Nie przyszła tutaj słuchać o tym, ile się maluje i tak dalej. Nie maluje się wcale, chyba że błotem w wykopaliskach. Że z natury jest urodna, to jej się na co dzień młodziej wygląda niż wskazuje na to data w dowodzie, ale teraz to była już całkowita przepaść.
Nie widział, a patrzył i myślał. Już po wyliczance dodatkowych kończyn czuła się upodlona swoim wyglądem, martwiąc się, że znów ją odrzuci w przedbiegach i będzie dalej starszej siostry wypatrywał, ale on musiał dołożyć do pieca...
"A Jednak?" Super... Milczysz? Super... Powiedz coś, bo jeszcze ja głupia pierwsza coś wynajdę!"
Zaczął... i już klęła się w duchu za poprzednią myśl, bo wolałaby jego milczenie.
- Chrzań się. - Burknęła mu zanim jeszcze sprawdził żywność jej lica, a gdy to poczynił, skierowała w jego stronę kipiący rozdrażnieniem wzrok.
I dopiero wtedy raczył zmienić podejście i zapytać o to, co widział. Odparła po dłuższej chwili milczenia:
- Nie wiem. Nie masz innych pytań na ten wieczór? - Trudno było nie wyczuć kąśliwych uwag kierowanych pod jego adresem. Ponownie wbiła wzrok przed siebie i dodała już spokojniej: - Na prawdę nie odpowiem ci na pytanie, co się ze mną stało. Lubię tajemnice, hihihi...
Chciała powiedzieć skąd siostrę sobie wymyśliła, ale wtedy zdradziłaby swoją słabość do przyznawania się kim jest i mógłby zbyt bardzo dociekać istnienia tegoż eliksiru. Skończyła więc na szczerym śmiechu i przysunęła się bliżej niego. Wizja polubienia tej tajemnicy zmiany wyglądu napawała ją optymizmem.
- Na ten wieczór, uznaj, że spotykasz mnie niczym z dawnych czasów. Tyle ci musi wystarczyć, Raccoon, bo... Chyba mi nie powiesz, że wyglądam brzydko, co?!
Tyrpnęła go, w rewanżu, w ramię. A właściwie dźgnęła pazurkiem. Skierowała w jego stronę pogodny uśmiech i oczekiwała całkowitej zmiany tematu, bo się rozpłacze, biedna, gnębiona dalej swoją młodością. Jakby nie wystarczyło jej już, że w pracy jednej i drugiej od paru tygodni nie pojawia się pod pretekstem bolącej nogi, która już jednak wyzdrowiała; bo boi się swojego wyglądu.
I nawet przez myśl jej nie przeszło, jak może się czuć, rozmawiając z jakąś nastolatką zamiast z dojrzałą osobą.Raccoon - 18 Maj 2015, 16:50 Uśmiechnął się pod nosem słysząc jak to uroczo się do niego zwraca. Cóż, doskonale wiedział, że bardziej niż bardzo mu się to należało, jednak ani trochę nie zamierzał brać tego na poważnie, a tylko czuł zachętę do dalszych działań. To prawie jakbyś rzuciła mi wyzwanie. Ale bez przesady, nie jestem tu po to aby cię denerwować i odsunąć od siebie.
- Oczywiście, Vego, mam jeszcze wiele innych pytań. Trudno ich po takim czasie nie mieć. Ale chyba sama rozumiesz, że to było jednym z pierwszych, które mi się mogło nasunąć. I w takim razie nie będę też drążyć dlaczego od razu nie powiedziałaś, że to ty. Może później lub któregoś innego dnia, jeśli sama zechcesz. - Tak, tym krótkim zdaniem wyraził także swoje chęci na kolejne spotkanie z nią, by na tym jednym się nie skończyło. No i chciał też się pokazać z nieco milszej i bardziej wyrozumiałej strony, bo i je posiadał. Pewnie temat jej młodego wyglądu jeszcze długo nie da mu spokoju, lecz cóż pozostaje? Tym razem odpuści. - Może kiedyś uda mi się je wszystkie odgadnąć.
Uśmiechnął się sam do swoich słów i rozsiadł wygodniej na ławce opierając o nią plecami, a głowę układając tak, by swobodnie mógł obserwować niebo. Oderwał wzrok od tego widoku dopiero kiedy zauważył, że Vega się poruszyła i nagle znalazła bliżej niego. Tym razem mógł nieco dokładniej i dłużej przyjrzeć się jej osóbce. Rzeczywiście była to ta sama Vega, którą ujrzał pierwszego dnia. Ciężko, by umknęła czyjejkolwiek uwadze. Ciekaw był też jak wygląda albo mogłaby wyglądać po tylu latach. Może i jej charakterek się zmienił?
W każdym razie, nie wypadało pozostawać milczącym, kiedy ona ponownie się odezwała. Brzydko? Miał ochotę wybuchnąć szczerym śmiechem, co też uczynił pod pretekstem reakcji na dźgnięcie. Nawet nie wiesz jak bardzo uroczo, dzieciaku.
- Czuję się prawie jak bohater Opowieści Wigilijnej. Jesteś Vegą z przeszłości, która wypomni mi moje błędy. Później przyjdzie pora na obecną Vegę i na tą z przyszłości... Ojj, nie mam zamiaru patrzeć na to jak kończę w samotności, trzeba już teraz zacząć działać, skoro znam morał. - Wstał z miejsca pochylając się z podejrzanym błyskiem w oku tuż nad nią siedzącą. Jedną dłonią zdjął z głowy jej kapelusz, a drugą uniósł podbródek, by ich spojrzenia mogły się spotkać. - Wyglądasz ślicznie. Dlatego nie ukrywaj pod tym buźki. A teraz pani... ekhem, panna pozwoli, abyśmy po tym nadzwyczajnym początku udali się na czekoladę. Tam na spokojnie porozmawiamy, chyba że już się rozmyśliłaś i zamierzasz uciec przy pierwszej lepszej okazji? - Uśmiechnął się szarmancko i odsunął od niej dając więcej przestrzeni, jednocześnie wyciągając dłoń w jej stronę, by udać się razem do lokalu. - Mam tylko nadzieję, że nie zamkną mnie przez ciebie za pedofilię.Vega - 18 Maj 2015, 17:02 Oby Gwiazdka dojrzała sidła nim w nie wpadnie...
Wyzwania? Lepiej, ażeby był gotowy na jej stosowną odpowiedź, bo jeszcze się da zaskoczyć byle rzeczą. Tutaj z pewnością pozwoli sobie na wiele, w końcu charakterek wszędzie-będącej-rozrabiającej sobie przywróciła, ale to tylko część tej młodej psychiki, jaką posiadła. Nie zastanawiała się, czy chce kolejne spotkanie, czy też nie. Jeszcze obecne się tak właściwie nie zaczęło; nie zaczęło dziać normalnym torem, a było solidnym wstrząsem spojrzeń i roztrzepaniem myśli. Podobnym brakiem zainteresowania otoczyła także jego chęć dopytania się o udawanie siostry. Tajemnicami prędko się z nim nie podzieli, a teraz jest nawet święcie przekonana, że żadnej z nich nie poda na tacy.
Bliższa obecność tylko utwierdzała go w przekonaniu, że jest młodsza niż ostatnio, co jej się zaczynało podobać, bo i nie dopytuje po raz kolejny o tego przyczynę. A przecież nawet bycie debilem nie zwalnia od doszukiwania się tu braku jakiejkolwiek logiki. Eliksir, jak nic! Nawiązanie do Opowieści Wigilijnej było niespodziewaną dla niej rzeczą. Wspominając sobie fabułę tej opowieści zrozumiała, że i na jej postarzoną formę przyszedłby czas. Ale co to, to nie!, skarciła ten pomysł w myślach.
- Wątpię, byś tak prędko ujrzał mnie postarzoną. A jeśli miałabym wytykać ci błędy... cóż, spróbuję z czasem!
Powstał i czuła, że coś kombinuje. Pozbył się kapelusza, który odsłonił kolejne, różowe kłaki. Twarz nie kryła się już w cieniu cylindra i mógł ją poznać w lepszym świetle. Zadziwiło Vegę, gdy zdecydował się unieść jej głowę. Jak się później okazało, wnikliwie poszukiwał argumentów na uznanie jej urody. Skomentowała to miłym uśmiechem, nie zdobywając się na słowa podziękowania. Najpewniej zrobiłaby to, gdyby nie ciążąca nad nią problematyka odmłodzenia się, którą on może zdoła zdjąć...
- Czekolada! Właśnie. Wybrałam to miejsce, bo tutaj jej pijałam najwięcej za czasów szkolnych.
Podała mu dłoń i zebrała się z desek ławki, pozwalając zaprowadzić się w kierunku pijalni. I wtenczas pozwolił sobie na kolejną docinającą uwagę, która dała jej migiem do myślenia, jak oni wyglądają na tle innych.
- Ekhm... aż tak to wygląda? Cóż... sądzę, że to na pewno nie mój problem. Chociaż... może jestem jednak tą siostrą? - Skrupulatnie zasiała to ziarno niepewności. - Chyba nie zechcę pomóc ci w udowodnieniu mojej tożsamości. To przecież byłoby zbyt banalne.
Biedak, coraz trudniej będzie miał z nią i odgadywaniem jej chęci. Ale z drugiej strony to, co tajemnicze, stawia wyzwanie, a to, co zakazane, smakuje najlepiej.
- Masz cały, długi wieczór na odgadniecie mojej osoby, Raccoonie. - Mgliście chciała dać mu do zrozumienia, ze nie nagli ją czas. Ciężko jej było ukryć chęci do długiego przebywania w towarzystwie zaciekawienia tym odmłodzeniem, bądź posiadaniem siostry,Raccoon - 18 Maj 2015, 17:06 Oczami wyobraźni nie próbował sobie zwizualizować nawet teraźniejszej Vegi, a co dopiero tej z przyszłości. Może będąc cierpliwym zostanie za to w jakiś sposób wynagrodzony. I niech sobie ta dziewczyna przypadkiem nie myśli, że uda jej się go teraz ot tak spławić. Zechciała się podzielić częścią tego sekretu, to teraz poczeka na resztę.
- Myślisz, że Vega staruszka również będzie posiadać ten dziecinny kolorek? - Pytając o to znacząco spojrzał na jej włosy. Ha! Może i one były cudownie magiczne.
Szli razem dalej aleją w kierunku Domu Czekolady. Wcześniej nie miał pojęcia, że ona tu bywała, więc nadarzyła się idealna okazja by dowiadywał się o jej osobie coraz więcej. Sam, kilka lat temu, zapewne nigdy nie miałby okazji spotkać jej w takim miejscu, bo z reguły ich unikał. Nie otaczał się sporą ilością znajomych, a jeśli już to mógł wszystkich wymienić na palcach jednej ręki. Dlatego wolał czas spędzić zamknięty we własnych czterech ścianach lub na jakimś odludziu. Teraz, chcąc nie chcąc, nawyk ten musiał odłożyć.
- W takim razie dostaniesz tyle czekolady, ile będziesz w stanie zjeść, a później w domu odchorujesz. - Roześmiał się pod nosem, jednak po niedługim czasie uśmiech ten równie szybko zniknął z jego twarzy. Miał wrażenie, że wszystko zaczyna się mu w głowie mącić. Jakby nagle wstępowała w nią druga osoba. Raz Vega stosunkowo miła, dość niepewna na reakcję, teraz czuł, że jest opryskliwa. Jak tu się odnaleźć, by nie zwariować?
Postanowił przemilczeć dalszą drogę, aby spróbować zacząć od początku, gdy już znajdą się wewnątrz budynku.
Otworzył drzwi przepuszczając Vegę jako pierwszą, sam udając się za nią w kierunku wolnego stolika pod oknem. Gdy już zapewne oboje siedzieli, Raccoon westchnął ciężko i przeczesał dłonią ciemne włosy. Czy teraz nadszedł czas na najzwyklejszą rozmowę? Boże, Vega, ile ja mam przez ciebie dylematów i emocji.
- Więc... - Zaczął intensywnie zastanawiać się nad słowami. - Czym zajmowałaś się przez ten czas, po zakończeniu szkoły? Niezbyt oryginalnie, Nath. Ale od czegoś trzeba zacząć. Przesunął wzrok z blatu stolika na jej twarz i utkwił w jej oczach, zastanawiając się czy również weźmie to pytanie za tak głupie.Vega - 18 Maj 2015, 17:17 nieobecna Vedzia
Może i ten kolor ma powiązanie z magią. Nie wiem, czy gdzieś wspominałem ich genezę, może od dziecka farbuje, może od urodzenia takie ma... Podejrzewam, że tak bardzo polubiła ten kolor, że chętnie obstawałaby za ostatnią opcją, którą z chęcią wmawiałaby każdemu dopytującemu się. Jeszcze nie ma, albo już nie ma, drygu do wywyższania swoich włosów, skarżenie się na ich dotykanie i niemiłe nazywanie. Ale może zechce spróbować tej praktyki niebawem... Tak dla zaznaczenia swojego odmłodzenia.
- Tyle czekolady... a to... MAJĄ TU AŻ TYLE?! - Wykrzyczała, choć nie wniebogłosy, nie tak, by całe skrzyżowanie z bólem w bębenkach ją usłyszało. Ale on musiał tak to odczuć, bo skorzystała z chwilowego nachylenia się by mieć pewność, że centralnie do jego ucha dojdzie jej zadziw zmieszany z zaniepokojeniem.
Trochę się obawiała, że personel wiele się nie zmienił i będą dziwnie na nią patrzeć, sami nie rozumiejąc dlaczego. Po wejściu jednak nie zmierzyła się ze znajomymi twarzami.
Odetchnęła z ulgą.
Usiadła za stolikiem który wybrał. Liczył na spokojną rozmowę i ona chyba także. Przebywający tutaj źle na nią działali. pomimo iż stoliki nie były obok siebie ustawione, a z zachowaniem stosownej przestrzeni, czuła się nieswojo, jak na jakimś przesłuchaniu (a w tym celu już na komendzie tyle razy w ostatnich miesiącach była, że teraz każdy obcy stolik jej się tak kojarzy). Jednak gdy tylko zaczęła, dalsze zdania bezproblemowo rozwijała.
- Czym? Dużo tego. Rodzice mnie wysłali na studia medyczne... Tak, nie chciałam iść, ale czas mi zleciał dość szybko. Zleciał, bowiem od czasu do czasu wyjeżdżałam do innych krajów i to tylko czasem w obrębie wysp. Moją pasją od zawsze była archeologia, to też wciskałam się profesorom w wycieczki, nawiązywałam kontakty i miałam swoje przygody. Po roku wybrałam się na drugi kierunek, na wspomnianą archeologię. Czas mijał, studia leciały, regałów z książkami przybywało, a ja w mieszkaniu coraz mniej przebywałam. Kontaktów z dawnymi znajomymi, nawet tymi ze studiów, zbytnio nie utrzymywałam... Właściwie sama nie wiem, kiedy mi trzydziestka stuknęła, tak mi to życie popędziło...
Zaśmiała się, choć nie było jej do śmiechu. Dzisiaj jeszcze nikt nie dzwonił do niej taki, komu musiałaby wmawiać dalszy ból nogi. A Szopek nic nie wie! Aj... Po tej krótkiej chwili milczenia, kontynuowała wątek:
Mam teraz dwa wysokie tytuły i dwie prace, łącznie na jakieś półtorej etatu. Druga jako archeolog. Jeszcze kończę pracę doktorską z drugiego kierunku... A w mieszkaniu mieszka synek. Boże, Raccoon, tyle o mnie nie wiesz, tyle ukrywam... Czy ma to jakiś sens?
Owszem, to wyrafinowana kłamczuszka, która dość narobiła, by przez najbliższe kilkanaście lat miałby odwiedzać ją w pudle. Przecież gdyby ktokolwiek dowiedziałby się o jej nielegalnej kolekcji... I tylko na wzgląd dziecięcej psychiki nie pomyślała, że nie może ot tak pozwolić siebie Szopowi odprowadzić do mieszkania i nie może, przy okazji, nawet na parę minut, pozwolić mu się w nim zatrzymać.
To nawet nie kwestia nieufności wobec niego, ale strachu, jakim siebie obciąża swoją czarną robotą. Tak bardzo lubi ryzyko...
Wystraszyła się, słysząc nagły głos kelnerki:
- Dobry Wieczór. Karty Menu dla Państwa.
Skierowała w pośpiechu pytający wzrok na Szopka, wręcz jadowity: Czy ona słyszała co ja mówiłam?! Przecież ja, taka dziewczynka, mówiąca o trzydziestce i wysokich tytułach się nie kompiluje!
Na jej szczęście, kelnerka dopiero co zjawiła się i nic nielogicznego nie zasłyszała.
Chwiejną ręką odebrała kartę menu, nie patrząc nawet na twarz kelnerki, która dość szybko raczyła odejść.
Kamień z serca, Vego, kamień olbrzymi ci spadł.
- Także... o czym to mówiłam... - Próbowała sobie przypomnieć i zaczęła przeglądać kartę menu.
Myślała, czy ma prawo go zszokować wszystkimi rewelacjami, czy jednak jej wygląd to dość sporo, nawet jak na niego. Wzrok znad stron menu dość śmiało błądził po jego osobie. Jakoś nigdy wcześniej nie wydawał jej się tak przystojny i męski. Patrzyła przenikliwie, a jednocześnie zdawała się być za mgłą, poza pijalnią czekolady. Widziała go na zamazanym tle będących za nim rzeczy, a szmery docierające z rozmów innych jak i odgłosy z ulicy wygasły niczym ostatni płomień pośród zwęglonych kłód. I mógł do niej mówić, ale musiałby krzyknąć albo uciec jej z centrum pola widzenia, by z sukcesem wróciła do rzeczywistości.Raccoon - 18 Maj 2015, 17:24 Na odchodne z ławki rzucił jeszcze tylko krótkie:
- Bylebyś potem nie marudziła na nudności, bo niańczyć cię nie mam zamiaru, dzieciaku. - Całą wypowiedź skwitował tylko uśmiechem, bo rzeczywiście za taką właśnie ją teraz miał. Oczywiście, wcale, a wcale mu taka wersja Vegi nie przeszkadzała. Można śmiało nawet powiedzieć, że było to miłe, niespodziewane zaskoczenie i chyba nie znał nikogo innego, kto byłby do takich rzeczy zdolnych. No właśnie... Takich, czyli jakich? Tak naprawdę nie miał pojęcia, a dziewczyna się sama jeszcze nie zdradziła w jaki sposób wciąż wygląda jak ta sprzed paru dobrych lat. Cóż, w dalszym ciągu pozostawała jedynie cierpliwość. Bo choć wierzył w rzeczy magiczne, nie miał świadomości jak wielka gama ich w świecie występuje. A nóż się idealnie zakonserwowała, niemalże jak wszystkie te mumie lub jak Krzysztof Ibisz, z dnia na dzień stając się coraz młodszą!
I szczerze się ucieszył, że w końcu, właściwie bez najmniejszego oporu udało mu się co nieco od Vegi więcej wyciągnąć. Nie liczył z góry na odpowiedzi na wszystkie nurtujące pytania, ale metodą drobnych kroczków podejrzewał dobrnąć do tego celu. Nie obstawiał porażki, jeśli się uparł naprawdę wszystko powinno toczyć się wedle jego myśli. Choć i Vega swój charakterek miała i doskonale zdawał sobie sprawę, że zadania tego mu nie ułatwi, a tylko wszystko będzie komplikować. Czy specjalnie czy nieświadomie - tego już nie mógł wiedzieć.
Słuchał, niemalże chłonął każde kolejne jej słowo w skupieniu przyglądając się jej twarzy i zachowaniu. Bo nie rzucił tego pytania ot tak, by rozluźnić atmosferę i porozmawiać o byle czym z braku pomysłów. Był ciekaw jak wiele w jej życiu się pozmieniało od czasów szkolnych, jak wiele osiągnęła, czym się zajmuje i chyba przede wszystkim z całości wywnioskować czy jest szczęśliwa. Głupcze, co cię nagle obchodzą losy Vegi? Parę razy udało się wam zamienić słowa w szkole, a teraz kilka lat później, gdy pewnie ma ułożone życie, ty zastanawiasz się czy jest szczęśliwa... Może jeszcze zaczniesz zaraz myśleć, czy nie ma gdzieś w nim i miejsca dla ciebie? Eh. Chwilami miał wrażenie jakby nauczyła się całej tej formułki o swoich zajęciach i teraz niczym wiersz to przed nim recytowała, jak przed każdym innym, kto by o to zapytał.
- Och, Vega, już nie przesadzaj, z twoim wiekiem nie jest tak źle patrząc na to, że sam jestem od ciebie starszy. - Uniósł jedną brew w górę. A może to jakaś kolejna niewyjaśniona przypadłość - Vega stała się starsza, a zarazem młodsza! I spróbuj tu człowieku wszystko zrozumieć. Wszystko, czyli w tym przypadku kobietę. - Widzę, że nie marnujesz czasu i masz się też czym pochwalić. Ach, gdybym to ja miał taki system wartości jak ty, może i sam miałbym coś więcej, coś o czym mógłbym mówić z dumą. - Gdyby nie te wszystkie chęci stracone po tamtym dniu... I niby przed kim bym się tym chwalił? Przed samym sobą? To taka dziwna ironia losu, oboje mają przed sobą sekrety, których nie chcą ujawnić z różnych obaw, omijając je jak tylko się da, a jednak wciąż czując ich obecność w myślach. Westchnął cicho na powrót wspomnień, mając nadzieję, że rozmówczyni tego nie zauważy. Na całe szczęście szybko ich uwagę odwróciła kelnerka przynosząc karty, a ten podziękował i położył przed sobą otwarte w losowym miejscu menu, choć i tak niewiele w nim było zawarte, wiedząc doskonale, że skoro są w pijalni czekolady, to i na tę opcję właśnie się skusi. Dopiero wtedy przeszedł go dziwny dreszcz, których szczerze nie lubił, bo zazwyczaj pochodziły od ulicznych gapiów, wszystkich tych, którzy bezpardonowo więcej niż chwilę obłapiali jego osobę wzrokiem. Tu zbyt wielu opcji nie było, a pierwsza, będąca dla niego dość oczywistą okazała się zarazem być trafną - Vega. Ciężko mu było wywnioskować czym spowodowana jest jej obecna czynność, jednak w tym przypadku poczuł się zdecydowanie swobodniej.
- Vega...? - Zapytał cicho zastanawiając się czy pamięta jeszcze o czymś takim jak oddychanie. - Vega? - Ponowił pytanie, jednak wcale nie głośniej, bo w jego głowie zrodziło się już kolejne posunięcie. Uśmiechnął się zadziornie i podparł podbródek o dłoń patrząc prosto w oczy dziewczyny. - Wiesz Vego, tak ślicznie dziś wyglądasz, pewnie dlatego ludzie na ulicy i nawet tu, w lokalu nie mogą oderwać od ciebie wzroku. I wiesz, ja także nie mogę. Chciałbym godzinami wpatrywać się w ciebie jak w najdoskonalszy obraz, szczególnie teraz, kiedy tak bardzo widzę w tobie tę Vegę, którą ujrzałem po raz pierwszy. Zabierać cie na długie spacery i w każde miejsce, jakie tylko zapragnęłabyś odwiedzić. Może sama pokazałabyś mi odrobinę ze swojego świata? Później byśmy zmęczeni wracali, a ja dla mojej Gwiazdki postarałbym się o wspaniałą kolację, w spokojnym miejscu, ale jednocześnie nie nudnym, by wszystko zrównoważyć. Przy świecach oczywiście, aby stworzyć przyjemny półmrok. Do tego wino, jakie tylko będziesz chciała. Może cicha muzyka? Chciałbym cię potraktować należycie, zadbać tak, jak żaden inny mężczyzna by tego nie zrobił. Móc zasnąć przy twoim boku, mając cię w objęciach, a rankiem przy nim właśnie się obudzić. Vego... - Zamilkł czekając na jakąkolwiek reakcję. Ciekaw był bardzo czy te słowa zwrócą jej uwagę. Taka drobna prowokacja, do której sama takim zachowaniem go zmusiła. Miał przy tym wiele zabawy, ale i nie mógł się przyznać, że wiele wersji takich słów nie raz plątały się po jego głowie przez te lata, gdy jej nie widział, więc teraz... Same cisną się na język. Zaśmiał się cicho, pragnąc skutecznie ukryć swoje prawdziwe intencje.Vega - 18 Maj 2015, 18:34 Szopek oszalał... Vega oszalała bardziej!
Pozostawmy już wątek sprzed wejścia do Czekolady.
Chociaż nie – musze zaznaczyć, że się skrzywiła słysząc jak nazywa ją dzieckiem. Dziecko to ona ma na wychowaniu! I aktualnie także w sobie, w swoim zachowaniu…
Bardzo prawdopodobnym, że ta dłuższa wypowiedź była zakodowana w jej głowie i recytowanie przychodziło z wybitną łatwością. W końcu rozmowy kwalifikacyjne, pogaduszki z profesorami z innych instytutów czy też kontakty z partnerami biznesowymi tego wymagają. Ale w tym wypadku jednak skupiała się na tym co mówi, ażeby nie nagadać mu za wiele. Bo jeszcze się zapędzi i zacznie mu mówić o rzeczach całkiem zbędnych i robić z siebie idiotkę…
Szkoda, że nie znała jego myśli – to by się uśmiała! Choć w pierwszej kolejności zwaliła by się na podłogę; w drugiej – wytarzała ze śmiechu; w trzeciej – zapytała, czy on tak na poważnie; a finalnie – poprosiłaby aby powtórzył, bo się w tym wszystkim zgubiła.
- Tylko rok różnicy. Ale to tam nic ile, mnie bardziej chodzi o to, jak! A teraz… To trochę inaczej wygląda.
Nie miał czym się pochwalić? Nic? Choćby pracą za murarza na czarno? Biedny Szopek…
- Cóż więc takiego przez te lata robiłeś? – Nie ukrywała zaciekawienia, bo wydawało jej się prostszym powiedzieć: miałem jakąś pracę, ale nie wyszło; tudzież: pomieszkuję na wynajmie; niż zasłaniać się kwestią: nic specjalnego. Ale może po prostu powinna inaczej patrzyć na niego?
Tak, to chyba najsłuszniejsza droga.
Tymczasem myślała na co ma ochotę i z zamyśleniem patrzyła na jego osobę. Jaka szkoda… Albo: Szopek miał tę niesposobność wyjawiać swoje najszczersze i najtajniejsze myśli wobec Vegi w momencie, gdy zawiesiła na nim wzrok bez opamiętania. Niejako było to urocze: w czynach pasowali do siebie w tej sytuacji: ona patrzyła, on mówił. Problem taki, taki mały, że nie słyszała.
Nic. Poza paroma wyrazami.
Pustka – cisza: jak pod wodą, jak w horrorze.
Jak na ironię, gdy zamilczał, zdołała wrócić do świata żywych.
- Masz ładne oczy. – Odparła, zamierzając zwrócić uwagę na przedmiot jej długich obserwacji w ostatnich chwilach. - Że nawet w słoiku, na półce, nie wyglądałyby należycie… Może dlatego, że bardziej wolałabym tam od tego słoika postawić dobrze zachowaną… czaszkę.
I o czym ona tak w ogóle mówiła?! Po prostu, w pamięci miała sytuację jak gdyby umieszczał wyolbrzymienie swojej wizji na nią, więc ona zrobiła to samo. Tylko że mało romantycznie, a może właśnie najbardziej tak, jak potrafi takie uczucie wyrazić?
- Zamówię ci czekoladę z wiórkami chilli, udekorowaną małą warstwą bitej śmietany, aby od piekłości zwiódł cię przesłodki smak, którym zajmiesz się najpewniej w pierwszej kolejności. Chyba, że odważysz się na wymieszanie delikatnej pianki z resztą i złagodzisz choć trochę tę ostrość kryjącą się w ciemnościach filiżanki.
Czy to była jej prawdziwa forma? Owijanie słów w bezceremonialne mówienie o złośliwościach? A może włączył jej się stan: trzeba go odpędzić; trzeba go odpędzić!
Jedno jest pewne: Vega nie jest swoją osobą, ale jest sobą…. Sobą, z domieszką nieswojej osoby, zatem najbardziej prawidłową powinnością jest nie brać jej zachowania do jej naturalnego sposobu bycia. Na dystans trzeba, a zarazem wykorzystać sytuację. No i liczyć na szczęście.
Dała znak kelnerowi po odbiór zamówienia. Liczyła, że podejmie tę grę i zamówi dla siebie to, co mu wybrała. I jej także coś zaproponuje. Położyła dłoń na jego i pogładziła po kościach paliczkowych.
- Racconie, chyba zwiodła mnie złotość Twych oczu i nie pamiętam najlepiej co mówiłeś. Mógłbyś powtórzyć? – Uśmieszek mógł zdradzać, że doskonale wie, co wtedy powiedział. Ale słyszała piąte przez dziesiąte!
I chyba powoli odczuwała senność. A dobra kawa mogłaby jej pomóc, tudzież… kawa z podwójną porcja chilli?
Bo potrójnej to chyba nie zaoferują – w obawie o klientów? A może jednak?
Vego, znów w niego patrzysz! Tym razem w swoją dłoń położoną na jego. Masz rację, masz znacznie mniejszą, taką delikatną, młodą. Pasujesz do niego jak młodsza siostra, a właściwie chyba nawet kuzynka, bo podobni jesteście ze sobą jak nic do wszystkiego.Raccoon - 19 Maj 2015, 10:58 Ach, możliwość rozbawienia swojej ulubionej Vegi (bo i jedynej, jakiej znał) dałaby i samemu Nathanowi wiele radości i satysfakcji z tego, że udało mu się takiego czynu dokonać. Przecież nie był urodzonym komikiem, nie posiadał szczególnego poczucia humoru, a raczej to specyficzne, lecz widocznie świetnie by mu szło ośmieszanie się w oczach innych ludzi. Bądź poważny – źle, zakochaj się… ekhem… polub kogoś – też źle. I weź tu człowieku nie zwariuj.
- No tak, przecież jesteś teraz swoją młodszą siostrą. – Postanowił delikatnie wypomnieć jej ten niewinny i uroczy żarcik. Jego mina stężała dopiero, gdy Vega zaczęła zagłębiać się w jego życie po zakończeniu szkoły, od czasu kiedy to się nie widzieli. I co ja mam ci powiedzieć? Na dalszą edukację nie miałem ochoty, zresztą tak samo jak w liceum. Dlaczego? No wiesz, zabiłem własnego brata. Z domu też szybko się wyniosłem, żeby nic więcej mi tego nie przypominało, a na dodatek pewnie jeszcze pomyślisz, że jestem gejem, kiedy dowiesz się, że moim zajęciem jest projektowanie – na szczęście nie mam w mieszkaniu artystycznego nieładu, w nim nie da się żyć. To tak w skrócie. Na pewno będzie zadowolona z takiego wyjaśnienia. W gesty i mimikę twarzy cisnęło mu się wiele wizji podsumowujących absurdalność tego, o czym właśnie myślał, co próbował ukryć przed siedzącą naprzeciwko panną. Zebrał w przystępną całość wydarzenia z jego życia. – Na pewno nie wykorzystałem tak dobrze tego czasu jak ty. Nauki już nie kontynuowałem na żadnym z uniwersytetów, czy innych podobnych instytucjach. Dość szybko wyniosłem się z domu, bo… Wiesz, wolałem być na swoim niż mieć nad głową rodzinkę z większymi od moich ambicjami. Ale żeby tak żyć, trzeba mieć za co, więc choć z początku bywało ciężko, to w ostatecznie zająłem się – Zamilkł na chwilę. Będzie się śmiać, czy nie – raz się żyje. – Projektowaniem. Ubrań, rzecz jasna, nie domów lub też wnętrz.
Spodziewał się, że Vega nie będzie słuchać jego monologu, głównie dlatego wszystko to powiedział. W przeciwnym wypadku musiałby się tłumaczyć, jeśli nie udałoby się obrócić tego w żart, a na takie spowiadanie się nie nadszedł dobry moment. Z drugiej jednak strony było to lekko bolesne, że mimo wszystko będzie zmuszony w przyszłości podejmować kolejne próby przełamania się lub wyczekiwać na kolejną dobrą okazję. Dlatego miał delikatny mętlik w głowie, do którego dziewczyna dołożyła jeszcze swoje trzy grosze. Nagle jej zachowanie stało się na swój sposób miłe i podejrzewał, że w ten sposób chciała dać upust swoim emocjom. A może następny żarcik? Przestań mieć tyle wątpliwości, trzymaj się jednego i tyle. Albo się ośmieszysz i będziesz miał jasną sytuację, albo rzeczy potoczą się na twoją korzyść.
- Uznam to za komplement. Dość dziwny, ale oryginalny, z całą pewnością nigdzie się z podobnymi nie spotkałem. Ale brzmi to dość podejrzanie i zaczynam się o nie bać. – Uniósł kącik ust w górę. Kto wie, czy nie byłaby do tego zdolna. Przerażająca Pani Archeolog, do tego z umiejętnością posługiwania się skalpelem i innymi dziwnymi przyrządami medycznymi, od których wolał stronić. Tak, wizja spędzania czasu w szpitalu w roli pacjenta była przerażająca. Co innego mieć swoją prywatną panią doktor… Ale pomińmy ten temat! Bo zachciało jej się kawy, więc skoro tak, to niech ją ma. – Za to ja bym ci zaproponował coś, cokolwiek bez jadu, bo jego masz już w sobie zdecydowanie za dużo. O wiele bardziej przyda ci się coś z nutką uroku. Powiedzmy… Hmm… Kawa ze zblendowanym bananem, do tego odrobina syropu z migdałów i kakao. Całość okryta pierzynką z bitej śmietany i konfiturą z moreli. – Naprawdę nie miał pojęcia skąd to wszystko mu przyszło do głowy i czemu dał jej się sprowokować, by wziąć w tym udział. Teraz za późno na przemyślenia. O ile jej pomysł na zamówienie Szopa miał jakikolwiek sens, tak jego, cóż… Nie znał się na tym, to i takie są efekty. Sam pijał kawę, ale nie często, bo nie miewał problemów z sennością, a i jeśli to robił, to bez wszelakich udziwnień, bo samemu dla siebie – po co?
Z zamyślenia wyrwał go dotyk Vegi na dłoni. Dziwny dreszczyk przeszedł po jego karku, a wzrok od razu powędrował w tamtą stronę. No ładnie, jeszcze go jednak wyproszą za tą pedofilię z lokalu! A, co tam.
- Podotykasz jak dorośniesz. – Zabrał dłoń spod jej. – Teraz ja podotykam ciebie. – Ale po chwili ręka wróciła na uprzednie miejsce z tym, że tym razem to on ujmował jej, a na dodatek swoją drugą nakrył i zamknął ją, mając tylko dla siebie i nachylił się w stronę dziewczyny. – A o czym mówiłem? Może trochę się rozmarzyłem? Może się tobą pozachwycałem? Może żadne ze słów nie dotyczyło ciebie, a opowiadałem jakąś historię ze swojego życia? Któż to wie? Sam dokładnie nie pamiętam. – Zaśmiał się i na całe szczęście, na ratunek przybył kelner. A Racc, choć przejrzał jeszcze z przyzwyczajenia kartę, zamówił taki sam zestaw, jak zaproponowała mu Vega. Przecież nie może wiecznie zadowalać się zwykłą czekoladą czy kakaem. Ona pewnie też coś zamówiła, co, to się okaże. Tymczasem, kiedy pracownik pijalni odszedł od nich, zapewne z dziwnymi myślami na widok tej nietypowej pary, powrócił do rozmowy. – Mogłaś być nieco uważniejsza, nie musiałabyś się dopytywać. Chyba, że nie jestem zbyt interesującą osobą i wolisz spędzić czas z kimś innym? Może swoim ukochanym? – Wiedzy na jej temat nigdy za mało, a lepiej mieć pewność na czym się stoi. Ha, zawsze mógł go zastrzelić!Vega - 19 Maj 2015, 12:56 Być może nie tyle jego humor, co jej chęć rozprzestrzeniania swojego sprawiła ten napływ radości? O byciu siostrą zapomniała, ale chyba powinna ją sobie znaleźć - Nathaniel jej chciał, Ripper jej chciał! I pewnie niejeden przetarł oczy w zamyśleniu od kiedy Vega ma młodszą siostrę, gdy widział ją w spacerze w ostatnich dniach.
Dobrze, że nie czyta mu w myślach. Wyszłaby stąd prędzej niż przybyła i niekoniecznie bez jego towarzystwa. Morderca, uciekinier, niezadowolony z życia nastolatek; czyli nic co by jej w tej chwili przeszkadzało w tym młodzieńczym, dziecinnym wydaniu: panienki, która niczego się nie boi. Poza klamką, taką na naboje.
Słuchała o tym jaki to on mało ambitny, a pod koniec wypowiedzi znalazła się mała niezgodność. Gdyby potrzebował hajsu, poszedłby na kopalnie, a nie bawił się ubraniami, zatem musiało mu to sprawiać przyjemność. Czyli nie jest na straceniu!
Ale... facet? ubrania? facet? ubrania?
Słysząc "projektowanie" oczekiwała dopełnienia w postaci "architektury", ewentualnie "systemów".
- Hihi... krawiec! A to ci się trafiło!
Tak, znała różnice między krawcem, a projektantem i że to drugie jest lepiej płatne. A przynajmniej w teorii.
- Eto... Ale wcale się nie śmieję!
Reakcja jednak mówiła o czym innym...
Jeśli przyrównać projektowanie ubrań do wymyślania kaw, to albo szło mu podobnie, albo nie tworzył przesyconych pstrokatością tkanin. Z drugiej strony... Nie dał jej dodatków w postaci mięsa, warzyw czy choćby nadmiernych w ilości ziołach roślinnych. Więc może będą z niego ludzie?
- Mam nadzieję, że zamówiłeś mi to, co sam bardzo lubisz - tak jak ja uczyniłam, projektancie.
Chyba grozi mu popadnięciem w marazm przez to dogadywanie. No ale nie spodziewała się tego! Miała prawo, ot.
Mały artystyczny smutek wstawiła sobie kiedy zabrał dłoń, ale zaraz potem przejął zaczętą przez Vegę inicjatywę. Niech mu będzie, ale lepiej żeby nie wyciągnął z rąk... pierścionka! Tak, pojawiła się u niej taka myśl, a z pewnością nie oczekiwała po sobie wpadnięcia w tak poważne czyny, oj nie!
- Przepisałabym ci coś na pamięć, ale wybacz... leczę tylko serca.
Kelner przerwał im, albo wręcz przeciwnie - dał czas do namysłów - zamówiła to samo co zaproponował, jednakże miast moreli wspomniała o brzoskwiniach. Co tam, prawie podobne.
Okręcił sobie kota ogonem i wyszedł ze swojej sytuacji, a ona?
- Może miast myśleć kogo takiego mam, zajmiesz się mną należycie? - Celowo nie zaprzeczyła, a nawet sprowokowała do myślenia, że posiadanie kogoś nie musi być przeszkodą. Panienka zmieniająca adoratorów jak rękawiczki? Ten jeden raz mogła się zabawić do woli, póki jeszcze jest aż tak młoda! A na poważne rozterki przyjdzie czas gdy znowu dorośnie.
Jeszcze niedawno nie była pierwszą w kolejce do spełniania jego ewentualnych fantazji, ale senność sprawiła, że było jej więcej niż wszystko jedno. Wiedziała jak młodo, zbyt młodo przy nim wygląda i chciałaby, żeby ludzie w lokalu sobie coś pomyśleli.
Zła Vegusia, chce go wpędzić w kłopoty! A może... on chciał pierwszy siebie w nie wciągnąć?
Wolną dłonią potarła policzek i spełzła palcami na szyję, po czym poprawiła ramiączko sukienki.
- Zaprojektowałbyś mi wygodniejszą sukienkę? Przymiarkę moglibyśmy zrobić jeszcze dzisiaj...
Oho, nie szczędziła sobie słów i pomysłów na ten wieczór!Raccoon - 19 Maj 2015, 16:26 Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak wieść o jego zajęciu może zostać odebrana przez Vegę, zwłaszcza, że wciąż patrzyła na świat swoimi nastoletnimi oczyskami. Choć nie miał pewności czy to uległo zmianie pod wpływem mijającego czasu. Nie dane było mu ujrzeć jej dziś w dorosłym wydaniu, w dalszym ciągu też nie wiedział dlaczego oto taka przed nim siedzi, ale nie wnikał, nie pytał, wychodził z założenia, że niekiedy lepiej czegoś nie wiedzieć, niż wiedzieć za dużo, a i tak mieć niewiele korzyści z posiadania tej wiedzy. Dlatego dopytywać nie miał zamiaru – jeszcze przypadkiem padła by stworzona przez nich przyjemna atmosfera.
- Ech, przynajmniej nie mam manii kości. – Westchnął i przejechał dłonią po swojej twarzy, przyjmując na siebie cały jej śmiech, nawet ten wewnętrzny, który starała się ukryć. Cóż, chyba to był jeden z powodów, dla którego unikał ludzi. A propo ludzi… Nieco ich w Domu Czekolady przybyło, wiadomo, zbliżała się coraz późniejsza pora, grupki znajomych czy pary zakochanych gdzieś się podziać musiały, oczywiście nie mogąc dziś ominąć tego miejsca.
I do kawy proszę się w żaden sposób nie przyczepiać, bo jest pyszna tak przygotowana!
- Co bardzo lubię…? – Niby to zamyślił się chwilę i przejechał palcem po menu. – Nie widzę, aby serwowali tu Vegę. – Po czym zaśmiał się i na sam koniec dodał. – Z reguły nie pijam kaw, ale myślę, że ta z całą pewnością jest jedną z ulubionych.
Oho, takich poważnych posunięć to Nathan nie miał zamiaru robić, wiadomo jak by to się dla niego skończyło? Albo co gorsza dla Vegi? Na pierwszym spotkaniu po latach miało być grzecznie i tego starał się trzymać. Choć nie zawsze to było łatwe.
- To może i moim się odpowiednio zajmiesz? Tylko obawiam się, że żadna poważna przypadłość mi nie doskwiera… No może poza tym, że jakieś niespokojne wydaje się być w twoim towarzystwie. I oczywiście, z wielką chęcią bym się tobą zajął, tylko widzisz, Vego, tutejsze warunki wszystko mi skutecznie utrudniają, a i jak mówiłem ci wcześniej, nie chcę stąd wyjść w towarzystwie policji oskarżony przez gapiów dookoła o pedofilię. Ale później, jak już wyjdziemy… – Ucichł szukając odpowiednich słów. – Strzeż się. – Ukazał jej swoje ząbki w szerokim uśmiechu, ale nie takim sztucznym i na siłę pojawiającym się na twarzy, a bardziej naturalnym, może coś w sobie kryjącym. Miała rację, nawet jeśli okazałoby się, że kogoś obecnie ma u swojego boku, na pewno nie odpuści tak łatwo. Zrobił to wiele lat temu, teraz otrzymał drugą szansę i nie zamierzał jej zmarnować. Tak Vego, Szopek ma o wiele dalej sięgające plany wobec Ciebie! Pytanie tylko czy jego zamiary pokryją się lub choć zostaną zaakceptowane przez osobę, której się to tyczy. Dlatego też zdziwił się, gdy usłyszał o jej planach odwiedzenia go dzisiaj, a jeszcze bardziej był zszokowany wiedząc w jakim celu. Vega moją żywą modelką? Tego bym się nie spodziewał. Choć modelką to nieco za dużo powiedziane. Ale... Niektórych myśli mogłaby mi oszczędzić! Wtedy też przypomniał sobie o projekcie, jaki tworzył chwilę przed tym zanim postanowił do niej napisać z pytaniem o spotkanie. Ba! Nawet narysował kobietę na jej wzór, tego jakby widział ją jako dorosłą.
- Przyznam szczerze, że mnie zaskoczyłaś tą propozycją. Ale z chęcią i przyjemnością podejmę się tego wyzwania, choć tak naprawdę głównie zajmuję się przelaniem pomysłu na papier i przygotowaniem materiałów, a całość tworzą wyznaczeni do tego, jak ich nazwałaś, krawcy. Co nie znaczy, że przez te lata niczego się nie nauczyłem. I chyba pewien pomysł już mam, ale może masz inną, własną wizję?
W międzyczasie zawitał do nich kelner z zamówionymi daniami, stawiając odpowiednie przed każdym i powędrował do kolejnych nowo przybyłych gości lokalu. Nathan przyjrzał się podejrzliwie swojej gorącej czekoladzie, nie wiedział czy mieć ufność do tego, co zamówiła mu Vega, ale wyglądało zachęcająco, do tego i zapachem nie odstraszało. Mógł zaryzykować, póki jeszcze był pod opieką Pani Doktor i na nią też skierował swój wzrok.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci brak wymyślności tej kawy i jej smak cię nie zniechęci. Ale w razie czego, skoro masz ochotę mnie odwiedzić, będę mógł ci zaproponować cokolwiek innego, co tylko sobie zażyczysz. – Oj, żeby przypadkiem tego nie pożałował. Bądź co bądź, był tylko człowiekiem i jego możliwości były ograniczone. Co nie znaczy, że nie będzie się starał!Vega - 19 Maj 2015, 20:18 Bliżej, bliżej!
W ostateczności można projektować ubrania dla kości. Dla kościotrupów. Właśnie… może rodzinny biznes kościolalek?!
Eto… nieważne.
Napływ ludzi, czyli jeszcze więcej chodzących kości i mięśni, zaszytych skórą. Czyli powody do tego, by czuć się nieswojo, trafić na koleżankę ze studiów a, przy jeszcze większym szczęściu, na nauczycielkę przeżywającą drugą młodość z trzecim mężem. Oczywiście, wszyscy widzący w niej siostrę tej dziwnej Vegi!
Już lepiej chyba zostać ofiarą niby-pedofila. A może wcale nie takiego „niby”?
Chciał zobaczyć Vegę w menu, ale przeglądał ofertę tejże pijalni, zamiast spojrzeć na ofertę wypisaną w jej głowie. Zapewne to najbardziej zmienny w treści towar i przy tym nadal zapisany w niezrozumiałym dla mężczyzn języku?
Jeśli już jesteśmy przy menu w pijalni czekolady, to pewnego dnia powinien zaprosić ją na… kąpiel w czekoladowym jeziorze?
Dobra, wracamy do rzeczywistości – sennej Vegi, która przed chwilą chciała się go pozbyć, a teraz składa mu nietuzinkowe propozycje.
- Wiesz, chyba mało mnie interesuje co uczynią inni. – kąśliwie odparła na uwagę o wyprowadzeniu przez policję. - Ale masz rację, musimy uwinąć się z moją kawą i Twoją czekoladą. - Picie na szybko prowokuje organizm do zagrzania się i odczuwania duszności. Zatem wyścig o to, kto pierwszy wypije? Gorąco czekolado z bardzo ostrą papryczką, do dzieła!
Oczywiście nie miała na myśli tak oficjalnej formy jak wejście do jego mieszkania, ale skoro zaproponował, to czemu nie skorzystać? Ale to na razie odległe plany. Chwyciła w dłonie szkliwo z owocową kawą i użyła węchu do zapoznania się z tym specjałem. Kolejno ujęła łyżeczkę i spróbowała chłodniejszej pianki.
- Sądzę, że lepiej możesz wiedzieć, czego mi potrzeba bądź… nie potrzeba?.. – Uśmiechnęła się i dokładnie pozbyła piany z łyżeczki, starannie ją oblizując i odkładając na stolik. - Trochę się tu zasiedzieliśmy więc proponowałabym nie rozwlekać się nad smakiem kawy w drobinkach ledwo mieszczących się na łyżeczce.
Ujęła szklankę, podmuchała i powoli nabierała małych łyczków, a ciepło rozlewało się w niej, grożąc poparzeniem, ale jeszcze do tego nie dopuściła. Jej niezdarność dopingowała dłonie do upuszczenia szklanego słoja, a uczynienie strat materialnych to wcale nie jedna z ostatnich rzeczy, jakie chciałaby mu uczynić – wręcz przeciwnie.
- Bukiet smakowy zachęca do kolejnych łyków i chyba polepsza mi samopoczucie. Bo ostatnimi dniami się nie bardzo wysypiałam.
Trzymając naczynie w dłoniach, odchyliła się i wtopiła wzrok w ciemność panującą za oknem. Czuła, że siedzenie tutaj ją nudzi, usypia. Odłożyła kawę i przysiadła się tuż obok niego, kładąc mu głowę na ramieniu i zbierając szkliwo ze stołu.
- Powinnam tutaj usiąść od razu, wielkoludzie..
Wzrokiem szukała przyglądających się im ludzi, licząc na to, że ktoś się zainteresuje co młoda nastolatka o tej porze robi w objęciu niemal dwakroć starszego jegomościa. Te jej dziecinne fantazje o sprawianiu kłopotów dorosłym ludziom, czyli to co czyniła za młodu w rezydencji Państwa Jardine.
Biedny Szopek. Ale na jego szczęście, pochłaniała kawę łyk za łykiem. Smakowało jej!Raccoon - 20 Maj 2015, 12:35 Z każdą mijającą chwilą coraz mnie skupiał się na Vedze, a coraz bardziej na tym co go otaczało – czyli ludziach. Zdecydowanie za dużej ilości na zbyt małej powierzchni. Do tego jeszcze w zamkniętym pomieszczeniu! Do takich miejsc nie był przyzwyczajony albo raczej odzwyczaił się odkąd opuścił szkołę i od tego czasu skutecznie unikał, wychodząc z domu późnym wieczorem lub wczesnym rankiem oraz w takie miejsca, gdzie w razie czego mógł się bezpiecznie ewakuować. Stąd też by spokojnie mógł, gdyby nie taka jedna mała, różowa przeszkoda. Nie wyjdzie zostawiając ją samą. Chyba!
- Uwinąć? – Powtórzył po niej uświadamiając sobie właśnie, co powiedziała. Uwinąć! Więc jednak była nadzieja! - Mam nadzieję, że w razie czego masz przy sobie jakieś dokumenty i udowodnisz policji, że liczysz sobie nieco więcej niż kilkanaście lat. – Spojrzał po niej zastanawiając się czy miałaby gdzie ewentualnie to schować. Cóż, noc w areszcie nigdy mu się nie marzyła, mimo że ze zbrodniami coś tam wspólnego miał.
Sam także zabrał się za swoją czekoladę pomysłu Vegi. Z początku nie był przekonany do chili, ostre smaki są tymi które lubił najmniej. Zdecydowanie bardziej postawiłby na coś słonego, ale... Słona czekolada? W każdym razie po spróbowaniu napoju musiał przyznać, że był w błędzie. Owszem, dalej smak był dla niego dziwny, jednak połączenie całości powodowało, że nie każdy był aż tak mocno z osobna wyczuwalny, a razem idealnie się komponowały. Taka chyba była idea tworzenia tego.
- Hmm, powiedzmy, że mam na ciebie pewną wizję, jednak zawsze warto znać zdanie ubieranej osoby. Szczególnie jeśli to będzie tworzone wyłącznie dla niej, nie dla ogółu. Ale o tym może w innym czasie. – Uśmiechnął się w jej stronę. Nawet teraz widział oczami wyobraźni, jakich zmian dokonałby w jej obecnej sukience. Może to nie taki głupi pomysł?
Vega nie próżnowała w tym czasie, wyglądała dość zabawnie, jak spragniony zwierzak, który właśnie dopadł się do wyczekiwanej miski z wodą. Ale w żadnym razie nie miał zamiaru się z niej śmiać, raczej uważał to za urocze i zdecydowanie pasujące do jej obecnego wyglądu. Gdyby miał młodszą siostrę, chciałby w niej widzieć kilka cech tej Vegi. Dlatego i Nathan dotrzymał jej towarzystwa, przymknął powieki i pewniejszymi łykami upijał powoli swoją czekoladę, a już kilka sekund później czuł jak dopływa ona do jego żołądka. I ciepło to w jednym momencie rozeszło się po calutkim jego ciele.
Zaraz...
W moment obrócił twarz na bok, po którym znajdowała się dziewczyna. No ładnie!
- Eeeem Vega? Naprawdę do tego stopnia mnie nienawidzisz, że aż tak bardzo chcesz wzbudzić podejrzenia naszym spotkaniem? – Naprawdę z początku się przeraził, lecz skoro ona się dobrze tym bawiła, czemu i on nie? Pochylił głowę tak, że jego usta znajdowały się tuż przy uchu Vegi i specjalnie chwilę tak odczekał, zanim się ponownie odezwał, tym razem szeptem, tak by nikt poza nią nie mógł tego usłyszeć. - Nie prowokuj, maluchu, bo naprawdę się doigrasz. Czegoś bardzo, bardzo złego. – Po tych słowach znacznie się od niej odsunął, po czym chwycił za dłoń podrywając na nogi. Choć jego czekolady jeszcze odrobinę zostało w dużej szklance, to drugą wolną dłonią sięgnął do kieszeni po pieniądze, które położył na stoliku w ramach zapłaty. Następnie – zapewne – wraz z nią skierował się do wyjścia z lokalu, oddychając z ulgą, gdy już go opuścili. Zerknął na zegarek. Nie było bardzo późno, jednak już trochę czasu minęło od początkowej 19, o której się spotkali. Oby jeszcze mu się udało!
zt tutajVega - 20 Maj 2015, 12:43 Jak mógł więcej uwagi poświęcać innym niż tej, jakże pysznie określanej parę chwil temu, Vedze? Ale dość o niej myślał – na tyle, by pomyśleć o jej wizualnej prezentacji.
- Dokumenty? Obawiam się, że mogą one nie wystarczyć.
Dobrze, że o słonej czekoladzie na głos nie wspominał – jeszcze by sobie różowa dama to zapamiętała i przy najbliższej okazji takową mu podarowała. Pewnie wówczas język wykręciłby we wszystkie strony, z niesmaku, a jej do spróbowania żadnym skarbem by nie zachęcił, ani tym bardziej nie zmusił.
Ażeby coś jej ubrać, pierw musiałby ją okraść z obecnej tkaniny, a sama myśl o tym sprawiała, że czuła w sobie nieznane dotąd uczucie.
- Chętnie poznam Twoją wizję, ale pierw może poznasz moją?.. - Oczywiście po raz kolejny myślami krążyła wokoło stania się jego miłosną ofiarą. W odwecie uznał, że się doigra czegoś złego. Serjusli?! – niedowierzała mu. Przecież nic jej nie grozi! Nic poważnego.
Raczej…
Odsunął się i odeszli od stolika. Parę małych łyków zostało w jej szklance, ale najwidoczniej Szopkowi śpieszyło się ku uczynieniu czegoś magicznego. Wyszła wraz z nim – po co protestować, skoro chciała przy nim być, jak najbliżej, jak najdłużej?
z/tAnonymous - 8 Sierpień 2015, 18:43 Która mogła być godzina? Pierwsza? Druga?
Spojrzała na zegarek. Dlaczego w ogóle kupiła taki? A, bo tarcza Kapitana Ameryki. Zapomniała jednak że czytanie takich zegarków sprawia jej problem, a do tego brak jakichkolwiek cyferek na tarczy dodatkowo utrudniał funkcjonowanie.
Na szczęście najdłuższa wskazówka kierowała się w stronę dziewczyny. Było wpół do drugiej.
Co tu właściwie robiła? A co miała robić?
Ymel przepadła gdzieś jak kamień w wodę. Znaczy, wspominała że ojciec miał kaprys jechać w Bieszczady, ale nie zdawało jej się żeby jej o tym nie poinformowała.
Ale w końcu to dzień, nie? Może internet jej padł.
I telefon.
Westchnęła cichutko, wchodząc do przybytku. Przywitała się z panią za ladą typowym ,,dzień dobry'' i skinieniem głowy, po czym rozglądnęła się za jakimś wolnym stolikiem.
Akurat w połowie sali znajdował się taki, z dwoma krzesełkami. Usiadła tam i spojrzała w kartę.
Czuła się... samotna. Myślała że gdy nie będzie rodziców to będzie fajnie. Nie przewidziała jednak że i Ymel gdzieś wciągnie.
Po chwili przyszła kelnerka, a Dee zamówiła herbatę nadmieniając, by przyniosła jej dużo cukru.
Heteryk, słodził herbatę.
Do herbaty zamówiła też kawałek tortu czekoladowego, który razem z nią został przyniesiony.
Spojrzała na herbatę, torcik, i pusty fotel naprzeciw niej.
Więc została ona. Sama, w mieście, w wielkim, pustym domu. W dniu swoich urodzin.
Z torby wyciągnęła małą świeczkę i zapalniczkę. Świeczkę wbiła w tort i zapaliła ją.
Chwilę popatrzyła w ogień który wydawał się nieporuszony, a następnie uśmiechnęła się lekko i zaczęła śpiewać.
- Happy Birthday to me, happy birthday to me...
Nie obchodziło ją że ludzie mogą się na nią patrzeć, nie bawiła się w teatralne śpiewanie szeptem. Nie darła się też nie wiadomo jak. Po prostu.
- Best wishes... or something, happy birthday to me.
I w momencie gdy skończyła śpiewać zdmuchnęła świeczkę. Teraz można jeść.Anonymous - 9 Sierpień 2015, 20:13 Czekolada. To brzmiało tak... Dobrze. Może nie wybitnie, ale zdecydowanie dobrze. Cóż, średnio przepadała zazwyczaj za słodkościami, szczególnie rzeczy pokroju cukierków czy innych takich nie zawsze jej podchodziły, ale czekolada? Zawsze i wszędzie. Także kierując się do tego miejsca miała jak najbardziej uzasadnioną nadzieję, że tutaj czekolada będzie inna. Lepsza? Albo choć oryginalniejsza. Bo oczywiście czekolada sama w sobie serio brzmi dobrze. Ale może brzmieć jeszcze lepiej.
Ubrana w ładną, letnią sukienkę i buty na niewielkiej koturnie wkroczyła z rozmachem do niewielkiej kawiarenki (?) witając wszystko i wszystkich szerokim uśmiechem.
Rozejrzała się po miejscu i nie dostrzegła zbyt wielu gości. Tu ktoś, tam ktoś... A trzeci ktoś śpiewał. I wyglądał na jej wiek. No, co najmniej sądząc po fakcie, że najprawdopodobniej był człowiekiem to mogła założyć, że tym razem nie trafi na wieloletniego w ciele nastolatka. Szczęście!
Śpiew to zawsze jakiś całkiem niezły punkt zaczepienia i do tego przyjemny i fajny i w ogóle to śpiewanie jest fajne, szczególnie jak ktoś umie śpiewać. Wendy nie umiała śpiewać. Wendy umiała wydobyć z swoich głębi wściekły ryk zachęcający do boju, ale śpiew jako taki nie był jej mocną stroną. Dlatego, właśnie dlatego, reagowała entuzjastycznie na każdego kto śpiewał sensownie, całkiem czysto... I radośnie. Ale ten ostatni punkt to tak optymalnie.
Szczególnie w momencie, gdy już po podejściu kilku kroków ogarnęła jaki jest tekst i cel przesłania. Wtedy podjęła się rzeczy niebywałej i też spróbowała zaśpiewać. Podejrzewam, że tak koślawych nut to dawno świat nie widział.
- Happy Birthday to you, happy birthday to you!
No dobra, aż tak koślawo nie było, dało się słuchać, ale tylko tyle.
Stanęła tuż koło stolika przy którym siedziała dziewczyna, wciąż uśmiechając się promiennie. Zapewne większość ludzi miałaby kłopot by się odezwać, zagadać, czy coś... Ale nie ona. Ona nie myślała, ona po prostu działała.
- Wszystkiego najlepszego jubilatce! Tylko nie rozumiem czemu świętujesz je sama i w atmosferze jakby zdechł kot sąsiada i podrzucili co go pod wycieraczkę - dodała zerkając cwanie na dziewczynę. Tak, w tym zdaniu czaiło się pytanie. Lepiej na nie odpowiedz, bo zżera mnie ciekawość. A za chwilę dołoży się do tego całą resztę, która powoli formowała się w głowie Wendy jako plan działania.