To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Osiedle Domków - Willa rodziny Foxsoul

Yako - 13 Marzec 2017, 20:37
Temat postu: Willa rodziny Foxsoul
Na samym skraju Osiedla Domków, znajduje się willa, oddalona od innych zabudowań. Samotna ale nie mroczna. Utrzymana w angielskim stylu z japońskimi dodatkami.
Budynek stoi na dość wysokim wzgórzu, otoczony kamiennym ogrodzeniem, z furtką oraz bramą wjazdową. Do domu prowadzi brukowany podjazd, otoczony trawnikiem, który nie zawsze jest idealnie ścięty. W końcu jak tu dbać o wysokość trawy skoro właściciel sprawia, że rośnie jak szalona?
Cały budynek otoczony jest bujnym ogrodem pełnym kwiatów, krzewów i owocowych drzew. Ale znajdą się tu też magnolie o powykręcanych gałęziach. Na tyłach domu znajduje się również staw z japońskim mostkiem, a w przejrzystej wodzie, pływają spokojnie różnokolorowe karpie koi.
Wnętrze urządzone jest dość skromnie jak na mieszkającego tam aktora. Sprzęt, który tam można znaleźć oczywiście jest nowoczesny, jednak nie znajdzie się tu żadnych drogich bibelotów do zagracania domu czy plakatów i zdjęć samego aktora na ścianach. ściany utrzymane są w jasnych kolorach, za to wyposażenie jest ciemne.

PARTER
Pierwszym co rzuca się w oczy po przejściu przez przedpokój, jest obszerny salon, zajmujący prawie całą powierzchnię parteru. Znajduje się tam kominek, który ogrzewa cały dom. Na jednej ze ścian znajduje się spory telewizor, a pod nim zestaw kina domowego. Pod ścianą na stojaku widnieją płyty z wszystkimi filmami w jakich Yako brał udział. Podzielone są one na gatunki oraz na to kto tam gra, czy Luci czy Lusian. Przed telewizorem, stoi spora skórzana kanapa, pokryta kilkoma poduszkami. Przed nią znajduje się stoliczek kawowy, a po jego bokach dwa fotele, zapewne do kompletu z sofą. Na ziemi za stoliczkiem leży spory, czarny, miękki dywan. W końcu nie każdy może chcieć cieszyć się filmem z kanapy, niektórzy lubią poleżeć na podłodze i poleniuchować.
Za kanapą znajduje się dobrze wyposażony barek. Jest on umieszczony w jednym z filarów podtrzymujących suit. Dosłownie w nim. Zamykany jest szklanymi drzwiczkami. W nim znaleźć można alkohole z różnych stron świata, zarówno te tańsze jak i te, które można pić jedynie gdy jest ku temu okazja. Na pewno jest to mały raj dla smakoszy.
Dalej znajduje się przejście do jadalni, połączonej z jasną, dobrze wyposażoną kuchnią. Widać, ze właściciel willi lubi gotować.
Tuż przed wejściem do salonu, można zobaczyć drwi, prowadzące do obszernej łazienki, wyposażonej w wielką wannę, znajdującą się w posadce, kabinę prysznicową, szafkę na szlafroki, ręczniki oraz wszelkie płyny i olejki do kąpieli, toaletę, oraz umywalkę z szafkę, w której ukryte są kosmetyki. Wanna zmieści spokojnie cztery osoby, ale nie to jest w niej najlepsze. Pełni ona bowiem funkcję zarówno zwykłej wanny jak i jacuzzy. Bo kto nie chciałby się zrelaksować po ciężkim dniu w pracy, kąpielą z bąbelkami?
Niedaleko wejścia do łazienki znajdują się schody na piętro, ale to opiszemy za chwilę.
Pod schodami znajduje się wejście do garażu, mieszczącego dwa samochody. Ciemnoniebieską Mazdę Matia MX-5 NA (cóż Yako zawsze miał poczucie humoru jeśli chodzi o pokazywanie się publiczne) oraz ciemnoczerwony Maseratti Granturism Cabrio. Oba samochody gotowe w każdej chwili wyruszyć na podbój ulic. Oba przykryte zawsze starannie płachtami, w szczególności gdy właściciela nie ma w domu, zawsze wypastowane i z pełnymi bakami.
Jednak żadna z tych zabawek nie jest oczkiem w głowie Yako. Jego ukochana bryka znajduje się w podziemnym, tajnym garażu, ale o nim za chwilę.
Po drugiej stronie schodów znajdują się drugie drzwi. Te prowadzą do oszklonego pomieszczenia, które mogłoby trochę przypominać szklarnię z otwieranym dachem, gdyby nie fakt, że na samym środku znajduje się spory basen, idealny do zabaw zarówno w zimie jak i w lecie i niezależnie od pory dnia czy nocy, gdyż pomieszczenie jest ocieplane (o ile jest taka konieczność) woda zawsze ma dobrą temperaturę i jest podświetlana.
Zaraz obok znajduje się średniej wielkości pomieszczenie, służące za siłownię, w której spokojnie można popracować nad kondycją oraz swoimi mięśniami. Są tam przyrządy przystosowane do użytku zarówno przez kobiety jak i mężczyzn.
W salonie znajdują się przeszklone, rozsuwane drzwi prowadzące na taras, a dalej do ogrodu.

OGRÓD i TARAS
Taras, jest częściowo zakryty daszkiem i znajduje się z tyłu domu. Znajduje się na nim ławko-huśtawka, oraz kilka wygodnych ogrodowych krzeseł i stolik. Wszyscy zrobione z wikliny, by łatwo było je przetransportować do ogrodu. Znajduje się tu również grill.
Ogród urządzony jest w stylu japońskim. Na jego środku znajduje się stawik z karpiami koi. Przez środek przebiega drewniany mostek. Za stawem znajduje się altanka, a obok niej miejsce na ognisko. W końcu nie tylko przy grillu można się dobrze bawić. Znajdzie się tu kilka drzewek owocowych, wiśnie oraz magnolię. Jest też sporo trawy, na której można się położyć i popatrzeć w gwiazdy lub łapać trochę słońca.
Całość otoczona jest kamiennym murkiem, aby nikt niepowołany nie wchodził na prywatny teren.

PIĘTRO
Na piętrze znajduje się kilka pomieszczeń. Łazienka, gabinet, główna sypialnia, dwie sypialnie dla gości oraz biblioteka.
Łazienka jest o wiele mniejsza niż ta na dole. Tutaj również znajduje się zarówno wanna jak i prysznic, jednak wanna jest tylko trochę większa od standardowej. Jest też oczywiście umywalka i toaleta oraz szafka z kosmetykami i olejkami do kąpieli. Całość utrzymana w czerni i bieli.
Główna sypialnia utrzymana jest w ciemnej, trochę mrocznej kolorystyce. Znajduje się tu wielkie, wygodne łóżko, pokryte poduszkami, biurko, regał z książkami oraz wejście do garderoby wypełnionej z połowie ubraniami Lusiana, a w połowie ubraniami Luci. Ma ścianie naprzeciw wejścia znajduje się spore okno oraz drzwi na balkon. Naprzeciwko łóżka, na ścianie wisi spory telewizor. Na biurku poza papierami oraz różnymi przyrządami biurowymi znajduje się laptop. MacBook Pro. Czarny, matowy z czarnym znaczkiem Apple. Kupowany na zamówienie. Obok leży też zawsze najnowszy model IPhona. Jak szaleć to szaleć.
Do tego pomieszczenia goście nie mają zazwyczaj wstępu. Nawet kochanki czy kochankowie, przyjmowani są w pokojach dla gości.
Gabinet znajduje się zaraz obok sypialni. Również utrzymany w dość ciemnych kolorach. Jest on jednak mniejszy niż sypialnia. Znajdują się tam szafki na dokumenty oraz duże, ciężkie biurko. Tutaj trzyma wszystkie papiery. Znajduje się tam też sejf, ukryty za płótnem, z japońskimi malunkami, przedstawiającymi lisa o dziewięciu ogonach. Pokój ten jest zazwyczaj zamknięty, a klucz gospodarz nosi zawsze przy sobie.
Po drugiej stronie sypialni znajduje się biblioteka. Spore pomieszczenie, które od podłogi po sufit wypełnione jest regałami z książkami z różnych stron świata. Znajdują się tu książki w różnych językach, ale również o różnej tematyce. Przy jednej ze ścian znajduje się biurko, które umożliwia studiowanie książek.
Dwie pozostałe sypialnie są utrzymane w jaśniejszych barwach. W obu znajdują się duże, wygodne łóżka, szafy i komody na ubrania (jakby jakiś gość chciał zostać dłużej). Oba również mają wyjścia na balkony.

PODZIEMIA
No i na koniec to co najciekawsze. Podziemia, o których wie tylko właściciel willi. Istnieją dwa wejścia, które umożliwiają obejrzenie tego co dla właściciela najcenniejsze.
Pierwszym jest przejście za regałem z narzędziami w garażu. Jednak nie każdy jest w stanie tam się dostać. Za jednym z pudeł znajduje się przycisk z igłą, który sprawdza krew osoby chcącej dostać się do tajnych pomieszczeń. Zareaguje on tylko jeśli igła pobierze krew Yako.
Za przejściem znajdują się kamienne schody, prowadzące do sporego pomieszczenia, przypominającego trochę salę treningową, która znajduje się w Lisiej Norce. Tam Yako trenuje w swojej demonicznej postaci. Tu trzyma broń, gdy mieszka w Świecie Ludzi. Pomieszczenie to służy tez jako magazyn z najcenniejszymi przedmiotami i pamiątkami.
Ale to czego Yako najbardziej strzeże znajduje się pod płachtą. Jest to samochód. Czarna matowa Tesla na której bokach widnieją srebrne, biegnące lisy. Po jednym z każdej strony. Jego samochód firmowy, najbardziej charakterystyczny. Każdy chciał się przejechać tym autem ale mało kto miał okazję. Jednak jak samochód dostał się pod ziemię i do tego jeszcze mógł stamtąd wyjechać? A to bardzo proste! Tuż za pojazdem znajduje się klapa, otwierana za pomocą przycisku, przytroczonego do kluczyków samochodu. Otwiera ona wyjazd z tego podziemnego garaży. Wjazd znajduje się tuż przed wjazdem do normalnego garażu. Klapa podnosi się, wpuszczając właściciela kluczy na rampę. Klapa nie musi otwierać się całkowicie, dzięki czemu sam Yako może tędy wchodzi i wychodzić bez użycia drzwi wejściowych.

Gawain Keer - 9 Kwiecień 2017, 21:34

Po wyjściu z Wrót Gawain od razu przykleił się do trawy. Była przyjemnie chłodna i obrzydliwie mokra, ale rudzielec nie był na tyle głupi i nierozważny, by nie zachować podstawowych środków bezpieczeństwa. Gopnika również pociągnął na ziemię oraz wyciszył teren wokół siebie, więc ile Kapelusznik by nie gadał i tak robił to po próżnicy. Przynajmniej dopóki ten nie wydrze się na całe gardło. Gawain chwilę leżał i nasłuchiwał, ale chyba nikogo nie było. Szukał linii drzew, jakiegoś schronienia, kiedy zorientował się, że leżą... na czyimś trawniku w środku nocy.
Wstał, otrzepał się, założył kaptur i ruszył w kierunku zardzewiałej furtki. Szarpnął za klamkę, ale nic to nie dało. Nie pozostało nic innego, jak tylko wdrapać się na płot. Wgramolił się na niego, po czym zwyczajnie z niego spadł tłukąc sobie tyłek. Tylko Gopnik jeden wie jaką minę miał Gawain, gdy Kapelusznik po prostu zamiast ciągnąć furtkę do siebie, lekko popchnął ją i opuścił teren posesji jakby nigdy nic.
Kolejnym przystankiem dwójki śmiałków okazała się być kafejka internetowa. Rudzielec cały czas starał się zakrywać swoim ciałem ekran komputera. Bardzo nie chciał psuć Gopnikowi niespodzianki, która go czekała, ale ledwo tłumił śmiech. Gdy już miał adres, zamówił taksówkę, która zawiozła ich pod willę demona. Co prawda znowu żołądek Keera robił swoje i wymusił krótki postój, ale przynajmniej nie dopłacali za tapicerkę.
Budynek poznał bez większych problemów. Zarośnięty trawnik, kwiaty, drzewa i krzewy bujniejsze, niż w ogrodach botanicznych - to mógł być tylko dom Yako. Do tego japońskie dodatki elewacji rozwiewały wszelkie wątpliwości.
- Nuuu, bratan! To jezdeśmy! - rozłożył ramiona prezentując posiadłość. Czym prędzej popędził do drzwi wejściowych, oparł się o nie czołem i zaczął grzebać w torbie. Przerzucał w niej rzeczy z dobre pięć minut, ale koniec końców jego dłoń natrafiła na mały, srebrny kluczyk. Pasował do zamka i drzwi szybko ustąpiły, przy czym rudzielec prawie się wywalił.
Po drugiej stronie już ktoś był, ale o pomyłce nie było mowy.
- Dobranoc! Yyy.. znaszy dobry wieszór piknej pani! My jezdeśmy od Foxsoula! - wybełkotał i uniósł w górę kluczyk na dowód, że nie kłamie. Blondynka w średnim wieku krzywiła się, ale machnęła na to ręką i przepuściła ich dalej.
- Dobry wieczór. Niech się panowie czują jak u siebie. Skoro panowie tu są, to oznacza, że ja już nie muszę. Prosiłabym jednak o informację, gdy będziecie opuszczali willę. Wizytówka z numerem znajduje się na stoliku w przedpokoju. Tymczasem, życzę panom udanego pobytu - kobieta wypowiedziała wyuczoną formułkę sennym głosem i na moment zniknęła wewnątrz budynku nie zostawiając czasu na odpowiedź. Zanim Gawain zdążył odłożyć torbę i kuszę już ich mijała niemalże wybiegając z budynku.
- I so ty na to? To dom Lussii! - wyszczerzył się i okręcił się wokół własnej osi. Był ciekaw reakcji swojego kolegi. Gdy już ją otrzymał ruszył do salonu zahaczając przy okazji o łazienkę. Wanna kusiła, ale nie miał zamiaru w niej usnąć, więc wybrał umywalkę. Przynajmniej mógł przepłukać usta i obmyć się trochę. Po dłuższej chwili wrócił do Gopnika po drodze pozbywając się butów i płaszcza. Było mu o wiele lżej niż na początku tej eskapady. Od razu walnął się na kanapę z westchnieniem ulgi. - He! Spójsz na ten telefizor! Zaoszę sie, sze doskonale fszystko na nim widać! Wjesz, filmy! - zaśmiał się i wskazał ręką na półkę wypełnioną po brzegi płytami z roznegliżowanym Yako w roli głównej. Może nadal mówił śmiesznie, ale obraz już mu się tak nie dwoił, więc czytanie też jakoś mu szło. - So powiesz na... - tu nachylił się w stronę półki mrużąc oczy - "Malowanie na polanie". Co to f ogóle za tytuł?! - parsknął śmiechem przejeżdżając dłonią po twarzy.

Gopnik - 10 Kwiecień 2017, 18:22

Przekroczyli wrota. Tutaj było... Inaczej. Pogoda była jednolita, dookoła były domki, ale takie... Dziwne, nie jak w Krainie Luster, takie... Monotonne. Bez dwóch zdań, dotarli do Świata Ludzi.
Kapelut poszedł w ślady Cienia i padł na ziemię. Zapomniał się jednak i zaczął mówić do Gawaina.
- Gałejn, udało nam sje! Jezdeśmy w Krajinje Ludziów. Ale tu dziwnie... Tak wszędzie tak samo blać. Bez dwóch zdań, jesteźmy u ludków!
Co prawda w nocy niewiele było widać, ale na szczęście była pełnia. Gopnik z niemałym rozbawieniem patrzył, jak Cień męczy się z furtką, ale starał nie dawać tego po sobie poznać. Gdy ten jednak już leżał po drugiej stronie, wesoły Kapelut podszedł do furtki i powiedział.
- Pacz, Gałejn, na czary. Abra kadabra, magia voodoo zaklencia! I myk! - niemal zakrzyknął, po prostu otwierając furtkę. Gdy zobaczył szok i niedowierzanie Rudzielca, niemal krztusił się śmiechem. Na prawdę, wyglądało to przekomicznie, te otwarte usta, nieco przyćmione grymasem bólu, te szeroko otwarte oczy. A po drugiej stronie roześmiany Kapelusznik.
Poszedł razem z towarzyszem do kafejki. O rety, ale się pozmieniało. Pamiętał w Rassiji jeszcze stare komputery z oknem dziewięć pięć, ale to, co tutaj ujrzał, przeszło jego największe oczekiwania. Te monitory były płaskie jak deseczka... A przeróżne obrazki na komputerze nie były już nudno szare, lecz przezroczyste. Sporo się pozmieniało tutaj.
Postanowił zająć drugi komputer, gdy zdał sobie sprawę, że Gawain nie pokaże mu tego, czego szuka, mimo, iż Rusek bardzo usilnie próbował się tego dowiedzieć, zarówno werbalnie, prosząc i błagając, jak i niewerbalnie, próbując odsunąć Cienia od monitora.
Sam jednak nie zabawił się z komputerem zbyt długo. Rozegrał 2 albo 3 rozegrane sesje sapera i już musiał wyłączyć maszynę.
Pojechali taksówką pod wskazany przez kompana Michaiła adres, który akurat ruskowi niewiele mówił. Wreszcie dotarli przed piękną, szykowną willę. A co lepsze, Gawain miał do niej kluczyki. No to cóż, będzie ciekawie, taka chata, taka chawira, i oni tu będą melanż. To nie może się źle skończyć!
- Nu, Gałajn, niezłą chatę nam tu wynalazłeś. Tylko powiedz mi... Jesteś pewny, że tam bydzie ta japońcowa wódeszka? Nu, wiesz, takiej ja żem jeszsze nie pił! - Stwierdził z podekscytowaniem.
- Dobry weczór... A pani to kto? Taka ładna... - zaczął pijacko flirtować z wywieszonym jęzorem, ale Pani te zaczepki zbyła. Kątem ucha usłyszał "Foxsoul". Czyżby byli u Lusiana? No w zasadzie to byłoby logiczne, przecież kumplowali się z Gawainem. Ale coś tu Gopnikowi nie pasowało, jednak nie przejmował się tym zbytnio. Najważniejsze, że był alkohol.
Dama, która ich przyjęła, teraz uciekła niemal biegiem. To było zastanawiające, ale Gopnik, jak to Gopnik, nie zwrócił na to większej uwagi. Japońska wóda. Tylko to się liczyło. No i kompan do picia. A dziewczynki jeszcze sobie zorganizują.
Następne słowa rudzielca zmroziły Gopnika. W pozytywnym sensie. Momentalnie zdrętwiał, po chwili otworzył szeroko usta. Stał tak chwilę, a po chwili jego rozdziawiona gęba przyjmowała grymas przypominający szeroki uśmiech. Wreszcie wykrztusił z siebie.
- Tej... Luci!? To jej willa? Gałejn, blać, jesteś mojim bogiem, mojim prywatnym Jezusem, mojim wybawicielem. Proszę, powiec jeszsze że ona tam jes i czeka na nass. Wtedy bende w raju! - powiedział szybko, wyraźnie ucieszony i podekscytowany.
Zdjął marynarkę, buty i poszedł od razu wprost do salonu. W przeciwieństwie do Cienia, Kapelusznik czuł się dobrze, szumiało mu w głowie, język się plątał, ale nie odczuwał żadnych negatywnych efektów alkoholu. No, przynajmniej na razie, bo rano z pewnością będzie go boleć głowa.
Walnął się na kanapie i czekał, aż wróci jego kompan. Gdy melotowarzysz wrócił i zaproponował film, Gopnik zwrócił uwagę na telewizor. A takiego jeszcze nie widział. Podobnie jak tutejsze monitory komputerów, był płaski, ale w przeciwieństwie do nich, był ogromny. Gopnik nigdy nie widział tak dużego telewizoru.
- Oj pizdiec... Jak tu jest zajebiście. Te telefizory, te śśiany te, te meble... To jess piękne. - przyznał z zachwytem.
Gdy usłyszał tytuł filmu, zaśmiał się:
- Gałejn, a ty wjesz, sze to mój prawie uljubjony film jes? To jes o takiej malarce która siem uczy. Uczy siem malować, ale to jej nauczyciel pokaże jej jak się maluje. Gałejn, odpalaj, se obejrzymy. A potem... Przejszemy inne fylmy! - zaśmiał się i poprawił na fotelu, w oczekiwaniu na seans.

Gawain Keer - 11 Kwiecień 2017, 15:23

Słysząc pytanie Gopnika spojrzał na niego udając złość - Mnie nie wjeszysz?! - wskazał na siebie palcem - Jak mówię, sze coś będzie to będzie! Poza tym Foxsoulowie są od japońców, to by było dzifne, gdyby nic nie mjeli - podrapał się po głowie, odprowadzając wzrokiem blondynę. Co się napatrzył to jego. Zgrabny tyłeczek opinała ołówkowa spódnica, a biuścik przebijał się przez materiał białej bluzki. Pewnie zdjęła cyckonosz, gdy szła spać, ale uznała, że nie ma czasu na zakładanie go ponownie. Ona zyskała wygodę, a on widoczki.
- Owszem ładna... - uśmiechnął się marzycielsko. Ale nie tak ładna jak Luci. Tęsknił za tym energetyzującym błękitem pełnym gniewu, za odrobinę obiecującym ametystem i wygłodniałym rubinem. Jeszcze długo mógłby fantazjować o lisim demonie, ale widząc minę Gopnika wprost nie mógł opanować śmiechu. Oparty o ścianę i zgięty w pół dosłownie piał, aż nie brakło mu tchu - Tak! Tej Luci! I szaden ze mnie bóg, bo niestety ona magicznie się nie pojafi... a szkoda - wzruszył ramionami. Mówi się trudno, nie można mieć wszystkiego. Na przykład wiedzy, że Lusian i Luci to w rzeczywistości jedna i ta sama osoba. Dobrze, że nie miał zbyt długiego jęzora po alkoholu. Zresztą gdyby miał, to pewnie nie mógłby tak miło spędzać czasu z Gopnikiem. Lepiej by nie wiedział, dopóki sam jakoś się nie dowie. Wtedy dopiero mina mu zrzednie! Oby mnie tylko z zazdrości nie wrzucił do basenu z wódką. Uśmiechnął się do siebie i ruszył zad z kanapy. Miał dobry humor i cieszył się z tego, że Gopnikowi tak spodobała się niespodzianka. Nucił coś cicho pod nosem i sięgnął po pudełko z płytą, po czym włączył telewizor oraz odtwarzacz. Zanim sprzęt wszytko zaczaił, rudzielec przeszedł do tyłu i zaczął przeszukiwać barek.
Wiedział, że Yako niespecjalnie lubi mocne alkohole. Nie były najlepsze w smaku i nie działały na demona w żaden sposób. No może nie licząc tego jak potem wionęło od niego wódą. Jednak Gawain miał ochotę spróbować również czegoś słabszego, co nie oznacza, że słabego.
- Prawie? To jaki jes tfój ulubjony? - parsknął otwierając szklane drzwiczki.
Japońskiego nie znał, więc kierował się jedynie zawartością alkoholu i wybrał parę butelek. W pierwszej znajdował się lekko żółtawy klarowny płyn - 15,5%. To pewnie było to "sake", o którym tyle się słyszało przy rozmowach o Japonii. W drugiej alkoholu było już 36% i gdyby krzaczki nie pokonały Gawaina, to wiedziałby, że trzyma właśnie butelkę Shōchū. Znalazł też kieliszki i tak zaopatrzony wrócił na kanapę. Gdy już wszystko rozłożył, wcisnął "play" na pilocie.
- Ja szadnego ulubionego nie mam. Nie znam się, bo na brak kobitek nie mogłem naszekać. To co otfieramy pierfsze? Mamy te... sake i jakieś takie mocniejsze. To chyba tesz sake. Tylko inne - porozumiewawczo łypnął na Kapeluta, ale szybko wrócił do oglądania obrazów na ekranie. - Obras żyleta! Prafie jak w kinie. Byłeś kiedyś f jakimś? - zapytał ciekaw przeżyć Gopnika.
Patrzył na siedzącą na polanie Luci, która wyraźnie starała się coś namalować. Było jej dziwnie bez mięciutkich uszu i ogona. Towarzyszył jej brunet, latynos. Brązowe oczy, przydługie włosy zebrane w ciasny kucyk i rozpięta biała koszula. Jakby dopiero co wrócił z romantycznego rejsu. Coś tam chwilę peplał o teorii barw i machał palcem wskazując przypadkowe punkty na płótnie oraz komplementował uczennicę. Że niby taka piękna, to będzie pięknie malować. Potem jednak upaprała się farbą i gadanie się skończyło.
Niby to był tylko film, ale Gawain i tak poczuł mocne ukłucie zazdrości. Nie dlatego, że każdy na całym świecie mógł sobie oglądać jego Luci, czy dlatego, że uprawiała seks z innymi aktorami, który był tak sztuczny, że mogliby go produkować w Chinach. Do tego wiedział, że Yako go kocha. Za to świadomość, że inni również zabiegaliby o jej względy była wręcz nie do zniesienia. Gopnik pewnie chciałby tylko spędzić z nią noc - choć wizja ta leżała daleko poza możliwościami wyobraźni Gawaina - ale taki Thorn? Miałby realne szanse. Miły, szarmancki, przystojny i silny. Prawdziwy książę z bajki. Jebać go!
Rudzielec wpił palce w skórzane obicie, a jego oblicze wyraźnie pociemniało. Działanie alkoholu już mocno zelżało. Keer przypomniał sobie, w jakim celu tu przyszedł, ale po kiego czorta przywlókł ze sobą Gopnika? Nie tak miało być. Miał tu przyjść sam, w spokoju pracować i ewentualnie siedzieć sobie z drinkiem, a nie walić kielony z Kapelusznikiem.
Poprawił się na sofie, ale jakoś nie mógł skupić się na wdziękach swojej kochanki. Do tego ten facet na ekranie go wkurzał. Przecież nikt nie chciał ich oglądać! Może jakieś baby, a obecność szczątkowej, ale logicznej fabuły na to właśnie wskazywała.
- Co byś pofiedział na prafdziwe panienki?! - grzmotnął Gopnika w plecy - W dfóch balować, cieńko! Stać nas na fięcej! - zaśmiał się, lecz teraz brzmiało to jakoś sucho i nieco groźnie. Nosiło go jednocześnie brak alkoholu i kapkę złości. Co prawda chciał się zająć ważniejszymi sprawami, niż upijanie się i bycie podróbą truposza na drugi dzień, ale i tak nie miał teraz do tego głowy. Przez własną głupotę. Może wyjdzie mi to na dobre. Jak się bawić to się bawić! Przegnał resztki chmur znad swojej głowy i znów się uśmiechnął - Po filmje poszukamy telefonu. Na nie i tak trzeba bendzie czekać - dodał. Miał nadzieję, że Gopnik się zgodzi. Trochę posiedzi z towarzystwem, a potem pokacuje, odpocznie i zabierze się za to, co sobie zaplanował.

Gopnik - 11 Kwiecień 2017, 20:37

- No dobra, skoro tak mówiesz, to ciem wierzę! Ale chawira na prawdę świetna, stary. - powiedział zadowolony. Również jego wzrok skanował kształty blondyny. Fajna laska, nie ma co. Co zresztą też przyznał Gawain.
Swoją drogą właściciel musiał być okropnie bogaty. Nie dość, że stać go było na taką willę, to jeszcze opłacał tak ślicznego odźwiernego... Czy kogoś w tym stylu. Elegancja aż biła.
- Buu, ja nieszczenśliwy... Ale może jakieś inne dziefczynki się napatoczom. Muszom! - odparł ze wzrokiem dzikiego zwierza. - A ty i tak żeś mnie zaimponował, chopie. Nie mówiłeś, że siem znacie! - dodał z nieukrywaną, acz pełną sympatii zazdrością.
- Nu, pokaż, co żeś tam wynalazł za alkohole. - ponaglił, mówiąc to śmiesznym akcentem, ni to lustrzanym, ni to ruskim, ni to pijackim. - Ulubiony? A każdy z Lusssi jest mojim ulubionym. Ta dziewczyna... To co ona ma w sobie, ta energia, ta dzikość, oh bracie, jak bym ją braaaał, jakbym ją miał, to nie tak, jak te aktorzyny co z nio grajo. Człowieku, co jak co, ale ja na zadowalaniu dziewwczynek to siem snam! - przechwalał się, uraczony nadal procentami. Powoli to z niego wychodziło, co akurat nieco denerwowało Gopnika. Dla niego najlepiej by było, gdyby ten stan trwał, trwał i trwał. Było mu wtedy tak błogo, tak fajnie się rozmawiało, tak przyjemnie świat wirował. No i nic się nie liczyło, żadne problemy dnia codziennego, żadne kłopoty, nawet wątroba go nie bolała. Właśnie, wątroba, miał ją leczyć... A chrzanić to. - stwierdził w myślach, sięgając błagalnie rękami w geście "daj" w stronę Gawaina.
- Sake, srake, byle dobre było. Dawaj mnie to. A to drugie to nie czassem jakieś mocniejsze inne japońskie cuś? Coś kiedyś żem słyszał, jak oni to nazywali... Czej... Szoczi... Soczi... A nie, to miasto w Rassiji, dobra, chrzanić, pijemy? - spytał bez ogródek. Rzeczywiście, gdyby był trzeźwy, mógłby sobie przypomnieć tę nazwę, jednak w obecnym stanie nie było to możliwe. A poznał ją, czytając katalog egzotycznych alkoholi, który dostał od kumpla, gdy ten wrócił z drogiego, dalekowschodniego hotelu. Na szczęście były tam napisy po rosyjsku.
Spojrzał na telewizor. Spojrzał i oczom nie wierzył. Wcześniej filmy z Luci oglądał albo na starej Nokii, gdzie walory kobiety wyglądały jak jeden piksel, albo na starym telewizorze. Natomiast tutaj... Cóż, obraz był przepiękny. Nawet mimo kręćka w głowie Gopnik widział ogromną różnicę w jakości obrazu.
- Nu, pszepjękny! Taki obraz to ja rozumię! F kinach bywajo gorsze. A byłem. Ale takim objazdowym, fjesz, w Wołgogrodzie. - odpowiadał, nie odrywając wzroku od ekranu telewizora. Akurat główna bohaterka upaćkała się farbą, a jej ubranie z dawnego, jednolitego koloru zamieniło się w jeden wielki kleks. Oczywiście aktor drugoplanowy ohoczo pomógł się jej rozprawić z problemem. Gdy już odgrywali centralny punkt swojej roli, latynos zaczął malować lisa na plecach Luci na rudy kolor, z czarnymi końcówkami ogonów.
- A byłem na tym... Jak on miał... Tytanisie... Wjesz, ten film z Leonidem Del Cappy... Czy jakoś tak. Tam to był szał ciał, dziewucha mnie wyciungła, ale dla mnie mdłe. I wogóle on sie mógł zmieścić na tych drzfjach czy co to byo. - dodał, ale dalej nie chciało mu się opowiadać. Bardziej był zajętym filmem. Znał go na pamięć. Kilka razy zmienią miejsca, facet przyozdobi pędzlem jeszcze inne części ciała, aż na koniec znowu będzie układ, od którego zaczęli. A lis zostanie dodatkowo przyzdobiony inną, białą farbą.
Uderzenie Gawaina było na tyle mocne, że z ust Gopnika wydobył się głuchy odgłos. Było to oczywiście gestem przyjaźni, więc Kapelut nie miał tego za złe. Tymbardziej, że propozycja, z jaką wyszedł Cień, była bardzo wygodna w obecnej sytuacji.
- A dajesz, brat. Dziefczynki. Dużo dziefczynek, dzwoń, zamawiaj! Stać nas! No i wóda. Cztery razy wóda. Razy cztery razy! - ryknął rozochocony. Ciekawe, jaką Luci miala sypialnię. A skoro będą dziewczynki, może warto byłoby ją przetestować. Coraz to kosmatsze myśli chodziły Gopnikowi po głowie.
- Nu, to obejrzyjmy, popijmy sobie tych tutejszych japońskich specyfikuf, obaszymy puśnei, jak z imprezą. - zdecydował, a właściwie zgodził się z Gawainem. - No, Gałejn a teraz polej no tego... Sake. Strasznie mię ciekawi, jak to to cholierstwo smakuje, mosze dobre toto. Mosze będę dystybować to w naszym świecie, co Bratan? - zaśmiał się wesoło w oczekiwaniu na butelkę, tudziesz kieliszek alkoholu.

Gawain Keer - 11 Kwiecień 2017, 23:34

Chyba sczeznę tu gdzie siedzę. Przejechał dłonią po twarzy próbując pobudzić szare komórki do aktywności. Dlatego właśnie nie lubił kłamstw. Ani swoich, ani czyichś. Zawsze i raczej prędzej, niż później robił się z tego bigos.
- Tak luźno... f zasadzie nie ma siem czym chwalić. Tę chatę załatfiłem przez wspólnego znajomego - uniósł ręce w obronnym geście. Chciał jak najszybciej odbiec od tego tematu. Alkohol, masakra, jak on teraz go potrzebował! Pieprzyć to, że jutro umrze, a potem zaliczy zmartwychwstanie - musiał się teraz napić! Inaczej przywali komukolwiek, kto stanie na jego drodze.
Niestety Gopnik nie odpuszczał i dalej gadał o Luci. Zafiksował się na niej zupełnie i powtarzał jak zacięta płyta. Rudzielec zmarszczył brwi. Jakoś nie lubił łóżkowych opowieści i plotek o sprawności swojego sprzętu - Nie wątpię. Ale wjesz, że ona tesz tylko gra? Poza planem jest normalna - próbował jakoś ostudzić zapał Kapelusznika, bo jak dorwie jakąś lalę to ją przerucha na wylot.
Luci na ekranie w niczym nie przypominała tej, którą znał. Tutaj miała na sobie tonę makijażu, idealną fryzurę i ciuchy z bibuły, by ku uciesze widzów można było rwać je na strzępy. Zdecydowanie wolał ją taką, jaką zastał ją wtedy w lesie. - Chociasz z tą energią to masz rację. Zawsze i wszędzie jest jej pełno - zaśmiał się nisko. A że to nie jej własna energia, to już inna sprawa. Badawczo przyjrzał się brunetowi. On naprawdę miał teraz tylko jedną myśl na jedną półkulę mózgu. Pierwsza odpowiadała za popęd seksualny, a druga za chęć sięgnięcia po wypełniony kieliszek. Słowem źle, jeśli miał z nim kiedyś prowadzić interesy. Z drugiej strony nie chciał wiedzieć, jak wyglądałoby delirium Gopnika. Zadowolony Kapelut, to dobry Kapelut.
- Pijemy! To przeciesz alkohol. Tyy... a mosze Luci mnie nauczy japońskiego? - uśmiechnął się głupkowato i spojrzał na telewizor - Znasz jakiś film o szkole? Wjesz, takiej, w której zamiast ocen dostajesz numerek z nauczycielką - nagle podłapał temat i uśmiechnął się tajemniczo.
- Takie objazdowe kina to mają klimat! Tylko filmy stare, bo muszą odkupywać, a bywa, sze w transporcie się niszczą. W ogóle, to duża ta twoja Rassija! - odparł z drwiącym grymasem. Rudy lis! Też coś! Jeden rudy w parze wystarczy! - Ee.. Tytanicu? Z tym, jak mu tam było. Di Carpio czy jakoś tak! Takie se to było, romansidło - wzruszył ramionami, wpatrując się w uciapaną od rdzawej farby Luci.
Odetchnął z ulgą, gdy tylko usłyszał, że Gopnik się zgadza z jego pomysłem na dzisiejszą noc. Pewnie sam Kapelut wyszedłby z tą propozycją zważywszy na to, jak ślinił się na to, co wyprawiało się na ekranie.
Wedle prośby odkręcił butelkę ze słabszym trunkiem i polał im obu. - No, to spróbujmy! - ujął kieliszek w palce i leciutko go przechylił. Smakowało jak wyjątkowo wytrawne białe wino, uderzenie alkoholu było czuć prawie natychmiast, ale nie był to zbyt mocny trunek. Zdecydowanie na dłuższe posiedzenia w dobrym towarzystwie. - Śmieszne trochę, ale dobre! - podsumował krótko i uśmiechnął się błogo. Żołądek również przyjął to dobrze, ale Gawain i tak postanowił trochę przystopować. - A moszesz to rozprowadzać! Mi pasuje! A ty? Jak siem zapatrujesz? - odchylił głowę do tyłu. Dalej w niej szumiało i lekko wirowało, ale najgorsze już przeszło. - Czej, wezmę tylko wodę. Tylko mi jej potem nie zmieniaj! - pogroził mu palcem i ponownie podniósł się z kanapy. Ruszył na poszukiwanie kuchni, co zajęło mu aż minutę. Żarłok z ciebie, lisie. Szybko dorwał jakiś dzbanek, wypełnił go wodą i wziął do tego dwie szklanki. W końcu Kapelusznik nie był herosem, że mógłby pić bez końca. Do tego niedawno wylazł z kliniki.
- Już jestem - mruknął, postawił wszystko na stole i dosłownie rzucił się na tę wodę. Łapczywie wyżłopał całą szklankę - Tobie też się przyda. Panie nje lubią totalnie zalanych gości - powiedział sugestywnie i sięgnął po swój kieliszek. Jego ręka zatrzymała się gdzieś w połowie drogi - A... jest taka jedna rzecz. Nie koszystaj z głównej sypialni. Bo inaczej to będzie nasza ostatnia wizyta - powiedział jak najbardziej poważnie - Też bym chciał, uwierz - westchnął udając smutek i rozczarowanie. Lusian by go wywalił na zbity pysk. Choćby przez okno. Przechylił kieliszek i uśmiechnął się do Gopnika - Film sie skończył! To co? Ty poszukaj czegoś, bo sie znasz, a ja podzwonię tu i tam - zaproponował i jeśli tylko Kapelusznik mu przytaknął, Gawain poszedł szukać telefonu i komputera.

Gopnik - 12 Kwiecień 2017, 22:47

Gopnik siedział i siedział, podziwiając dobrodziejstwa mieszkania. A w zasadzie jedno z nich. Telewizor na pół ściany z ciekawym filmem... Który w zasadzie znał na pamięć.
- I tak ciem zazdroszcze facet, że masz takich znajomych. Ja to co najwyżej u Wanii darmowy wpierdol dla kogoś załatwiłem. Takie konszachty. No i to wojo, co se oczy chcieli wydłubać, chociaż i oficjery do mnie przychodziły. Z grubszo sprawo. Raz to do mnie pszyszły po bimberek, bo Dmitri Waszczuk wesele dla córce prawił. Powiedziałem mu - panie, dobra, zrobie. Ale nie na raz, jutro, albo pojutrze albo jeszcze ile bedzie. I było. 100 litrów bimberku, ale wody to ja tam zużyłem sporo. A milicja zamiast mie zgarnąć, sama korzystała, takie tam konszachty były chopie. Ale i tak ty masz lepiej. Taka chata, taka właścicielka... Mmmm... - opowiadał zapatrzony w namiętne sceny filmu przyrodniczego o rozmnażaniu ludzi.
- Może i gra, ale na pewno coś z tej gry pszemysa do łószka. Na pefno, muwiem ci! - wyjaśnił. Nie pomogło to jednak w ostudzeniu zapału Gopnika. Ten, jak był napalony na dziewczynki, tak jest nadal.
- No, no a fidzisz? A nie mufiłem? Jest pełna energi, toć pewnie i w uszku jest jej pełna, tak szy nie? - dodał tryumfalnie. Strasznie chciało mu się pić. A na dodatek zachciało mu się jeść. Dlatego też ucieszył się, gdy Gawain sięgnął po napitek.
- No w zasasie to zna. A jak ty jo znasz to może i nauczy cię co nieco, ha ha! Chłopie, zazdroszczę ci, weź mnie z nią zapoznaj, autograf bym se wzioł. I potem oprawił w ramkę i powiesił nad łuszkiem. W specjalnej złotej ramce, ha ha! - powiedział, ni to żartując, ni to mówiąc poważnie. Kapelut był ogromnym fanem twórczości Luci. W zasadzie od początku pobytu w Świecie Ludzi, gdy tylko dostał pierwszego, papierowego świerszczyka z tą japońską aktorką, zakochał się w jej kształtach. A gdy zobaczył filmy - kompletnie stracił dla niej głowę. Stała się dla niego ideałem gorącej i seksownej, dzikiej kobiety.
- Nu, pewno że znam. Bo to jeden, ha ha. Ale jeżeśli choci o naukę japońskiego... To, hmmm. Jaki by tu pasował... O, fjem! Rozmufki fransusko - japońskie. Francuzi, uczniowie japońskiego zostają po dzwonku na dodatkową lekcję ustną... Jeżeli wjesz o so mi choci, ha ha! - zaśmiał się. Mógł podać milion pięćset tytułów, ale ten akurat pasował do tematu.
- No film mierny, ale ten aktorek ponoć sławny. A, no i jeszcze widziałem jakiś horror. Było takie kino objazdowe co wieczorami grało różne straszne rzeczy. I raz grali u nas taki film, z którego pamiętam tylko tyle, że było sobie małżeństwo z dzieckiem w hotelu, potem korytarzami płynęła rzeka krwi, a potem mąż wybijał drzwi siekierą. Durne toto - ocenił dzieło, nie do końca je rozumiejąc, jak i nie do końca pamiętając. Wprawdzie teraz recenzja dana przez Kapeluta była słaba, aczkolwiek wtedy, gdy oglądał to dzieło, zachwycał się nim co nie miara.
Z utęsknieniem sięgnął po trunek. Zawartość kieliszka na początek wlał do ust, rozprowadzając dokładnie po jamie. W smaku było ciekawe. Gopnik raczej nie pił nigdy takich rzeczy. Mocno wytrawne, nieco podobne do wina, ale jednak inne. Wyczuł lekko morskie aromaty - a może tylko mu się zdawało. Alkohol był wyczuwalny, ale trunek nie był zbyt mocny. Pomimo wytrawności można też było wyczuć trochę słodyczy. No, a teraz Gopnik musi zapamiętać ten smak.
- A powiem ci, nawet znośne. Ale inne niż to co przywykłem pić! - ocenił, a potem przechylił na raz resztę zawartości kieliszka. Gdy odłożył szkło, a rudzielec odszedł po coś do picia, w jego brzuchu zaburczało głośno. To mógłby być znak dla Gawaina, gdyby nie to, że Rusek wprost poprosił Cienia.
- Gawain, skoro już jesteś w kuchni, nie masz czegoś tam dobrego do żarcia? - zapytał. Jeżeli jego towarzysz odparł przecząco, Gopnik zaproponował zamówienie pizzy. W przeciwnym wypadku ucieszył się i zabrał się ochoczo za jedzenie tego, co Cień skombinował. Nawet jeżeli było skrajnie niezjadliwe. Potem popił to wszystko wodą, niemal naraz.
- A święta prawda. Chociasz podejrzewam, ze takim szystko jedno, ha ha! Chociaż nie, nie zawsze, powiem ci. Czasami trafiają sie, te, no, ksienszniczki. - odparł, traktując bardzo przedmiotowo kobiety. Bardziej przedmiotowo, niż zwykł, i to o wiele. W zasadzie szanował dziewczyny, nawet te opłacone, lecz teraz był schlany i napalony.
- Nosz kurde, a byłem ciekawy. No nic, poradze sobie, ha ha. Ale pozostałe są do usług, tak? - grzecznie dał znać że rozumie. Gdy nadszedł finał spektaklu na dvd, Gopnik wstał i zaczął myszkować po szafkach w poszukiwaniu innego filmu. Długo, długo szukał, nie mogąc znaleźć odpowiedniego wideo. Jego wzrok przykuła jednak pewna męska postać. Kogoś mu przypominała, jednak nie wiedział, kogo...

Gawain Keer - 13 Kwiecień 2017, 20:46

Było mu głupio, gdy słyszał gadanie Gopnika. Owszem znał Luci, ale raczej od tej demonicznej strony. Ich wspólnych przeżyciom raczej daleko było do spotkań fanów z ich idolami. Ciekawe, jak zareagowałby Kapelusznik słysząc: Wiesz, wszystko zaczęło się od tego, że oberwała moim bełtem w nogę, potem zabrałem ją do siebie i jakoś tak wyszło, że spaliła mi chatę. Jednak nie dowie się tego w najbliższej przyszłości, bo zanim jakiekolwiek słowa mogły opuścić jego jadaczkę, były gruntownie analizowane... w miarę możliwości.
- Czy ja wiem? Ty zakumplowałeś się z Cierniem. Znajomości już takie są, że najpierw masz ten jeden kontakt, a potem spotykasz jego znajomych i ich znajomych - mruknął. Ale co z tego, skoro gdy coś koncertowo spierdolisz, to nikt się za tobą nie wstawi Oczywiście to, co dla niego najważniejsze zostało przemilczane. Gopnika lubił i wiedział, co ma do zaoferowania, ale póki co nie było mowy o zaufaniu. To nie była kwestia zasługiwania na nie, a raczej opłacalności przedsięwzięcia. Po co mu, prostemu bimbrownikowi, zdradzać tajemnice i zwierzać się z sekretów? Przyniosłoby mu to tylko cierpienie, rozczarowanie, a może i sprowadziło nań śmiertelne niebezpieczeństwo. - Poza tym i tak wolę trzymać się na uboczu, co z moją gębą nie jest łatwe. Chyba wolałbym zamienić się z tobą i mieć wtyki u psów, niż balować z gwiazdeczkami - kąciki jego ust ledwo zauważalnie drgnęły. Gopnik mógł dociekać, czemuż to Keer tak ochoczo wszedłby w jego buty. Już dawno miał gotową odpowiedź, która zresztą była prawdą. Niecałkowitą rzecz jasna, ale nadal faktem, czymś dokonanym.
- Podejrzewam, że tak. Gdybym miał takie doświadczenie, to też bym przemycał - podrapał się po nosie, by ukryć figlarny uśmieszek, który pojawił się na jego twarzy. Przemyca, ha! Ona tam dopiero pokazuje na co ją stać. Nie mógł tak długo się drapać po kinolu, bo szydło wyszłoby z worka, dlatego przygryzł policzki od wewnątrz i poprawił się na kanapie.
Kolejne retoryczne pytania pijanego Gopa utrudniały mu niemyślenie o Luci, o jej kształtnych biodrach, sterczących i jędrnych piersiach. Nie wypuściłby jej z sypialni przez kolejny tydzień!
- Mhm - przytaknął bezwiednie, po czym wziął głęboki nerwowy oddech - Eee... co? Tak, przynajmniej z tego co słyszałem - dopowiedział. Kurrrwa. Koniec picia, bo inaczej jego zdradzieckie ciało wszystko zrobi za niego!
- Szybciej odprawi mnie z kwitkiem, niż nauczy czegokolwiek, ale dla ciebie może dałoby się coś zorganizować. Kiedy, nie mam pojęcia, bo z tego co wiem, to Luci dużo podróżuje - poklepał go przyjaźnie po ramieniu. Lepiej, żeby Yako już się szykował, bo zatrzymanie tego dresiarza wydawało się niemożliwością. Prędzej czy później dojdzie do ich spotkania.
- To niech będą te rozmówki - zmrużył oczy, a jego spojrzenie nabrało ciepła. Z rozbawieniem wysłuchał opisu "Lśnienia" Kubricka. Osobiście lubił horrory, a ten był tak odmienny od reszty przedstawicieli tego gatunku. Próżno było szukać w nim monstrów wypełzających z szaf lub gęstej, nieprzeniknionej ciemności, która była dla niego zwyczajnie kiczowata. Na ekranie takie rzeczy były nawet śmieszne. Szkoda, że tylko tam. - Bo on nie miał straszyć. Robić "bu!" wyskakując zza ściany, tylko przerażać. Tak, że siedzisz do końca napisów i zastanawiasz się, ile jest prawdy w tym co zobaczyłeś - odparł i uśmiechnął się tak jakoś drwiąco i sadystycznie. W głowie miał obraz zupełnie trzeźwego Gopnika, odciętego od reszty świata. Jak długo wytrzymałby sam ze sobą? Może wtedy udowodniłby jak szaleni potrafią być Kapelusznicy?

- Poszukam! - zakrzyknął i zaczął grzebać w lodówce. Zupełnie zapomniał, że jego kompan powinien jeść. Po chwili wrócił z pikantnymi piklami, brie, salami, mandarynkami i nożykiem. Wszystko miał ułożone na desce. - Nie wiem co wolisz, więc przyniosłem wszystkiego po trochu - powiedział, stawiając przekąski przed Gopnikiem. Roztarł skronie. Kac powoli, acz nieubłaganie nadchodził, ale chciał jeszcze spróbować drugiego trunku. Bez słowa odkręcił butelkę i polał im po kielonku - Sprawdźmy to - upił mały łyczek. Miał gdzieś, czy Gopnik ocenia go po tym, jak pije, chciał mieć jeszcze trochę sił. Te wszystkie rozmyślania i fantazje coraz bardziej przywodziły go do ostatecznej decyzji. Chyba zadzwoni dziś po Ritę. Przyda się spuścić trochę pary. - Księżniczki, czy nie, jak przeholujesz to dostaniesz po pysku od ich znajomków, a i tak za to zabulisz - przeciągnął się i wstał z miejsca. Czas na telefon. Dobrze, że jego aparat mowy miał się już lepiej. - Jasne, że tak. Ja idę podzwonić. Jakieś życzenia czy dać cię do telefonu? - powiedział spokojnym tonem, jakby mówił o pogodzie. Widać, że był to dla niego chleb powszedni. Niezależnie od odpowiedzi kompana, dokładnie zwiedził parter, by znaleźć telefon. No tak, był w przedpokoju. Gawain podniósł słuchawkę i wybrał dobrze znany mu numer. Oparł się o ścianę i czekał na odpowiedź.

Gopnik - 15 Kwiecień 2017, 17:31

Gawain zdawał się być coraz bardziej trzeźwy. W zasadzie z Gopnika też już zeszło trochę rauszu, ale on, w przeciwieństwie do rudzielca, dalej się alkoholizował tak jak wcześniej, toteż i ilość promili w jego krwi opadała wolniej.
- Ano zakumplowałem. I z tobą też zresztą. Ale ja jusz tak mam, że łatwo mi nawiązać kontakty. Taki sobie o Gopnik jestem, ha ha! - odrzekł roześmiany. - - Ale tak jest, a ci powiem, że ten świat jest mały. Na przykład taka Rosemary. Ja serio myślałem, że ona wtedy się przeraziła ciebie, a tu taki pech, Lucek jej nadepnął na odcisk, swojo drogą, ciekawe, co on jej zrobił. Może trafiła na silniejszego od siebie, ha ha! - zaśmiał się, zarazem kompletnie nie przejmując się tym, że skoro Lusian tak przeraził Rosie, mógł być okropnie niebezpieczny. Z drugiej strony przypomniał sobie o wampirzycy. Ciekawe, co się z nią teraz działo, czy nadal była w izolatce? A może już ją wypuścili. To było dość ciekawe, gdy Rusek skończy pić, może skoczy w odwiedziny do Bane'a z partią spirytu, to przy okazji spyta.
- A widzisz, to zamieńmy się. Ja będę się pławić na bankietach i balach wśród gwiazd, a ty będziesz produkował bimber dla oficjeli, ha ha! - zażartował. W sumie wydawało mu się, że rozumie Gawaina, nie każdy lubił błysk fleszy.
- No a kto by tego nie robił, ha ha! - Kapelut zawtórował Cieniowi. Przy jego późniejszym zamotaniu jednak Gopnik zauważył pewne jakby rozmarzenie Gawaina. Postanowił zagrać w otwarte karty.
- Hohoho, czy mi się wydaje, czy Gawainowi gorące ciało Luci też chodzi po głowie, hy hy hy - zaśmiał się drwiąco, ale zarazem przyjaźnie i z dużą dozą sympatii.- Jeżeli tylko byłaby taka okazja, to byłbym ci dozgonnie wdzięczny. Miałbyś dożywotni karnet na darmową wódę w moim sklepie, ha ha - zaśmiał się, ale obietnica była szczera.
Gdy Gawain zgodził się w wyborze filmu, Gopnik włożył płytę i zaczął klikać, co popadnie, próbując odtworzyć film. Zamiast tego włączył ustawienia obrazu i dźwięku, kompletnie się motając i nie potrafiąc sobie poradzić z odrobiną elektroniki. W końcy sfrustrowany poprosił Gawaina o pomoc:
- Nu ty suka blać. Odpal się. Eee... Ej Gawain, ty to znajesz, odpalisz ten film? Trochę technologii i się Kapelusznik gupi - powiedział, drapiąc się po karku, a na jego twarzy odznaczał się głupkowaty uśmieszek, maskujący nieporadność rusofila.
- Aa, rozumiem, kinematografija ambitna. No, to nie na mój kapeluci rozum takie filmy, ha ha. Chociaż... Teraz jak tak sobie trochę przypominam, to coś jednak mnie urzeklo w tym filmie... tylko za cholerę nie pamiętam co! Tak. Gopnik rzeczywiście przypomniał sobie, że kiedyś wychwalał to dzielo ponad niebiosa. Teraz jednak klarowność jego umysłu przesłaniał alkohol. I głód.
Gdy Gawain podał Gopnikowi jedzenie, ten zaczął jeść wszystko po kolei, kompletnie nie zważając na gryzące się ze sobą smaki, czy możliwe późniejsze rewolucje w żołądku. Można powiedzieć, że rzucił się na jedzenie, jak protestant po kilkudniowym strajku głodowym.
- Mmm, te salami, pyycha, a te ogóraski z papryczką... Niemal jak u Matuszki Rassiji. No, wiedziałeś co mi podać. A i serek smaczniutki, mniam! - Gopnik wychwalał wybór rudzielca, nie wiedząc, że ten mu podał po prostu wszystkio, co było do jedzenia. Rusek zajadał się wszystkim ze smakiem, jednak na koniec zostawił sobie mandarynki, którą obrał palcami, przedzielił na pół i naraz zjadł kolejno obie części. Potem odebrał od Cienia kieliszek i przechylił go naraz. Na powolne degustowanie przez towarzysza nie zareagował - każdy pił, tak jak chciał i Kapelut to szanował.
- No ale to trzeba uważać. Tylko, że czasami to dostaniesz za nic, bo panience się nie spodoba byle gówno i pozamiatane. Życzenia, jakie mogę mieć życzenie, hmm. O wiem, szczupła brunetka z długimi, prostymi włosami i miseczką C albo większą. Tyle mi wystarczy do szczęścia, ha ha! - Gopnik aż oblizał się na myśl o tych gorących kształtach. Swoją drogą, wybór nie był przypadkowy, co zresztą Gawain mógł zauważyć.
Gdy kompan wyszedł dzwonić, drugi z mężczyzn zbierał okruszki z deseczki, w międzyczasie oglądając na telewizorze drugi film z jego idolką, a w jego myślach nie było nic, co byłoby grzeczne i przyzwoite.

Gawain Keer - 16 Kwiecień 2017, 20:51

Kumpel. To chyba jego pierwszy od lat. Trochę denerwujący, rozgadany i wesołkowaty, a jak trzeba to zły, hardy i poważny. Lusiana nie liczył. Trudno było mówić o kumplostwie w ich przypadku. Demon czuł do niego miętę, a nie tylko chęć wyjścia na kilka głębszych do miejscowej karczmy. - Może jego też dziabnęła, ale jej oddał czy coś. Nie każdy lubi czuć kły w swoim ciele - odpowiedział wymijająco. Co z tego, że wiedział co zaszło między tą dwójką? To były łóżkowe sprawy Lusiana, zamierzchła przeszłość. Nie chciał tego roztrząsać, tworzyć plotek i skłócać towarzystwa. Nawet nie miał w tym celu. - A świat jest tym mniejszy, im nas więcej - podsumował.
- Ha, ha! Chciałbyś, co? Chociaż jak ty wyprawisz imprezę, to one same do ciebie przyjdą! Wystarczy, że jedna się zgodzi, a reszta przyjdzie za nią! - zaśmiał się. Oczami wyobraźni już widział roztańczonego Gopnika z pieśnią na ustach, wódeczką w dłoni i panną przy boku. Spokojnie mógłby organizować konkursy picia. Sławy lubiły się zabawić, a towarzystwo ekscentrycznego bruneta pewnie niejednemu przypadłoby do gustu. Do tego bajarzem był przednim i pewnie znał parę imprezowych sztuczek.
- Trudno, żeby nie. To prawdziwa azjatycka piękność. Heh, i nie piszczy jak reszta wschodnich koleżanek! - uśmiechnął się półgębkiem. - Oj weź! Wykluczone! Choćby dlatego, że wtedy Kraina Luster doczeka się kolejnego alkoholika! - popatrzył na Gopnika z pobłażliwym niedowierzaniem. Jak ten wariat zacznie rozdawać trunki na lewo i prawo za takie pierdoły, to wkrótce nie ostatnie się nawet kałuża wody. - Poza tym koncesje, podatki i reszta nie opłacą się same, a śmiem twierdzić, że władze interesuje złoto i to nie płynne - stanowczo sprzeciwił się pomysłowi Gopnika. Wystarczy mu ta "dozgonna wdzięczność" i świetnej jakości alkohol z zaufanego źródła.
Westchnął cicho i pochylił się ku Kapelusznikowi. Nie wyrywał mu pilota. Chyba lepiej, żeby się czegoś nauczył, nie? - Naciśnij "back", o tu masz - zaczął tłumaczyć i jeśli ustawienia się już schowały, kontynuował - A teraz tylko ten. "Play" - uśmiechnął się łobuzersko. Czuł się jak starszy kolega wyjaśniający młodszemu tajemnice alkowy. Bo jak inaczej zbadać je wszystkie, jeśli samemu nie umiesz się do nich dobrać? - No, to teraz możemy oglądać! - wyciągnął nogi przed siebie.
- Oj wgryzłbyś się! Ale podejrzewam, że klimaty nie te, hmm?- rzucił mu porozumiewawcze spojrzenie - Może i ambitna, ale zważ na to, że dużo czasu spędzam w czyjejś głowie. Głównie w ich koszmarach, więc rozumiesz moją fascynację tematem - rzekł z miną dziecka, które właśnie odpakowało urodzinowy prezent.
Gopnik pochłaniał wszystko, jak odkurzacz, a do tego wychwalał to pod same niebiosa. Jedzenie ginęło w ustach Kapelusznika. Jego trzewia musiały być naprawdę przepastne, że mieściły taką ilość pożywienia. Od samego patrzenia Gawain poczuł się niezdrowo pełny, a do tego było mu tak głupio. Sny zaspokajały jego głód, przez co często zapominał o tak oczywistej potrzebie innych żywych istot. Tym razem całkowicie opróżnił kieliszek. Słysząc życzenie kompana tylko skinął głową na znak, że rozumie.

Kapelut cierpiał na niezłą fiksację. Naprawdę trzeba mu baby z krwi i kości, bo inaczej zmusi go do obejrzenia wszystkich pornosów z kolekcji. Ciekawe, czy skończyliby w tym stuleciu...
W końcu po drugiej stronie odezwał się kobiecy głos. Rozmówczyni żuła gumę, co wyraźnie było słychać - Halo?
- Cześć Rita. Wain z tej strony. Wiem, że dzwonię z innego numeru, ale nocuję dziś u kumpla. Jesteś w mieście? - zapytał i szybko otrzymał twierdzącą odpowiedź. - No to słuchaj. Co powiesz na to, żebyś przyszła do mnie i znajomego z koleżanką? Płacę za pełny program, bo nie wiem czego będzie chciał... ale powiedzmy, że ma podobny gust do mnie
- Nooo dobra, ale najwcześniej za godzinę. I będzie kosztowało ekstra. W sensie ten twój koleżka*pęknięcie balonu z gumy* Aaa... i na ile?
- Na zawsze - warknął zirytowany - Wiesz, na ile, Rita! Na całą noc! - syknął do słuchawki. Odpowiedział mu kokieteryjny śmiech. Jak zwykle go prowokowała. Znała go na wylot, przynajmniej od tej strony. Dawała mu powód do złości i narzekań, a tym samym do sięgnięcia po pasek od spodni. I tak na każdym kroku - I spoko, stoi. Co do koleżanki to najlepiej, żeby była to brunetka o azjatyckich rysach z dużym biustem. On uwielbia tę całą Luci Foxsoul... - westchnął cicho.
Jeszcze chwilę ustalał pomniejsze szczegóły, podał adres i zamówił skrzynkę wódki. Jak Gopnik chce, niech pije, a Gawaina było stać. Rozłączył się i stanął w korytarzu.
- Będą za godzinę! Ja idę się wykąpać, więc wpuść je jak przyjdą! - zakrzyknął do Kapelusznika i udał się do łazienki. Szybko wszystko z siebie zrzucił. Odkręcił wodę, by napełnić wannę, a sam podkradł szczoteczkę do zębów i pospiesznie wziął prysznic. Przecież nie mógł i nie chciał śmierdzieć rzygowinami. W szafce znalazł szlafroki, więc ubrania poleciały do pralki w pralni obok. Zanim wlazł do wanny, nasypał jeszcze trochę pachnącej soli. Na jego twarzy pojawił się błogi uśmiech. Mrucząc wyciągnął się i nacisnął przycisk, po czym zanurzył się aż po brodę. Gładka tafla zadrżała. Para, bąbelki, masujące strumienie i ciepełko koiły jego umęczone ciało. - Zamieszkam tu... - wyszeptał do siebie i przymknął oczy. Byłoby idealnie, gdyby nie cholerne jęki wydobywające się z telewizora. Zwłaszcza, że był to głos Luci. Trudno było mu się przez to uspokoić i skupić. W myślach cały czas wracał do ich wspólnych igraszek. Szkoda tylko, że pewnie nieprędko ją zobaczy, bo demon chyba wolał męską postać. Chociaż teraz i tak nie był to dobry moment. Gawain był spięty, sfrustrowany i podpity, a Kapelut tylko dokładał mu tekstami o tym, jak brałby Luci. Musiał się zregenerować, nabrać sił, wewnętrznie zbalansować. Oczy otworzył dopiero, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Uśmiechnął się drwiąco wiedząc, kto za nimi stoi.
Błękitnooka Rita o pełnych ustach patrząca na niego niewinnie i niedomyślnie spod równiutkiej, czarnej grzywki. W loliciej sukience i mocnym make-upie. Fioletowe pasemka błyszczące się kruczo, rozlane na poduszce. Porcelanowa laleczka. Kuszący Czerwony Kapturek dla rozjuszonego wilka. Piękna zabaweczka do wyciupciania, która doprowadzi cię na skraj wytrzymałości tak, że będziesz się zastanawiał, kto lepiej na tym układzie wyszedł.
Keer lubił tę gotkę. Miała już trzydzieści parę lat, ale nadal wyglądała na dziesięć mniej. Lubiła straszne filmy, przejażdżki rollercoasterem i baśnie. Totalnie postrzelona i nieprzygotowana do dorosłego życia masochistka, która była dziwką nie dla kasy, ale dla przyjemności. Skończyła studia, przez jakiś czas miała przeciętną pracę, ale uzależnienie wygrało. A czego się bała? Braku złudzeń, normalności i przeciętności. Szarej nudy.
Jakoś Gawainowi nie było po drodze, by ją z tego wyciągać...

Gopnik - 18 Kwiecień 2017, 21:55

Gopnik nawet nie sądził, że może mieć w Gawainie takiego kumpla. Może i do flaszki, ale jednak. Swoją drogą, dobrze się ustawił. Miał chody u najlepszych lekarzy w mieście, u przedstawiciela Gwardii, jak dotąd każdy, kogo poznał ostatnio, był przychylnie nastawiony.
- W sumie racja. Ty to Gawain jesteś w porządku jednak. Pewnie się powtarzam, ale ciul by to, ha ha! - rzekł do Gawaina, choć komplement był kompletnie wyrwany z kontekstu.
- A widzisz, taki paradoks. A ja znam jeszcze lepszy - im więcej samobójców, tym mniej samobójców, to jest dopiero! A co do mojej imprezy. To ty chyba mojej willi nie widziałeś. Nie to, co tutaj, kurz wszędzie, ciasno, brudno, ale to mój dom. A w zasadzie bałagan mam z wyboru, ha ha. Kto by tam miał czas na sprzątanie. - skwitował z dobrym humorem. Kapelut miał taki styl bycia i nie lubił sprzątania, zresztą i tak rzadko bywał w domu. Nocował tam tylko wtedy, gdy akurat nie był na żadnej popijawie. Aż strach teraz zajrzeć do tego, co miał w lodówce, pewnie resztki jedzenia, które tam zostały, właśnie wchodziły w erę kolonizacji reszty kuchni.
- I to jest, Gawain, najlepsze. Zawsze lubiłem azjatycką urodę, ale te piski. Nie ma to jak normalny jęk! - odparł - Jeden w tę, czy w tę róznicy nie zrobi, zresztą wielu Lustrzanych Alkoholików się świetnie kamufluje. Nawet byś nie powiedział, że to chlejusy, ha ha - dodał zgodnie z prawdą. Kwestia podatków była jednak problematyczna, choć Gopnikowi akurat udało się je omijać.
- Bo widzisz, Gawain, kiedy oficjele są tak umoczeni jak ty, nigdy na ciebie nie doniosą, w obawie, że też kropną. I karuzela się toczy, a na niej my, sialala ha ha ha! - wyjaśnił pół-żartem, pół-serio. W Rosji korupcja miała się świetnie, ale tutaj? Kapelut jeszcze nie wybadał terenu. Będzie musiał to czym prędzej zrobić, zanim założy swój biznes. No, chyba że ten interes będzie równie nieoficjalny, co w Matuszcze Rassiji.
- O i działa. Ha ha! Widzisz? Dzięki, chłopie. - podziękował i radował z nieukrywaną dumą z tego, że jednak mu się udało. Był jak małe dziecko, któremu udało się rozwiązać zagadkę.
- Wgryźć to bym się wgryzł w jakiegoś kebaba, o! Ha ha! - zażartował. W istocie, te przekąski co prawda go napełniły póki co, ale nie dłużej niż za półtora godziny znów będzie głodny. Gopnik może nie wyglądał, ale był prawdziwym głodomorem. - A co do koszmarów, w razie co, możesz mnie od nich wybawić, pozwalam, ha ha! - zaśmiał się. Jego krwią się już karmiono, ale snami? W zasadzie to nie był pewien.
Rusek przysłuchiwał się rozmowie rudzielca, oglądając wygibasy pani Foxsoul. Nawet leżąc na ławce wśród "uczniów" wyglądała na pełną energii. Gopnik dumał i dumał i nie mógł dojść do żadnego wniosku, jak ona to robi.
- Jasna sprawa, brat. - odrzekł i rozwalił się na kanapie. Nie zabawił jednak długo, gdyż znów odezwał się żołądek - tym razem domagał się słodkiej przekąski. Michaił, zamiast jednak wyczarować sobie upragnionego batona, postanowił poszukać smakołyków w szafkach w kuchni, a jego myśl przemieniła się w czyn. Przeszukał jedną szafkę, gdzie były same naczynia, drugą z talerzami, w trzeciej znalazł jakieś torebeczki. Dokładnie sprawdził każdą z nich, lecz nie znalazł nic, prócz przypraw. Zrezygnowany postanowił pozwiedzać dom.
Przeszedł schodami na piętro. Próbował wejść do gabinetu (o czym nie wiedział), acz drzwi były zamknięte. Poszedł więc do jednej z dodatkowych sypialni. Niemal od razu zdjął buty i rzucił się na łóżko. Było mięciutkie, dawno na takim nie spał, aczkolwiek i teraz nie będzie. Po chwili wstał, zszedł z powrotem na dół i przeszedł do przedpokoju. Pogmerał między "gratami" (w jego mniemaniu oczywiście), a jednej z tych ozdób, eleganckim koszyku, znalazł dziwne kluczyki z logiem samochodu. Logiem, którego jednak Gopnik nie znał. Postanowił je sobie "pożyczyć", potem zobaczy, do czego one służą. W międzyczasie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Aah, dziewczynki, witajcie, witajcie, priwiet. - przywitał gości z mocnym, rosyjskim akcentem i zaprosił gestem do mieszkania.

Gawain Keer - 20 Kwiecień 2017, 01:12

Uśmiechnął się tylko i poklepał Gopnika przyjacielsko po ramieniu. Bo i co miał mówić? Znów to samo?
Nie był w porządku. Okłamał Kapelusznika niejeden raz i udawał, że nic nie wie. Może by mu powiedział o tym, że on i Luci... spali i są razem. Na jakichś popierdolonych zasadach, których nie rozumiał, ale wszystko co robił do tej pory, cudem działało.
Słysząc żart nie mógł się nie uśmiechnąć, choć samobójcy byli godni pożałowania. Nigdy takich nie rozumiał. Gadają, że nie są nikomu potrzebni, że ich zniknięcie nie zrobi różnicy, że życie nie ma sensu. Nie lepiej żyć dla siebie samego, choćby przez chwilę?
- Ech, to widzisz ja mój zmarnowałem, bo odczyściłem całą chatę, po czym wzięła i poszła z dymem. Myślałem, że zrobię remont sam, żeby tak nie walnęło po kieszeni, ale zajęłoby to wieki. Nie wypada tak cały czas siedzieć Lusianowi na łbie - a chciałby. I to nie na, ale we łbie. - A kurz? Kto co woli. Słyszałem, że niektórzy mają tak dosyć laboratoriów, że sterylne czy choćby uporządkowane pomieszczenia, wywołują u nich napady lęku - dodał, ale to były tylko plotki. MORII nienawidził, więc z chęcią je powtarzał niezależnie od tego, czy były prawdziwe. Dobry humor ulatniał się jak alkohol z jego organizmu. Na domiar złego Gopnikowa jadaczka nadal produkowała zatrważającą ilość słów.
Jego twarz nie wyrażała teraz nic. Do tego jego oczy często utrudniały innym odczytanie jego emocji. Ich problem. - Niektóre tak piszczą albo charczą, że słuchać ich nie można - bąknął. - Może innym różnicy nie zrobi, ale mnie z pewnością. Zdecydowanie wolę być trzeźwy - i żywy! Zgromił go wzrokiem. Stałym klientem Gopnika z pewnością zostanie, ale nie codziennym. Chociaż kto wie? Może kiedyś jego mały ziołowy biznes rozrośnie się na tyle, że będzie przyjmował dostawy od Kapelusznika każdego wieczora.
- Heh, tylko się nie zagalopuj, bo możesz z tej karuzeli szybko spaść. Poza tym... nie słyszałeś o tym, że dobry diler nie tyka swojego towaru? Przynajmniej nie przy klientach - powiedział całkiem serio. Nikt takich nie brał na poważnie, a każdy sprytniejszy dzieciak zwinie mu flaszeczkę albo dzienny utarg sprzed nosa.
Widząc jak Gopnik cieszy się z działającego telewizora sam rzucił okiem na ekran. On sam nie lubił telewizji. Zwykle nic w niej nie było. Za to internet był lepszy. Nie był jakimś super hakerem, zdolności miał tyle, co starszak grający w jakąś grę o sześcianach. Wystarczyło by pozamawiać sobie to i owo, pisać do ludzi, czy zaplanować sobie trasę i podejrzeć ulicę ze zdjęć. Zanim rozwalił o ścianę, a potem spalił swoją maszynę, to był to jakiś biurowy poleasingowy laptopik. Komórkę też miał, ale była zarejestrowana na słupa, jakiegoś pijaka z bramy na tyłach kamienicy, więc przeszła potem w inne ręce.
Nawet dobrze, że Gopnik miał ten swój film, bo choć rudzielec zupełnie stracił nim zainteresowanie, to przynajmniej uniknął pytań o znajomość technologii Świata Ludzi.
- W lodówce jeszcze coś się znajdzie, bo o tej porze to nie wiem skąd zamawiać - mruknął i przejechał dłonią po twarzy. W głowie już formowała mu się myśl, że to zawsze on musi przejmować się, by inni nie padli z głodu, kiedy brązowooki zaproponował mu sen. Uniósł w zdziwieniu brwi - ...Dzięki. Tak z ciekawości, ale jaki był twój najgorszy koszmar? - wypalił, ale i tak coś czuł, że zna odpowiedź. Pewnie, że ukradli mu kapelusz albo wódka się skończyła. Ten facet był tak beztroski, że ciężko było uwierzyć, że może mieć złe sny.

Słysząc stukot obcasów na posadzce wylazł z wanny i zarzucił szlafrok na mokre jeszcze ciało. Tylko trochę wytarł swoją rudą czuprynę, żeby mu to wszędzie nie kapało. Wziął ze sobą pasek od spodni i wychylił się zza drzwi do łazienki. Dopiero, gdy Rita go zauważyła, opuścił pomieszczenie. Wziął swoją broń i torbę, po czym poprowadził Ritę do góry. Na oślep otwierał kolejne drzwi lub zastawał je zamknięte, ale w końcu wepchnął kobietę do jednej z sypialni gościnnych i zamknął drzwi na klucz.
Uśmiechała się grzebiąc w swojej torebeczce w kształcie trumny i wyciągnęła dokumenty. Jak zwykle była przygotowana i miała aktualne badania. Zuch dziewczyna. Gawain przejrzał papiery, po czym odłożył je na stolik nocny i wręczył gotce odliczoną sumę. Resztę rzeczy, nie licząc paska, schował do szafy. Wiedział, że nigdy wcześniej nie widziała go z bronią, a on, że w takim razie jest to ich ostatnie spotkanie.
Stała bokiem do niego, nieco skulona oczekując ciosu. W drobnych, bladych palcach miętosiła materiał rozkloszowanej spódniczki. Bała się, ale uśmiech i tak nie znikał z jej twarzy. Błękitne oczy wpatrywały się w niego niecierpliwie.
Pierwszy cios padł prosto na jej lico dosłownie parę sekund później. Upadła bokiem, ale Keer rozłożył ją na podłodze i położył stopę na klatce piersiowej, po czym ostrożnie docisnął.
- T-ak wita-sz swoją da-mę? - zapytała usiłując oddychać. Łzy spływały jej po policzkach.
- Nie bez powodu masz tytan w szczęce - dziwnooki warknął i uważnie obserwował reakcje Rity. Był pod wpływem, dlatego puścił ją szybciej, niż zwykle. Kopnął ją w żebra, przez gruby materiał gorsetu. Stęknęła i lekko podkuliła nogi, tym samym odsłaniając pośladki, bo zamiast wiktoriańskiej bielizny miała tylko stringi. Gawain uśmiechnął się szyderczo i pociągnął ją za włosy do góry tylko po to, by pchnąć ją w stronę łóżka.
- Do łóżka? Tak szybko? Do tego piłeś! Przecież widzę! - powiedziała obracając się na plecy, by móc spojrzeć na swojego oprawcę. Powoli odsuwała się od niego, aż rudzielec również nie znalazł się na materacu. Tam zdarł z niej wszystko. A potem gryzł, szarpał, dusił i okładał ją pięściami. Krzyczała aż w uszach czasem dzwoniło. Jakby ją ze skóry obdzierali. W zasadzie to tak właśnie było. Wyrywała się mocno i nawet udało jej się przesunąć łóżko i zrzucić lampkę ze stolika. Cień męczył ją tak długo, aż nie wykrzyczała magicznego słówka Wabbajack. Gdy usłyszał je po raz pierwszy prawie padł z wrażenia, że ktoś może chcieć używać takich w sypialni, ale z czasem nasiąknęło ich wspólnymi przeżyciami i przestało brzmieć głupio.
Knykcie miał całe zdarte, za paznokciami krew i skórę. Był równie zdyszany, co ona. Na ciele Rity już wykwitały sińce, zadrapania pokrywały całe plecy i boki, a ślady zębów głęboko odcisnęły się na ramionach i wnętrzach ud. Usiadł obok niej i zaczął ją związywać. Paskiem od szlafroka ciasno spiął jej nadgarstki, a ten od spodni pozwalał nakierowywać Ritę i nadawać tempo. Dopiero wtedy zabrał się za deser.

Gopnik - 21 Kwiecień 2017, 20:59

Gopnik to miał życie... Od balangi do balanki, nie przejmując się niczym, poza samotnością, jedynie jej się bał i nienawidził. No i stare długi... Ale ta historia jest już dawno zamknięta. Poza tym, jakich by nie miał problemów - odbierać sobie ten dar możliwości balowania na świecie? O nie!
- No, ale jak już zamówiłeś ekipę, wybrałeś meble, to teraz z górki. Znów będziesz mógł zamieszkać w swoim domu. Ja tej przyjemności nie miałem przez lata, ha ha, ale sobie radziłem, a jak! A to u kogoś, a to w moteliku, a jak trzeba było, to i w namiocie. Taki ze mnie nomad był, he he! - zaczął gawędzić ze śmiechem.
- Wiem, wiem o co ci chodzi. Spotkałem kogoś, któ był skrzywdzony przez te skatiny, a tą MORIĘ jakbym mógł, wytępiłbym co do joty, co do ostatniego pionka w ichniej organizacji! - stwierdził, nie wiedząc, że w sumie spotkał, a nawet leczył się u członka tej organizacji. Członka, który teraz prowadził bardzo prężnie rozwijającą się klinikę i której usługi Rusek bardzo sobie chwalił.
- No jak sobie życzysz, ja tam procentów sobie nie odmówię, ha ha. - zaśmiał się i pociągnał z butelki. Nie do końca rozumiał, jak można chcieć być trzeźwym. Przecież to takie piękne uczucie, kołysać się w rytm bicia serca, gdy znieczulony błędnik koślawo kieruje kolejne kroki, a na ustach jawi się szczery uśmiech, który jest wywoływany tą mieszaniną wody i etanolu. Jak pięknie jest rozmawiać o przeróżnych, ważnych, jak i nieważnych sprawach, śmiać się do rozpuku, bawić się, by potem dyskutować na filozoficzne, bądź polityczne tematy. A przy okazji mieć wszystko gdzieś, kochał to uczucie. Niestety nienawidził kaca na następny dzień. Cóż, może to kara za przerwę w piciu?
- Spokojna twoja ruda. Wiadomo, przy klienteli będę musiał zachować trzeźwość umysłu, ale maluszek na rozbudzenie przed robotą nie zaszkodzi. - teraz brzmiał jak rasowy alkoholik - którym zresztą w istocie był. Od pospolitych meneli różniło go tylko to, że potrafił się opanować i przestać pić na jakiś okres, krótki bo krótki, ale jednak odstawiał butelkę. No i nie chodził brudny - przynajmniej nie tak, jak jego niektórzy dawni znajomi.
- Cóż... Najgorszy koszmar, jaki miałem, to sen, że zamarzałem. Leżałem w śniegu, nie czułem nóg, a gdy chciałem złapać za stopę, by ją rozmasować, ta została mi w dłoni. Wszystko tak okropnie bolało, mimo że był to sen, było mi tak strasznie źle... Brrr... - wymyślił na poczekaniu kompletnie fałszywy sen, opowiadając go jednak bardzo przekonywujaco. Tak, jak i reszta jego opowieści, był mieszaniną jego doświadczeń. Widział, jak pewien bezdomny w Petersburgu, w czasach biedy, rozpadał się na oczach w styczniu w wyniku odmrożeń. Słyszał jego jęki pod blokiem w nocy. Niedługo potem zmarł.
Tak czy owak, to smutne wspomnienie wywarło na Kapeluszniku ciarki, które tylko uwiarygodniły opowieść.

Rudzielec wychylił się z łazienki, by powitać kobiety i zaprowadzić jedną z nich do siebie. Gopnik tymczasem spojrzał na swoją pannę. Miała niebieskie, lekko skośne oczy z mocno pomalowanymi rzęsami, czarne włosy nieco przekraczające linię barków, małą, trójkątną twarz i około 180 centymetrów wzrostu w szpilkach. Ponadto była szczupła i miała zarówno czym oddychać, jak i kręcić. Do Luci nawet nie dostawała do pięt, ale nie ma co porównywać marzeń i rzeczywistości, prawda?
Kapelut poprowadził kobietę na górę, a tam...? Tam oddawali się cielesnym rozkoszom. Można jedynie powiedzieć, że nie było tak brutalnie, jak u Gawaina (a odgłosy z drugiej sypialni jakoś ani specjalnie nie szokowały, ani nie niepokoiły poczciwego Kapeluta, wręcz przeciwnie, przypomniały mu poniekąd noc z Rosie), natomiast zaspokojenie rządz Kapeluta odbywało się w dziki sposób.
Jego partnerkę oczywiście zadziwił fakt, że ta ekscentryczna, zarówno jak na Świat Ludzi, jak i Krainę Luster osoba nie zdjęła kapelusza do igraszek, jednak właściciel tej części garderoby wytłumaczył to "dziwnym fetyszem, którego i tak nie zrozumie". Mogła wziąć Gopnika za dziwaka, ale co z tego? Ten i tak miał to głęboko gdzieś. W zasadzie nie obchodziła go opinia innych - dopóki ci chcieli się z nim zadawać. Taki już był.
Oczywiście podczas uciech mężczyzna ciągle wyobrażał sobie, że towarzyszy mu ktoś inny, aczkolwiek nie potrafił traktować owej panny inaczej, niż obiekt do spełnienia swych rządz. Pomimo faktu, do czego między nimi dochodziło, nie chciał się zdobyć na bliskość - może też dlatego, że owa kobieta, której imienia nawet nie znał, również wydawała się robić to tylko dla pieniędzy...

Gawain Keer - 22 Kwiecień 2017, 22:27

Znał tę historię, była stara jak świat. Jak na ironię to wrócił do domu tylko po to, by zamienić go na inny, a teraz znów rozbijał się po Świecie Ludzi. Zatoczył pełne koło w zaledwie tydzień.
- Coś o tym wiem, bo trochę tu zabawiłem. Niestety, może ludzie mają swoją technikę i daleko posuniętą cywilizację, ale w gruncie rzeczy nic się nie zmieniło, jedynie zyskało ładniejszą otoczkę - rozejrzał się po pokoju ze znużeniem - Co prawda nie podróżowałem tyle co ty, bo mam więcej do ukrycia, ale nic nie może równać się z Krainą Luster - odparł. A do ukrycia miał wiele, choć większość myślała wtedy o jego braku cienia i dziwacznych oczach.
Ileż istot mogło snuć podobne opowieści o organizacji! Stracił rodzinę, ale napotykając Cyrkowca na swojej drodze zawsze było mu głupio nawet o tym wspominać. Jego cierpienie nie było współmierne do bólu jaki przeszedł każdy przedstawiciel tej rasy. Pomieszani, poplątani, pokrzywdzeni. Każdy inny jak w jakimś kalejdoskopie. Tylko przeszłość zawsze ta sama.
- Tak jak każdy przeciętny Lustrzak, choć większość i tak tylko biernie by się przyglądała, nawet gdyby dziś znowu nad zaatakowano - westchnął. Nie uważał się za lepszego od ludzi, ale nie przeszkadzało mu to ich zabijać. Wiedział, że Gopnik nigdy nie odbył prawdziwej walki. Ciekawiło go jedynie, czy byłby zdolny do takich czynów.
- Zostanie więcej dla ciebie! - przytaknął i patrzył jak jego towarzysz pije prosto z gwinta. Gdzieś w środku był wdzięczny za to, że Kapelusznik nie zmusza go do picia, nie namawia, nie urządza konkursów picia na ilość i czas. Nie miał jednak zamiaru zbierać go potem z podłogi. Jedyne czego przypilnuje to, żeby ten głupol nie zamienił się w zarzyganego trupa. Zależeć mu nie zależało. Po prostu miałby problem. On i Yako, a ten chyba oberwałby go ze skóry. I to jeszcze tutaj, na terenie ludzi.
Te rozmyślania przywiodły go do dość ważnego pytania. Czy demoniczny lis mógłby go podpalić? Ogień w mieszkaniu nie rozprzestrzeniał się w naturalny sposób i nawet go nie parzył. Co by się stało z ciałem? Czy ono też pozostałoby nietknięte?
- Ciesz się, że nie widziałeś mnie, gdy robiłem wyciąg z szałwii wieszczej. Aparatura się rozszczelniła, więc nawdychałem się tego dziadostwa. Miałem po tym piękny pokaz świetlny - zaśmiał się i przejechał po swoim kłującym już policzku. Od tamtej pory pracował przy otwartym oknie albo w maseczce z odpowiednimi filtrami. Kto by pomyślał, że zielarz może ponosić jakieś ryzyko zawodowe? - Tak w ogóle, to czy kapelusznicy nie powinni zajmować się nakryciami głowy, a nie bimbrem? - zaśmiał się serdecznie.
Z przyjemnością wysłuchał snu Gopnika. Pełen bezsilności i boleśnie przyziemny. - Rzadko na takie trafiam. Za to takich o egzaminach, pracy i chorobach jest pełno. Nudy - uśmiechnął się drwiąco. Za to rodzinne strony obfitowały w ciekawe przygody i wizje, choć czasem niebezpiecznie było się w nie zapuszczać.

Rita nie będzie miała żadnych innych klientów przez następne dwa tygodnie. To było pewne. Gawain od ładnych paru lat wysyłał ją na przymusowe wakacje. Trochę go kosztowały, ale zyskiwał przy tym niezwykłą stabilność i klarowność umysłu. Oboje byli już gotowi, więc nie czekał ani sekundy dłużej. Dość się naczekali, a i tak przeciągał wszystko do oporu. Pozwolił gotce opleść go swoimi długimi nogami i przyciągnąć do źródła rozkoszy. Przez chwilę słyszał jak Gopnik rozbija się gdzieś na korytarzu oraz trzask drzwi, ale to by było na tyle. Przynajmniej ściany w tym domu spełniały swoje zadanie i nikt nie urządzał zawodów na to, która para będzie głośniej.
W jakiś sposób lubił Ritę... do tej pory. Pragnął kogoś innego na jej miejscu. Dziwne uczucie nie chciało go opuścić. Po raz pierwszy miał wrażenie, że robi coś doprawdy podłego. Nie znał źródła tej słabości, ale szybko przestał o tym myśleć, całkowicie zaślepiony tym, czemu się teraz oddawał. Jednak cień niepokoju zdawał się go nie opuszczać.

Gopnik - 23 Kwiecień 2017, 00:47

Gopnika nie zdziwiło to, że jego towarzysz ukrywał wiele spraw. Wiedział to niemal od początku. Tym, co zaskoczyło kapeluta, był fakt, że Gawain powiedział o tym wprost. Nawet ktoś tak poczciwy i lekkoduszny, jak Michaił, wiedział, że jeżeli się coś ukrywa, łatwiej jest nawet o tym nie wspominać. A Gopnik, choć może wydawał się być strasznym lekkoduchem o naiwnym usposobieniu, swoje przeżył i swój rozum miał. Mimo to, taki styl życia mu najbardziej odpowiadał. Na słowa Gawaina jedynie pokiwał głową.
- Widzisz, powiem ci z własnych doświadczeń. Gadać jest łatwo, szczególnie po procentach, ha ha, ale potem walczyć nie ma komu. A ja, w sumie, nadawałbym się do walki? Jak myślisz? A może powinienem spijać ludzi i wyciągać informacje, a potem ich... - w tym momencie pokazał gest podcinania gardła. Oczywiście, skrytobójca był z niego żaden, a ten pomysł był kolejnym żartem w wykonaniu Kapelusznika w dobrym humorze.
- Nie no, Gawain, samemu to już alkoholizm. Albo pijesz ze mną, albo nie pijemy obaj! Poza tym, chyba rzeczywiście powinełem zadbać o mojo wątrobę... Iiik - zaczkał, a z głowy po raz enty już spadł mu kapelusz. Serio, albo będzie musiał sam się tym zająć, albo oddać do poprawki do innego Kapelusznika.
- A widzisz, ja za to raz chciałem po cichaczu zamiast wody, dla niepoznaki, napić się wody w towarzystwie, można by rzec, inteligencji. Doktorów dokładnie, ale nie na wizycie lekarskiej. Rozmisz, debatowanie, taka mała konferencja z ważnymi doktorkami. No i wiesz, chciałem sobie gulnąć, tyle że byłem strasznie rozkojarzony. Zamiast zamienić wodę w wódę tylko w mojej szklaneczce, dokonałem przemiany całej wody w pomieszczeniu - czyli także w innych szklankach. Wyobraź to sobie, ktoś próbuje się napić, w jego mniemaniu, czystej źródlanej, a tu taki rympał. Jak się nie zaczęli krztusić, a ja wiesz, czerwony jak bela, bo przypał. Całe szczęście, że to miało już miejsce w Krainie Luster, a nie w Świecie Ludzi, kto wie, co by się ze mną tam stało. A tak to jeszcze zdobyłem potencjalnych klientów, ha ha. - opowiedział swoją historię z gabinetu Bane'a, lekko koloryzując fakty. Owa "konferencja" była w istocie przesłuchaniem w sprawie pogryzienia Julli przez Rosemary. Julia... Ona była słodziutka, mogłaby być siostrzenicą Gopnika.
- Owszem, nawet ja mam lekką wprawę w tworzeniu nakryć głowy. Na przykład ten kapelusz jest w stu procentach mój. - wskazał na ową część garderoby, która, jakby wyczuwając moment, znowu zapragnęła zsunąć się z czoła Michaiła. Swoją drogą, świadczyło to o "kunszcie" Gopnika w tworzeniu kapeluszów. - No, ale sam widzisz, jak mi to wyszło, ha ha. Moim konikiem są alkohole! - rzekł z nieukrywaną dumą ze swoich umiejętności. Serio, tak, jak często bywał skromny, tak teraz wypinał dziarsko pierś do przodu. - No i słodycze, je też umiem tworzyć, o patrz! - w celu demonstracji, zwinął serwetkę w rulonik, przemienił ją w batona, którego zjadł ze smakiem. Uwielbiał czekoladowe batony.
- Bo widzisz, Gawain - sny są odzwierciedleniem życia. Ja widywałem bezdomnych, zdarzało mi się też nocować w ekstremalnych warunkach, to mi się takie cuś przyśniło. A taki korposzczur to najgorszy koszmar przeżyje, jak go z roboty wywalą. - rzekł niemal z odrazą.

Chwile rozkoszy z towarzyszką były bardzo mechaniczne. Kapelut niemal serio traktował ją jak przedmiot, przynajmniej teraz. Gdy z nią skończył jednak, położył się, pociągnął łyka z butelki i podał ją towarzysce.
- W zasadzie, to jak się nazywasz, kochana? - zapytał wreszcie, z nieco wymuszoną uprzejmością.
- Samanta, a ty?
- Mów mi Dave... - odpowiedział, przedstawiając się fałszywym imieniem. Uznał, że Gopnik zostanie zarezerwowany dla ludzi, którzy rzeczywiście będą dla niego coś znaczyć. Znowu nastała cisza, którą po dłuższej chwili znów przerwał Rusek, ubierając się i schodząc po schodach na dół. Dziewczyna go nawet nie zatrzymywała, najwyraźniej dla niej liczyły się pieniądze, a na rozliczenie przyjdzie pora. Skoro górę Gopnik już zwiedził, teraz postanowił przetrzepać parter. W ten oto sposób trafił do garażu. Oczywiście w swojej ciekawości nie mógł nie spróbować odchylić płótna kryjącego bryłę przypominającą...
- Oj blin, ale zajebis Łada! - wykrzyknął sam do siebie ucieszony. "Ładą" był kabriolet - Mazda MX-5, jednak Kapelut w Matuszce Rassiji takich aut nie zaznał. Przytomnie wyciągnął kluczyki z kieszeni spodni i zaczął się nimi bawić - w tym pilotem. Najpierw otworzył drzwi garażu, które następnie zamknął i znowu otworzył, gubiąc się w przyciskach pilota. Ta niesamowita technologia przysparzała Kapelutowi sporo problemów. W końcu usłyszał charakterystyczny dźwięk otwieranego centralnego zamka. To dla Ruska oznaczało nic innego, jak zaproszenie do wnętrza auta...



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group