Anonymous - 9 Sierpień 2015, 20:50 Ze zdziwieniem spojrzała na rudowłosą dziewczynę która postanowiła się dołączyć w śpiewie. Takiego obrotu spraw mało kto by się spodziewał.
Znaczy, Dee wydawało się że w głębi serduszka każda samotna osoba chciałaby, by jakaś tajemnicza duszyczka dosiadła się do niej i pogadała. A ją właśnie spotkał ten zaszczyt bycia obdarowaną kimś kto posiedzi z tobą przy ciastku w ,,tym ważnym dniu.'' - Zazwyczaj jeśli ktoś świętuje sam to dlatego że nie lubi ludzi albo nie ma z kim - powiedziała w kierunku torcika, a następnie spojrzała na dziewczynę z uśmiechem. Był radosny, ale nadal w jakiś sposób delikatny.
- U mnie po prostu tego dnia zabrakło kogokolwiek. - dodała, i wskazała na miejsce naprzeciw niej.
- Proszę, może ty chociaż będziesz chciała ze mną posiedzieć? - zapytała, a jeśli usiadła, podsunęła jej kartę. Była na tyle...
Czy zdesperowana to dobre słowo?
Ma negatywy wydźwięk, ale moc dobrą.
Była na tyle uparta że była w stanie zapłacić za najdroższe ciastko, byleby dziewczyna została jeszcze chwilkę. Od siedzenia samej w domu można oszaleć.
Przyjrzała się teraz uważniej dziewczynie. Ile ona mogła mieć lat? Trochę starsza? A może nie? Miała śliczną sukienkę, podczas gdy ona, na fali upałów miała na sobie krótkie, czarne spodenki i t-shirt z grafiką Siedmiu Grzechów Głównych. Zgaduj zgadula, który z nich uznała za najbardziej do niej pasujący?
Z tej czerni wybijały się neonoworóżowe adidasy i niebieski plecak BMO który leżał teraz u nóg fotela.
Dee nagle coś stwierdziła. Znaczy, dwie rzeczy. Pierwsza - ta twarz coś jej mówiła. Jakby skądś ją znała, ale była trochę zmodyfikowana... może to siostra kogoś z jej klasy?
Druga sprawa... była dość delikatna. Dlatego dziewczę nachyliło się pełne powagi, układając głowę na dłoniach złożonych w piąsteczki. Ściągnęła trochę brwi, jakby zaraz miała złożyć jej propozycję której nie może odmówić... ale dziewczyna mogła tego nie wiedzieć że akurat ta mina to typowa mina ,,Dee Dee udaje poważną''
- Dziewczyno... twój tatuaż na ramieniu jest nie-ziem-ski.
No bo co mogła powiedzieć fanka tej formy sztuki?Anonymous - 11 Sierpień 2015, 23:08 Zaśmiała się lekko słysząc odpowiedź dziewczyny. To brzmiało tak... Słodko. I lekko idiotycznie. Ale raczej słodko. Tak zwana próba bycia ironicznym. Albo autoironicznym. Wendy nie miała pewności z czym tutaj ma do czynienia, ale nie było z tym dziewczynie do twarzy. Szczególnie, że miała bardzo uroczą twarzyczkę. Surykatka!
- Nie wyglądasz na taką, która by nie miała z kim! Jestem przekonana, że tylko ci się wydaje - powiedziała pogodnie, i nawet puściła do niej oczko!
Usiadła radośnie, położyła torebkę na kolanach i zerknęła na podaną jej kartę. Już na pierwszej stronie czuła, że to będzie niesamowity wybór, no ale są ważniejsze priorytety.
- Wendy jestem. Jak serio nie masz nikogo do świętowania to ci z radością potowarzyszę, bo sama jeszcze nie mam z kim spędzać czasu. Wiesz, nowa w mieście i te sprawy. I tak się kręcę po okolicy w nadziei, że może poznam kogoś w moim wieku zanim zacznę chodzić do tutejszej szkoły - powiedziała... Tak jakby mini-wykład. Słowotok. Ale bardzo pocieszny! Taki pełen energii i wiary... W coś? W sumie to nie do końca było wiadomo o co chodzi, ale sama jej obecność i radosność mogła wpłynąć pocieszająco na różne osoby. - A ty? Bo chyba raczej nie masz z kim świętować z tego samego powody, co? - dodała nieco podchwytliwie, licząc na równie bogatą wypowiedź.
Znów zerknęła na kartę. Czekolada, czekolada, czekolada, czekolada... Hmm... Nie no, lubiła czekoladę, ale od widoku jej nadmiaru robiło jej się nie za dobrze. Więc może... Babeczkę czekoladową! Gdy podeszła kelnerka by zapytać czy już wybrała zamówiła właśnie ją. I wcale nie była najdroższa! Taka w sam raz by za nią mogła zapłacić. Nawet nie przewidziała, że ktoś kogo dopiero co poznała mógłby jej coś fundować.
Bo brat to nie ktoś nowo poznany. I to, że wzięła od niego trochę kasy to wcale nie jest kradzież. Bo nawet nie wzięła dużo. Poza tym niedługo znajdzie sobie zajęcie za które zechcieliby jej płacić i już nie będzie tego potrzebować.
Przyglądała się jak dziewczyna szykuje się do powiedzenia czegoś. Uniosła zarówno kącik ust jak i jedną brew czekając na wypowiedź i gdy w końcu padła aż zaśmiała się, wyrzucając z głowy wszelkie brudne i zabawne myśli jakie jej przez nią przemknęły.
- Wieeem! Jest świetny, no nie? Kooocham słoneczniki! I na udzie też takie mam! Znaczy nie takie same, ale też słoneczniki i tego samego artysty. Jestem z nich nie-ziem-sko zadowolona, a muszę przyznać, że mam je dopiero od kilku tygodni.
Tak, to zdecydowanie był typ papli. Chciała już, teraz i natychmiast wyjawić wszelkie szczegóły i z trudem się powstrzymała, by nie dodać, że zrobił jej go świetny baśniopisarz. Choć tę nazwę jeszcze szło wytłumaczyć. Ale istniało gdzieś na krańcach jej umysłu ryzyko, że gdzieś w okolicy czai się MORIA. Wolała by na wstępie jednak nikt się nie dowiedział, że nie jest człowiekiem.Anonymous - 14 Sierpień 2015, 09:30 Spojrzała na nią z lekkim uśmiechem.
- Rodzice wyjechali gdzieś na zjazd i nie będzie ich przez najbliższy tydzień. Moja przyjaciółka zniknęła gdzieś, nie ma z nią ani grama kontaktu. Wujek... dla niego pewnie to nie jest nic fajnego niańczyć małolatę, no i pewnie jest zajęty. A znajomi z klasy na wieść że nie ma alkoholu zgodnie stwierdzili że nic tu po nich - pokiwała głową układając sobie wszystko w głowie. Smutne ycie osoby niepijącej objawia się właśnie w takich momentach. Przecież jej znajomi ,,jej święto'' opiliby tak że by się nie podnieśli. Ona gdyby piłą pewnie też już dawno leżałaby pod stołem.
Ale właśnie dlatego nie pije. Bo zachowania po alkoholu w większości ją brzydzą.
Następnie uśmiechnęła się już radośniej, podając jej rękę i trzęsąc lekko.
- Jestem Dominica, ale i tak wszyscy mówią na mnie Dee Dee. Jesteś nowa? Dużo osób tu zjeżdża, a w sumie nawet nie wiem czemu. No niby ładna okolica, ale czemu akurat Glasswille?
Następnie spojrzała na dziewczynę próbując ocenić jej wiek. Ile ona mogła mieć?
Cholera, mnie się pytacie? Ja nigdy nie byłam w tym dobra!
- Nie wiem do której klasy miałabyś chodzić, ale chyba udało ci się poznać kogoś z kim będziesz chodzić do szkoły - zachichotała a potem pomyślała - znaczy, na pewno będę, bo w mieście mamy jedną szkołę.
Gdy dziewczę przeglądało kartę, ta machnęła na kelnerkę by przyszła. Powiedziała jej coś na ucho a potem zapytała dziewczynę
- Chcesz jakąś herbatkę?
I w zależności co powiedziała dziewczyna, zrobiła to co należy - jeśli nie, to kelnerka poczekała aż zamówi babeczkę i poszła, przynosząc ją. Jeśli powiedziała jaką chce herbatkę, kelnerka przyniosła i herbatkę i babeczkę, po kapinkę dłuższym czasie oczekiwania niżeli na samą babeczkę.
Wzrok dziewczyny znów powędrował na słoneczniki.
- Ja na tatuaż jeszcze muszę poczekać rok. Ale, nie śpieszy mi się. Znaczy, uwielbiam tatuaże, i już szukam dobrego tatuażysty, ale najpierw chcę dokładnie przemyśleć wzór...nie chcę ozdobić się czymś co potem mi zbrzydnie czy coś
Ona, jako osoba wytatuowana pewnie miała podobne rozterki, więc powinna ją zrozumieć. Dee natomiast wzięła troszkę ciasta, bo nie miała okazji nawet go jeszcze spróbować.Anonymous - 14 Sierpień 2015, 18:18 Smutne życie jest smutne, ale to brzmiało jak przekombinowane narzekanie. No serio, przecież nie można mieć aż tak złych znajomych! I rodziców. I przyjaciół. I ogółem.
- E tam, przesadzasz. Przecież istnieje coś takiego jak imprezy bezalkoholowe. A jak nie znajomi to trzeba było się wujkowi wprosić, w końcu aż tak małoletnia nie jesteś, powinien się ucieszyć! - powiedziała radośnie, myśląc o własnej rodzinie. W końcu u niej nie dość, że zrobiliby imprezę to jeszcze przez tydzień nie daliby jej zapomnieć, że było fajnie i trzeba to powtórzyć, a tak w ogóle to idziemy nad Morze Łez, idziesz z nami? - No chyba, że potrzebujesz zachęty by zorganizować spontaniczne wbicie na chatę, bo jakby co to ja mogę pomóc - dodała z łobuzerskim błyskiem w oku.
Czemu to miasto? Nooo... Ona nie miał pojęcia. Ale z drugiej strony nie znała innych miast tego świata, więc nawet wymyślanie wymówki byłoby w jej wypadku upośledzone.
- Nie mam pojęcia dlaczego. Może jakby moja cała rodzina tu przyjechała to bym wiedziała, ale wiesz, właściwie to chciałam się od tej OLBRZYMIEJ gromadki wyrwać to oznajmiłam rodzicom, że wyprowadzam się do brata, który akurat tutaj mieszka... - powiedziała znów nie mogąc powstrzymać słowotoku.
Znaczy miała pewne przypuszczenie dlaczego, no ale to taktownie pomińmy. Siatka MORII jest bogata, a większość ludzi jednak nie wie o istnieniu innych krain.
Zaśmiała się na lekko poplątaną relację dziewczyny. Wendy zdecydowanie zdążyła ją polubić. No bo ta dziewczyna sprawiała takie wrażenie awww i była taka omm i czuć można było wokół niej takie ahhh. No jakby słodycz i uprzejmość i uroczy brak pewności siebie się z niej wylewały.
Po krótkim zastanowieniu doszła do wniosku, że herbata to może być dobra myśl. W końcu nie wiadomo jak słodka może być czekoladowa babeczka, więc coś do popicia będzie w sam raz. Zgodziła się uprzejmie z dziewczyną, zamówiła herbatę. Po krótkim czasie zamówienie przyszło. Popatrzyła niby to sceptycznie na śliczną babeczkę po czym delikatnie spróbowała tego mini-dzieła cukierniczych zdolności.
- Pyszne... - westchnęła już po pierwszym kęsie gratulując sobie wyboru kawiarni.
- Jak mam być szczera... - zaczęła czując, że to może być grząski temat, ale ostatecznie nic sobie z tego nie robiąc. - Właściwie nie zastanawiałam się długo nad tym co robię. Nadarzyła się okazja, znalazł się artysta, któremu wiedziałam, że mogę zaufać... A później na moim ciele znalazł się rysunek rzeczy które uwielbiam i które do mnie pasują. Wiele osób już mi mówiło, że jestem ich słonecznym kwiatem więc coś musi być na rzeczy - wyjaśniła po czym zaśmiała się krótko.
Jakoś nie przejmowała się tym i nie czuła najmniejszej potrzeby. Może tutaj było inaczej, ale w Krainie Luster tatuaże były bardzo małym dziwactwem. Niektórzy rodzili się z ciekawszymi ozdobami na ciele, więc co im tam do niewielkiego, uroczego tatuażu? Poza tym raz się żyje. Haha, tak jakby. No ale rozumiecie o co mi chodzi - nie ma sensu żałować swoich decyzji i to by było tyle.Anonymous - 17 Sierpień 2015, 18:57 Westchnęła cichutko.
- Wiesz, może. Ale wiesz jak jest- w klasie nie zawsze kumplujesz się ze wszystkimi. A jak ostatnio wbiłam Wujkowi Eliotowi ostatnio z zaskoczenia na chatę ty wydawał się jakiś taki... niepocieszony. Może trafiłam w zły moment, nie wiem. Ale nie chcę mu się tak narzucać. Ma swoje życie, to dorosły chłop.
Kolejny kawałek ciastka, kolejne łyki herbatki. Czekolada i jej ukochana miętowa herbatka to najlepsze połączenie jakie mogła sobie wymyślić. Uspokajające i słodkie.
W końcu ej- w zupełności jej się dziś należało! Przeżyła aż siedemnaście lat na tym padole! Młodość w czasach pogardy, miłość w czasach zarazy, jak Boga kocham!
Czekaj, brat?
Oczka zaświeciły się bo mogła się wykazać. Zna tu dużo osób- możliwość że zna personę z nią spokrewnioną jest bliska... pięćdziesięciu procent! Dlaczego tylu? Bo albo tak, albo nie.
Jej mózg właśnie prowadził skomplikowane procesy myślowe próbując dopasować jej twarz, oczy, nos, rozmiar stanika, cokolwiek do kogokolwiek kogo zna.
Znając jej szczęście do połowy spotkania powinna ogarnąć skąd ją kojarzy.
Z uśmiechem słuchała jej doświadczeń z tatuażami - szczęściara! Też chciałaby spotkać takiego artystę!
- No właśnie, a ja nie mam czegoś takiego. Znaczy, ty rzeczywiście jakoś kojarzysz się ze słonecznikami, a ja? No wiesz, nie wytatuuję sobie pluszowego misia na pośladku, jakoś to do mnie nie przemawia. - dopowiedziała po chwili ze śmiechem, napychając w usta kolejne kawałki ciasta.
Ona do tatuaży nie miała nic. Do inności nic nie miała, o ile nie była to chora fascynacja która mogła zagrażać życiu innym niż samej zainteresowanej osobie.
,,Nie tolerujecie mnie! Nie rozumiecie mojej pasji!'' - powiedział psychol skórując kolejną martwą prostytutkę by zrobić sobie z niej płaszcz.
Nie, to tak nie działa.Anonymous - 19 Sierpień 2015, 22:09 Słuchała uważnie co tam nowopoznana ma do powiedzenia, ale jak doszła do imienia Eliot to się zacięła. znaczy dalsze słowa do niej dotarły, ale wleciały jednym uchem by zaraz wylecieć drugim, bowiem właśnie zobaczyła dziewczynę w zupełnie innym świetle. Znaczy nie zupełenie, ale innym... Umm... Mocniejszym, o! Tak, o to chodzi. Mocniejszym, wyrazistszym. W końcu braciak co nieco jej wspominał o sobie... Odrobinkę... W momentach gdy pomiędzy zalewaniem go słowotokiem a słowotokiem coś z niego wyciskała. I wtedy stwierdził, że ma znajomych, którzy mają córkę w jej wieku mniej więcej i bla, bla, bla... Eee... Znaczy wiecie, nie "bla, bla, bla" tylko jakieś słowa... Ale chwilowo nie była sobie w stanie przypomnieć o co chodzi.
- Zaraz, zaraz, czekaj, wujka Eliota? Chyba nie masz na myśli Welsa? Takiego szarowłosego, koło trzydziestki Eliota...? - spytała otwierając szeroko oczy i nachylając się nad stół. Co prawda mogła nie trafić... Ale wolała ufać swojemu przeczuciu. Aż miała kłopoty by pamiętać o oddychaniu. Ale jednak oddychała. Także to nie aż takie złe.
Babeczka faktycznie była pyszna. Taka... Cudownie wyważona. Nie za słodka, ale znowu nie było w niej za mało czekolady. I nawet miała faktycznie kawałki czekolady. I była brązowa. I uroczo wyglądała. I wtedy Wendy swoim maleńkim widelczykiem atakowała jej grudkowaty grzbiet, burząc ten raj perfekcji, wdzierając się coraz głębiej, by swoimi morderczymi zapędami wypędzić z babeczki resztki jej żywota i przekształcić w kolejną cząstkę swojego ciała. Buhahaha, drżyj śmiertelna babeczko przed potęgą wszechwładnej Walkiri, pani słoneczników, która pochłonie cię bezsprzecznie, wraz z twą maleńką, drżącą duszyczką...
Znaczy, khe, była pyszna.
- Pluszowy miś to może nie, ale wiesz, w sumie kojarzysz się tak trochę z niedźwiedziem. Albo lwem.(Albo surykatką. >D) Wiesz, taki tatuaż z łbem wielkiego zwierzęcia w okolicach serca - tutaj wskazała miejsce o jakie jej chodzi - wyglądałby całkiem dobrze i w sumie miałby niezłą symbolikę. A jak nie... To nie wiem. Wiesz, tak mówię tylko o pierwszych skojarzeniach, nie znam cię bardziej, bo wtedy bym dodała coś jeszcze... Chyba. Nie wiem, może faktycznie kojarzysz się tylko z lewkiem i niedźwiadkiem? - spytała retorycznie po czym wybuchnęła śmiechem.Anonymous - 21 Sierpień 2015, 19:36 Patrzyła na nią z napchanymi policzkami. Powoli, bardzo powoli przełknęła to, co miała w ustach, wierzchem dłoni ścierając resztki czekolady i okruszki.
Przez chwilę tylko patrzyła się na nią, w dramatycznej ciszy Wszystko zaczęło się układać w całość.
- O cholera, jesteś jego... siostrą? - powiedziała, choć pytajnik w jej wypowiedzi był niemal nie do wychwycenia.
Wiedziała że skądś zna tą tę twarz! Te rysy, nos, ocz... nie, jej oczy były jakby żywsze. Pełne iskierek. A Wujka były delikatnie przygaszone życiem. Co było smutne, bo nawet nie wiedziała co je tak przygasiło.
- No to żeś trafiła, dziewczyno. To jeszcze przypadek czy śmiejemy się z przeznaczenia? - powiedziała, śmiejąc się radośnie, opierając się na oparciu krzesła i skrzyżowała ręce.
- W całym mieście, w którym jesteś nowa, weszłaś akurat do kawiarni, w której prowizoryczne urodziny obchodziła dziewczyna, która zna twojego brata. Ba - nazywa go wujkiem!
To było jak wycięte z jakiejś dziwnej książki. Gdyby Wendy była facetem, prawdopodobnie nieprawdopodobnego romansu.
Znaczy, nie żeby coś, Wendy była śliczną dziewczyną. To nie jej wina. To Dee Dee.
Następnie przysłuchała się tego, co mówiła o niej. Niedźwiedź? Lew? Znaczy, lew to jej znak zodiaku, a niedźwiedziem często była zwana..
Ale częściej jednak surykatką.
- Rzeczywiście, ale moim marzeniem jest rękaw. Ogólnie, rękaw, biodra, okolice obojczyków i pod piersiami... no i tatuaż łączący obie łopatki! Ale to dużo ciała, więc i dużo pomysłów musi być... najlepiej czarno-białe!
Następnie oparła rękę o stół, a głowę o rękę i rozmarzonym wzrokiem, widząc siebie w tatuażach, dźgała ciasto.
O tak, to piękny widok.Aaron - 25 Sierpień 2015, 20:30 Przelunatykował się.
W tak niekontrolowany sposób, że znalazł się na suficie, nad deską sedesową i nogami do góry. Na szczęście nie wpadł do muszli - bo ta była zamknięta - a na niej nikt nie zostawił pożegnalnego prezentu.
Bo to dopiero byłaby wtopa.
Słyszał dziwne dźwięki, jak gdyby fiołki kręciły gwiazdy na niebie okołorównikowym w noc polarną przy dwóch Słońcach. Słowem, w głowie mu się pierniczyło.
Co ci przyszło na myśl, żeby zrobić „zaraz wracam” na pięć minut?! Cóż, teraz masz nawet możliwość wytłumaczyć się, że miałeś tą… nagłą potrzebę. Dobra, ogarnij się, upewnij, że wyglądasz przyzwoicie i wyjdź do lustra. Wszystko w porządku? Morda nie obita, możesz wyjść do… ludzi. Tak właśnie, bo zobaczyłeś po oświetleniu i ich włącznikach, że ci się trochę za daleko poleciało z teleportem. A zatem witaj… czekaj, jakie to miasto? A, nieważne.
-Ło choliwka, ale żeby tak trafić w kawiarnie?! Jej, jak tu cicho i krzywo… - wymamrotał pod nosem głośniej niż myślał, właściwie prawie krzyczał. Bo od kontaktu z truchłem, jego odbiór bodźców z otoczenia szwankował, a to użycie mocy... cóż, było równie dobrze jak chronienie się kartką papieru przez bronią palną - szkoda kartki.
Wzrokiem odnalazł dwie dziewczyny siedzące przy jednym ze stolików, a widząc jak jedna z nich zajada się ciastkiem, zemdliło go, zgięło w pół i wymusiło na nim powrót do toalet.
Świat ludzi taki straszny.
Ponownie skorzystał z mocy przemieszczania się pomiędzy światami. Tym razem skupił się na niej znacznie bardziej niż to wymagane...
Przesadność bywa sprzymierzeńcem złośliwego losu, a ten nie odstępuje cię ani na krok, Aaronie.
z/tAnonymous - 25 Sierpień 2015, 22:08 Roześmiała się widząc reakcję Dee Dee. I w ogóle z całej sytuacji. Tak. To było absurdalne. Albo urocze. Albo oba. Najprawdopodobniej oba. I sporo więcej! Osobiście Wendy uznałaby to za niesamowite szczęście. Przeznaczenia nie uznawała wcale, co najwyżej zbiegi okoliczności... Albo jakieś przeczucia. Ale przeznaczenie? To tak, jakby... Pójście na dany spacer oznaczało śmierć i nie dało by się tego jakkolwiek rozwiązać, bo spacer w taki czy inny sposób by się wydarzył. Przeznaczenie ssie. I to po całej linii.
- Po prostu mam wyczucie do ludzi - powiedziała podcierając jednocześnie łezkę rozbawienia. - Więc widzisz, teraz już nie masz powodu by się cykać o wbicie wujkowi na chatę - po prostu zapraszam cię do nas! - dodała jeszcze bardziej entuzjastycznie o ile to w ogóle możliwe.
To zdecydowanie zaczynało się jak wstęp do jednego z harlequinów, choć w tym wypadku w wersji "w końcu jesteśmy poprawni politycznie!". No cóż, nie żeby coś, ale Wendy nie miałaby nic przeciwko.
- Wohoho, to faktycznie dużo tego miejsca chcesz zapełnić! - prawie wykrzyknęła, opierając się o oparcie fotela. Podparła głowę ręką, w pozycji myśliciela, mierząc Dominicę krytycznym spojrzeniem. Co ona sama by na niej umieściła? Coś... Kolorowego! Znaczy czarno-białe też są dobre, ale absolutnie nie widziała tej dziewczyny CAŁEJ pokrytej tylko tymi barwami. No bo powierzchnia którą podała już się dało podciągnąć pod całość.
- Poszłabym w symbolikę - stwierdziła w końcu zmieniając rękę. - Ale zdecydowanie dodałabym do tego nieco barw. Mam wrażenie, że taki monochromatyzm by cię...
Przerwała gwałtownie słysząc głos. Odwróciła się w kierunku krzyczącego i powstrzymała odruch powstania z miejsca. Zacisnęła dłonie na oparciach fotela tak, że aż jej knykcie pobielały i starała się wyglądać na tylko zdziwioną. Bo ogółem była zaszokowana. I przekonana, że właśnie zobaczyła swojego brata. Tego najstarszego. No wiecie, tego z którym miała bardzo niewiele do czynienia. Ale jednak w ich rodzinie było coś charakterystycznego. A może swój pozna swego? Nie wiedziała, ale miała przekonanie, że to on.
- Co to było... - rzuciła w przestrzeń gdy osobnik już odbiegł.
Miała niesamowitą chęć sprawdzenia o co chodzi... Ale z drugiej strony może lepiej nie? Czuła, że to by się skończyło źle, a tego nie chciała. Lepiej spokojnie pozostać na miejscu i... Coś. Nieważne.
- Nie, ale serio, co to było? - dodała na powrót zwracając się do Dominiki. - Brzmiało jak jakiś performance, albo larp...
Uśmiechnęła się krzywo, dodając w myślach, że ogółem wyglądało po prostu źle. Tragicznie. I jak jej brat. To złe połączenie. Spoookojnie, oddychaj, nikt nie umarł. Chyba. Oby. Miejmy nadzieję, że jej się po prostu wydawało.Anonymous - 31 Sierpień 2015, 19:24 Czy ona wierzyła w przeznaczenie? Nie wiedziała. Co jakiś czas zmieniała poglądy, nie diametralnie ale jednak. Rok temu na przykład wierzyła w miłość od pierwszego wejrzenia - dziś ledwo wierzy w miłość.
- Ta... jeszcze wy ok.... tam z nim ktoś mieszka, no nie? Bo wynajmuje mieszkanie...
Nie była osobą która boi się ludzi. Ona ludzi kochała! Tylko ludzie jej zdaje się nie, bo uważali ją za dziwną. Trudno nie uważać osoby która pukając do domu znajomej śpiewa ,,Oglądniemy Daredevila'' w rytm ,,Ulepimy dziś bałwana''.
Na wspomnienie ukuło ją serduszko, bo przypomniało jej się że Ymel gdzieś wcięło. Jeśli do jutra się nie odezwie, pójdzie do niej. Może jest chora?
Telefon w naprawie?
Tablet brata?
Laptop... to co zawsze?
Westchnęła smutno, ale potrząsnęła głową, bo temat tatuażu znów został poruszony.
- Wolałabym czarno białe. Niekoniecznie wszystko grubymi liniami... szczerze boję się trochę kolorowych tatuaży. Mama ma taki, śliczną niebieską różę na karku. Intensywnie niebieska... była. Przez kilka miesięcy. Teraz kolorem przypomina szmatę po rocznym stażu wycierania podłogi. Oczywiście, niebieską szmatę.
Uśmiechnęła się, kończąc cierpienia czekoladowego ciastka.
- Poza tym jakby ktoś jednak kiedyś rzeczywiście chciał złożyć we mnie jaja, które wyszłyby na świat, to mogłabym im dać flamastry i mieliby jakieś zajęcie. A ja mogłabym spać.
Bum, trach, łubudubu, bęc, więcej onomatopei. Coś w coś walło. Chyba.
I jakiś gość wybiegł.
I Wendy się przeraziła.
Hm. To nie było normalne. Powinna powiedzieć że to normalne żeby się nie przestraszyła?
- Znaczy, gdyby to było któreś z powyższych wiedziałabym o tym i brała w nim udział więc nie wydaje mi się - wzruszyła ramionami więc, dopijając herbatkę.Anonymous - 6 Wrzesień 2015, 21:35 Czekaj, braciak z kimś mieszka...? Zaraaaz... Jeszcze chwilkaaa... Jeszcze chwilunia tej skonsternowanej miny... By w końcu rozświetlił ją moment oświecenia. Serio, nawet nie zdążyła poznać dziewczyny (hiehiehie) z którą jej brat pomieszkiwał, bo jej od dłuższego czasu nie było.
- A, no niby mieszka, ale ostatnio jej nie ma, więc praktycznie jesteśmy tam tylko we dwoje. Także no, nie masz się czego obawiać, śmiało możesz nam wbijać, szczególnie, że no ej, właśnie cię zapraszam! - odparła z pełnym entuzjazmem.
No bo no serio, to był doskonały pomysł. Ciastko się już skończyło, Dee Dee też ciastko kończyła, więc czemu tu zostawać? Niby przyjemnie i w ogóle, ale w mieszkaniu też mają kilka fajnych rzeczy i Eliota na podorędziu, którego można podręczyć i w ogóle. Więc chodźmy, chodźmy!
Uuu, no to nie fajnie, jak tak kolory zblakły. Wendy zrobiła prawie-że zrozpaczoną minę, słysząc tak przykrą wiadomość. No bo ej, błękitne róże są serio świetne. Sami mieli w ogrodzie kilka krzewów różanych i te niebieskie zawsze najciekawiej wypadały. Poza herbacianymi. Herbaciane róże były zbyt epickie by je opisać. Szczególnie, że herbata z nich to prawdziwy rarytas. Nie wiedziała, kto zdobył ten krzew, ale była mu wdzięczna.
No ale wracając do rozmowy. To, jak Dee Dee określiła ciążę... Brzmiało źle. Bardzo źle. Z tego co się Wendy orientowała, zdecydowanie nie tak to działało u ludzi. Bo hej, u ludzi działało to tak jak u nich! Nikt u nikogo żadnego jaja nie składał! Jak można nazywać coś takiego... Tak? Brr. Wręcz zadrżała słysząc taką wypowiedź. Nie podobało jej się to. I zapamięta to. I wciąż będzie się jej nie podobać. Ale... To szczegóły.
- Mam nadzieję, że moich tatuaży to nie spotka. Byłabym smutna, jakby zostały same kontury, czy coś, no bo to jasny kolor i w ogóle... Eh. Ale z drugiej strony jestem z nich mocno zadowolona, a jakby coś się działo, to zawsze mogę się tego znajomego dopytać co zrobić - albo kazać mu to magicznie odnowić, ale o tym ani mru mru, bo magia w tym świecie jest tabu.
Dobra, roztrzęsienie jej przeszło. Dobra, udajmy, że to było tylko zaskoczenie. Dość mocne... I dość. Dobra. Znaczy okej. No wiecie. Nieważne.
- Hmm, dobrze wiedzieć. No chyba, że to coś grubszego i udajesz, że nic nie wiesz by za chwilę samej z czymś wyskoczyć - odparła uśmiechając się niczym zbójnik. Oczywiście wiedziała, że to nierealne, ale cóż, to brzmiało zabawnie. Zawsze można rzucić czymś zabawnym dla ostudzenia sytuacji. Ludzie tak reagują. I ona też.
- To jak, idziemy? - spytała entuzjastycznie, podnosząc się z miejsca. Zebrała swoje rzeczy, ogarnęła co i jak po czym podeszła do kasy. Tam, po kilku chwilach czekania zapłaciła za babeczkę (wcale nie tak dużo jak by się mogło wydawać) i już była gotowa do wyjścia. Popatrzyła na Dee Dee, po czym dodała: - No po prostu chodź.
Podeszła do niej, złapała za rękę i pociągnęła z takim entuzjazmem, że nie dało jej się oprzeć.