obrażeń doświadczyłem. - odłożył szklankę - Czy zaspokoiłem Pana ciekawość? Jeśli tak, to - Pan pozwoli - teraz moja kolej. - zastanowił się nad pytaniem które mógłby zadać tajemniczemu doktorkowi.
Patrzył w oczy mężczyźnie, nie bał się jego jasnych oczu. Nawet jeśli facet umie czytać w myślach, to nie znajdzie tam informacji innych niż przekazał mu Bane. Po co miał kłamać? No dobrze, nie powiedział wprost, że zgwałcił córeczkę grubej ryby MORII i jak ostatni kretyn zostawił przy niej swoją wizytówkę, po co mówić to już na pierwszym spotkaniu? Zagrożona był praca Bane'a, białowłosy nie miał pewności, czy Anomander zechce na stanowisko degenerata.
- Wspomniał Pan wcześniej o Anielskiej Klątwie. - zaczął, chcąc naprowadzić doktorka na tok myślenia - Moje pytanie brzmi więc: Czy i Pana ona dotknęła? Co nieco już wiem o tak zwanych Opętańcach, przeczytałem o nich w książce którą podarowała mi Julia Renard. Głównie czytałem o anatomii ich skrzydeł, co nie zmienia faktu, że było w niej powiedziane jasno - Opętańcy to nieliczne z istot, które posiadają w pełni materialne skrzydła, podobne do skrzydeł widzianych u gatunków zwierzęcych, oczywiście z wyjątkami. - niemalże zacytował ostatnie zdanie - Z resztą odnoszę wrażenie, że świetnie się Pan czuje w tej krainie a wiedza o Świecie Ludzi wskazuje, że chociaż raz musiał Pan tam być. Mieszkańcy Krainy Luster, przynajmniej rasy które poznałem nie wykazywały się zbyt dużą wiedzą na temat ludzi i ich świata. - przekrzywił lekko głowę i uśmiechnął się samymi kącikami ust - Jak to więc jest w Pana przypadku?Anomander - 5 Grudzień 2016, 06:23 Ogień rozpalił się gdy gąsienice żaru wpełzły na drewno i teraz płomienie skakały po szczapkach dziarsko i wesoło jak pchły na wiejskim psie. Ich żywe podskoki, trzaskanie i strzelanie iskrami automatycznie przekładały się na klimat tak pokoju jak i rozmowy. Jakże niewiele trzeba do osiągnięcia szczęścia. Ot, wygodna kanapa, szklaneczka trunku, ogień w kominku, towarzystwo i wierne psy śpiące w pokoju snem sprawiedliwych i w sennych marzeniach goniące wyśnione zające, jelenie lub siebie na wzajem .
- Dlaczego płatne niewolnictwo? - Anomander zapytał z iście gadzim uśmiechem – Niech Pan nie będzie takim pesymistą Panie Bane. Przecież nie przykuję pana za nogę w placówce każąc pracować dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. To byłoby nieludzkie.
W tym momencie oczy Anomandera ponownie zamieniły się w gadzie ślepia. Błękitne, bezduszne ślepia wpatrywały się w siedzącego białowłosego mężczyznę szczelinami źrenic. Brakowało tylko żeby ich właściciel wysunął teraz rozwidlony język i „zasyczał” jak pewien beznosy magik z filmu o czarodzieju z symbolem wysokiego napięcia na czole. Niestety nic takiego nie nastąpiło. Mimo to oczy cały czas pozostały gadzie. Prawdopodobnie skrzydlaty doktor miał dość maskarady lub uznał, że mając źrenice (jakiekolwiek by nie były) łatwiej będzie mu nawiązać kontakt i zyskać jeśli nie zaufanie to przynajmniej ułatwić odczytanie zamiarów.
- To co Panu proponuję to coś na kształt umowy starannego działania, choć nie do końca. Jak łatwo przeliczyć dniówka, czyli 1/7 tygodniówki, wynosi 10 złotych monet. W założeniu przyjąłem, że 1 złota moneta przypada na 1 godzinę pracy. Zatem pański dyżur trwałby około 10 godzin dziennie. Według pańskiego życzenia mógłby Pan zrobić sobie wolne w określonych godzinach lub dniach z tym, że to pociągnie za sobą stratę finansową i będę prosił by takie nieobecności zgłaszać przynajmniej dzień lub dwa wcześniej. Podobnie jak chęć zrobienia nadgodzin. Mówiąc w prost – Ile pan przepracuje tyle Pan zarobi. Czy odpowiada Panu takie rozwiązanie?
Anomander ponownie dopełnił szklanki likierem. Swoista gra w pytania stawała się lepsza gdy miało się co popijać.
Błękitne, gadzie ślepia wpatrywały się w białowłosego gdy ten odpowiadał na pytanie. Mówił dość zdawkowo. Ot, napsocił, skarcili go i spierniczył. Standard, jak w filmach klasy „B”. Nastolatek zaszalał, złapał go tatuś obiektu, na którym dokonywał szaleństw, skatował w piwnych ale dzielny młodzian zdołał zbiec i teraz będzie się mścił.
- Nieco mało szczegółów jak na mój gust. Nie chcę wysnuwać przypuszczeń i gdybać, zatem czy może Pan mówić nieco bardziej obszernie? Bo w to, że mutacja była bolesna wierzę nawet bez słów.
Anomander wsłuchał się w pytanie, które zadał Bane. Było trudne i wymagało podania wielu szczegółów, ale skoro sam chciał zaufania i informacji musiał się liczyć z tym, że działa to w obie strony. Milcząc przez chwilę pochylił się, oparł łokcie na kolanach i zaplótłszy ręce w coś na kształt koszyka spojrzał na interlokutora. Wyglądał teraz jak przygarbiona chimera rodem opowieści fantastycznych lub dawnych kościołów. Błękitne, gadzie i pozbawione jakiejkolwiek litości oczy odbijały blask płomieni tak, że zdawało się iż cały dom stoi w płomieniach a ich właściciel żeruje na ciałach martwych i zabitych.
- Pozwoli pan, że zacznę odpowiadać od końca. Oczywiście, że byłem w Świecie Ludzi i to nie raz. W końcu jakoś muszę zdobywać lekarstwa i sprzęt. Gdybym miał się posiłkować tym co jest dostępne w Krainie Luster narkozę dawałbym za pomocą młotka, aseptykę uznawałbym za fantastyczne stworzenie o dwóch głowach a większość chorób leczył upuszczaniem krwi. Widział Pan na jak daję Julii lekarstwo i myślę, że nie ulega wątpliwościom, że nie pochodzi ono z tej strony lustra. Co jakiś czas staram się przemykać do Świata Ludzi. Czasem po trupach a czasem nie. Rożnie to bywa. Wygląd maskuję płaszczem i bandażami. Skrzydła przywiązuję ciasno do ciała a oczy zasłaniam soczewkami. Ot zwykły, przygarbiony człowiek. Jeśli chodzi o czas pobytu po tamtej stronie, to gdyby zebrać wszystko do kupy, okazałoby się, że spędziłem tam tyle czasu, że można by go liczyć w latach. Widziałem piramidy, amfiteatr Flawiuszów, który ludzie zwą Koloseum, kamienne zamki i ceglane domy. Moje oczy oglądały wojnę w Korei i Wietnamie oraz kilka pogromów w Europie. Poznałem artystów i naukowców, kapitalistów oraz „czerwonych” z ich tak zwaną Władzą Ludową, i słowo daję, że uśmiechałem się gdy czytałem artykuły w gazetach o śmierci ich ukochanego wodza „o ustach słodszych od malin”. Obserwowałem wznoszenie muru berlińskiego i jego upadek, choć ten ostatni zapewne już nawet Pan widział. Oj, sporo się po tamtej stronie działo ostatnimi laty. Jeśli zaś idzie o Anielską Klątwę to proponuję zerknąć jeszcze raz do owej książki. Przeczyta tam Pan, że skrzydła opętańców mają charakterystyczne cechy, nazwijmy to, gatunkowe. Jedne są błoniaste a inne puchate i pierzaste jak na przykład u Julii Renard, z którą Pan przybył. Proszę teraz spojrzeć na moje – mówiąc to rozwinął wielkie błoniaste skrzydło z pokrytym zimnymi, gadzimi łuskami szczytem w stronę białowłosego – jest błoniaste jak u nietoperza, fakt, ale od standardowego skrzydła opętańców rożni się jednym. Łuskami na szczycie. U nich, na żadnym z licznych typów skrzydeł nie występują łuski. Może moje nazwisko nieco Pana naprowadzi na właściwy trop ewentualnie sprawi, że Pan go zmyli i podąży myślami donikąd.
Mówiąc ostatnie zdanie uśmiechnął się pokazując zęby. Równe, białe i dziwnie ostre, a może to tylko światło ognia znowu płatało figle?
Gdy pokazał już białowłosemu łuskowate skrzydło, powoli, jakby celebrując tą chwilę złożył je na plecach.
- Mam nadzieję, że zaspokoiłem Pana ciekawość. Proszę zatem by i Pan
powiedział mi nieco więcej o sobie. Poza prośbą o rozwinięcie przyczyn mutacji wnoszę jeszcze o kilka informacji na temat ludzi, którzy to panu zrobili i samej organizacji..
Wyprostował się i popatrzył białowłosemu w oczy. Gadzie oko zniknęło i znowu pojawiło się to pierwsze, lodowo niebieskie pozbawione źrenicy.
- Mam też pytanie, czy możemy mówić sobie po imieniu? Te ciągłe odmienianie przez przypadki słowa „Pan” nieco utrudnia konwersację/.Bane - 5 Grudzień 2016, 14:09 Anomander podchwycił kwestię “płatnego niewolnictwa” i wyjaśnił warunki umowy. Praca miała się odbywać na warunkach umowy o pracę czyli na ludzkie, ile wypracujesz, tyle masz. Najprostsza opcja i zdaniem Bane'a najdoskonalsza. Wszystko w niej było logiczne, nie było kwestii spornych jeśli chodzi o absencję i spóźnienia.
Na pytanie czy Bane'owi odpowiada taka opcja, białowłosy skinął głową. Zgadzał się na warunki, dziesięć godzin dziennie to nie dużo, będzie mógł brać nadgodziny.
Gdy wreszcie przeszli do ich małej zabawy w pytania, Bane spodziewał się, że odpowiedź udzielona Anomanderowi absolutnie go nie zadowoli. Była zdawkowa, ograniczona w szczegóły. Bane wolał by czarnowłosy trochę na niego nacisnął jeśli chce wiedzieć więcej. No cóż, pozostaje więc opowiedzieć swoją historię.
Najpierw jednak wysłuchał co ma do powiedzenia doktorek. O matko... I znowu ten zawiły sposób mówienia. Dwuznaczne zdania z których każdy może wyciągnąć co innego. Widział piramidy? Koloseum? Wojny w Korei i Wietnamie? Słodko. Tylko teraz pytanie - widział je Pan naocznie? Czy przeczytał Pan o tym w książkach i pooglądał obrazki? Bo jeśli to drugie... To wychodzi na to, że Bane również to wszystko widział i zna.
Z wypowiedzi Anomandera można było wyciągnąć jedną bardzo ważną informację - facet potrafił bardzo zręcznie posługiwać się retoryką, chował informacje pod płaszczykiem słowotoku. Bane będzie musiał o tym pamiętać.
Uwagi o skrzydłach jakoś specjalnie go nie przekonały, w książce były opisane typy skrzydeł Opętańców ale było też zaznaczone, że występują wyjątki. Nie chciał jednak dalej brnąć w ten temat. W istocie, miał w sobie coś z gada, może nawet i smoka... Dobrze. Jeśli Anomander chce uchodzić za przerośniętą, skrzydlatą jaszczurkę, nie ma problemu. Ciekawe czy zieje ogniem.
Nadeszła pora na opowieść Bane'a. Jeszcze przed tym, Anomander zaproponował przejście na “ty”. Białowłosemu bardzo to odpowiadało, kto wie może nawet się zaprzyjaźnią?
- Oczywiście. - skinął głową zgadzając się na mówienie do siebie po imieniu - Uff, dobrze, że to zaproponowałeś i to w takiej formie, bo zwracanie się do siebie per “Panie Kolego” chyba nie przeszłoby mi przez gardło. Wyjątkowo nie lubię tego sformułowania. - posłał mu ledwo widoczny uśmiech.
Przed rozpoczęciem swojej historii, usiadł wygodniej i wziął spory łyk alkoholu. Że też żadne, nawet najmocniejsze cholerstwo nie chce na niego działać. Może gdyby się upił, byłoby mu łatwiej mówić o przeszłości.
- Na wstępie proszę o dyskrecję i o to, by informacje które przekażę nie wpłynęły w żaden sposób na naszą znajomość i moją pracę tutaj. Wraz z przybyciem do Krainy Luster zacząłem nową, czystą kartę. Wolę by przeszłość pozostała więc przeszłością i nie miała wpływu na teraźniejszość. - wolał się zabezpieczyć - Opowieść zacznę od początku. -westchnął robiąc chwilę przerwy - Kiedyś miałem wszystko co tylko chciałem. Drogi apartament, samochód, co noc inną kobietę. Los jednak chciał mi dowalić, okazało się że moja siostra jest śmiertelnie chora. I była niestety w stadium terminalnym. Zacząłem więc “kupować jej” dni życia. Wydawałem majątek na eksperymentalne terapie, leki. Pomagało, ostatecznie przeżyła rok dłużej. - upił łyk likieru - Brzmi jak opowieść która aż prosi się o happy end, no nie wiem, na przykład: ona umarła a ja zainspirowany jej ostatnimi zmieniam się z ostatniego kutasa w grzecznego, uczynnego gościa. No niestety, end był ale nie happy. Umarła kilka dni po tym jak się z nią ostro pokłóciłem. Nie przeprosiłem, nie zdążyłem przeprosić za to że wykrzyczałem jej w twarz, że tylko dzięki moim pieniądzom żyje i nie powinna mnie pouczać, namawiać bym nie myślał tylko o forsie. - odłożył szklankę bo znowu była już pusta - W dniu jej śmierci poszedłem się upić. Sam wiesz jak to jest. Gdy życie daje po dupie, najlepszą przyjaciółką okazuje się wódka. Wtedy przesadziłem i wpadłem na pomysł by odebrać sobie życie. I z takim zamiarem poszedłem na parking po samochód. “Psotny” los chciał, że niedaleko paru łebków zaczepiało młodą dziewczynę. Mogłem pozwolić sobie na odegranie bohatera, po wódce człowiek ma więcej odwagi niż na trzeźwo. “Ocaliłem” dziewczynę, tamci zwiali. Poprosiła bym odprowadził ją na przystanek, ha, nie ma problemu. Ale najpierw zapłata. - źrenice Bane'a rozszerzyły się - Wziąłem co chciałem. I nie, nie był to portfel czy telefon. Najzwyczajniej w świecie ją zgwałciłem a że buzowała we mnie złość, nie powstrzymałem się przed okrucieństwem. Po wszystkim zaniosłem ją na przystanek, przecież tego chciała. Wsiadłem w samochód, gaz do dechy i już mnie tam nie było. Nie trudno zgadnąć, że uległem wypadkowi, hmm, jakoś już tak jest, że wódka plus samochód równa się bum. - zaśmiał się gorzko - Ale nie zginąłem, choć bardzo tego chciałem. Po to wsiadłem do samochodu. Obudziłem się i pamiętam, że pierwsze co przyszło mu do głowy było “Czemu śmierć tak kurewsko boli?”. Nie wiem dokładnie, ale chyba kierownica przebiła mi płuca i uszkodziła serce. Dziwne więc, że się obudziłem. Nie na długo bo zaraz później straciłem przytomność, modląc się by tym razem zabrała mnie kostucha. - zrobił chwilę przerwy - Obudziłem się w jakiejś pracowni, może piwnicy. Powiedziano mi tylko tyle, że jestem ludzką gnidą bo zgwałciłem jednemu z nich córeczkę. Zapytasz pewnie jak mnie znaleźli? A no byłem na tyle głupi i pewny swojego samobójstwa, że zostawiając małą na przystanku, wsadziłem jej do ust własną wizytówkę. - wykonał coś, co w dzisiejszych czasach zwane jest “face palm” - I zaczęło się. Chyba chcieli mnie zabić bo złościli się gdy okazywało się, że wytrzymałem kolejne mutacje. O tym, że dorwała mnie MORIA powiedział mi starszy naukowiec, ten który pomógł mi zwiać. Zginął w trakcie mojej ucieczki ale zdążył powiedzieć mi o Krainie Luster i dał pieniądze na kilka pierwszych dni tutaj. I to koniec mojej opowieści. - skwitował. Cały czas obserwował mężczyznę, był ciekaw jak tamten zareaguje.
- I nie pytaj czy żałuję tego co zrobiłem tej dziewczynie. Odpowiedź mogłaby ci się nie spodobać, chyba, że masz podobne do mojego podejście.Anomander - 5 Grudzień 2016, 17:04 Wysłuchał opowieści Bane'a z należytą uwagą. Milczał, nie zadawał pytań, pozwalając opowieści toczyć się własnym torem, a raczej torem jaki nadawał jej białowłosy. Gdy ten skończył swoją opowieść Anomander w końcu się odezwał.
- Co do dyskrecji to nic nie opuści tego pokoju. Jeśli zaś idzie o postrzeganie cię to powiedz mi Bane, dlaczego to co zrobiłeś w przeszłości miałoby w jakikolwiek sposób wpłynąć na moje postrzeganie ciebie? Przecież odpokutowałeś za to wszystko i nosisz skutki tej pokuty do dziś. Sam wiesz, czy pokutowałeś słusznie czy nie i nie mnie cię oceniać, poza tym ja z zasady nie oceniam ludzi. Dobro i zło są kwestiami dyskusyjnymi regulowanymi przez światopogląd tego co je obserwuje. Dla jednego zabijanie jest złe bo pozbawia się kogoś życia dla drugiego zabijanie jest dobre bo zapewnia bezpieczeństwo i stabilizację jemu i jego rodzinie. Kogo racja jest prawdziwsza? Który wilk wygrywa walkę? Otóż wygrywa ją ten, którego karmisz.
Skrzydlaty wlał ostatki likieru do szklanek i odstawił butelkę na róg stołu.
- Byłeś ze mną szczery zatem i ja będę. Tak, jestem opętańcem choć lubię uchodzić za co innego. Dzięki temu unikam niepotrzebnych pytań, a napotkane istoty nie reagują nieufnością, lub w skrajnych wypadkach strachem, na moją obecność. Czarne mgły, czyli rodzaj do którego należę, to zazwyczaj straszne sukinsyny nawet w swoim własnym mniemaniu. Ja zaś jestem wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju. Otóż nie uważam się ani za złego ani za sukinsyna.
Uśmiechnął się szelmowsko. Białowłosy mu się podobał. Zdawał się dobrym kompanem tak do rozmowy jak i wspólnej pracy, nawet tej po godzinach.
Przez chwilę milczeli obaj. W pokoju słychać było trzaskanie ognia i równomierne oddechy śpiących psów. Anomander pierwszy przerwał ciszę choć mówił głosem stłumionym jakby odległym w którym było czuć ciężar i coś w rodzaju smutku.
- Kiedyś, dawno temu, miałem syna. Moje oczko w głowie i następcę. Wychowywałem go samotnie ale miał wszystko czego było mu potrzeba do szczęśliwego życia. Chłopak kończył szkoły z bardzo wysokimi wynikami ale pewnego dnia zachorował. Chwytałem się wszystkiego by go ratować. Od konwencjonalnej medycyny, przez szamanów, szeptuchy, wiedźmy i zaklinaczy a na modlitwach do wszystkich bóstw skończywszy. Mimo wszystko syn gasł w oczach. Najpierw przestaliśmy jeździć konno. Później, w miarę postępu tajemniczej choroby, znikało co raz więcej wspólnych zajęć. Już razem nie polowaliśmy ani na dziki i jelenie z psami czy z czatowni ani z sokołami na kaczki i gęsi. Z każdym dniem Eryk był coraz słabszy a ja bardziej traciłem nadzieję. Udało mi się wtedy skontaktować z Morią. Zabrali mojego syna twierdząc, że dadzą radę go uleczyć jeśli im pomogę – upił likieru - Wysłali mnie do Krainy Luster bym pomógł w zbieraniu informacji wtedy też dopadł mnie symbiont zwany też pasożytem czyniąc mnie opętańcem. Wraz z postępem rozwoju symbiontu musiałem uciec do Krainy Luster. Przez wiele lat czekałem na mojego syna każdego dnia sprawdzając wejścia i patrolując teren z psami. Na próżno. Moria go pochłonęła i już mi nie oddała. Zostałem sam. Wtedy postanowiłem, że założę Klinikę w domu dziadka mojej żony. O tym że to jego dom dowiedziałem się znacznie później. Stworzyłem zatem coś w stylu azylu dla wszystkich chorych i cierpiących. Dbam o to by mieli tu opiekę i byli bezpieczni – wypił resztkę alkoholu do końca i odstawił szklankę na stół - nawet jeśli czasem wymaga to ofiar.
Zamyślił się przez chwilę. Patrząc na szklaneczkę z likierem.
- Skoro jesteśmy już przy ofiarach. Będę miał prośbę Bane. Chcę dopaść „kreatora” Julii Renard. Facet, jeśli nie zdechł gdzieś w rynsztoku, był zdolnym neurologiem i transplantologiem. Zobacz na uszy i ogon tego dziecka. Wszystko działa i funkcjonuje a to znaczy, że poza ominięciem barier immunologicznych i całej reszty dodał nawet mięśnie zawiadujące ruchami małżowin czy ogona. Myślę, że chętnie się z nami podzieli wiedzą na ten temat. To czy zrobi to dobrowolnie czy pod przymusem nie jest istotne. Jak się zapatrujesz na małe polowanie z psami na mentora?
Uśmiechnął się jeszcze raz. Tym razem już zupełnie jawnie ujawniając zapędy drapieżnika choć nagle jakaś myśl starła mu uśmiech z twarzy.
- Jeśli chodzi o sir Williama Philipsa, tego staruszka, który pomógł ci uciec, dostał on dwa strzały w serce od tyłu. Nie dało się go uratować. Uprzedzając ewentualne pytanie powiem, że był moim wykładowcą.Bane - 5 Grudzień 2016, 20:05 Nie spuszczał oka z Anomandera. Spodziewał się wybuchu agresji, albo obrzydzenia z jego strony, w końcu normalnie, jak człowiek dowiaduje się, że jego rozmówca jest gwałcicielem który dodatkowo raczej nie żałuje tego co zrobił, zaczyna kombinować co tu zrobić by oddalić się od degenerata jak najdalej. I najlepiej zerwać z nim kontakt na wieki.
Szkoda by było gdyby Anomander taki był. Ale był inny i za to Bane dziękował opatrzności. W końcu trafił na kogoś rozsądnego. Na tyle, by nie patrzeć na Bane'a przez pryzmat przeszłości. Białowłosy swoje już przecież wycierpiał, jak to ładnie ujął demoniczny doktorek - odpokutował.
- Cieszę się, że wiedza o mnie którą już posiadasz nie zaważy na naszej... przyjaźni. - powiedział powoli, posyłając mężczyźnie uśmieszek. Jeśli Anomander był spostrzegawczy i tak jak Bane "widział więcej", mógł zauważyć charakterystyczny układ zmarszczek na twarzy toksycznego medyka, który sprawiał, że w połączeniu z blaskiem ogniska, twarz wyglądała na skrzywioną w złowieszczym uśmiechu.
Bane celowo użył słowa "przyjaciel". Z każdą minutą wychodziło, że obaj są do siebie bardzo podobni. I chociaż Bane nie wiedział jakie zdanie o gwałcie ma skrzydlaty, mógł podejrzewać, że informacja o tej zbrodni jakoś specjalnie dyrektora placówki nie obrzydziła. I nie nastawiła negatywnie. Co było, to było, czyż nie? Nie ma sensu rozpamiętywać przeszłości.
Kiedy Anomander przyznał się, że jest Opętańcem, Bane kiwnął głową. Nie był do końca pewien, nie znał wszystkich istot tego świata.
- Dziękuję, za szczerość i wyjaśnienie kim jesteś. Oczywiście, jeśli sobie tego życzysz, będę utrzymywał w tajemnicy twoją przynależność rasową. - powiedział - Rozumiem, czemu się ukrywasz, w tej krainie raczej nie łatwo mieszkańcom przychodzi zaufanie komuś spoza. Ja niestety nie ukryję tego, że jestem Cyrkowcem, zgadł to już pierwszy napotkany przeze mnie tubylec. - pokręcił głową - Ale może jak pacjenci będą wiedzieć, że trzymasz mnie na smyczy to nie będą zwiewać gdzie pieprz rośnie. Kto wie, kto wie.
Luźna rozmowa ponownie zeszła na mniej przyjemne tory, tak jak i poprzednio gdy Bane miał opowiedzieć o sobie. Historia Anomandera była smutna ale znowu podobna.
Bane nigdy by nie powiedział, że mroczny doktorek może mieć rodzinę. Albo miał rodzinę. Wyglądał na typ samotnika, takiego co lubi zaszyć się gdzieś w kącie i po kryjomu prowadzić swoje niegrzeczne eksperymenty. Na wieść o MORII Bane'a przeszedł znowu dreszcz, skupił się na tym co mówił czarnowłosy, chcąc wyłapać z wypowiedzi chociaż jedną, malutką wzmiankę o tym, że Anomander może być z nimi powiązany i dla nich pracować. Opowieść jednak wyjawiała co innego - zabrali mu syna, to musiała być straszliwie bolesna strata. Bane nie mógł sobie wyobrazić jak to jest patrzeć jak własny syn gaśnie w oczach... Chwileczkę. Właśnie, że może. Kylie, jego siostra też przecież przez to przechodziła. Też z każdym dniem wyglądała gorzej, traciła siły. Tylko dlaczego Bane był tak zaślepiony pieniędzmi i nie widział jej zmęczonego uśmiechu i troski w przygasłych oczach. Dlaczego tego dnia powiedział jej coś tak... bolesnego. To nie powinno się wydarzyć, powinien przeprosić.
Ale czy gdyby przeprosił w porę, Kylie żyłaby nadal? Nie. Jej śmierć była nieunikniona.
Gdy Anomander skończył fragment o swojej rodzinie i o tym jak przybył do Krainy Luster, Bane westchnął. W odgłos ten wkradł się smutek.
- Wiesz... Nie mogę powiedzieć, że znam twój ból. - zaczął - Przeżyliśmy zupełnie co innego, mimo, że obaj straciliśmy rodzinę. - poprawił się na kanapie - Ale wiem tylko tyle, że strata uczyniła nas silniejszymi. Ja jestem chodzącą bombą biologiczną, ty też nie wyglądasz na chucherko. - spróbował rozładować ciężką atmosferę, wskazał na umięśnione łapska doktorka - I myślę, że razem możemy stworzyć bardzo ciekawy duet. I nie chodzi mi tylko o niesienie pomocy mieszkańcom ten krainy. - dodał, mając nadzieję, że Anomander złapie aluzję.
Skrzydlaty zmienił temat, więc Bane postanowił nie drążyć dalej poprzedniego. Wystarczająco dużo się dowiedział, z resztą zaczęły odrobinę kleić mu się oczy. Nie był bardzo zmęczony, ale wydarzenia dnia dzisiejszego raczej należały do intensywnych a i kolory go otaczające były jaskrawe i męczyły oczy.
- Gdy spotkałem Julię, nie mogła nawet na mnie spojrzeć. Boi się mężczyzn, bez wątpienia ma traumę. O tym, że została zgwałcona dowiedziałem się w czasie dość dwuznacznej sytuacji. - zaczął - Otóż wyobraź sobie, że gdy przyszła podziękować mi za ratunek, na placu zabaw i wręczyła mi książkę, wziąłem ją na kolana. Nic sprośnego, chciałem by dziecko razem ze mną oglądnęło książkę. - przetarł dłonią twarz - Dziwnie to musiało wyglądać, prawda? Gwałciciel trzyma na kolanach zgwałconą wcześniej, przez kogo innego dziewczynkę. Ale spokojnie, nieletnie mnie nigdy nie interesowały. - pochylił się i podparł łokcie na kolanach - Dobrze, że mała nie wie jaki niegrzeczny ten jej 'wujek'. Ale wracając do tematu: Julia powiedziała mi wtedy o swoim Oprawcy, widziałem też jej blizny. I tak samo jak ty, pierwsze nad czym się zastanowiłem to "jak?". Jestem w stanie zrozumieć magię, nawet w Świecie Ludzi zdarzają się czary. Ale połączyć zwierzęce części ciała z ludzkim korpusem... I to tak by wszystko działało... No cóż. Również bardzo intryguje mnie ten 'ktoś', więc nie trudno zgadnąć, że zgadzam się na polowanie. - stwierdził ostatecznie - Kto wie, może nawet jakoś się przydam? Może nawet odegram jakąś rolę? Tropić nie potrafię, ale moje 'wydzielinki' mogą się bardzo w torturach przydać, tak sądzę.
Nagła zmiana grymasu twarzy Anomandera wymusiła poniekąd to, że entuzjazm Bane'a opadł, jak pusty już balonik na podłogę. Zdziwiła go ta zmiana, mężczyzna musiał sobie coś przypomnieć.
To co w następnej chwili powiedział skrzydlaty, zbiło Bane'a z tropu. Przez chwilę milczał, patrząc na rozmówcę. Odchrząknął po chwili.
- Widziałem jego śmierć. - powiedział - I choć to on podał mi pierwszą dawkę mutagenu, szanowałem go bo w najtrudniejszej chwili pomógł mi uciec. I oddał za to życie. - źrenice białowłosego zwęziły się a brwi powędrowały ku dołowi. Wykładowca? Ach tak. A czegóż to uczył cię pracownik MORII, co doktorku?
Bane wstał powoli i jakby nigdy nic, przeciągnął się trochę. Chyba nie zostanie to źle odebrane, skoro kwestie pracy i mieszkania tutaj mają już omówioną?
- Jeśli pozwolisz, pójdę się zdrzemnąć przynajmniej godzinkę. - powiedział - Mniemam, że będę przydatny przy operacji Julii, nawet jeśli nie przy samym zabiegu, to przy trzymaniu małej by się nie wyrywała. Mała prośba, jeśli będziesz gotowy zacząć zabieg, wyślij po mnie recepcjonistkę. W piętnaście minut będę gotowy do działania, mogę też iść po Julię. - poczekał na decyzję Anomandera i jakakolwiek by ona nie była, postanowił się jej trzymać. W końcu to Anomander tu rządzi, prawda?
- Może to głupio zabrzmi, bo już bliżej do rana niż nocy ale... Dobranoc. - powiedział na odchodnym po czym skierował się do oddanego mu do dyspozycji skrzydła szpitalnego. Nie zapomniał, że przed drzwiami ma zostawić bandaż. W przyszłości pomyśli się o plakietce. Może.
z/tAnomander - 7 Grudzień 2016, 02:25 - Cyrkowcy są postrzegani jako jednostki skrzywdzone przez Morię. Istoty z tej krainy może zanadto im nie ufają, ale patrzy się na nich jak na swoich. Na opętańców patrzy się jak na wrogów lub agentów. Nie dziwie się, nie łatwo jest przestać być człowiekiem i wielu z opętańców kurczowo trzyma się świata ludzkiego choćby przez służbę. Dlatego najlepiej będzie jeśli zachowasz moją tak zwaną przynależność rasową w tajemnicy – powiedział poważnie skrzydlaty
Rozmawiali jeszcze przez chwilę ale konieczność udania się na spoczynek nagliła.
- To dobrze, że go szanowałeś pomimo tego co zrobił. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, to nie był złym człowiekiem. Jako naukowiec większość swojego życia poświęcił chorobom zwierząt nieudomowionych i toksykologii i tego właśnie mnie uczył na Uniwersytecie. Jeśli będziesz chciał w księgozbiorze mam jego publikacje. Tego zaś, że pracuje dla wzmiankowanej wcześniej organizacji dowiedziałem się w trakcie choroby syna – słysząc, że Bane chce udać się na spoczynek dodało – Z ust mi to wyjąłeś. Pora udać się na spoczynek bo przed nami dzień ciężkiej pracy.
Również życzył białowłosemu dobrej nocy. Gdy ten wychodził skrzydlaty na znak szacunku też podniósł się z miejsca. Nawet jeśli był jego podwładnym był też człowiekiem i jako takiemu należał mu się szacunek. Posprzątał ze stołu, wygonił psy z pokoju na korytarz, poprosił Alice by obudziła go rano nim pójdzie budzić Bane'a, w końcu facet miał ciężki dzień i lepiej będzie jeśli sobie odeśpi. Poprosił też żeby pisarz zajmujący się dokumentami placówki sporządził umowę wg wytycznych, które w tym miejscu podał a następnie powrócił do pokoju wypoczynkowego i położył się na kanapie.
Ogień przyjemnie strzelał w kominku a on zapadł w sen bez marzeń.
-----
Alice obudziła do rankiem. Wstając uśmiechnął się do niej, tak jak zawsze miał w zwyczaju.
- Alice, pójdę się teraz umyć zatem mam prośbę, przekaż do kuchni by przygotowano śniadanie dla dwóch osób.
Alice spojrzał na niego tymi swoimi wielkimi oczyma z niemym pytaniem.
- Niestety, Julia musi pozostać na czczo przed narkozą zatem jaj nie budź.- wyjaśnił - za około 15 minut podejdź obudzić Bane'a. Zanim zejdzie tu do nas na dół śniadanie już będzie czekać a ja skończę się myć.
Alice kiwnęła głową na znak że zrozumiała i poszła do kuchni.
Skrzydlaty wyszedł na korytarz i pstryknął palcami dwa razy by przywołać psy. Wyprowadził je do parku by mogły się wybiegać z innymi i załatwić a na ich miejsce przyprowadził innego psa. Wielki, niemal o dziesięć centymetrów wyższy od innych psów, smoliście czarny ogar o oczach żółtych jak u jastrzębia wszedł do placówki. Ciało poznaczone licznymi bliznami i dobrze zaznaczone sploty mięśni budziły szacunek. Atletyczna sylwetka, niemal całkowicie pozbawiona tłuszczu, sprawiała, że poruszał się wyjątkowo lekko i zwinnie przywodząc na myśl panterę. Gdy wyłapał w powietrzu zapach lisa, jego wargi uniosły się nieco a czerwony ozór oblizał pysk. Zatem polowanie! Skrzydlaty natychmiast upomniał psa, że ten obcy zapach jest „swój”. Pies przyjął to bez entuzjazmu. „Pan tak chce, zatem tak będzie, ale przed pysk niech mi się lisior nie pcha” zdawało się mówić spojrzenie pas. Sam, bo tak się nazywał ów pies, zajął miejsce na skórzanym posterunku.
Anomander nakazawszy mu pilnować, poszedł się umyć. Załatwił obie potrzeby fizjologiczne, wziął prysznic, wytarł włosy ręcznikiem najlepiej jak się dało po czym rozczesał je i wrócił do pokoju wypoczynkowego na czekające ich śniadanie.
Gdy wychodził z łazienki Alice akurat szła obudzić Bane'a.Bane - 7 Grudzień 2016, 19:12 Zszedł do Anomandera tak, jak poprosiła recepcjonistka. Swoją drogą... Dobrze byłoby przejść z nią "na ty" ale przecież Bane nie wyjedzie pierwszy z taką propozycją.
Widząc demonicznego doktorka, machnął mu ręką i przywitał się kulturalnie. Bez żadnych zbędnych ceregieli, podszedł i usiadł tam gdzie wczoraj.
Alice poinformowała go w korytarzu, że na dole czeka już śniadanie i Anomander co znacznie poprawiło mu humor. Jak narazie jego pracodawca okazywał się być dobrym człowiekiem, przecież nie miał obowiązku go karmić, prawda?
Niezależnie od tego co podano, zaczął jeść ale dopiero wtedy gdy gospodarz sięgnął po posiłek. W trakcie jedzenia się nie rozmawia, dlatego zjedli w ciszy. Nie pytał gdzie jest Tulka, przecież to oczywiste, że musi pozostać na czczo. Pewnie jeszcze spała.
- Czy mam pójść po Julię? - zapytał gdy skończył jeść - Jak mnie zobaczy, to poczuje się pewniej, mnie już zna. - dodał poprawiając się na kanapie - I co robimy z lisem. Mogę go popilnować w trakcie zabiegu, ale wolę jednak być na sali. Chciałbym zobaczyć jak pracujesz. No i może przydam się do podawania narzędzi, przy okazji. - podrapał się po brodzie na której był kilkudniowy ale niewidoczny zarost.
Tak naprawdę to miał nadzieję, że po zabiegu Anomander pozwoli mu użyć jego mocy do zagojenia ran. Nie było potrzeby by Tulka dochodziła do siebie w szpitalu gdy można to wszystko przyspieszyć. Gojenie się ran pozostawione naturze nie jest przyjemne i trochę trwa, zmienianie szwów również może być nieprzyjemne. A Tulka już swoje przeszła, wystarczy.
Czekał na decyzję Anomandera i jeśli dostał polecenie, wstał i udał się we wskazane miejsce. Nie było sensu przeciągać rozmowy, porozmawiają w trakcie zabiegu lub po.Anomander - 7 Grudzień 2016, 20:11 Podano śniadanie. W sumie to nie było nic nadzwyczajnego ani spektakularnego, ot, zwykła jajecznica z kilkoma plastrami bekonu, świeży chleb z masłem i kawa w stylu tureckim z lodowato zimną wodą.
Gdy zjedli rozpoczęli krótką wymianę zdań. Anomanderowi podobało się, że Bane nie chciał gadać przy jedzeniu. Jedzenie to jedna z ty niewielu chwil gdy skrzydlaty lubił odpłynąć myślami od realnego świata i delektować się posiłkiem.
- Najlepiej będzie jak po nią pójdziesz, Alice musi zająć się rejestracją. Lisa odnieście do Alice do recepcji. Tam jest klatka kennelowa. Fakt, nie jest ona wielka bo używam jej gdy są szczeniaki ale na lisa się nada.– powiedział – Zawsze można wypuścić sierściucha do parku ale myślę, że taka rozrywka mu się nie spodoba. No, dość gadania. Bierzmy się do roboty. Gdy Ty pójdziesz po Julię, ja w tym czasie przygotuję salę operacyjną i resztę aparatury. Sugeruję narkozę wziewną, bo nie uśmiecha mi się biegać za nią ze strzykawką po całej Klinice. Jak ją obudzisz to przyprowadź ja do sali operacyjnej. Jest na parterze, na końcu korytarza we wschodnim skrzydle
W tej chwili jego myśli powędrowały do strzelby Palmera zamkniętej w kasecie w jego gabinecie, ale odrzucił ten pomysł uśmiechając się mimo wszystko pod nosem do swoich myśli.
- No to do działa Bane, dzień na nas nie poczeka. Kitel, maskę i rękawiczki założysz już w pokoju przed wejściem na salę
Wstał i wyszedł z pokoju.
Z/T OBAJ
Bane - 14 Grudzień 2016, 23:10 Wszedł do pomieszczenia powoli, rozglądając się na boki. Pachniało czymś smakowitym, ale nie potrafił określić co to było bo jego zmysły zaczęły wariować od cudnego zapachu obiadu - nuty zapachowe zmieszały się tworząc fantastyczny bukiet, jeśli tak można określić zapach obiadu.
Skinął głową recepcjonistce, ta uśmiechnęła się do niego przez co poczuł się jeszcze lepiej. Co chwilę oglądał się za siebie kontrolując czy Tulka idzie za nim.
Gdy usiedli, mógł przyjrzeć się daniom - w jednym z głębokich talerzy, tym większym była jakaś ciemnobrązowa zupa. Gdy Bane pochylił się nad nią, wyczuł zapach grzybów i aż mu się oczy zaświeciły.
Bogowie, to jest kuchnia szpitalna? Jeżeli tak, to pacjenci mają tu jak w niebie! W swojej klinice serwował normalne dania, zdarzały się czasem bardziej wyszukane, ale nie dziczyzna czy zupa krem ze świeżych grzybów!
Rozsiadł się wygodnie i nie czekając na pozwoleństwo, zaczął jeść cudownie pachnącą zupkę. Szybko przekonał się, że zapach był niczym w porównaniu ze smakiem. I gdyby mógł, rozpłynąłby się na kanapie jak topiony lód.
Anomanderze, bo to ty nadzorujesz klinikę więc i pewnie kuchnię - wyjdź za mnie!
Zaśmiał się pod nosem do głupich myśli, można powiedzieć, że jedzenie znacznie poprawiło mu humor. Kiedy już wsunął zupkę, przyniesiono drugie danie. Gulasz z dziczyzny z sosem winno-grzybowym. O mamuniu. Ile jeszcze orgazmów smakowych doświadczy tego dnia? Aż strach pomyśleć co będzie na deser, chociaż pewnie jak się naje drugim daniem to nie zmieści nic więcej, tak smakowicie ów gulasz wyglądał!
I tak jak poprzednio, dziarsko chwycił za sztućce i z apetytem zjadł wszystko, do ostatniego kawałeczka mięska. Po skończeniu, odchylił się na oparcie kanapy i westchnął.
Spojrzał na Tulkę by ocenić ile zjadła. Powinna jeść by nabrać sił.
- Przepraszam, nie życzyłem ci smacznego, słońce. - nagle przypomniał sobie o manierach - Co za cham ze mnie... Smacznego! - podrapał się po głowie z zakłopotaniem.
I przyszedł deser, flambirowane banany w sosie waniliowym. Gdy obsługa wniosła talerze na których owoce jeszcze płonęły, westchnął z zachwytu a na twarzy pojawił się wyraz błogości. Nie przypuszczał, że kiedykolwiek będzie aż tak zachwycał się jedzeniem.
Poczekał cierpliwie aż ogień zgaśnie i wbrew temu co wcześniej pomyślał, zmieścił jeszcze deserek.
O jeej, ale mu brakowało porządnego najedzenia się. Niby taka błaha rzecz, a jednak pełny brzuszek cieszy. I od razu wraca humor. I od razu chce się spać... A przecież jeszcze tyle do zrobienia!
Podziękował obsłudze która zabrała jego talerze i jeśli Tulka jeszcze kończyła swoje porcje, obserwował ją tylko oglądając jej twarz. Tak, faktycznie dobrze załatwił te blizny. Za jakiś czas jaśniejsze miejsca ładnie się pochowają, będzie miała gładką, śliczną buźkę.
Kiedy skończyła jeść posłał jej uśmiech który z racji jego nieruchomej twarzy był dość niemrawy, ale zawsze to coś!
Ale było pyszne!